Prawie całe terytorium Armenii leży na wysokości większej niż 1000 m n.p.m., piękne góry są chyba największym atutem tego kraju. Poza tym doskonałe miejsce dla wielbicieli wina, bakłażanów i socjalistycznej urbanistyki.

W ostatnich latach bardzo popularnym celem podróży Polaków stała się Gruzja. Zapewne przyczyniło się do tego między innymi niedawne uruchomienie tanich połączeń lotniczych. Większość podróżników, którzy zapędzają się do Armenii, robi to przy okazji wizyty właśnie w sąsiedniej Gruzji. Obydwa te kraje są atrakcyjne dla wielbicieli gór, monastyrów, dobrych win i serów. A jednak odwiedziny w Gruzji i Armenii to dwa zupełnie odmienne doświadczenia.

Centrum Erewania, stolicy Armenii

Park rzeźb w centrum Erewania. (Fot. Justyna Kucharska)

Różnice zaczynają się już w stolicy – armeński Erywań różni się diametralnie od gruzińskiego Tblisi. Łączą je może pewne sowieckie naleciałości, ale atmosfera tych miast jest nieporównywalna. W Tblisi zachowało się wiele zabytków, w starej części miasta przetrwał zabytkowy układ ulic. Erywań zaś to w dużej mierze dzieło socjalistycznej urbanistyki.

Zdaniem wielu podróżników różne jest także nastawienie ludzi i doświadczenia z lokalnymi mieszkańcami. W Gruzji rzekomo ludzie mieliby być bardziej otwarci i chętni do nawiązywania znajomości, w Armenii – zachowujący rezerwę. Bardzo często goście mają właśnie takie pierwsze wrażenie po wizycie w dwóch krajach. Czy uzasadnione?

Ormianie to rzeczywiście specyficzny naród, odmienny kulturowo od swoich sąsiadów. Ich historia przypomina mi nieco dzieje Żydów – mają odrębne wyznanie, które jest elementem tożsamości, duża część społeczności żyje w diasporze, w przeszłości często zajmowali się kupiectwem, co sprowadzało na nich niechęć innych grup etnicznych. Podobnie też jak Izrael, Armenia otoczona jest państwami, z którymi ma dość trudne stosunki. Pod wieloma względami ten kraj różni się od innych państw w regionie. Jego uroku nie odkrywa się na pierwszy rzut oka, ale jest bardziej fascynujący, niż mogłoby się to na początku wydawać.

Erywań

Nasza przygoda w Armenii rozpoczęła się w stolicy tego kraju, Erywaniu. Moje wcześniejsze skojarzenia z tym miastem wiązały się jedynie ze starymi żartami o Radiu Erewań, w których stolica kraju przedstawiona była w dość niepochlebny sposób. Tymczasem Erywań ma bardzo bogatą historię, założono go wcześniej, niż Rzym, bo już w 782 r. p.n.e. Od tego czasu boje o miasto toczyli między innymi Scytowie, Arabowie, Persowie, Rosjanie. W samym Erywaniu trudno jednak odnaleźć ślady długiej historii, ba, na pierwszy rzut oka miasto wygląda, jakby zbudowano je w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku.

Pozostałości po dawnych epokach odnaleźć można przede wszystkim w muzeach pod postacią wykopalisk archeologicznych. Nie zachowały się zaś zabytkowe budynki, ani nawet układ ulic. Mimo tego, że miasto ma prawie trzy tysiące lat, współcześnie można o nim powiedzieć, że jest świetnym przykładem sowieckiej architektury i myśli urbanistycznej. Dość powszechne są tu szerokie ulice i chodniki, wzdłuż których stoją rzędy monumentalnych bloków. Dość monumentalny i siermiężny jest też pomnik upamiętniający ludobójstwo na Ormianach – skonstruowano go w 1967 r. ku czci ofiarom pogromów po 1915 r. Pomnik oraz usytuowane w pobliżu muzeum ludobójstwa są dość istotnym punktem miasta, jako że pamięć o tych wydarzeniach historycznych jest nadal żywa i wiąże się z silnymi emocjami.

