W podróżach jednymi z najmilszych momentów są spotkania ze zwierzętami. Na mojej drodze spotkałam ich już bardzo wiele: słonie w Nepalu, Kambodży i Tajlandii, pandy wielkie i czerwone w Chinach, barwni mieszkańcy raf koralowych, nieprzebrane stada małp, lamy, alpaki i wigonie w Ameryce Południowej i moje najukochańsze koty, które są pod każdą szerokością geograficzną. Ale najbardziej wyczekiwanym spotkaniem było to z koalą. Marzyłam o tym od dzieciństwa.

Wizyta w Featherdale Wildlife Park na obrzeżach Sydney to wyjście na cały dzień. Park nie jest duży, ale wybiegi dla zwierząt są bardzo blisko siebie. Co więcej, zwierzaków jest sporo, trudno skupić się na jednym gatunku. Tu białe kakadu z zielonym irokezem, tam senny wombat. Koali nie trzeba szukać, bo prowadzi do nich główna ścieżka, na której leniwie wylegują się kangury, a walabie z ciekawością podchodzą do dwunożnych gości.

Koale są zagrożone wyginięciem, zaś Featherdale Wildlife Park jest jednym z miejsc, w którym ratuje się populację tych zwierząt – tutaj rodzą się kolejne okazy i tutaj zostają na zawsze. Park jest ich domem, opiekunami – pracownicy, którzy bez trwogi noszą koale jakby były ludzkimi dziećmi. A niemisie się nie buntują; opadają na ramiona opiekuna i pozwalają się z powrotem zawiesić na eukaliptusie.

Niemisie

Koale nie są misiami, choć jak misie wyglądają. Nieduże puchate, popielate stworzonka to torbacze – po narodzinach kilka miesięcy spędzają w torbie na brzuchu mamy, a dopiero potem wychodzą. Nie są jednak w pełni samodzielne – pozostają przyczepione do pleców samicy przez dość długi czas. Malutki koala to słodycz nad słodyczami, ale w internecie można znaleźć zdjęcie mokrej koali – taki nie jest ani miły, ani fajny. Jest straszny i brzydki. Choć może to tylko fotoszop.

W Featherdale Wildlife Park można dotknąć koali. Nie chodzi o branie ich na ręce, bo to zbyt ryzykowne, i dla niemisia, i dla człowieka, który nie zna obyczajów tych zwierzątek. Wykwalifikowany pracownik parku wybiera niemisia, takiego, którego dobrze zna i który może zaufać opiekunowi. Koalę mocuje się na specjalnie przygotowanym drzewku, zaś w przyczepioną do tego drzewka rurkę wkłada się świeże liście eukaliptusa. Niemiś wpada w ekstazę i natychmiast zabiera się do jedzenia. Tak było z „moją” koalą.

Podeszłam, najpierw delikatnie dotknęłam, potem leciuteńko zanurzyłam dłoń głębiej. Jak słoń! Dotykanie słonia to ogromne przeżycie, bo najpierw jest rzadka, szorstka sierść a potem delikatna skóra. Podobnie u koali – sztywne jasne kosmyki i delikatny miąższ futerka umieszczonego pod spodem. Głaskać można tylko po plecach i łapkach. Głowy dotykać nie wolno. Ale czy mój niemiś w ogóle wiedział, że ktoś go dotyka i że ktoś czekał na to niezwykłe spotkanie całe życie? Sądzę, że nie. Eukaliptus zrobił swoje – koala zajął się wcinaniem, raz po raz strzygąc uszkami, które puchatą końcówką omiatały mój policzek.

W Featherdale Wildlife Park koali jest kilkadziesiąt. Przeważnie śpią, zwisając z niewyksokich drzew eukaliptusa. W skwarze australijskiego lata lepiej pospać w dzień – koale, wsparte gałęziami eukaliptusa, śpią, a łapki wiszą bezwolnie. O czym śni niemiś w upalne popołudnie?

