Safari w Korei Północnej
Jak zareklamować wycieczkę do Korei Północnej? Ponurzy ludzie, niedobre jedzenie, zero swobody, brak atrakcji, zimno, daleko, a jak się przesadzi to można wylądować w obozie. O! Piwo mają dobre, ale myślę, że importowane z Niemiec, może jakaś wymiana za żeń-szeń, który prawdopodobnie jest ich jedynym bogactwem naturalnym.
Korea to kraj równie mało istotny w Azji jak Polska w Europie. Nawet historię mamy podobną. Wciśnięta gdzieś między dwóch gigantów. Można przerobić rysunek Andrzeja Mleczki, na którym Bóg tworząc świat mówi A Korei zrobimy żart i umieścimy ją między Chinami a Japonią.
Ile wiecie o Korei Północnej? Państwo żart, kraj skansen, powrót do przeszłości, ludzie żyją dalej w latach siedemdziesiątych, a ich elita polityczna chodzi zawsze w szarych kurtkach. Cała wiedza oparta na głupich obrazkach z Internetu. Może właśnie przez tą wiedzę poleciałem do Korei w nastroju głupawo-radosnym, może miał na to też wpływ chiński alkohol spożyty w zbyt dużych ilościach poprzedniego wieczoru.
Nigdy nie chciałem tam jechać, nawet nie wiedziałem, że można. Nie lubię wycieczek krajoznawczych, z przewodnikiem, w autokarze, z planem dnia: hotel – restauracja – muzeum – hotel. Jednak rok temu, gdy znajomy Anglik, który nie miał szczęścia doświadczyć komunizmu w dzieciństwie, postanowił w Korei Północnej świętować swoje trzydzieste urodziny, zdecydowałem się mu towarzyszyć. Dawno nie byłem na wakacjach, których nie musiałbym sam organizować.
Okazuje się, że wyjechać do tego niby zamkniętego kraju jest bardzo łatwo. Podobno odwiedzana jest przez 10 tysięcy turystów rocznie, razy 1000 euro, co jest dość ważnym elementem budżetu Korei Północnej. Organizacją wyjazdu zajmuje się kilka firm, najbliższa z nich znajduje się gdzieś w Czechach. Wystarczy przelać im pieniądze na konto. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie wpisywać w tytule przelewu: Korea Północna, bo przelewy dla reżimów są automatycznie blokowane. W moim wypadku wystarczyło odebrać wizę w ponurej ambasadzie w Pekinie, a później pojawić się na lotnisku.
Z przewodnikiem do toalety
Jak to wszystko wygląda na miejscu? Źle! Jest źle i trudno tu mówić o wakacjach. O tyle ciekawie, że można na żywo porównać sobie to co widzieliśmy w Internecie z tym jak jest naprawdę.
Wycieczka zorganizowana jest bardzo restrykcyjnie. Przez cały wyjazd towarzyszy nam dwójka przewodników, którzy nie odstępują na krok. Pójdą za mną nawet do toalety w muzeum. Przychodzi na myśl, żeby się gdzieś wymknąć, ale nikt tak naprawdę nie wie jakie mogą być tego konsekwencje.
Na miejscu okazuje się, że północnokoreański reżim to nie żart, żołnierze z kałachami się nie uśmiechają, a za nasze ekscesy przewodnicy odpowiadają głową. Nie mogę powiedzieć, że nie ma wyboru atrakcji. Pierwszego wieczoru dostajemy listę dostępnych rozrywek, z których połowa jest zamknięta z powodu urodzin któregoś z przywódców.
Atrakcje są wyjątkowo nieatrakcyjne:
- mauzoleum,
- muzeum wojskowe,
- odbudowana świątynia w górach,
- muzeum pamiątek, które otrzymali obaj przywódcy,
- okręt wojenny,
- wystawa kwiatów,
- cyrk,
- zawody łyżwiarstwa figurowego
- i tym podobne.
