Jak zorganizować pokaz zdjęć z podróży?
Jak zorganizować pokaz zdjęć z podróży w Twoim klubie / dzielnicy / mieście / miasteczku i sprawić, by ludzie chętnie przyszli na niego? Co zrobić by był udany?
W pierwszej części opisałem jak stworzyć dobry pokaz zdjęć z własnej podróży. Dziś ciąg dalszy tego mini-poradnika, adresowany do tych, którzy takie pokazy organizują.
Chcesz zrobić coś ciekawego w Twoim smutnym mieście? Pokazać sąsiadom jak inaczej można żyć? Jeśli wszystkim w okolicy znudził się już lokalny zespół pieśni i tańca, spróbuj zainspirować innych podróżą. Dla wielu osób, które z różnych powodów nie mogą wyjechać, takie spotkanie będzie oknem na świat. Dla tych, którzy mogą, ale się boją – zachętą do spróbowania. Fajny pokaz powinien być: ciekawy, przeprowadzony w przyjaznym i klimatycznym miejscu, przez fajnego człowieka, wśród fajnej widowni. Powinien podobać się przede wszystkim widzom, ale także gospodarzom Twojego miejsca, Tobie i prelegentowi. Jak to osiągnąć?
Wpadasz na pomysł, by zorganizować w okolicy spotkanie z kimś, kto podróżuje. I od razu pojawiają się pytania:
- czy to wypali?
- czy znajdziesz odpowiednie miejsce?
- i czy kogoś takie wydarzenie w ogóle zainteresuje?
Zanim pokaz się uda musisz zaplanować kilka rzeczy
Publiczność. Kogo chcesz zaprosić jako słuchaczy? Czy w Twojej okolicy znajdzie się ktoś zainteresowany? Zazwyczaj trudno odpowiedzieć na to pytanie dopóki się nie spróbuje. Nawet jeśli wydaje Ci się, że miejscowa społeczność jest apatyczna i zniechęcona do wszelkich inicjatyw, spróbuj. Może się okazać, że to właśnie Twoje wydarzenie okaże się lokalnym hitem.
Pokazy i imprezy podróżnicze w Polsce wyrastają od kilku lat jak grzyby po deszczu. Zanim zaczniesz organizować własną sprawdź, czy w Twojej okolicy nie dzieje się coś podobnego. Jeśli nie – jest szansa, że uda Ci się przyciągnąć grono zainteresowanych.
Miejsce. O moich przygodach opowiadałem w wielu miejscach. Były wśród nich wielkie sale, kameralne kina i teatry, aule uniwersytetów, domy kultury, puby, kluby i kawiarnie, schroniska górskie. Nawet podwórze pod gołym niebem i zapuszczony squat. Wszędzie tam, gdzie znaleźli się chętni, by słuchać i oglądać.
Szukając miejsca możesz zacząć od najbliższej placówki. Może miejski lub dzielnicowy dom kultury? A może właściciel pobliskiej knajpy jest żeglarzem lub taternikiem? Spotkaj się z nim i opowiedz mu o swoim pomyśle. Jeśli się zgodzi, zaproponuj pomoc w zorganizowaniu wydarzenia. Pokaż, jakie korzyści może mu ono przynieść. Szef klubu może liczyć na wysoką frekwencję i większe obroty tego wieczoru. Dyrektor domu kultury będzie mógł wykazać w rocznym sprawozdaniu wydarzenie, które „zorganizował”. I tak dalej.
Nie ma natomiast znaczenia czy mieszkasz w dużym czy małym mieście. Wielka metropolia to tysiące zainteresowanych, ale także więcej wydarzeń, jakie każdego wieczoru się dzieją. Mała miejscowość to mniejsza szansa, że nałożą się na siebie dwie imprezy. W półtoramilionowej Warszawie zdarzyło mi się prowadzić pokaz dla dwudziestu osób, a jakiś czas później, w dwudziestotysięcznym mieście, dla stupięćdziesięcioosobowej sali.
Dzień. Wiele zależy od miejsca i zwyczajów w Twojej okolicy. Najlepsze dni to zazwyczaj środek tygodnia, kiedy większość z nas ma wolne popołudnia. Poniedziałek może być, choć wiele osób jest wtedy zaaferowanych sprawami zaczynającego się właśnie tygodnia. Piątek i sobota zdecydowanie nie, wiele osób jest wtedy poza domem lub na imprezach. Niedziela to powrót z weekendu do domów oraz wieczorne wyjście do kościoła, również nie najlepszy termin. Ważne, aby w tym dniu nie wypadało żadne święto, ani inna impreza.
