Tata Marek wraz z synem Mateuszem wybierają się w lipcu na Igrzyska Olimpijskie do Londynu. Żeby nie było zbyt łatwo, ich droga będzie trwała 15 dni, a dystans 1500 kilometrów przejadą na… rowerach!

Mateusz jest już zahartowanym dzieciakiem. Jego tata zadbał o to organizując wyprawy rowerowe wokół Polski. Zaczynali, kiedy Mateusz nie skończył jeszcze ośmiu lat. W rozmowie z nami opowiadają o planach na tegoroczne wakacje, jak radzą sobie ze sobą w trasie, a także o przygodach, które im się już wydarzyły.

Wyprawa rowerowa w okół Polski, Marek i Mateusz Miłoszewscy

Nie, w trakcie wyprawy wzdłuż wybrzeża (2008), nie jechaliśmy plażą :) Ale mieliśmy krótki incydent z pchaniem rowerów po piachu. (Fot. Marek Miłoszewski)

– Czy Tobie, kiedy byłeś dzieckiem, ktoś organizował takie wypady? Skąd pomysł i chęci na rowerowe podróże z synem?

Marek: – Od kiedy pamiętam, moje wakacje z rodzicami to zawsze była jakaś forma aktywnego wypoczynku. Nie przypominam sobie leżenia na plaży. Dlatego nasze dzieci też „nie mają lekko”. Jeśli do tego dołożyć moje uzależnienie od roweru, to z tej mieszanki wyszły wyprawy rowerowe. A rower jest doskonałych środkiem podróżowania, bo nie jedzie za szybko. Wiele razy spotykaliśmy ludzi albo miejsca, które jadąc samochodem minęlibyśmy, nawet ich nie zauważając.

– Co jest dla Ciebie najfajniejsze w waszych wyprawach? Na co czekasz z niecierpliwością?

Marek: – Ludzie. Na co dzień uczymy dzieci, żeby nie ufały obcym i nigdy nie brały cukierka od pana na ulicy. A w podróży odkrywamy z Mateuszem, że ludzie tak na prawdę… są dobrzy. Podczas naszych wypraw spotkaliśmy się z tak wielką gościnnością, że o ludziach, którzy nas przyjęli, nakarmili, albo po prostu porozmawiali z nami, możemy opowiadać godzinami. Już teraz wiemy, że po drodze do Londynu spotkamy wielu naszych przyjaciół, których dopiero poznamy. Patrzenie na dziecko, które odkrywa to wszystko, to duża frajda dla rodzica.

Podróżowanie rowerem daje też wolność wyboru trasy. Uwielbiamy wieczorne rozmowy o tym co przejechaliśmy i planowanie z mapą następnego dnia. Nie raz już, po takich naradach, rankiem zmienialiśmy kierunek, bo Mateusz wypatrzył na mapie coś co „koniecznie musimy zobaczyć”.

Nocleg na dziko

Najbardziej lubimy noclegi dziko. Nasz czterogwiazdkowy hotel możemy postawić tam, gdzie kończy się dzień. (Fot. Z archiwum wyprawy)

– Mateusz, co najbardziej lubisz w swoich podróżach z tatą?

Mateusz: – Przygody z napotkanymi w podróży ludźmi, ale także miejsca, w które raczej nie wolno wchodzić. Bardzo podoba mi się też spanie na dziko.

– W lipcu wyprawa do Londynu. Rowerowa przeprawa zajmie wam około 15 dni. Gdzie będziecie nocować, jeść etc.?

Marek: – Mateusz śmieje się czasem, że nasz czterogwiazdkowy hotel wozimy ze sobą. Mając namiot, możemy spać tam gdzie akurat wypadnie koniec dnia. I takie spanie w lesie, na łące, albo w krzakach lubimy najbardziej. Oczywiście w sytuacjach podbramkowych zdarza nam się spać także w schronisku, czy hotelu, ale staramy się tego unikać. Budżet na wyjazdy nie jest z gumy, więc staramy się oszczędzać także na jedzeniu. Od restauracji wolimy kuchenkę i kocher. Czasem jest ognisko i smażona kiełbasa.

– Czy macie jakieś plany co do przystanków na trasie Polska – Londyn? Chcecie coś szczególnie zobaczyć?

Marek: – Z wyprawy na wyprawę coraz mniej szczegółowo planujemy trasę :) Teraz też jeszcze nie mamy jakichś dokładnych planów. Pewnie, od linijki, połączymy na mapie Szczecin i Calais, a potem będziemy jechać gdzieś blisko tej linii.

– Powrót też planujecie na rowerze.

Marek: – Niestety, o ile Mateusz ma długie wakacje, to ja nie mogę sobie pozwolić na powrót rowerem. Będziemy wracać samolotem, co już dziś wywołuje ekscytację Mateusza i moje obawy o bezpieczny transport rowerów.

Wyprawa rowerowa wzdłuż Odry.

Przy źródle. Koniec wyprawy wzdłuż Odry. (Fot. Z archiwum wyprawy)

– Miewacie z Mateuszem słabsze dni w drodze? Jakieś spięcia,
nieporozumienia? Jeśli tak to jak sobie radzicie w takich sytuacjach?