Ale tak naprawdę wszyscy przyjechaliśmy tu w innym celu. Wycieczka przez cały czas wygląda tak jakbyśmy byli w jednej grupie, a przewodnicy w drugiej i obie grupy widzą coś innego. Koreańczycy próbują nam pokazać piękno i potęgę swojej ojczyzny, w której istnienie mocno wierzą. Turyści zaś przyklejeni do szyb spragnionym wzrokiem szukają biedy, głodu, obozów koncentracyjnych i egzekucji. Wiele z tego można zobaczyć.
To co stoi sypie się w oczach
Pjongjang naprawdę nie ma pieniędzy. To co widać za oknem musiało powstać zaraz po wojnie, gdy Korea Północna, na terenie której znalazł się cały przemysł, miała być komunistycznym rajem. Część w latach siedemdziesiątych może dobudowali bracia Rosjanie, ale od tego czasu nie buduje się nic. Nic się też chyba nie produkuje, nie ma materiałów budowlanych, narzędzi.
To co stoi sypie się na oczach. W blokach z wielkiej płyty, o fasadach pomalowanych od strony ulicy na jaskrawe kolory okna mają popękane szyby. Wszystko jest autentycznie stare, a liczne służby porządkowe robią co się da, żeby całość trzymała się kupy. Jeśli nie nastąpi przełom, myślę, że za 20 – 30 lat ze stolicy zostanie kupa gruzu.
W którymś momencie wycieczki, na skraju miasta widzimy domy z glinobitki, które są jedynymi, oprócz absurdalnego hotelu, nowymi budowlami.
Na prowincji jeszcze gorzej
Jeszcze gorzej wygląda północnokoreańska prowincja. Ludzie w łachmanach, wojskowych kożuchach, dzieci patykami grzebią w zmarzniętej ziemi… Czy w poszukiwaniu jedzenia? Nikt nam nie powie.
Krajobraz jest wielkim zaoranym polem. Oprócz sypiących się chatynek nie ma nic, nie ma drzew, nie ma krzaków, płasko po horyzont, każdy nawet najmniejszy pagórek został zaorany pod uprawę, a lasy wycięte w pień wykorzystano na opał. W strefie przygranicznej, w zasięgu wzroku stoją zardzewiałe armaty, na peronie maszeruje oddział żołnierzy z drewnianymi atrapami karabinów. Nie raz wyobrażałem sobie szarżę północnokoreańskiego wojska. Milion fanatycznych wyznawców drogiego przywódcy nacierających ze sprzętem, który sypie się w rękach.
Wycieczka po Korei Północnej zorganizowana jest tak, żebyśmy nie mieli przypadkowego kontaktu z ludźmi. Z okna autobusu widzę jak kobieta na kolanach zbiera z ulicy rozsypane ziarenka ryżu.
Trudno wyciągnąć jakieś wnioski z rozmów z przewodnikami. Na ile mogą oni reprezentować przeciętnego mieszkańca tego kraju? Czy tylko oni przeszli pranie mózgu, czy te same wartości wyznają wszyscy mieszkańcy? Rozmowa nie ma większego sensu.
Patrząc na nich widać, że polski komunizm i ten koreański to dwa różne światy. Polacy stawiali opór, wiedzieli jak wygląda życie na zachodzie, wiedzieli, że jest o co walczyć. Przewodnicy zdają się wierzyć, że żyją w raju, a inni mają gorzej. Potwierdza to książka Barbary Demnick z wydawnictwa Czarne Światu nie mamy czego zazdrościć. Ludzie wychowani w tym systemie nie znają innej rzeczywistości, wierzą w propagandę. Przewodnik nie chce przyjąć do wiadomości, że jego telefon Samsunga został wyprodukowany na południu. To niemożliwe, tam jest bieda i represje. Zapytany przeze mnie o najsilniejsze gałęzie koreańskiej gospodarki, bez wahania odpowiada „elektronika”, a widać, że w tym kraju, gdzie większość fabryk stoi, nie produkuje się nawet kalkulatorów. Na ulicach widzę samochody, które znam z chińskich ulic.
