Michał Janik, Damian Sujecki i Cezary Wojtyła – troje przyjaciół, którzy już za kilka dni odłożą na półkę podręczniki medyczne, spakują plecaki i wyruszą do Kenii. Wykorzystując czas wolny między studiami a stażem medycznym będą pracowali tam jako wolontariusze w szpitalu misyjnym w Chaarii.

Rozmawiamy z Michałem, Damianem i Czarkiem o ich projekcie i placówce, w której będą pracowali, a także marzeniu z dzieciństwa, które przy okazji uda im się spełnić.

– Zaraz po zakończonej sesji wyjedziecie na sześciotygodniowy projekt wolontariacki, który sami zorganizowaliście. Jaka jest geneza Waszego pomysłu?

– Myśl o wyjeździe na wolontariat medyczny towarzyszy nam w zasadzie od momentu rozpoczęcia nauki na wydziale lekarskim. Zgłębiając tajniki sztuki lekarskiej, zaczęliśmy się jednocześnie fascynować działalnością organizacji Lekarze Bez Granic, której członkowie – wolontariusze narażają własne życie i zdrowie, by bezinteresownie nieść pomoc medyczną potrzebującym w krajach ogarniętych konfliktem lub dotkniętych epidemią.

Poza tym, że jesteśmy lekarzami, drzemie w nas ogromna ciekawość świata i chęć poznania nowych kultur, szczególnie tych zupełnie odmiennych od naszej. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że pomysł wolontariackiej pracy na placówce zagranicznej łączy te dwie rzeczy. Z jednej strony to niesienie pomocy medycznej ludziom, którzy jej nadzwyczaj potrzebują, z drugiej – możemy poznać zupełnie nowe miejsce i ludzi oraz przeżyć niezwykłą przygodę.

Kilkakrotnie w trakcie studiów próbowaliśmy wcielić nasz pomysł w życie, jednak dopiero teraz udało nam się zebrać w sobie odwagę i znaleźć czas, by spełnić to marzenie.

Przysłowiową kropką nad i było spotkanie wolontariuszki, która pracowała w kenijskim szpitalu w Chaarii. Wystarczyła krótka rozmowa o jej wrażeniach z pobytu i wiedzieliśmy, że i my musimy spróbować. Bez zastanowienia nawiązaliśmy kontakt z osobą odpowiedzialną za pracę w ośrodku – bratem Beppe, który od razu wyraził zgodę na nasz ewentualny przyjazd.

– Czy możecie powiedzieć coś o miejscu, do którego się wybieracie?

– Wybieramy się do Centralnej Kenii, a dokładnie do miejscowości Chaaria, położonej w Dystrykcie Meru Central w Prowincji Wschodniej. Znajduje się tam szpital misyjny prowadzony przez włoskich lekarzy – zakonników. Jest to niewielka i jedyna placówka medyczna w obrębie kilkudziesięciu kilometrów. Często do szpitala docierają chorzy z obszarów oddalonych o kilka godzin drogi od wioski. Niejednokrotnie drogę tę przebywają pieszo.

Na szpital składają się dwa oddziały, męski i żeński, na których leżą pacjenci z przeróżnymi dolegliwościami. Dodatkowo wydzielona jest część położnicza i pediatryczna. Prawie wszyscy pacjenci, niezależnie od tego z jakiego powodu znaleźli się w szpitalu, leczeni są w jednym miejscu. Obok pacjenta cierpiącego z powodu malarii może leżeć pacjent z chorobą serca, a jeszcze dalej wymagający pomocy chirurgicznej. Wszystkim musi pomóc garstka lekarzy i pielęgniarek.

– Z jakimi problemami na co dzień boryka się szpital? Czego najbardziej brakuje?

– Podstawowym problemem placówki jest niewielka ilość wykwalifikowanego personelu medycznego. W szpitalu jest ponad sto łóżek, a na stałe pracuje tam tylko kilku lekarzy, dlatego placówka funkcjonuje w zasadzie dzięki wsparciu wolontariuszy, którzy przyjeżdżają do niej przez cały rok. Są to głównie Włosi, choć zdarzają się także lekarze innych narodowości, w tym również z Polski.

Uciążliwe bywają również braki w dostawie wody. Wiemy również, że sprzętem medycznym, którego najbardziej brakuje są nici chirurgiczne, które oprócz gotowych do pracy rąk, planujemy ze sobą zabrać.