Godzina. Najlepiej rozpocząć tak, by każdy zainteresowany zdążył po szkole lub pracy, ale by sam pokaz nie przeciągnął się do późna w nocy. 18-19 jest najlepsza.
Wiesz gdzie i kiedy. Być może najważniejszym pytaniem jest jednak: z kim?
Jak znaleźć dobrego prelegenta? Fakt, że czyjeś nazwisko jest znane i medialne nie zawsze daje gwarancje udanej imprezy. Najbardziej znani podróżnicy, alpiniści czy żeglarze niekoniecznie mają największy dar opowiadania. Niekoniecznie też będą umieli najlepiej nawiązać kontakt z widzami.
Jak znaleźć osobę, która potrafi zarażać pasją? Mogą Ci w tym pomóc media oraz internet. Dobrym gawędziarzem może okazać się osoba, która równocześnie ma lekkie pióro. Poczytaj teksty z podróży jakie publikowała na blogach i w gazetach.
Wskazówką może być też jej/jego doświadczenie. Ci, którzy o swoich podróżach opowiadają często, zwykle wiedzą jak robić to fajnie – choć z doświadczenia wiem, że to nie zawsze działa. Ważniejszy jest wrodzony talent do opowiadania. Liczba pokazów jaką prowadził/a może być jednak wstępnym kryterium. Aby to sprawdzić zajrzyj na jego/jej stronę internetową lub poszukaj relacji w internecie.
Nic jednak nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Właśnie dlatego wiele osób, zanim zorganizuje pokaz w swojej miejscowości, przyjeżdża na największe spotkania podróżnicze. Przez kilka dni cierpliwie zasiadają na widowni gdyńskich Kolosów, gryfińskiego Włóczykija czy krakowskich 3 Żywiołów, słuchają i – jeśli opowieść spodoba im się – podchodzą po zakończonym pokazie i zapraszają do siebie.
Honorarium czy nie?
Mój znajomy zapytał mnie kiedyś o pieniądze, jakie zarabiam na pokazach. Gdy odpowiedziałem mu, że czasem zdarza mi się robić je kompletnie za darmo zapytał: A czy nie uważasz, że w ten sposób psujesz rynek? Wtedy zorientowałem się (choć wiedza o tym kołatała się już wcześniej w mojej świadomości), że są ludzie, dla których pokazy i opowieści z podróży to forma zarobku. Czasem nawet sposób na życie.
Znam podróżników, których opowieści mają ustalone stawki i które NIGDY nie wystąpią przed publicznością bez honorarium – zaznaczają to nawet wyraźnie na swoich stronach internetowych. W pewien sposób to rozumiem. Ułożenie pasjonującego pokazu zdjęć zajmuje wiele godzin, czasem dni. Jest to praca, taka jak każda inna. Prawem każdego jest oczekiwać, że za wykonaną pracę otrzyma wynagrodzenie.
Jeśli na swój pierwszy pokaz zaprosisz osobę z Twojego miasta i w dodatku nie będzie to podróżniczy celebryta, jest szansa, że swoimi wrażeniami z podróży zechce się podzielić za zwykłe „dziękuję”. A jeśli jest to ktoś znany? Lub osoba, która przybywa z daleka?
Słyszałem o alpiniście, wcale nie najbardziej znanym, który zaproszony na dwugodzinny pokaz wycenił go na 3000 złotych. Jego górscy koledzy i koleżanki po fachu liczą sobie zazwyczaj nieco mniej, ale kwota 1-2 tysiące u „górskiego celebryty” nie jest niczym niezwykłym. Znam też przypadek, gdy dość medialna i rozpoznawalna osoba zaskoczyła organizatorów pokazu tym, że nie tylko od razu zgodziła się przyjechać, ale zrobiła to kompletnie za darmo. Nie chciała słyszeć nawet o zwrocie kosztów dojazdu i to pomimo faktu, że miejsce do którego jechała nie gwarantowało jej wcale wielkiej promocji.
Żadnego z tych dwóch podejść nie uważam za dobre ani złe. Często zdarza się, że pokaz to nie tylko dwugodzinna opowieść ze zdjęciami. To kilka godzin jazdy z drugiego końca Polski, nieprzespana noc w pociągu lub PKS-ie i powrót. Prelegent jadący, dajmy na to, z Gdańska do Krakowa, wyrywa sobie całą dobę z życiorysu aby odpowiedzieć na Twoje zaproszenie. W dodatku spędza ten czas w środkach transportu co – umówmy się – nie należy do przyjemności. Czy ma więc prawo oczekiwać czegoś w zamian? Moim zdaniem – tak.