Przewodników jest dwójka, nie budzący zaufania pan i śliczna dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Biała okrągła buzia i czerwone usta w kształcie serduszka, gdzieś czytałem taki opis koreańskiego ideału urody. Zero makijażu, skromne ubranie. Jadąc do Korei, wziąłem ze sobą breloczki z napisem I love Bali, wydawały mi się idealnym prezentem dla ludzi, którzy reprezentują reżim. Nigdy ich nie wręczyłem, tu nie ma miejsca na żarty.
Przewodniczka pyta mnie o Polskę, wie że u nas też był komunizm, a jesteśmy krajem katolickim. Próbuję jej wytłumaczyć, że u nas było inaczej, nie wybraliśmy sobie tego ustroju, zawsze z nim walczyliśmy, a kościół tę walkę wspierał. Widzę, że tą wypowiedzią dużo w jej oczach straciłem, nie potrafi lub nie chce tego zrozumieć.
Oprócz tej dwójki nie poznajemy bliżej nikogo.
Czy warto jechać do Korei Północnej
W czasie zwiedzania metra mijamy zwykłych mieszkańców Korei Północnej i nie są to chyba aktorzy. Mogę im pierwszy raz spojrzeć w oczy. Wydaje mi się, że czuję nienawiść i nie wiem czy to zazdrość ludzi wiedzących, że żyjemy w lepszym świcie, czy nienawiść do mieszkańców wrogich państw kapitalistycznych.
Jedną z ostatnich atrakcji jest wyjazd do strefy granicznej. Jest okrutnie zimno. Po stronie północnej, bez mrugnięcia okiem, stoją groźni strażnicy, po stronie południowej nie ma nikogo. Stoi tylko nowoczesny lustrzany budynek oklejony kamerami, Amerykanie nie chcą stać na mrozie. Bardzo podoba mi się scenka, którą widzę w autobusie. Do jadącego z nami, starszego oficera podchodzi Anglik, który chce mu wręczyć prezent w postaci kartonu Marlboro. Wojskowy patrzy na pudełko i mówi: – Nie chcę.
Czy warto jechać do Korei Północnej na wakacje? Wydaje mi się, że nie. Wyjazd polecam jak kurację na głowę tym Polakom, którzy tęsknią za komuną. 4000 złotych za trzy czy cztery noce ekstremalnych wrażeń, z głodowymi porcjami marnej jakości jedzenia. Jeśli jechać, to raczej z nastawieniem uczestnika ekspedycji naukowej niż podróżnika.
Wyjazd do Korei Północnej trochę przypomina to Safari. Gdy Kim Dzong Un przejął władzę, miałem nadzieje, że coś się zmieni, może Korea otworzy granice i podniesie się standard życia. Być wtedy w okolicy, dostać się do kraju, na własną rękę móc zwiedzić ten kraj, mogłoby być porównywalne z lądowaniem na księżycu, Rowem Mariańskim czy wierceniem w lodzie na biegunie północnym. Tyle miejsc gdzie czas się zatrzymał, miejsca, na które nie miały wpływu ostatnie wynalazki, McDonald ’s, Internet. Przygoda życia.
Poza tym, co tak naprawdę znajduje się poza ściśle wyznaczoną trasą wycieczki nikt nie wie. Czy to co widzimy to prawdziwa Korea Północna, czy jest to „to” co Pjongjang chciałby, żebyśmy widzieli. Czy za najbliższą górką jest lepiej czy gorzej?
Bo kto wie, czy cały ten skansen nie stoi tylko na pokaz, żeby ciągnąć pieniądze zza granicy, a gdzieś dalej od drogi nie toczy się normalne życie. Tak się złożyło, że od roku pracuję w południowokoreańskiej firmie. Lubię się czasem podroczyć ze współpracownikami mówiąc im, że Korea Północna jest przynajmniej wolna, a oni od tylu lat pod amerykańską okupacją.
