Przeglądając Internet znajdziemy wiele informacji na temat religii na Kubie. Od Palo Monte, aż po tę najpowszechniejszą, jaką jest Santeria (inaczej Regla de Ocha, Regla Lucumi).

Jak czegoś nie wiesz zapytaj „wujka google”. Wujek prawdę Ci powie. Dowiemy się wtedy, że  Santeria jest najbardziej rozpowszechnioną religią na Kubie, a jej korzenie tkwią w tradycji nigeryjskiego plemienia Yoruba.

Że trafiła na wyspę razem z niewolnikami z Zachodniej Afryki. Że po zakazie kultywowania tradycji i religii pojawiło się w niej zjawisko synkretyzmu polegające na ukryciu afrykańskich bóstw pod postacią katolickich świętych.

Dowiemy się też, że Santeria opiera się na wierze w jednego boga o ogromnej sile i potędze – Olofi, który w kontaktach ze stworzonym przez siebie światem występuje pod postacią Orishas (panteon bóstw utożsamiany z katolickimi świętymi). I że przekazywana jest ustnie z pokolenia na pokolenie, a w związku z tym, że praktykowana jest w domach nie posiada żadnych budynków sakralnych.

Wszystko się zgadza, jednak na ile takie suche informacje są w stanie do nas dotrzeć? Ile z tego będziemy wiedzieli? Coś na pewno, ale nie ma nic lepszego niż przekonać się o wszystkim na własnej skórze.

Przed wyjazdem na Kubę nawet nie przyszło nam do głowy, że będziemy mieli szansę uczestniczyć  w jakichkolwiek obrzędach religijnych. Tak się jednak złożyło, że znaleźliśmy się we właściwym miejscu, o właściwym czasie.

Idąc ulicą w Hawanie słyszymy głośne dźwięki bębnów. Zastanawiamy się skąd dochodzi muzyka. Widzimy otwarte drzwi i grupę ludzi w środku. Podchodzimy bliżej z dystansem i zaciekawieniem.

Zapraszają nas do domu. Do końca nie wiemy co się dzieje. Polewają nasze ręce wodą z mydłem i wskazują na ołtarzyk. I co my niby mamy zrobić? Nie wiedząc jak się zachować prosimy jedną z obecnych tam osób o pomoc. Kobieta podchodzi do nas i wyraźnymi ruchami zaczyna odganiać złe moce, dając nam jednocześnie do zrozumienia, że powinniśmy uczynić to samo.

Zagryzaliśmy wargi tłumiąc śmiech, jednocześnie czując wewnątrz delikatny niepokój. W tym samym czasie na środku pokoju inna Kubanka prezentowała taniec, wodząc dookoła nieobecnym wzrokiem. Jej ruchy wskazywały, że jest w jakimś transie.

W kącie czaił się mężczyzna, trzymający w rękach żywego koguta. Kolejna osoba napełniała usta rumem po czym pluła nim na wszystkie strony. Reszta uczestników spotkania kołysała się i wystukiwała rytm.

To pierwsze doświadczenie po kilku dniach pobytu na Kubie utkwiło nam bardzo w pamięci. Drugie postawiło wielki znak zapytania nad tym, co do tej pory gdzieś usłyszeliśmy. Po przyjeździe do Trynidadu mieliśmy powtórkę z Hawany w wersji light.

Tak jak za pierwszym razem przyciągnęły nas głośne dźwięki bębnów. Zatrzymaliśmy się, zajrzeliśmy przez okno. Ktoś nas dostrzegł i wprowadził do środka.  Jeszcze raz woda z mydłem (tym razem bez konieczności odganiania złych duchów). Widzimy, że coś się dzieje na tyłach domu jednak nie mamy śmiałości tam podejść. Głośne krzyki dodatkowo pobudzają naszą wyobraźnię. W głowie natłok myśli. Czekamy chwilę, szukamy kogoś kto mógłby nam co nieco wyjaśnić. Staruszka stojąca obok nie wykazuje zbytniej chęci dzielenia się jakimikolwiek informacjami na temat tego co tam się dzieje.

Po dziesięciu minutach wszyscy wracają do głównego pokoju.  Bębny już są w użyciu, na środku pojawia się mężczyzna tańczący zgodnie z ruchami charakterystycznymi dla boga Eleggua, opiekuna dróg i podróżnych, pośrednika między ludźmi a Orishas, któremu oddaje się hołd na początku każdej ceremonii.

