Usiądź wygodnie. Opowiem Ci o miejscu odciętym od świata, w którym czas dawno się zatrzymał. Plaży o brązowych piaskach, na której rządzą żółwie.

Plaża Chacocente. Nikaragua

Chacocente. (Fot. Jakub Urzoń)

Marena (hiszp. El Ministerio del Ambiente y los Recursos Naturales), Ministerstwo Środowiska i Surowców Naturalnych. Piątek. Ósma trzydzieści. Plecaki, siatki z jedzeniem, butelki z wodą. Banalny początek. Podjeżdża szara toyota, wysokie zawieszenie. W drzwiach pojawia się otyły mężczyzna – trapery, kremowe szorty, na głowie wojskowe sombrero na nosie prostokątne okulary – Jefrey, ogromny człowiek o jeszcze większym sercu.

– ¿Todos listos? Vamos! Wszystko gotowe? Więc chodźmy!

* * * * *

Nikaragua, narodziny żółwi

Żółwie godzinę po narodzinach. (Fot. Jakub Urzoń)

Nikaragua. Chacocente. Nie więcej niż osiemdziesiąt kilometrów od Jinotepe, stolicy regionu Carazo. Mijamy ostatnie miasteczko na trasie: Santa Teresa. Odbicie w lewo. Kamienie, ubita ziemia, warkot silnika i my szczelnie ściśnięci na tylnej kanapie. To niewiarygodne jak zmienia się krajobraz, a z nim rzeczywistość, tam gdzie kończy się asfalt. Czas się zatrzymał. Krajobrazy jak z XIX wieku. Cegła, dachówka, gdzieniegdzie deski owinięte czarną folią. Przed domami gliniane piece do wypieku chleba, nieco dalej wśród drzew postawione wychodki.

Mijamy ludzi, którzy przemieszają się na koniach, kurczaki, świnie i krowy przechadzają się radośnie. Kilkakrotnie przejeżdżamy przez wyschniętą rzekę i ubite kamienie w miejscach gdzie zbiera się woda. Ogromny Catterpillar pracuje by nieco ulepszyć jakość przyszłych podróży. Jefrey nie czaruje, jeżeli zacznie padać deszcz będziemy odcięci, bez możliwości powrotu do czasu aż przeschnie droga.

Dojeżdżamy do ośrodka. Pięć nowych budynków wybudowanych na kamiennych palach. Stołówka – kuchnia, budynek żołnierzy, biuro Mareny, dwa mniejsze dla turystów i wolontariuszy. Wokół suchy las. Spieczona słońcem ziemia. Efekty suszy. Państwo sfinansowało ośrodek by dumnie opiekował się rezerwatem żółwi. Ktoś tylko zapomniał, że nie wystarczy zbudować – potrzebne są jeszcze pieniądze na utrzymanie, których teraz brakuje. Nie ma więc bieżącej wody, bo wyschła studnia, a brakuje pieniędzy by ją pogłębić. Ośrodek utrzymuje się dzięki pomocy międzynarodowej fundacji Flora & Fauna. Z dofinansowania udało się także stworzyć miejsca pracy mieszkańcom okolicznych społeczności przy monitorowaniu plaży. Jest prąd, ale tylko dzięki zainstalowanym panelom solarnym. Ludzie mieszkający w pobliżu ciągle nie znają tego szczęścia.

* * * * *

Zaczynamy od krótkiego szkolenia. Zostajemy podzieleni na dwie grupy. Naszym zadaniem będzie monitorowanie plaży. Strzeżonych jest tysiąc pięćset metrów, podzielone na piętnaście odcinków po sto metrów każdy. Żółw morski, gatunek, który pamięta dinozaury, jest zagrożony wyginięciem. Do naturalnych drapieżników, rekinów i sępów, dołączył jeszcze jeden, ten najgroźniejszy – człowiek.

Nad Atlantykiem ludzie wykradają żółwie jajka. Na Karaibach zjada się także żółwie mięso, a żeby mięso było świeże, przewraca się żółwia na skorupę i tak, do góry nogami, przetrzymuje całymi tygodniami. Można wykorzystać też skorupę, stworzyć biżuterię, bransolety, pierścionki i naszyjniki.

Oburzenie? A może to ludzie pozbawieni perspektyw, bez żadnej alternatywy. Dwa gatunki – człowiek i żółw – zmuszone do brutalnej walki o przetrwanie.

* * * * *

Naszym zadaniem będzie monitorowanie plaży, od zmierzchu do świtu, na dwie zmiany, po sześć godzin. Pierwsza grupa zaczyna o godz. 18, kończy o 24. Druga rozpoczyna o północy i czuwać będzie do świtu.

O zachodzie słońca udajemy się na plażę. Dostajemy w przydziale skrajny rejon numer 14, a jeżeli pojawią się żółwie to mamy zaglądać też na piętnastkę. Towarzyszy mi Norvin, pokaże co i jak.