Marnie widzę przyszłość tego kraju. Południe nie chce zjednoczenia z biednym sąsiadem. Wydaje mi się, że jedyną przyszłością byłoby wchłonięcie tego kraju przez Chiny. Mieszkańcom dałoby się jakoś wytłumaczyć zjednoczenie z komunistycznym Państwem Środka, powrót do macierzy, tylko jaki interes miałby w tym Pekin? Lepiej mieć pod ręką nieobliczającego dyktatora ujadającego na Amerykę.
Dokładniejszą relację z wyjazdu można przeczytać na moim blogu: W Korei Północnej.
Pekin, 20.04.2013
Korea 22.02.2012
Komentarze: 18
Turysta 30 kwietnia 2013 o 17:52
Ciekawy tekst. Ale porównywanie Korei Północnej z PRL to chyba lekka przesada. W PRL bywało ciężko (ekonomicznie szczególnie w latach 80tych, politycznie szczególnie w 50tych) ale ludzi wcale tak chętnie nie zabijano (podczas całego PRL zginęło z rąk władzy ok. 770osoób) ani nikt nie głodował, a wiele wskazuje na to że ludzie w Korei głodują i/lub poddawani się poważnym politycznym represjom. Absolutnie nie chce usprawiedliwiać panującego reżimu, który pewnie należy do najgorszych w historii, ale przyczyny upadku tego kiedyś względnie znośnie prosperującego kraju są jednak tyleż wewnętrzne co zewnętrzne (mowa w notce jest tylko o tych pierwszych). Zachód kierując się być może szlachetnymi, być może wyrachowani motywami, blokując gospodarkę Korei w ogromnej mierze odpowiada za panującą tam nędze. Historia pokazuje, że tak zwany komunizm czy precyzyjniej kapitalizm państwowy bywał systemem gospodarczym nawet bardziej efektywnym niż ten oparty na wolnym rynku (dobrym przykładem jest ZSRR które z Rosji mającej przed I wojną jedną z najsłabszych gospodarek Europejskich uczynił drugą potęgą świata, oczywiście ogromnymi ludzkimi kosztami, ale na tych też zbudowany był przecież zawsze oparty na kolonializmie zachodni kapitalizm). Stąd nie ma żadnej konieczności we wnioskowaniu „jeśli w jakimś kraju panuje komunizm (czy kapitalizm państwowy) to panuje tam też nędza (choć historycznie bardzo często taka relacja zachodziła, to nie jest ona absolutnie prawdziwa)”. Ale jeśli przyczyny są faktycznie głównie zewnętrzne to w tym sensie zachowanie Zachodu okazuje się chyba kontr-skuteczne. Blokując gospodarkę w imię wolności politycznej de facto potęguje się jedynie polityczne zniewolenie. Bo Koreańska władza musi posuwać się do co raz dalej idących represji żeby zachować własną siłę słabnącą w skutek coraz większej nędzy powodowanej z kolei coraz większymi gospodarczymi represjami ze strony Zachodu. Pozdrawiam!
OdpowiedzMichal 3 maja 2013 o 19:55
Halo halo,
Odpowiedzkiedy niby to ZSRR miał system gospodarczy „bardziej efektywny niże ten na wolnym rynku”? W latach 30tych, okupiony ofiarami czystek? Czy może 50-tych, wczesnego Chruszczowa?
