Jak to jest z tymi plemionami
Pamiętam, jakby to było wczoraj, moją pierwszą wizytę w wiosce gdzieś na granicy Tajlandii i Laosu. Kontakt z ludźmi z plemienia, rozmowę z szefem wioski.
Ten jeden wyjazd, zwyczajna „objazdówka” całkowicie odmieniła mój sposób na podróżowanie. Szybko też przestało mnie bawić „wyczynowe podróżowanie”. Spędzałem coraz więcej czasu szukając historii plemion dalekiej Azji. Interesowało mnie ich pochodzenie, migracje oraz miejsca osiedleńcze. Zawsze na koniec zadawałem sobie pytania: gdzie są teraz?, jak żyją teraz i na ile ciągle pamiętają historię swoich przodków?
Z czasem pojawiły się pierwsze wyjazdy „z dreszczykiem”. Łapówki za pozwolenia pobytu na terenach zamkniętych. Nocna ucieczka z miasteczka i nielegalne przekroczenie granicy indyjsko-birmańskiej. Wszystko to aby dotrzeć do kolejnej wioski, kolejnego plemienia. Zamieszkać z nimi, zaskarbić sobie ich zaufanie i choć trochę poznać kulturę.
Tau’t Bato i legenda plemienia Tau’t Daram
O ludziach żyjących w gęstym lesie tropikalnym na wyspie Palawan dowiedziałem się podczas moich poprzednich wyjazdów na Filipiny. Zamieszkują dolinę Singnapan. Jeszcze do niedawna żyli niemalże w całkowitym odosobnieniu. Bieżąca woda czy elektryczność nie jest im potrzebna.
Największym problemem jest brak pożywienia oraz choroby tropikalne, które w tych rejonach zbierają wysokie żniwo.
Plemię otrzymało nazwę Tau’t Bato kilkadziesiąt lat temu od urzędników. Przybyli oni w te rejony aby na własne oczy zobaczyć ludzi mieszkających w jaskiniach. Tau’t Bato znaczy ludzie-kamień lub ludzie-skała.
O ludziach Tau’t Bato można napisać obszerny artykuł. Ciągle istnieje wiele niejasności związanych z ich pochodzeniem. Aktualnie szacuje się iż w dolinie Singnapan mieszka około stu ludzi z plemienia Tau’t Bato. To zaledwie kilkanaście domów. Rodziny są bardzo liczne. Nawet do dziesięciu dzieci w jednej rodzinie.
Nie posiadają pisma ani nie znają liczb. Starsi ludzie z plemienia nie wiedzą ile dokładnie mają lat. Rząd wydał dekret, aby wszyscy uczyli się podstaw liczenia tylko po to, aby prowadzić spis mieszkańców oraz określać wiek nowonarodzonych dzieci. Dla Tau’t Bato liczby są absolutnie nie zrozumiałe dlatego też wiek dziecka określa się na podstawie pór zasiewu.
Tau’t Bato liczebniki określają jako to tutaj moje, tam wiele, nie moje. Wiedza jest przekazywana przez najstarszych. W porze deszczowej, gdy rodziny spędzają czas w jaskiniach, starszyzna wieczorami przekazuje historie oraz legendy. Tak jak najbardziej znaną legendę o królu Ambilanie.
Rząd Filipin pomaga ludziom Tau’t Bato w walce z malarią przekazując im moskitiery. Ponadto raz w ciągu roku chaty są spryskiwane środkiem odstraszającym moskity. Żyjąc wśród Tau’t Bato nie spotkałem rodziny, która nie byłaby dotknięta malarią. Podczas mojej ostatniej wizyty w 2012 roku poznałem dziewięcioosobową rodzinę, w której była aż trójka gorączkujących dzieci. Jedno dziecko zmarło kilka lat temu.
W tym rejonach nie można lekceważyć malarii. Mimo zachowania wręcz „chorobliwej” ostrożności, czyli noszenia ubrań z długimi rękawami i nogawkami, zarówno rano jak i wieczorem, korzystaniem z najlepszych środków przeciwko owadom (95% DEET) czy spania pod moskitierą, pod którą gotowałem się z gorąca i tak bywałem pogryziony przez moskity.