Z drugiej strony trudno mi pogodzić się z tym, że historię którą chcę przekazać innym, przeliczam bez żadnej refleksji na pieniądze. Bo co ostatecznie jest celem takiego pokazu? Jeśli traktuję go jako pracę i nic więcej – w porządku, wyznaczam sobie stawkę godzinową i według niej rozliczam się z „zamawiającym”. Sęk w tym, że nie o to w tym chodzi. Pokaz jest dla mnie osobista opowieścią, chwilą refleksji, podczas której przekazuję rzeczy których się nauczyłem i zachęcam innych do ruszenia po własna przygodę. Czasem jest to moment, w którym na nowo przeżywam moją drogę. Pokaz to nie tylko praca – to przede wszystkim SPOTKANIE z innymi, opowieść i dzielenie się pasją. To słowo „dzielenie się” nie jest przypadkowe. Jak nie przeliczam na pieniądze czasu spędzonego na imprezie ze znajomymi, tak czuję opór wobec zamieniania na złotówki każdego spotkania z ludźmi, którzy przybyli by mnie wysłuchać i porozmawiać.
Nie staram się zgrywać idealisty. Raczej nie podróżuję przez pół kraju na własny koszt i nie zarywam dwóch nocy z rzędu kompletnie za darmo (choć zdarzały się wyjątki). Chodzi mi tylko o fakt, że nie staram się każdej sekundy mojego życia i spotkania z drugim człowiekiem przeliczyć na określoną kwotę. Wielu z nas opisuje na swoich blogach i w książkach, jakich to gościnnych ludzi spotkaliśmy na swojej drodze przez odległe kraje. Może więc, gdy już wrócimy do Polski, warto oddać innym szczyptę tej dobrej karmy jaką otrzymaliśmy? Jak myślisz?
Sądzę, że dużo o prelegencie jako osobie mówi to, jak rozmawia o pieniądzach, na ile jest elastyczny i potrafi zrozumieć Twoją sytuację finansową. Ci, dla których pokazywanie zdjęć pozostało pasją, a nie „odwalaną” seryjnie pracą, są zazwyczaj skłonni do negocjacji.
Kasa. Jeśli honorarium to od razu pytanie: skąd brać na nie pieniądze?
Jeśli Twoim partnerem w organizacji wydarzenia jest dom kultury lub inna instytucja, jej dyrekcja może wyłożyć niewielką kwotę na organizację wydarzenia, jego promocję itp. Można też zainteresować Twoją inicjatywą znajome stowarzyszenie, które postara się o dofinansowanie projektu z budżetu miasta lub powiatu. Może to być właściciel klubu, w którym urządzasz pokaz. Może to być wreszcie osoba lub firma, którą uda Ci się namówić do wspierania tego wydarzenia w zamian za jakąś formę reklamy.
Pamiętaj, że sponsor nie musi oznaczać tylko gotówki, na pokrycie kosztów. Może też pomóc Ci materialnie, przekazując np. upominki, które rozlosujesz wśród widowni na zakończenie pokazu. W mojej pamięci zapisał się pokaz, na który zaprzyjaźniona z organizatorami piekarnia przywiozła poczęstunek dla każdego widza.
Najbardziej oczywistym wydaje się często finansowanie takich imprez ze sprzedaży biletów. To jednak grząski grunt. Ich sprzedaż obarczona jest rozmaitymi przepisami prawnymi, którym pojedyncza osoba może nie podołać. W dodatku nawet symboliczna opłata za wstęp może odstraszyć zainteresowanych. Jeśli to możliwe, lepiej szukać innego źródła pieniędzy niż bilety.
Niezłym pomysłem może być też prośba do widzów aby do przygotowanej puszki wrzucili dobrowolną darowiznę, choć dochód z takiego źródła jest kompletnie nieprzewidywalny.
Nocleg prelegenta. Wiesz już kto do Ciebie przyjeżdża. Czy jest to osoba z Twojej okolicy? Jeśli Twój gość mieszka niedaleko i/lub ma własny transport, pożegnacie się pewnie krótko po całym wydarzeniu i rozjedziecie do domów. Jeśli jednak osoba ta wraca do siebie pociągiem lub autobusem, a późnym wieczorem komunikacja Twojego miasta zamiera, dobrze pomyśleć o noclegu dla niej. Może to być zaprzyjaźniony hotel, schronisko, Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji (jeśli dobrze współpracujesz z władzami miejskimi), a jeśli nie masz nic przeciwko – także Twój dom. Sam znakomicie wspominam miejsca, gdzie organizatorzy, zazwyczaj kilka osób działających w lokalnym stowarzyszeniu, skrzykiwali się po pokazie. Na zakończenie lądowaliśmy niedużą grupą u kogoś „na chacie”, gdzie do późnego wieczoru toczyły się dyskusje o podróżowaniu, polityce, relacjach damsko-męskich… i nie tylko.