Wojtek 4 maja 2013 o 10:59
Jeśli wpływy z bakijskiej i innej ropy, gazu oraz wódki uznać za efektywność to może … ; )
OdpowiedzKasia Nowak 6 września 2013 o 21:54
W październiku 2012 spędziłam dwa tygodnie w Korei Północnej. Bez grupy turystów, jedynie w towarzystwie trójki Koreańczyków (dwoje przewodników i kierowca). Ogólnie rzecz biorąc, wiele uwag w tym artykule zgadza się z moimi obserwacjami (przede wszystkim ja też, nikomu, nie poleciłabym takiej grupowej wycieczki do tego kraju), ale niektóre stwierdzenia rozśmieszyły mnie do łez. Nie mam czasu wdawać się w poważną polemikę z autorem, ani tym bardziej pisać kontrartykułu, wspomnę więc tylko o paru sprawach:
1. „ponurzy ludzie”
Przy troszkę bliższym poznaniu, wcale nie bardziej niż w Polsce (i nie mam na myśli Polski sprzed 1989, tylko dzisiejszą)…
2. „Pjongjang naprawdę nie ma pieniędzy. To co widać za oknem musiało powstać zaraz po wojnie, (…) Część w latach siedemdziesiątych może dobudowali bracia Rosjanie, ale od tego czasu nie buduje się nic.”
Bzdura. Oprócz “absurdalnego hotelu” Ryugyong, widziałam parę kompleksów nowych, nawet powiedziałabym nowoczesnych budynków, jak te wieżowce w samym centrum nad rzeką:
http://www.trekearth.com/gallery/Asia/North_Korea/North/Pyongyang-si//photo1432474.htm
A nawet jeżeli autor artykułu w tym miejcu akurat nie przebywał (co wydaje się trochę dziwne; program wycieczki bez zwiedzania Wieży Juche??), to wspomnę jeszcze, że np. Hotel Yanggakdo (w którym najprawdowpodobniej nocował w czasie pobytu w stolicy) został wybudowany w latach 1986-1992.
3. „Krajobraz jest wielkim zaoranym polem. Oprócz sypiących się chatynek nie ma nic, nie ma drzew, nie ma krzaków, płasko po horyzont, każdy nawet najmniejszy pagórek został zaorany pod uprawę, a lasy wycięte w pień”
Kompletna bzdura. Duża część powierzchni Korei Północnej to góry. A w tych górach lasy. Widziałam, dotykałam, na pewno nie sztuczne. Widać to na tych zdjęciach:
http://www.trekearth.com/members/kasianowak/photos/Asia/North_Korea/South/Kumgangsan
To trochę tak, jakby ktoś przyjechał na parę dni do Warszawy, a potem, po powrocie do swojego kraju, twierdził, że Polska to kraj płaski jak naleśnik, bez dostępu do morza. Bo tylko tyle widział.
I jeszcze to narzekanie, że zimno. Trzeba było jechać do Korei latem. Lata mają gorące, jeszcze w październiku chodziłam w T-shircie… Nasuwa się cytat z Barei (tak, wiem, trochę inny kontekst, ale po prostu nie mogę się powstrzymać) “jak jest zima to musi być zimno”. W tym rejonie świata zimy i wiosny są zimne. Nawet w kapitalistycznej Japonii, gdzie nieraz przez wiele dni marzłam i mokłam w kwietniu.
Pozostaje zapytać, czy autor rzeczywiście był w Korei. Wierzę że był, jak sam przyznaje 3-4 dni. Tylko czy po takim krótkim pobycie warto pisać artykuł?
A przynajmniej, przed napisaniem artukułu, należałoby może zajrzeć chociażby do Wikipedii i zerknąć na mapę?
OdpowiedzFilips 7 września 2013 o 15:24
Paniu Kasiu,
i po co się od razu tak napinać? Chyba po to żeby pokazać swoje zdjęcia, tak? Zdjęcia bardzo ładne kompozycyjnie, widać, że dobry aparat, odpicowane w fotoszopie, ale atmosfery Korei Północnej moim zdaniem nie oddają wcale. Widać, że robiła je pani tylko w miejscach wyznaczonych przez przewodnika, może w jakiejś broszurce propagandowej je opublikują.