Nigdy spośród moich wizyt Tau’t Bato nie udało mi się wyruszyć na poszukiwanie ludzi Tau’t Daram. Nawet mój przewodnik stwierdził, że nie ma szans aby poszedł ze mną. Opowiadanie o ludziach Daram w domu, w którym się mieszka jest zakazane.
Tau’t Daram można tłumaczyć jako Ludzie-wiele. Całe plemię mieszkało w jednym miejscu, najczęściej wokół wielkiego drzewa. Legenda o ludziach Daram pozostaje wciąż żywa na południu wyspy. I nie każdy chce o niej mówić. Czyżby ze względu na to, że Tau’t Daram praktykowali kanibalizm?
Na południu wyspy Palawan w pobliskich górach musi istnieć jakikolwiek dowód na istnienie tych ludzi. W 2012 roku podczas mego pobytu wśród Tau’t Batu odnalazłem starszą kobietę, której babka uciekła od Tou’t Daram. Rozmowy spełzły na niczym. Ten temat ciągle był dla mnie tabu.
Moi przyjaciele Łowcy Głów
Jedni z ostatnich żyjących Łowców Głów. Żyją spokojnie w rejonach, gdzie rzadko zaglądają turyści. Ze względu na zamieszki i demonstracje o podłożu niepodległościowym, by się tam dostać jeszcze do niedawna były wymagane specjalne pozwolenia. Nie zalecało się samodzielnych podróży w tamte rejony.
Mówimy o kraju Nagaland, czyli rejonie Indii południowo-wschodnich graniczącym z Birmą.
Na tych ziemiach żyją trzy grupy, które do niedawna zajmowały się procederem „odcinania głów” pokonanym wrogom (ostatnia ścięta głowa została 1976 roku). Te trzy plemiona to Konyak, Wancho i Nocte.
Typowy Łowca Głów charakteryzuje się wytatuowaną twarzą i torsem, ozdobami na szyi i nadgarstkach w kolorze pomarańczowym. Jest to oznaka odwagi i przynależności do danej grupy.
W dość dużych otworach płatków usznych można dostrzec baranie rogi (tylko u mężczyzn, kobiety noszą ozdobne, metalowe kolczyki). To co jeszcze mówi nam, że mamy do czynienia z prawdziwym „zabijaką” to naszyjnik z brązu symbolizujący małe główki. Przy tych główkach czasem można dostrzec kły tygrysa. Ilość główek tłumaczy ile „dusz” ma na koncie ów delikwent, a kły – ilość zabitych tygrysów.
I to wszystko czego dowiedzą się turyści, uczestnicy zorganizowanych wycieczek.
Nie dowiedzą się nic o pieśni szeptów ani o tym, że rząd Indii nakazał usunąć wszystkie doły gdzie od lat trzymane były czaszki wrogów (święte miejsca). Doły należy zakopać, a czaszki przenieść do nowo powstałego muzeum.
Lecz wystarczy mieć dobrego tłumacza i spędzić w Nagaland kilkanaście dni, aby poznać znacznie więcej. Aby posłuchać o nie tak bardzo dawnej historii. Pamiętam, kiedy jeden z mężczyzn z plemienia Konyak tłumaczył mi obrazowo skąd te tatuaże. Zakradł się od tyłu do mojego tłumacza. Chwycił go za głowę i odchylił ją do tyłu. Wykonał ruch odcinania głowy i po chwili pokazał na tatuaż na swojej twarzy. Później wykonał ten sam ruch ponownie i wskazał na tatuaż na swoim torsie.
– Aha, czyli każdy tatuaż to jedna głowa, plus te pięć na naszyjniku, czyli zabiłeś siedem osób w młodości. A te wszystkie maczety dao w chacie mężczyzn?
– Każde dao to jedna ścięta głowa.
Przy odrobinie szczęścia można posłuchać niesamowitej gry na wielkim bębnie. Tak kiedyś komunikowały się ze sobą wioski. Nocą zaś, kiedy ilość wypitego alkoholu zacznie buzować w głowach, można zobaczyć dumny taniec Łowców Głów, pijanych starszych panów…
Mentawai na pokaz
Maleńka indonezyjska wyspa na Oceanie Indyjskim na zachód od Sumatry nosi nazwę Siberut (tł. Szczurze Gniazdo). Na wyspie tej mieszka plemię Mentawai. Od kilku lat wyspa ta przeżywa prawdziwe oblężenie turystów. Nie tylko miłośników surfowania lecz także osób, którym nie straszne są marsze w błotnistym lesie i nudna codzienność życia w chacie szamanów.