Puchatki na wymarciu

Obecnie koale są objęte ścisłą ochroną w prawie całej Australii. Wyjątkiem są stany Wiktoria i Południowa Australia, bo tam, według oficjalnych danych, niemisiów jest za dużo. Wszędzie indziej, gdzie występują te miłe stworzonka, państwo stara się zapewnić im spokój i warunki do rozmnażania.

W latach dwudziestych zeszłego wieku koale często padały ofiarą masowych polowań. Ich futro – szare, czasem brązowawe, rzadko białe, stało się opłacalnym dobrem eksportowym, który świetnie sprzedawał się za granicą, szczególnie w Europie i USA. Postęp również wcale nie okazał się dobry dla koali, przyzwyczajonych do życia na drzewach, z możliwością (w razie potrzeby) swobodnego przemieszczania się między z jednego eukaliptusa na inny.

Urbanizacja i rozwój australijskich aglomeracji wypędziły niemisie z ich naturalnego habitatu. Zagrożeniem są dla nich drogi i autostrady. Koala przechodząca przez jezdnię nie ma szans na przeżycie w starciu pojazdem (podobnie jest z kangurami; one również giną na drogach, ale jest ich bardzo dużo i już dawno temu zostały uznane za szkodniki). Z kangurów robi się pamiątki dla turystów, również często lądują na talerzach w formie steków. Niemisie natomiast objęto ochroną w prawie całej krainie Oz. W Australii powstają stowarzyszenia i fundacje, których celem jest ochrona koali i edukowanie mieszkańców w zakresie zachowań i trybu życia tych zwierząt.

Koala zawieszona na drzewie w czyimś ogrodzie nie jest powodem do zdziwienia, ale jest to coraz rzadziej spotykany widok. Koale trwają dzięki m.in. takim miejscom, jak Featherdale Wildlife Park w Sydney, w którym żyją kangury, walabie, kolczatki, wombaty, kakadu, psy dingo czy emu.

Koala lifestyle

Koale prowadzą nadrzewny tryb życia, żywią się liśćmi eukaliptusa i ogólnie są dość ospałe. Sen zajmuje im średnio dwadzieścia dwie godziny na dobę. Resztę czasu przeznaczają na nieśpieszne kontemplowanie otaczającej przyrody. Spojrzą w prawo, popatrzą w lewo, spod półprzymkniętych powiek ledwie widać błyszczące kulki czarnych ślepi. I nic je nie obchodzi. Niemisie żyją sobie na luzie.

Na jednym drzewie potrafią spędzić całe życie. Zmieniają je, kiedy np. zabraknie im pożywienia. Zdarza się, że na ziemię schodzą tylko kilka razy. W naturalnym środowisku trudno je wypatrzeć, bo kryją się wysoko w gałęziach. W Australii jest tylko kilka miejsc, gdzie można podziwiać je w dziczy i z bliska. Tam, niestety, nie dotarłam.

W jednym z niemisiowych wybiegów zauważyłam poruszenie. Jedna z trzech koali na drzewie nie siedziała. Była “na dole”, bardzo zainteresowana zarówno tymi, którzy przyszli ją obejrzeć, jak i tym, żeby obudzić kolegów. Kręciła się, wchodziła na drzewka, budziła pozostałe niemisie i z powrotem schodziła na dół. Wariat? Odmieniec? Czy może w szoku, że za wcześnie się obudziła?

Spotkanie z koalą to przeżycie, którego życzę każdemu, kto zjawi się w Australii.

Ania Dąbrowska

Trochę tłumaczka, trochę dziennikarka, trochę włóczykij. Z plecakiem w ponad 40 krajach na 4 kontynentach. Kolekcjonuje noce w niezwykłych miejscach i baśnie z całego świata, szczególnie te wschodnie. Matka Polka wszystkich kotów. Motocyklistka. Autorka książeczki dla dzieci "Podobno koty żyją dziewięć razy".

Komentarze: Bądź pierwsza/y