Punktualność w czukockich wioskach, rzecz ulotna. Do czterech godzin to tutaj jeszcze nie spóźnienie. Ale jest wydarzenie, na które nikt się nie spóźnia i które rozpoczyna się dokładnie wtedy kiedy było zapowiedziane – to polowanie na wieloryby. Dlaczego? Dlatego, że wszystko pozostałe to marność i, jak tam mówią, „łapanie wiatru”. Tylko polowanie ma cel i sens w życiu mężczyzny, w życiu morskiego myśliwego.

W pół do szóstej rano wsiadamy w łódki i wyruszamy w morze polować na wieloryby. Pierwsza rzecz konieczna dla udanego polowania to pogoda. Przy silnym wietrze czy mgle myśliwi nie wypływają. Ale skoro tylko zalśniło słońce, a stan morza nie przekracza trójki, wychodzą na polowanie.

Dzisiaj jest dokładnie taki dzień. Cicho warczą motorami łódki wychodzące z rzeki w morze. Powiedzie się nam dziś, czy też nie?

Na polowanie wyrusza się w minimum trzech łódkach. Każda łódka to jedna brygada. Tym razem w morze wyszło pięć łódek, w każdej po dwie, trzy osoby. Kierują się z ujścia rzeki Lorinki na południową część zatoki Meczigmeńskiej, tam gdzie „pasą się” szare wieloryby.

Morze jak lustro, chcąc zobaczyć niebo patrzysz w dół. Pełny surrealizm.

Szukanie wieloryba

Pierwsza faza polowania to szukanie wieloryba. Myśliwi obserwują horyzont – gdzie pokaże się fontanna? Przepłynęliśmy już pięć kilometrów, a wielorybów na razie nie widać.

Niespodziewanie zaryczał silnik i łódką rzuciło gwałtownie w bok. Pojawiła się fontanna wody a obok dwie mniejsze. To matka z dwojgiem młodych. Zostawiamy ich w spokoju i płyniemy dalej. Kilka minut później na horyzoncie znów pojawiła się fontanna. Łódki jak charty na widok zająca gonią w stronę słupa wody.

Następna faza polowania: rzut harpunem

Trafić harpunem nie udaje się od razu. Po wynurzeniu i nabraniu powietrza wieloryb, na jakieś pięć do ośmiu minut, znika w morzu. Myśliwi po położeniu ciała potrafią określić kierunek w jakim będzie płynął pod wodą i cicho dryfują w tym kierunku. Bywa tak, że wieloryb oszukuje myśliwych i płynie w inną stronę, ale nie tym razem.

Niejeden raz udało się wielorybowi zanurzyć nietrafionym. Niejeden raz przepływał obok jakiejś łódki.

Harpunem trzeba rzucić „pewnie”. A „pewnie” oznacza, że trzeba podpłynąć do giganta na odległość nie większą niż trzy, cztery metry. Do harpuna, na linie, przywiązany jest pływak z dużych przemysłowych sieci rybackich. W przeszłości takie pływaki wykonywane były z całej skóry zdjętej z foki. Ważne jest to, by dobrze wetknąć pierwszy harpun, czy też „posadzić pierwszy pływak”.

Jeden z harpunników rzucił. Pierwszy harpun trafiony!

Pływaki potrzebne są by zmęczyć wieloryba i zmusić go do jak najczęstszego wynurzania się na powierzchnię. No i oczywiście pokazują, gdzie aktualnie znajduje się nasz cel.

Wieloryb znowu pokazał się na powierzchni i blisko niego przemieszcza się kolejna łódka i już trzeci pływak kręci się na wodzie. Jak tylko pojawia się głowa giganta, natychmiast wszystkie łódki z warczącymi motorami rwą z miejsca okrążając ofiarę jak wilki. Wieloryb nie ma szans.

Orki i ludzie

Te morskie giganty mają tylko dwóch naturalnych wrogów: orki i ludzi. Ci drudzy przejęli taktykę polowania od pierwszych. Ale w odróżnieniu od orek, które wyrywają wielorybowi język, myśliwi zabijają wieloryba z karabinów.

Nie należy myśleć, że wszystko odbywa się tak prosto. Wieloryb naprawdę nie ma szans ucieczki przed doświadczonymi myśliwymi, jednak polowanie na niego to nie strzelanie do tarczy na strzelnicy. Szary wieloryb to, oprócz kaszalota, najbardziej agresywny z wielorybów. Często wyskakuje z wody, kręcąc się wokół własnej osi, uderza ogonem i głową starając się wywrócić łódkę z myśliwymi.

Morski myśliwy na Czukotce to jeden z najniebezpieczniejszych zawodów. Każdego roku morze zabiera ludzi i każdego roku na ich miejsce pojawiają się nowi i polowania są kontynuowane.

Polowanie zakończone. Wieloryb leży nieruchomo w wodzie. Podciągają go do łódek. W sprzyjających warunkach wyjmują końcówki harpunów, obwiązują linami i holują do wsi.

Aktywna faza polowania trwa od trzydziestu minut do dwóch godzin. Wieloryb jest holowany do wioski czasem do cztery godzin.

Tłumaczenie i kontakt z autorem: Leszek Szałapak

Ciąg dalszy: Polowanie na Czukotce. Mają wieloryba

 

Evgeny Basov

Urodził się i wyrósł na Czukotce. Podróżnik, autor dwóch książek o Czukotce. Historyk z wykształcenia. Szef klubu podróżników Czukotki i młodzieżowego ruchu Strażnicy Czukotki. Żonaty, dwoje dzieci.

Komentarze: Bądź pierwsza/y