Pierwsze kontakty z ludźmi z wyspy Siberut miały miejsce ponad sto lat temu. Otrzymali oni nazwę Mentawai co można tłumaczyć jako ludzi nieprzystosowanych.
Struktura chaty (uma) jest dość skomplikowana i podlega wielu restrykcjom (nie tylko dla turystów). Mężczyźni śpią razem. W innym pomieszczeniu śpią kobiety i dzieci. W jeszcze innym spożywa się posiłki. Dla turystów oraz gości przeznaczony jest taras (puto bongan).
Wszystkie przedmioty mają swoje określone miejsce w chacie. Nawet sztuka nie jest obca Mentawaiom (tj. takep – malowidła na skórze zwierząt).
Przeżycie w tropikalnym lesie wymaga od nich ustalenia ścisłych zasad. Kobiety, tak jak i mężczyźni, mają swoje obowiązki. Przykładowo połów ryb jest obowiązkiem kobiet, natomiast tylko mężczyźni mogą ściąć palmę sagowca.
Kontakt z „cywilizowanym” człowiekiem wywarł silne piętno na mieszkańcach lasów wyspy Siberut. Przeróżne organizacje powoływane przez rząd Indonezji wprowadzały swoje zmiany na wyspie. Rozpoczęto budowy rządowych domów oraz całych wiosek. W 1980 organizacja DEPSOS
rozpoczęła „przekonywanie” Mentawaiów o lepszym życiu w nowo powstałych osadach.
W 2013 podczas mojej ostatniej wizyty wśród Mentawaiów przeprowadziłem wywiad z jednym z szamnaów sikerei na temat przyszłości. Jego dzieci nie chciały już kultywować tradycji. Nie chcą mieszkać już w lesie. Jest coraz mniej nowych sikerei. A kiedy umrze ostatni sikerei umrą Mentawai…
Mentawai teraz to potężny biznes turystyczny. Biura podróży organizujące „ekstremalne” wyjazdy mają w swojej ofercie wizytę wśród plemienia Mentawai. Z tą różnicą, iż takie wizyty nierzadko są ustawione.
W okresie „turystycznym” rodziny przenoszą się do chat w lesie i wiodą życie takie jakiego oczekują turyści. Domy takich Mentawaiów często wyposażone są w agregat i telewizor. A samą chatę zamyka się na drzwi i kłódkę.
Jedynie ci bardziej dociekliwi turyści mogą doświadczyć miejsc gdzie nie ma talerzy i miękkich materacy. Gdzie chat nigdy się nie zamyka, bo tylko w takich chatach będą razem spali ludzie i duchy.
Ilu ich jeszcze zostało?
To zależy od kraju, w którym żyją. Nie każdy rząd obejmuje ochroną takie plemiona. Ludy wędrowne, które ponad wszystko umiłowały sobie wolność i niezależność cierpią najbardziej. Istnieje bardzo wiele aktualnych przykładów, gdzie grupy nomadów są przymuszane do osiadłego trybu życia na obrzeżach miast. A wraz z tym ich kultura zanika.
Ile osób wie, iż tak bardzo popularna wśród turystów odwiedzających Wietnam grupa Kwieciste Hmongi, jest semi-nomadami (i świetnymi łowcami)? Rząd Wietnamu ma duże problemy z poznaniem aktualnej liczby mieszkańców w danej wiosce.
Inne grupy w celach przetrwania mieszają się z pobliskimi plemionami.
Lecz istnieje kilkadziesiąt grup, których liczba to tylko kilka osób. Dotarcie do takich plemion stanowi nie lada wyzwanie i pociąga za sobą wysokie koszty. O takich grupach nie dowiecie się z przewodników, a informacje zawarte w internecie są szczątkowe.
Opisane tutaj plemiona są tylko maleńkim przykładem różnorodności kultur ludów Azji.
O ile mi wiadomo nie została jeszcze wydana żadna książka o Tau’t Bato. Ci ludzie nie posiadają pisma. Zatem jakie szanse są na to, iż ich kultura zostanie zachowana? Według organizacji zajmujących się grupa etnicznymi – niewielka.
Komentarze: Bądź pierwsza/y