Interesująca jest konstrukcja Placu Republiki w centrum Erywania, gdzie estetyka sowiecka miesza się z lokalnymi, nieco bardziej tradycyjnymi motywami. Zupełnie osobliwy zaś wydaje się obiekt nazywany Kaskadami. To coś na kształt gigantycznych schodów w śródmieściu, które służą w zasadzie za teren rekreacyjny. Schody wiodą do pomnika upamiętniającego pięćdziesięciolecie sowieckiej Armenii, współcześnie zaś w ich obrębie mieści się muzeum sztuki. Część kolekcji, kilka współczesnych rzeźb, stoi u podnóża schodów, a ich zestawienie nieco potęguje wrażenie kuriozalności. Kompleks bywa nazywany „parkiem rzeźb” i stanowi cokolwiek dziwny przykład wcielenia w życie idei, aby sztukę przenosić na ulice miast.

W sowieckiej urbanistyce przykładano wagę do tworzenia terenów rekreacyjnych, gdzieniegdzie wzdłuż ulic Erywania znajdują się zielone wysepki z ławeczkami. Mnie jednak zachwycił stary plac zabaw ulokowany na jednym z osiedli w pobliżu centrum miasta. Złowieszcze dinozaury, delfin z urwanym ogonem, karuzela z makabrycznymi łabędziami – nie mogłam oderwać oczu od tych atrakcji. Socjalistyczna stylistyka nie każdemu odpowiada, ale przyznać trzeba, że Erywań sprawia wrażenie miasta pełnego życia i dynamicznego. Dużo tu kawiarni i barów, jest tu świetne życie nocne, z resztą wieczorami Plac Republiki jest pełen ludzi.

Góry

Stolica Armenii ma pewien urok, a jednak miasta zdecydowanie nie są atutem kraju. Prawdziwy powód, dla którego warto tu przyjechać, znajduje się poza obrębem miast.

Armenia nie ma dostępu do morza, jednak niekiedy mianem ormiańskiego morza określa się sporej wielkości jezioro Sevan, które znajduje się mniej więcej w centrum kraju, przy granicy z Azerbejdżanem. To popularne miejsce weekendowych wycieczek mieszkańców stolicy. Oczywiście nad brzegami jeziora znaleźć można zaciszne, spokojne miejsca, jednak w co najmniej kilku punktach dominuje młodzież, która puszcza głośną muzykę z samochodowego sprzętu i zasadniczo przyjeżdża nad jezioro, żeby się upić.

Moim zdaniem także Sevan, chociaż z pewnością malowniczy, nie jest największym atutem Armenii. W moim rankingu wygrywają góry, które znajdują się niemalże wszędzie – prawie całe terytorium kraju znajduje się na sporej wysokości i pokryte jest górskimi pasmami.

Gruzja i Armenia: Zdobyć Kazbek i Aragac

Wielu przyjezdnych (zwłaszcza Polaków) kieruje się w pierwszej kolejności na najwyższy szczyt kraju, Aragac. Przyjeżdżają tam również grupy osób z Erewania, ale zasadniczo turystyka górska w zachodnim rozumieniu nie jest jeszcze bardzo popularna wśród Ormian.

Aragac ma cztery wierzchołki, wysokość największego z nich to 4095 m n.p.m. Większość turystów się na niego nie porywa, najbardziej popularnym celem wycieczek jest łatwiej dostępny wierzchołek południowy, który sięga 3879 m n.p.m. Zdobycie go nie wymaga dużych umiejętności, chociaż nawet w lecie utrzymuje się tu zawsze powłoka śniegu. Jako że stok nie jest porośnięty, można wybrać kilka alternatywnych dróg na szczyt – najkrótsza droga wiedzie oczywiście przez dosyć strome podejście. Niemniej, można je bezpiecznie ominąć, przez niemalże całą drogę wierzchołek jest bardzo dobrze widoczny, więc nie sposób się tu zgubić.

