Podróż autostopem do Budapesztu – 5 zł, nocleg w Budapeszcie – free, wspomnienia bezcenne! Jak to zrobić? Nic trudnego – na początek warto przeczytać ten tekst.

Najważniejszy jest plan. Zaczęło się od prostej wymiany zdań.
– Kamila, chcesz ze mną jechać stopem do Budapesztu?
– Kiedy?
– W poniedziałek
– Na jak długo?
– Na 3, może 4 dni
– Hmm, dobra!

Tak zaczęła się rozmowa z Kamilą, moją współtowarzyszką kolejnej wyprawy autostopem. Inspiracją był CouchSurfing.com – nie tylko internetowy portal, ale w zasadzie sposób na podróże i zwiedzanie świata. Jeśli lubisz alternatywne zwiedzanie i noclegi za darmo, to jest to portal dla Ciebie. CouchSurfing daje przede wszystkim możliwość poznania kultury danego państwa od ludzi, którzy Cię goszczą. Dzięki temu można zobaczyć miejsca, których nigdy nie znajdzie się w żadnym przewodniku, a przy okazji poznać ludzi z każdego miejsca na ziemi, no może prawie z każdego…

Ale nie o tym teraz mowa. W te wakacje poznałam przez CS pewnego Węgra – Andrása z Budapesztu, którego miałam przyjemność gościć, gdy mieszkałam chwilowo w Warszawie. To zaowocowało zaproszeniem na rewizytę plus zwiedzeniem stolicy Węgier i pomysłem na kolejną wyprawę stopem w nieznane.

Autostop, dalej hop!

Ponieważ jestem wielką zwolenniczką jazdy akurat tym środkiem lokomocji, od razu gdy tylko zaczęłam planować wyjazd pomyślałam, że inna opcja nie wchodzi w grę. Zresztą mój budżet studencki na coś innego by nie pozwalał, zwłaszcza, że była to końcówka wakacji. Niewiele się przygotowując, w zasadzie zabierając jedynie mapę Słowacji i Budapesztu z 1979 roku, gdzie główną ulicą była ulica Lenina, wyruszyłyśmy z Kamilą o 4 rano z mojej miejscowości – Czeladzi, by niecałe 12h później znaleźć się w Budapeszcie.

Miałyśmy to szczęście, że pierwszy stop, jaki złapałyśmy, okazał się ciężarówką do Bratysławy, a potem już z górki. Można powiedzieć, że sponsorem naszej podróży było CB radio. Dzięki niemu przesiadałyśmy się do kolejnych TIRów, żegnając się z jednym kierowcą, a mówiąc „dzień dobry” następnemu. Przez polski kanał na CB, dzięki któremu polscy kierowcy się kontaktują, dotarłyśmy do celu z rodakiem.

Dziwne sprawy na granicy

Etapem podróży, który najbardziej mnie zadziwił, była słowacko-węgierska granica, oczywiście przejście dla ciężarówek. Przywitały nas tony jednorazówek ze śmieciami zawieszonymi na płocie – to podobno normalne, że w XXI wieku, w Europie nie da się zamontować kontenera… (to tak na pocieszenie, że nie tylko w Polsce w niektórych miejscach dalej jak w PRLu ;)

Język migowy i mowa ciała

Około piętnastej wjeżdżałyśmy do Budapesztu, czterdziestotonowym TIRem, łamiąc przy okazji sporo zakazów i ograniczeń do dziewięciu ton – kolejny absurd nie do przeskoczenia. Wysiadłyśmy gdzieś na obrzeżach miasta, tam gdzie była baza naszego ostatniego kierowcy. Za pomocą jedynej komunistycznej mapy, która była w naszym posiadaniu, próbowałyśmy dociec gdzie tak na prawdę jesteśmy, pytając napotkanych ludzi i prosząc po angielsku o pomoc. Muszę zaznaczyć, że na węgierskich przedmieściach język angielski jest czymś tak orientalnym, jak chyba polski w Zimbabwe.