Stoimy z boku, obserwujemy rozwój sytuacji. Wszystko jest dla nas obce i dzikie. Niektórzy namawiają nas do robienia zdjęć, inni wręcz tego zakazują, pewien mężczyzna wyciąga nas do tańca, inni patrzą  jakbyśmy bezcześcili coś bardzo ważnego. Teraz już nic z tego nie rozumiemy.

Jakie znaczenie dla Kubańczyków ma religia? Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim muzyka i taniec? Przez 30 dni podróży po Kubie nieraz zadawaliśmy te pytania miejscowym. Muzyka i taniec to, zwłaszcza na Kubie, najprostsza forma wyrażania emocji. Stąd też gra na świętych bębnach bata (pochodzące z nigeryjskiego plemienia Yoruba dwumembranowe  instrumenty o kształcie klepsydry), śpiew oraz taniec są wyrazem czci dla Orishas. Umożliwiają także komunikację ze światem bogów.

W tańcu widać wszystkie emocje jak u widocznego tu boga wojny Oguna.

Ogun – bóg wojny i żelaza ze swoim atrybutem w postaci maczety. (Fot. Barbara Kur)

Każdy wyznawca Santerii ma swojego patrona wyróżniającego się określonymi zasadami, kolorem, tańcem, znakami czy posiłkiem. Oto kilka przykładów.

  • Eleggua jest władcą bram pomiędzy światem fizycznym a duchowym. Przedstawiany jest jako dziecko, w kolorach białym i czarnym lub czerwonym i czarnym.
  • Chango – bóg ognia, bogactwa,wojny i zabawy  powiązany jest ze Święta Barbarą. Z opowiadań wynika, że to właśnie Chango jest najczęstszym patronem kubańskich mężczyzn.
  • Yemaya to bogini słonych wód, litościwa matka większości Orishas. Patronka matek, ciężarnych kobiet, rybaków i marynarzy. Niebieski i biały są charakterystycznymi dla niej barwami, natomiast katolickim odpowiednikiem jest  Matka Boska z Regli.
  • Babalu Aye  znany m.in. jako Omolu, Obaluaye i Sakpata. Bóg uzdrowiciel utożsamiany ze św. Łazarzem. Odpowiedzialny za wszelkie choroby i chorych. Przedstawiany jako kaleka chodzący o kulach.
  • Ogun – bóg wojny, żelaza, pracy fizycznej, polityki i przemysłu. odpowiednik Świętego Piotra. Występuje w kolorach zieleni i czerni z atrybutem w postaci maczety.
  • Oshun  – jedna z najmłodszych bogiń, patronka słodkich płynących wód. Kojarzona z pięknem i miłością. Bogini seksualności, sztuki i kultury w żółtych i złotych barwach. Utożsamiana z patronką Kuby Matką Boską z La Caridad del Cobre.

Po trzydziestu dniach spędzonych na Kubie rozumiemy nieco więcej. Wiemy, że religia stanowi ważną część życia większości Kubańczyków.  W całej Hawanie spotkać można osoby ubrane w charakterystyczny biały strój i korale odpowiadające kolorystycznie przynależnemu mu Orisha. Jednak pomimo tego, że na każdym kroku można spotkać ludzi, zobaczyć symbole, wziąć udział w pokazach przedstawiających muzykę i taniec Santerii nigdy jednak tak do końca nie będziemy w stanie zgłębić całej wiedzy o Regla Lucumi.

Będąc na Kubie warto się jednak zatrzymać i rozejrzeć dookoła. Być może wtedy dostrzeżemy nieco więcej, niż dowiedzielibyśmy się z książek czy internetu. Być może usłyszymy dźwięki, które zaprowadzą nas właśnie na jeden z rytualnych obrzędów Santerii. Jedno jest pewne. Tego co obce i nieznane nie należy się bać, ale przyjmować z zaciekawieniem, rozwagą i dużą dawką tolerancji. Tylko w ten sposób będziemy w stanie poznać „inny świat”.

Sylwia Pankowska

Otwarta na świat i nowe wyzwania, amatorka salsy i kultury kubańskiej.

Komentarze: 3

Agata Ef 20 lutego 2013 o 21:14

umarłam z zazdrości <3 pozdro!

Odpowiedz

A. 10 maja 2016 o 14:48

Czy można w języku polskim przeczytać jakieś książki o religii na Kubie/o Santerii?

Odpowiedz

    M. 20 kwietnia 2017 o 21:12

    O religii znam tylko ,,Fidel i religia”, to książka napisana w formie dialogu, dla osób interesujących się religią jest ciekawa. Ja wykorzystałam ją do pracy dyplomowej.
    P.S. Dziękuje Sylwia za artykuł, również czerpałam z niego wiedzę do mojej pracy.

    Odpowiedz