Zapada zmrok. Migają światła latarek. Pierwszy kontakt z żółwiem. Jest ogromny dumnie posuwa się w stronę morza. Przypominam sobie: jest tylko siedem takich plaż na świecie więc uczestniczę w cudzie. Staram się jak najmocniej zapamiętać ten moment, ulotną chwilę, która może się więcej nie powtórzyć.

Z upływem czasu na naszym odcinku pojawia się coraz więcej żółwi. Liczymy. Znaczymy białą farbą te, które złożyły jajka. Niebo tej nocy jest bezchmurne. Mleczna droga jeszcze nigdy nie była tak jasna. Wybija północ. Zaglądam w protokół. Tej nocy na naszym stumetrowym odcinku w ciągu sześciu godzin pojawiło się ich dokładnie dziewięćdziesiąt sześć.

Wolontariat w Nikaragui

Worki życia. (Fot. Jakub Urzoń)

* * * * *

Dzień. Pływamy w oceanie. Wylegujemy się w hamakach. Błogą cisze zakłócają żołnierze, których budynek znajduje się tuż obok. Wracamy w nocy, krzyczą i śpiewają. Budzimy się, krzyczą i śpiewają. Wygląda na to, że mamy jeszcze jedną atrakcję – najmniej zdyscyplinowaną jednostkę świata.

* * * * *

Drugiej nocy monitorujemy plażę od północy do wschodu słońca. Pada deszcz. Tylko dwadzieścia nowych gniazd.

Rozmawiam z Norvinem. Pytania z serii tych podstawowych, rodzina, szkoła, praca, kobiety. Norvin na plaży pracuje od dwóch miesięcy. Mieszka całkiem niedaleko. Dociera na miejsce w dwie godziny pieszo. W ciągu miesiąca zarobi sto pięćdziesiąt dolarów. Ma dwadzieścia trzy lata i ósemkę rodzeństwa z dwóch różnych małżeństw rodziców. Edukację skończył na poziomie podstawowym. Nie dlatego, że nie chciał iść dalej. Do gimnazjum musiałby dojeżdżać dwie godziny dziennie w jedną stronę autobusem. Wcale nie chodzi o to, że to daleko. Po prostu zabrakło środków.

Norvin niedawno zerwał z dziewczyną, z którą spędził dwa lata. Wyjechała do Kostaryki, podobno tam żyje się lepiej. Zgadzamy się, że brak kobiet to też brak problemów i że do niektórych lepiej nie wracać. Opowiadam też o Polsce, o zimie, cenach, zarobkach. Próbuję też wytłumaczyć żołnierzom gdzie dokładanie jest Polska. Tylko jak wytłumaczyć komuś kto, wygląda na to, że  nigdy nie widział mapy świata. Zgadzamy się zatem, że skoro stąd do Stanów to jakieś trzy godziny samolotem, a moja podróż trwała godzin dwadzieścia cztery, to jestem z bardzo daleka.

* * * * *

Nikaragua - żółw składający jaja

Tortuga składająca jaja. (Fot. Jakub Urzoń)

Trzeciej, ostatniej nocy, żółwie nie pojawiały się wcale. Zmęczony już prawie przysypiam skulony na piasku. Wtedy woła mnie Norvin. Na plaży pojawiła się ona – tortuga torra. Największy żółw świata. Na plaży Chacocente nie pojawia się praktycznie wcale. Kolejny mały cud.

Ma porośniętą skorupę, wygląda na to, że jest już bardzo stara. Rozrzuca piasek dokoła. Norvin zabiera jajka do worka, dokładnie takiego jak na ziemniaki. Marena, by zwiększyć szanse przetrwania żółwi, część jajek zabiera do swojej siedziby, opisuje dokładnie ilość, dzień złożenia i prawdopodobną datę wyklucia. Żółwie na świat przychodzą w workach, o zachodzie słońca zwraca się im wolność.

Towarzyszymy naszej tortudze w drodze powrotnej do oceanu. Mówi się, że żółwie płaczą. Być może płaczą bo wracają do miejsca, w którym się urodziły. A może dlatego, że ta podróż może być ostatnią podróżą ich życia.

Nie płacz więcej tortuga. Chłopcy z latarkami, żołnierze z karabinami pilnują twoich jajek.

 

Jakub Urzoń

Marzyciel, podróżnik, zakochany w Ameryce Łacińskiej. Przyszły tłumacz języka hiszpańskiego. Obecnie mieszka w Diriambii (Nikaragui) gdzie pracuje jako wolontariusz w ramach projektu The Other Way. Autor bloga Kuba w Krainie Wulkanów.

Ostatnie posty

Komentarze: Bądź pierwsza/y