Marek: – Oczywiście, że czasem się ścieramy. Żeby tych starć było jak najmniej, od początku na wyprawach obowiązuje umowa: Mateusz nie marudzi, że jest zmęczony, a ja nie popędzam i jedziemy jego tempem. I muszę przyznać, że częściej to ja mam problemy z dotrzymaniem swojej części. Na szczęście nie jedziemy na tandemie, więc w trudnych momentach możemy od siebie odjechać i przeczekać, aż napięcie opadnie. Zresztą taka podróż uczy radzenia sobie także z konfliktami. Przed wieczorem musimy się zawsze pogodzić, bo inaczej namiot może się okazać za mały dla nas dwóch :)

– Masz jakąś swoją wymarzoną podróż?

Mateusz: – Tak, chciałbym pojechać na Nordkapp. Później marzy mi się objechanie Bałtyku szlakiem R10.

– Koledzy w szkole zazdroszczą?

Mateusz: – Niedawno w mojej szkole mieliśmy pokaz zdjęć, od tego czasu chyba zaczęli mi zazdrościć. Czasami podchodzą i pytają się o coś związanego z naszymi podróżami.

– W jakim najdziwniejszym, najdzikszym bądź najciekawszym miejscu udało wam się już nocować?

Marek: – Najbardziej urokliwa była łąka nad Odrą, koło Jakubcovic. To było jakieś 30 kilometrów przed źródłem. Odra to w tym miejscu rwąca górska rzeka. Słońce zachodzące za Górami Odrzańskimi i szum wody były świetną nagrodą za cały dzień pedałowania. A najlepiej zostaliśmy przyjęci przez księdza Jana, proboszcza prawosławnej parafii św. Mikołaja w Michałowie. Kiedy już obejrzeliśmy przepiękną cerkiew, a Mateusz zarzucił duchownego tysiącem pytań o kościół prawosławny, zapytaliśmy gdzie w okolicy jest pole namiotowe. Na to ksiądz odpowiedział po prostu: A po co wam kemping? Zostańcie u mnie. I tak, rozbiliśmy namiot z widokiem na cerkiew. Wieczorem nasz gospodarz przyniósł lody, a potem do nocy z nami rozmawiał. Rano na odjezdne dostaliśmy jabłka i pomidory z ogrodu.

Wyprawa rowerowa dookoła Polski z siedmioletnim synem.

Kiedy zaczynaliśmy w 2007 r. wyprawę dookoła Polski, Mateusz nie miał jeszcze ośmiu lat. (Fot. Z archiwum wyprawy)

– Chciałbyś kogoś jeszcze zabrać na taką przejażdżkę?

Mateusz: – Nie, ponieważ bardzo podoba mi się jazda tylko z tatą. Nie chciałbym tego zmieniać.

Marek: – Ale to się niedługo zmieni. Młodszy syn, Marcin, też powoli zaczyna swoje podróżowanie na rowerze.

– Jakie jest Twoje najfajniejsze wspomnienie z podróży?

Mateusz: – Trudno wybrać jedną rzecz. Chyba najbardziej podobały mi się śluzy na Kanale Augustowskim. Raz mogłem jedną śluzę otworzyć i zamknąć. Oczywiście ręcznie.

– A co na to wszystko mama? :)

Marek: – Z mamą zawarliśmy kompromis. Mama wie, że na wyprawach obowiązują nieco obniżone standardy higieny, że nie zawsze mamy na sobie czyste ciuchy, że nie zawsze jest gdzie się wykąpać. I, że najbardziej lubimy spać na dziko. Dlatego umówiliśmy się, że co dwa, trzy dni zatrzymujemy się w jakimś cywilizowanym miejscu, gdzie mamy prysznic, ciepłą wodę – rzeczy dla nas zupełnie zbędne, z których jednak – dla spokoju mamy – co jakiś czas korzystamy.

– Mama nie ma ochoty dołączyć do rowerowego team’u?

Marek: – Ano właśnie chce. Dlatego mamy nadzieję, że w tym roku, poza wyprawą do Londynu, uda nam się gdzieś pojechać całą rodziną. Marcin ma już 8 lat i, umiejętnie dokładając bagaże tacie, uda się wyrównać prędkość całego zespołu.

– Co jest dla Ciebie najważniejsze w waszych wspólnych podróżach?

Marek: – Chyba to, że mimo spotykanych po drodze ludzi, cały czas jesteśmy na siebie „skazani”. Wiadomo, że w roku szkolnym obaj jesteśmy zalatani. A w trakcie wyprawy możemy nadrobić te zaległości. To nie jest tak, że po powrocie jesteśmy idealnie dogadującym się układem tata – syn. Buntujący się nastolatek i wymagający ojciec, to zawsze będzie mieszanka wybuchowa. A jednak, teraz będzie bardzo górnolotnie, dzięki wspólnym wyprawom udaje nam się budować prawdziwą męską przyjaźń. Już po pierwszym wyjeździe odkryliśmy, że nic tak nie integruje ojca i syna jak długa samotna droga.

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: Bądź pierwsza/y