Zgadzam się, że ludzie w Polsce też są ponurzy. W Korei Południowej są natomiast weseli, a przynajmniej udają.
Nowe budynki, o których pani pisze pewnie tam stoją, ale jest ich niewiele. Hotel potwór jak wszyscy wiedzą był budowany przez lata i rujnował gospodarkę. Hotel, w którym mieszkałem na wyspie, całkiem możliwe, że został skończony w roku 1992, nie sprawdzałem, nie, wygląda niestety na zaniedbane lata ’70. Jest jeszcze jeden hotel 5 gwiazdkowy, który musieli Koreańczycy zbudować żeby Chińczycy chcieli przyjeżdżać i zostawiać juany.
Tak, góry też widziałem, na północy, dziewicza przyroda wokół muzeów z pamiątkami dla obu przywódców. Domyślam się, że wszystkiego im wyciąć nie pozwolili. Jadąc jednak do DMZ jedzie się znowu przez wykarczowane pagórki. Wracając pociągiem do Pekinu jedzie się jednak przez tereny płaskie, które wyglądają tak jak je opisałem. Jest nawet zdjęcie w tym tekście. Nie precyzowałem, ale bez przesady.
Wiem, że latem wygląda to inaczej, opisał to mój kolega, który w Korei brał udział w maratonie i miał zupełnie inne doświadczenia niż ja.
tu jest: http://sebiush.blogspot.fr/2013/05/kilka-wspomnien-z-korei-ponocnej.html
Ja byłem zimą, codziennie miałem kaca i napisałem tak jak to widziałem. Było okropnie. Proszę napisać swój tekst, myślę, że Peron chętnie opublikuje.
Odpowiedzpozdrawiam Filip
Marcin S. Sadurski 7 września 2013 o 15:50
Witam,
OdpowiedzWydawalo mi sie, ze uwagi Kasi Nowak byly bardzo merytoryczne i rzeczowe. W przeciwienstwie do tekstow typu 'chciala pani pochwalic sie zdjeciami odpicowanymi w photoshopie' Albo: 'niech sobie Pani napisze wlasny artykul'.
LOL
Pol 11 września 2013 o 16:23
Uprasza sie PAnia KAsie, zeby wysylila sie napisac wlasny artykul, w kwestii podrozy ignorancją jest szukanie prawd i uniwersalnych i milo poczytac o jakims miejscu od roznych osob. Krytykowanie kogos w taki bufoniasty sposob mnie drazni. Na kazdy twoj punkt moznaby napisac kilka kontrpunktow, ale po co?…
Btw fotki podkrecone w phtshp, kazde blokowisko mozna pokazac jak manhattan… Proponuje zaintersowac sie tematem polskiej wielkiej plyty… Duzo materialu badawczego
Jeden napisze o tym, a drugi o tym, prawda zawsze jest posrodku.
Dzieki Filp za artykul i chinski zwiad. Ja bym nie wytrzymal z chinczykami na drodze przez 2 miechy… Kto jezdzi po cinskich drogach ten wie, ze to masterski wyczyn :) pozdr kolega archi
OdpowiedzMarcin S. Sadurski 11 września 2013 o 22:12
Uprasza sie anonima pola o wysilenie sie i napisanie wlasnego artykulu, najlepiej bogato ilustrowanego, a nie pisanie idyjotycznych komentarzy. Prawde mowiac takie zachowanie mnie drazni.
OdpowiedzMarcin S. Sadurski 11 września 2013 o 22:23
I jeszcze jedno – kazdy kto publikuje cokolwiek publicznie, powinien sie liczyc z krytyka. Nie tylko pozytywna.
OdpowiedzW przypadku publikacji w sieci z reguly jest ponizej artykulu miejsce na komentarz, tak jak tutaj.
Dobrze, jesli komentarz jest merytoryczny, a imho komentarz KN taki wlasnie jest.
Natomiast odpowiedz autora i teksty anonima pola merytoryczne nie sa.