– Czy wiecie już jak będzie wyglądała Wasza praca na placówce?

– W Chaaria będziemy pracować sześć dni w tygodniu, od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora, a niekiedy pewnie i dłużej. Wszystko będzie zależało od ilości pacjentów, którym będziemy musieli udzielić pomocy oraz od tego, jak ona będzie w danej chwili wyglądała.

Do naszych zadań będzie należała bezpośrednia opieka nad chorymi. Będziemy wykonywali podstawowe czynności lekarskie związane z badaniem pacjentów, pobieraniem krwi, zaopatrywaniem ran, wykonywaniem opatrunków, a także asystą przy operacjach. Będziemy również brali udział w wizytach domowych. Będzie to więc wszystko to, czego nauczono nas w trakcie studiów. Chcielibyśmy mocno podkreślić, iż nie będziemy wykonywać nic poza tym, co już umiemy. Jedziemy tam by pomagać, a nie eksperymentować kosztem czyjegoś zdrowia.

– Jakie są Wasze największe obawy i na co cieszycie się najbardziej?

– Cieszy nas to, że możemy zrobić coś dla innych, a równocześnie zyskać tak ciekawe doświadczenie. Mamy również nadzieje, że nasz projekt przyczyni się do promowania idei wolontariatu i pozytywnej postawy wśród młodych ludzi. Bylibyśmy niezmiernie dumni, jeśli udałoby nam się być inspiracją dla innych. To bowiem dzięki lekarzom-wolontariuszom placówki, takie jak ta w Chaarii, mogą w miarę sprawnie funkcjonować.

Mamy oczywiście i trochę obaw. Wynikają one głównie ze strachu przed nieznanym, ale ten zazwyczaj jest nieuzasadniony.

Centrum wioski Chaaria. (Fot. Krystyna Peplińska)

Centrum wioski Chaaria. (Fot. Krystyna Peplińska)

– Jak wyglądają przygotowania do projektu?

– Planowanie i organizowanie wyjazdu pochłania cały nasz wolny czas. Od samego początku wiedzieliśmy, że chcemy też zabrać ze sobą sprzęt, którego szpital najbardziej potrzebuje. Okazało się nim być wspomniane nici chirurgiczne. W związku z tym zaangażowaliśmy się w pozyskiwanie środków na nie. Było to trudne zadanie i szczerze powiedziawszy wciąż jesteśmy w trakcie rozmów ze sponsorami, jednak już wiemy, że uda nam się nici ze sobą zabrać.

Poza tym zbieramy wszelakie informacje o Afryce, Kenii i problemach z jakimi boryka się ludność regionu, do którego wyjeżdżamy. Dodatkowo przygotowania do wyjazdu zbiegają się z sesją. Uczymy się zatem do ostatnich egzaminów, których na szczęście zostało już niewiele.

– A jak wygląda finansowa strona projektu?

Projekt jest naszą prywatną inicjatywą i sami stanowimy główne źródło finansowania. Koszty podróży w znakomitej większości pokrywamy z własnej kieszeni. Staramy się jednak o pozyskanie pewnej sumy w konkursie Stypendium z Wyboru. Zdobyte w ten sposób środki planujemy przeznaczyć na wykonanie szczepień i zakup leków antymalarycznych. Dodatkowo poszukujemy sponsorów, którzy wspomogą naszą inicjatywę, np. poprzez ufundowanie nici chirurgicznych lub leków, które chcemy podarować szpitalowi.

Czy podróżowaliście kiedyś po krajach Afryki albo innych krajach rozwijających?

– Do tej pory nie mieliśmy takiej okazji. Wielokrotnie marzyły nam się podróże po Azji oraz Afryce, jednak nigdy się nie urzeczywistniły. Tym razem postanowiliśmy wykorzystać szczęśliwy zbieg okoliczności, jakim było zdobycie kontaktów umożliwiających nam podjęcie pracy w szpitalu w Chaarii oraz wygospodarowanie czasu w przerwie między studiami a stażem.

Dodatkową barierą na pewno była też troska o własne bezpieczeństwo. Mamy więc nadzieję, że dzięki tej przygodzie nie będziemy mieli w przyszłości obaw przed wyprawami w te lub inne rejony świata.

– Czym jest dla Was wolontariat?

– Przede wszystkim jest to dla nas nowe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie braliśmy udziału w żadnym programie wolontariackim, którego skala mogłaby się równać z sześciotygodniowym projektem.