Pozostało nam jedynie pismo obrazkowe by porozumieć się z tubylcami i jakoś dotrzeć do centrum. Za każdym razem będąc za granicą utwierdzam się, że mowa ciała w pewnych okolicznościach jest po prostu nieodzowna. Tak było i w tym przypadku. W końcu udało nam się jakoś dogadać, złapać pożądany autobus, przesiąść się potem na metro, by za równowartość około pięciu złotych dostać się do centrum.

Od razu poszłyśmy do informacji i ku naszemu zdziwieniu można było tam dostać bezpłatne przewodniki i mapki po polsku, dzięki czemu mogłyśmy podziękować za współpracę naszej wiekowej mapie. Sprawdziłyśmy gdzie mamy się udać do mieszkania Andrása i wyruszyłyśmy dziarskim krokiem przez pesztańskie ulice w kierunku naszego zakwaterowania.

Most Wolności w optymistycznym zielonym kolorze. (Fot. Marta Markowska)

Most Wolności w optymistycznym zielonym kolorze. (Fot. Marta Markowska)

Pierwsze wrażenia w Budapeszcie

Osobiście Budapeszt po prostu mnie urzekł. Te ulice, mosty, stare budynki, w zasadzie cały ten klimat jest po prostu nie do opisania. My zwiedzanie zaczęłyśmy w dzień naszego przyjazdu, oczywiście by nie tracić czasu. András zaproponował spacer brzegiem Dunaju, a ponieważ zmęczenie i głód dawały się we znaki to zaprosił nas później na kolację w jego domu – to kolejny miły aspekt CouchSurfingu – ludzie, u których nocujesz są naprawdę dla Ciebie jak dobrzy znajomi, przynajmniej moje doświadczenia i moich znajomych na to wskazują.

Drugiego dnia nie miałyśmy już pomocy Andrása, ale za to wyposażone w jego wskazówki i szczegółowe opisy wszystkich najważniejszych miejsc oraz nowe mapy z punku informacyjnego, wyruszyłyśmy na podbój w kierunku budańskiej części miasta. Zaczęłyśmy od Mostu Wolności. Mnie spodobał się nie tylko jego optymistyczny zielony kolor, ale także fakt, iż można po prostu posiedzieć na jego konstrukcji bo jest tak nisko zawieszona.

Zielony most poprowadził nas ku Górze Gellérta, na której stoi swoistego rodzaju statua wolności. Jak się dowiedziałam od Andrása, niezbyt lubiana przez Węgrów, ponieważ jest dla nich tylko i wyłącznie radziecką spuścizną, nijak kojarzącą się z wolnością. Na wzgórzu stoi też Cytadela, spod której rozciąga się fantastyczna panorama całego miasta.

Następnie udałyśmy się w kierunku Zamku Budańskiego, zaliczanego do Światowego Dziedzictwa. Stamtąd poszłyśmy w kierunku Baszt Rybackich, gdzie można wydać równowartość ok. 5 zł tylko po to, by wejść 5 metrów wyżej niż inni i podziwiać panoramę Pesztu, tą samą, za którą sknery takie jak ja, nie wchodzące na Baszty, mogą kontemplować za darmo:)

Marta Markowska

Podróże są dla niej jak narkotyk - nie umie i nie chce przestać. Na co dzień dentystka, capoeirista i melomanka w jednym.

Komentarze: 3

Waldemar Wójcik 14 grudnia 2010 o 18:03

Świetny opis ,troche mało zdjęć.Całość jednak b. dobra. WW.

Odpowiedz

Ayutthay 15 marca 2012 o 17:41

Widzę że Budapeszt zaskoczył i pewnie zaskoczy jeszcze wiele osób. Zawsze wydawał mi się taki niepozorny. Po jego odwiedzeniu bardzo to miasto kojarzy mi się z Paryżem. Fajna relacja!

Odpowiedz

Beata 25 listopada 2012 o 17:39

Witam,chce pojechac do Budapesztu…czy możesz się odezwac i dac jakies wskazówki?? to moj numer gg 6982791.Pozdrawiam.Beata B.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.