Najmieszniejsze sa posadzenia o 'manipulacje' w photoshopie. Znaczy, teraz to juz tylko zdjecia robione na szybko za pomoca komorki rzadza? Bez jaj.
Wojtek 11 września 2013 o 23:20
Artykuł Filipa bardzo mi się podobał. Jest osobisty, ma swój styl, nie ma w nim uniwersalnych prawd, ale i tytuł artykułu nie głosi, że to Encyklopedia Korei Północnej.
A „styl” uwagi pani Kasi komentuję nie komentując go.
Pokój i dobro.
OdpowiedzMarcin S. Sadurski 12 września 2013 o 3:03
Nie bylem w Korei Polnocnej, to prawda, i raczej sie tam nie wybieram.
Ale zanim zabralem glos w tej dyskusji, pogooglowalem troche, i m.in. za rada KN zajrzalem do wikipedii.
Jest nawet obszerny tekst po polsku (http://pl.wikipedia.org/wiki/Korea_P%C3%B3%C5%82nocna)
Polecam zwlaszcza rozdzialy: klimat, topografia oraz topografia.
Dwiadujemy sie z nich m.in. ze gory to 80% powierzchni Korei Pn i jak do tej pory nich ich nie zaniwelowal.
Ze wg FAO Korea calkiem niezle radzi sobie w produkcji owocow.
Albo np. ze posiada znaczne ilosci surowcow naturalnych, i ze w pewnych dziedzinach jest liczacym sie producentem.
Itd
W swietle tego, wiele twierdzen zawartych w komentowanym tu artykule jest nieprawdziwych, wnioskow – falszywych, i sklania to twierdzenia, ze artykul ten sklada sie w duzej mierze z nietrafionych uogolnienien, klisz i stereotypow nt opisywanego kraju.
Oczywiscie nie twierdze, ze Korea Polnocna to raj na ziemi, ale od podrozniczej relacji 'ze srodka' oczekuje wiecej niz od filmu z Jamesem Bondem.
OdpowiedzFilips 12 września 2013 o 3:28
Hej. Po sztywno zorganizowanej wycieczce z przewodnikiem trudno oczekiwac podrozniczej relacji. W te 3-4 dni watpie zeby zobaczyl wiecej niz 10% kraju. Artykul sklada sie z uogolnien i tego co widzialem, ale nie ze stereotypow.
'Calkiem niezle radzi sobie w produkcja owocow' trudno nazwac sukcesem, kolo hotelu staly gliniano szklane szklarnie jakie widac tez w chinach. Gdy zapytalem przewodnika o silne galezie gospodarki odpowiedzial mi: elektronika co jest oczywista bzdura. Korea sie nie interesuje i nie uwazam sie za autorytet, pojechalem tam dla towarzystwa, ale jesli chcecie cos poczytac to jest taka ksiazka Barbary Demick chyba 'Swiatu nie mam czego zazdroscic', ale to chyba takie poldokumentalne.
@Marcin: cytujac mnie w cudzyslowiu moglbys podac prawdziwy cytat bo 'niech sobie Pani…' nie napisalem, napisalem 'Prosze napisac…' i mysle ze to jest roznica.
Pozdro Pol i Wojtek
Odpowiedzmisia 21 września 2013 o 17:39
1. a dlaczego niby uwagi pani kasi sa merytoryczne, ale juz uwagi filipsa i pola anonima nie?
2. rzecznik pani kasi ktora wywolala flejma a nastepnie oddalila sie w niebyt, tj. komcionauta marcin, raczy zauwazyc, ze to pani kasia pierwsza sie odniosla uszczypliwie do autora artykulu, zaznaczajac momenty w ktorych podczas lektury sie jej ironicznie parsknelo. zatem, niech teraz nie przyburza, nasylajac kolegow z kursow foto z zarzutami zlosliwosci.