Wiemy, że jednym z najpoważniejszych problemów, z jakimi boryka się afrykańska służba zdrowia jest niedobór personelu. Sytuację pacjentów pogarsza brak odpowiednich leków, sprzętu i niedostateczna liczby ośrodków. Chcemy więc pomóc jak tylko możemy, a w obecnej chwili możemy zaproponować głównie nasz czas, wiedzę i niezmierną chęć pomocy.

Szpital w Chaarii opiekuje się sierotami zanim nie trafią do domu dziecka po osiągnięciu pierwszego roku życia. (Fot. Krystyna Peplińska)

Szpital w Chaarii opiekuje się sierotami zanim nie trafią do domu dziecka po osiągnięciu pierwszego roku życia. (Fot. Krystyna Peplińska)

– Wasza wyprawa będzie tak naprawdę spełnieniem nie jednego, a dwóch marzeń. Po zakończeniu pracy na placówce planujecie bowiem wspinaczkę na Kilimandżaro. Jak wyglądają przygotowania do tej części Waszej podróży?

– Kilimandżaro będzie jedynie krótkim przedłużeniem naszej wyprawy, bo naszym głównym celem jest praca w Chaarii. Zdobyć Kilimandżaro to jest nasze marzenie z dzieciństwa. Odkąd zaczęliśmy czytać książki oraz oglądać filmy dokumentalne o tej części świata, masyw Kilimandżaro stał się dla nas symbolem Afryki. Teraz, kiedy już jesteśmy starsi, wspinaczka na Dach Afryki jest głównie wyzwaniem, któremu chcielibyśmy stawić czoła, sposobem na sprawdzenie własnych możliwości. Uwielbiamy przygody i nowe doświadczenia i próba zdobycia Kili będzie jednym z nich.

Oprócz pracy nad własną kondycją i treningów, kompletujemy cały sprzęt i organizujemy ekipę. Kontaktowaliśmy się już z naszym tanzańskim przewodnikiem, poleconego przez osobę, która wspinała się na Kilimandżaro dwukrotnie.

– Jaki jest plan wspinaczkowej części Waszej podróży?

– Po zakończeniu wolontariatu, używając publicznych środków transportu zamierzamy dostać się do Tanzanii, do miejscowości Arusha. Po jednodniowym pobycie w mieście wyruszymy wprost pod bramy Parku Narodowego, aby rozpocząć wspinaczkę. Trasa, którą zamierzamy zdobyć szczyt to Machame Route. Wyprawa będzie trwała 6 dni w trakcie których chcemy wspiąć się na wysokość 5895 m n.p.m. Obozy znajdujące się po drodze to kolejno: Machame Camp (3000 m), Shira Camp (3840 m), Barranco Camp (3950 m), Barafu Camp (4600 m) oraz szczyt Uhuru Peak (5895 m). Spędzimy na nim jednak jedynie chwilę, gdyż tego samego dnia musimy przemierzyć sporą część trasy powrotnej. Schodzić będziemy wzdłuż południowej ściany masywu. Zaraz po powrocie wracamy do Nairobi, a stamtąd już prosto do Polski.

– Czy w wolnym czasie chodzicie po polskich górach? Jakie są Wasze ulubione miejsca?

– W wolnym czasie tak, choć ostatnio ciągle go nam brak! Co do ulubionych miejsc to zdecydowanie Bieszczady!

– Jakie macie plany po powrocie?

– Od października rozpoczynamy staż podyplomowy, ale co do pozostałych planów to jeszcze nie wiemy, ponieważ aktualnie projekt Chaaria pochłania nas całkowicie. Z pewnością jednak coś wymyślimy :)

Peron4 objął patronatem projekt Chaaria 2012

 

Emilia Wojciechowska

Godzinami mogłaby siedzieć w kinie, całymi dniami jeździć na rowerze, wieczorami słuchać muzyki, nocami snuć plany, a w nieskończonej jednostce czasu - podróżować.

Komentarze: (1)

Natalia 20 marca 2013 o 20:24

Hej
Jestem studentką V roku AM we Wrocławiu. Od dawna myślę o wyjeździe na wolontariat. Jakie są realne szanse spełnienia takiego marzenia? mogłabym liczyć na drobne rady, sugestie?

Z góry dziękuję, pozdrawiam Natalia

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.