Jak nagłośnić wydarzenie?
Promocja. Znasz już wszystkie szczegóły organizacyjne? Czas na nagłośnienie Twojego wydarzenia. To zadanie ważne i warto dopilnować, by zrobione było skutecznie. Pamiętaj, do przyciągnięcia publiczności nie wystarczy samo stworzenie wydarzenia na Facebooku :)
Możesz to zrobić poprzez:
- tradycyjne plakaty, rozwieszane w miejscach, gdzie zobaczy je dużo ludzi,
- wysłanie informacji do lokalnych mediów i portali internetowych,
- wysłanie zaproszenia do portali zajmujących się promowaniem kultury i podróżami,
- możesz poprosić o promocję wydarzenia zaprzyjaźnione kluby i stowarzyszenia, i oczywiście właścicieli miejsca, w którym się ono odbędzie.
Warunki techniczne. Miejsce, w którym ma odbyć się pokaz, musi posiadać minimum sprzętu i zapewniać komfort oglądania. Znaczenie ma wielkość sali i jej kształt, aby pomieściła wszystkich chętnych i by żaden element wystroju nie zasłaniał ekranu. Najlepiej jeśli pomieszczenie jest panoramiczne, a nie długie i wąskie jak kiszka. Jeśli ekran – to nie białe prześcieradło lub fragment ściany metr na półtora, ale odpowiednio duża, gładka powierzchnia. Do tego rzutnik, który zapewni jasny i wyraźny obraz, a także mikrofon i nagłośnienie.
Wiele osób przygotowujących pokazy wplata w nie fragmenty filmów lub muzyki, spytaj więc, czy będą potrzebowały kabla łączącego komputer z głośnikami. Dla widzów musisz przygotować odpowiednią liczbę krzeseł. Przyjdź na miejsce przynajmniej godzinę wcześniej, aby przyjeżdżający gość nie musiał walczyć sam ze wszystkimi urządzeniami. Sprawdź czy wszystko działa i… oczekuj na gości.
Rozpoczęcie. Gdy wszystko działa i jesteście gotowi do rozpoczęcia, możesz zaczynać. Przedstaw się, zapowiedz prelegenta, podziękuj osobom i instytucjom które wsparły Cię w przygotowaniach (sponsorom i właścicielom lokalu) po czym oddaj pałeczkę gościowi. Odpręż się i słuchaj, bo to moment, na który czekałeś/aś wiele dni :) Bądź jednak pod ręką gdyby była potrzebna pomoc.
Zakończenie. To czas na pytania z widowni, podziękowania widzom, prelegentowi i… może do następnego razu? Skoro udało Ci się wydeptać ścieżkę, może warto pójść nią dalej i zamienić jedno spotkanie w regularny cykl? Albo nawet lokalny festiwal? Od tej chwili inicjatywa należy do Ciebie!
Na zakończenie. Reguły są po to, by je czasem łamać. Pamiętam pokaz, który prowadziłem na zapuszczonym podwórku w Lublinie, w „złej” dzielnicy. Jeszcze zanim zaczęliśmy, jeden z miejscowych usiłował rąbnąć z widowni przygotowany leżak i już chował go do komórki… Przez cały czas baliśmy się w dodatku, czy ktoś złośliwy nie odłączy nam źródła prądu. Mimo to udało się znakomicie.
Miejsce i czas mogą być nietypowe, wystarczy tylko zdać się na swoje wyczucie. Najfajniejsze spotkania to nie zawsze te w wielkich salach, przy pełnej widowni, z mnóstwem efektów specjalnych. Najlepiej wspominam te miejsca i wydarzenia, które przygotowane były z sercem przez jedną osobę lub niewielką grupę ludzi. Pełne otwartości i gościnności, nie robione dla zysku, ale z myślą o lokalnej społeczności. Gdzie szybko przełamywaliśmy lody między nami, a prelegent stawał się częścią słuchającej go grupy. Po skończonej opowieści siadaliśmy przy stoliku wokół wspólnej pizzy lub w czyimś domu przy piwie. Takie afterparty potrafiło czasem trwać dłużej niż sam pokaz, przeciągając się do późnej nocy! Miałem wtedy poczucie, że przyjazd na pokaz był tylko pretekstem, drugorzędną sprawą, a najważniejsze było właśnie to spotkanie, poznanie nowych ludzi, a dzięki nim – paru ciekawych historii.
Komentarze: Bądź pierwsza/y