3. dziekujemy z calego serca rzecznikowi pani kasi za linka do wikipedii.
a zdjecia z tego co widze sa – hahahaha – analogowe
jakby mi ktos chcial odpowiedziec, podaje maila, bo przydomek „anonim” nie podchodzi mojej dwusylabowej ksywie. xoxoxo misia14wawa@buziaczek.pl
Odpowiedzmarcin s. sadurski 22 września 2013 o 19:59
12 września 2013 o 3:03
OdpowiedzMarcin S. Sadurski napisał/a:
… 'Polecam zwlaszcza rozdzialy: klimat, topografia oraz topografia’…
Oczywiscie mialem na mysli na mysli 'klimat, topografie i _gospodarke_'.
Blad edycji. Przepraszam.
A z trollami i innymi wirtualnymi stworkami, zwlaszcza o tak idiotycznych ksywkach dyskutowac nie mam w zwyczaju.
jessica12 3 listopada 2013 o 12:24
Pani Kasia ma wiele racji! Ale to za mało. Tekst znamionuje nieokrzesanie autora, brak wiedzy i zwykły prymitywizm. Jak można pisać o jakimś piwie w kraju gdzie miliony umiera z głodu. To są teksty godne opisów tzw. towarzyszów podróży którzy pisali o Sowietach i niby wszystko widzieli ale nie widzieli itd… W sieci z łatwością można znaleźć wstrząsający film Dooman River, w księgarniach kilka książek wspomnień uciekinierów. Jeśli kwintesencją wolnego rynku i wolności ma być McDonalds i Coca Cola to autorowi życzę nie uprawiać „sportów ekstremalnych na głowę” publicznie i nie kompromitować się. Nie wiem ile autor miał lat w 89 i co robił wcześniej ale chyba nic z tego nie zrozumiał. Dzięki podobnym jemu komunizm trwałby dłużej i trwa w głowach cały czas. Autor nie ma pojęcia jak funkcjonuje system stąd te karygodne uwagi o przewodnikach i ludziach, których jeden gest dostrzeżony przez donosiciela może zamienić ich życie w piekło. Przypomina mi to zdarzenie z życia jednej z najbardziej znanych pożytecznych idiotek w historii czyli Hanoi Jane – Jane Fondy. Przekazała grypsy amerykańskich więźniów wietnamskim strażnikom. Potem były miesiące tortur. Kiedy Mc Cain wydostał się na wolność Fonda o mało nie trafiła do więzienia, ojciec powiedział, że nie potrafi uwierzyć że mogła to zrobić jego córka. Fonda publicznie przeprosiła. Czy autor naprawdę myśli że Koreanczyk będzie się zwierzał pierwszemu lepszemu turyście, pierwszej lepszej „Fondzie” i ryzykował życie swoje i rodziny? Obrzydliwe!
OdpowiedzMarcin S. Sadurski 9 listopada 2013 o 12:29
O, właśnie. Ale to dłuższy temat. Kwestia etyki dzienikarskiej i fotograficznej.
OdpowiedzI odpowiedzialności. Za to co się pisze, publikuje. Ale też i za ludzi, których się opisuje czy fotografuje.
Marcin S. Sadurski 5 października 2014 o 23:42
Co do wątpliwości cp do pochodzenia piwa, to chyba jednak było to piwo koreańskie. http://en.wikipedia.org/wiki/Taedonggang
OdpowiedzTak mi się przypomniało.
Co reszty tekstu, podtrzymuję swoje zarzuty – szkoda, że autor poza wyjazdem na wycieczkę, przed napisaniem tego artykułu nie zapoznał się choćby z wikipedią.
Marcin S. Sadurski 5 października 2014 o 23:46
A tak przy okazji – właśnie ukazuje się kolejna książka o Korei Północnej:
Odpowiedzhttp://www.obcasy.pl/8222korea_polnocna_tajna_misja_w_kraju__wielkiego_blefu8221.html