W krainie Manggarai życie płynie bardzo mozolnie. Zielone doliny, pola ryżowe i skąpane we mgle wierzchołki wznoszących się nad miastem Ruteng gór, tworzą spokojną i leniwą atmosferę. Po drodze suną busy wypełnione gitarowymi brzmieniami The Scorpions, omijając uśmiechniętych „pasterzy” wyprowadzających swoje bawole stadka na spacer.

Ale raz na trzy lata przychodzi okres, kiedy z okolicznych wiosek wydobywa się tumult odgłosów walki, splecionych z siarczystym dopingiem publiczności. Nadszedł czas na najbardziej rozpoznawalny element kultury ludu Manggarai, taniec wojenny Caci.

Biały jak przybysz z kosmosu

Planowo, miasto Ruteng miało być tylko krótkim przystankiem po drodze do Bajawy. Kręte, górskie drogi sprawiają, że po czterech godzinach jazdy w upchanym ludźmi busie, ma się kompletnie dość i najchętniej usiadłoby się w ciszy i spokoju, a te okolice wspaniale się do tego nadają.

Trafiłem do domu Jes’a, poznanego kilka dni temu na statku relacji Lombok – Flores. Kto jak kto, ale on musi wiedzieć co się dzieje w okolicy.

– Ty to masz szczęście! Święto odbywa się raz na trzy lata – powiedział Jes.

Jeszcze wczoraj nie miałem w planach żadnego rytuału, ale skoro coś odbywa się raz na tak długi czas, to nie ma się nad czym zastanawiać. Czym prędzej wsiedliśmy na skuter i ruszyliśmy do małej wioski Timung, schowanej gdzieś pośród pól ryżowych zachodniej części wyspy Flores w Indonezji.

Z okazji święta dało się zauważyć ogromne poruszenie, a do wioski ściągały tłumy, pozdrawiające mnie gromkim Hello mister! Chwilę później byłem już otoczony przez grupkę umorusanych dzieciaków, wlepiających wzrok w białą postać niczym w przybysza z kosmosu.

– Turyści tutaj w ogóle nie zaglądają, więc się nie dziw – dodał Jes.

Machnięciem ręki zostałem zaproszony do stolika przez Panów policjantów, raczących się lokalną wódką. Na służbie. Była to więc okazja, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym całym zamieszaniu, więc szable w dłoń i ognia! Z chwilą przełykania ryżowego specjału, przypomniał mi się polski weselny bimber. To na drugą nogę i opowiadaj Panie Władzo!

Walka, taniec i… wygłupy

Caci, słowo z lokalnego języka Manggarai można przetłumaczyć jako test zręczności, jeden za jeden. Według miejscowej legendy, brzmi to mniej więcej tak:

Dawno dawno temu, dwoje braci szło przez las prowadząc za sobą bawoła. Gdy jeden z nich spadł w dół, drugi wpadł w panikę, szukając sposobu na wyciągnięcie brata z tarapatów. Jako, że nic nie pomagało, nie zostało nic innego jak zabić bawoła i użyć jego skóry do wyciągnięcia nieszczęśnika. Wszystko dobrze się skończyło, a bracia stworzyli rytuał Caci aby uczcić współczucie i poświęcenie pomiędzy nimi.

Na sporych rozmiarów klepisko w centrum wioski, zaczęły nadciągać grupki ludzi w przebraniach przywodzących na myśl bardziej cyrkowców aniżeli wojowników. Jes dostrzegł moje skonsternowanie i wyjaśnił, że na cały rytuał Caci składa się walki, tańca i wygłupów. Mieszanka dosyć egzotyczna (przypadek?).

Walka indonezyjskich wojowników w trakcie rytuału i święta caci

Jedna z licznych walk na bicze. (Fot. Paweł Nowakowski)

W szeregu ustawiają się muskularni mężczyźni z odkrytym torsem, z przywiązanym powyżej spodni songketem (tradycyjną tkaniną). Kilku z nich nosi skórzane maski, ale zdecydowana większość doczepia do głowy rogi w pstrokatych kolorach, mające symbolizować siłę bawoła, który w Indonezji uważany jest za zwierzę silne i stanowi symbol bogactwa. Zawodnicy powoli wychodzą z szeregu, przebierając nogami, skaczą i wydają dziwaczne okrzyki w kierunku innych zawodników. Rozlega się odgłos dzwoneczków przywiązanych do bioder i kostek, co wzmaga doping publiczności czekającej na pierwszą walkę.

Atmosfera wydarzenia podsycana jest przez lokalnych muzyków, elementy indonezyjskiego gamelanu i bębnów wprowadzają bardzo hipnotyzującą nutę, do której tańcuje starszyzna wioski odziana w tradycyjny sposób. Multum wzorów i kolorów.

Na środek wychodzi jeden śmiałek dzierżący w ręce bicz zrobiony z bawolej skóry, a zaraz po nim drugi z ratanową tarczą, obciągniętą bawolą skórą, dodatkowo trzymając kij w kształcie łuku do obrony przed biczem.
Bicz z bawolej skóry trafiający w goły tors to z pewnością nie najmilsze uczucie, choć na twarzach wojowników promienieje uśmiech, tak jakby krwawiąca rana od bicza była prezentem od przyjaciela.

Zawodnicy muszą się zaprezentować z jak najlepszej strony. Pierwsze co, to sylwetka – nie ma tutaj miejsca na zwisający mięsień piwny, wojownik powinien być umięśniony, szybki i zwinny. Po drugie – obowiązuje zakaz ciosów w głowę, kto sobie pozwoli na taki zabieg, automatycznie wypada z gry. I po trzecie – widownię tworzą mieszkańcy kilku okolicznych wiosek, więc każdemu zawodnikowi zależy na pokazaniu się z jak najlepszej strony przed rodziną, płcią piękną i kolegami, którzy stchórzyli i nie stanęli do walki.

Bawół ofiarny - podróż przez Indonezję

Czasami w ofierze składa się bawoła. (Fot. Paweł Nowakowski)

Jako główny element kultury Manggarai, rytuał Caci to znaczące wydarzenie dla lokalnej ludności. Odbywa się w okresie Penti, czyli po zakończeniu starych zbiorów, ale przed rozpoczęciem kolejnych, od sierpnia do listopada. Krew spadająca na ziemię po uderzeniu bicza, stanowi ofiarę dla przodków, którzy będą chronić rodzinę i zapewnią obfite zbiory, oczywiście jeśli zostaną wystarczająco obdarowani. Niestety krew nie zawsze wystarcza do spełnienia klanowego obowiązku i czasami składa się w ofierze bawoła.

Lipiec 2013

Więcej zdjęć: Taniec wojenny Caci [FOTO]

Paweł Nowakowski

Kilka lat temu zaczął jeździć stopem, a niedawno wrócił z rocznej wypadu do Azji Płd-Wsch. Lubi pstrykać fotki, które mało kto ogląda i opowiadać sprośne kawały po indonezyjsku. Prowadzi bloga www.swiatapenetracja.pl.

Komentarze: (1)

japiszon 13 grudnia 2013 o 16:33

„życie płynie bardzo mozolnie” chyba słowo „mozolnie” nie pasuje za bardzo do kontekstu, ale to już uwaga do redakcji, która nie czyta tekstów i nie poprawia drobnych niezgrabności językowych.

Odpowiedz