Nieco bardziej skomplikowane mogło się wydawać wejście na inny szczyt, Ażdahak. To najwyższy szczyt pasma Gegham, a turyści zapędzają się tu dużo rzadziej. Wyzwaniem może być nie tylko strome, zaśnieżone gdzieniegdzie podejście, ale również fakt, że wierzchołek pojawia się dopiero po kilku godzinach marszu.

Góry w Armenii

Góry Geghama. (Fot. Justyna Kucharska)

Mimo że Aragac jest obecnie najwyższą górą kraju, nie ma on dużego znaczenia emocjonalnego dla Ormian. Prawdziwie znaczącym dla nich wzniesieniem jest bowiem Ararat, który współcześnie znajduje się na terytorium Turcji. Historycznie Ararat znajdował się na ormiańskim terytorium i jest istotnym elementem tutejszej kultury. Motyw tej góry jest obecny w wielu systemach kulturowych, pojawia się chociażby w Biblii. Ponadto wspominano o nim w podaniach Sumeryjskich, zazwyczaj wzniesieniu nadawano boski, sakralny charakter. Ararat był świętą górą Ormian w czasach przedchrześcijańskich, zapewne wiązało się to przede wszystkim z kultami solarnymi. Współcześnie ten szczyt nadal uważany jest za symbol Armenii, znajduje się na przykład na jej herbie. To jeden z niewielu przykładów, kiedy na herbie kraju widnieje obiekt, który znajduje się poza jego terytorium.

Często zdarza się, że Ormianie przy dobrej pogodzie wypatrują Araratu – czasami jest on widoczny nawet z Erywania. Na stokach świętej góry oraz w jej okolicy znajduje się wiele rytów skalnych pochodzących z początków historii Ormian, ale także z czasów jeszcze dawniejszych. Co więcej, tego typu pozostałości po dawnych cywilizacjach odnaleźć można również na dzisiejszym terytorium Armenii. Ryty naskalne, które znajdują się w paśmie gór Gegham, mogą mieć nawet sześć tysięcy lat, a zatem pochodzić z czasów przedormiańskich.

A to nie wszystko – podczas wędrówki po górach Armenii można natknąć się również na obozowiska przedstawicieli prastarej grupy etnicznej Jazydów. O tym jednak za chwilę.

Monastyry

W Erywaniu próżno szukać pozostałości po długiej i bogatej historii narodu ormiańskiego. Niemniej, poza stolicą zachowało się kilka pięknych zabytków, głównie monastyrów.

Większość mieszkańców Armenii to chrześcijanie, ale przynależący do odrębnego Kościoła Apostolskiego Ormiańskiego. Wyznanie to ma długą historię, a dziś jest jednym z filarów tożsamości rozproszonych po świecie Ormian. I właśnie z tą odmianą kościoła wschodniego łączą się zabytkowe świątynie, które się jeszcze zachowały.

Całkiem niedaleko od stolicy znajdują się dwa ciekawe obiekty. Pierwszy z nich to kompleks klasztorny Geghard. Współcześnie nie pełni już funkcji sakralnych, jest już raczej tylko zabytkiem. Chociaż kiedy dotarłyśmy na miejsce, zobaczyłyśmy kilku duchownych czekających przed wejściem do głównej świątyni. Zaczęłyśmy nerwowo szukać chust na głowę – w świątyniach muzeach nie czułyśmy potrzeby, żeby zakrywać włosy, ale jeśli monastyr jest w użyciu, to zupełnie inna sprawa. Okazało się jednak, że kapłani przybyli do Gaghardu jednorazowo, ponieważ akurat mieli odprawić w tej pięknej scenerii ślub.

A była to rzeczywiście imponująca sala ślubna: część klasztoru została wykuta w skale, a kamienna konstrukcja została zbudowana na początku XIII w. Główna świątynia jest niemalże pusta, stoją w niej tylko stoliki na cienkie, żółte świeczki, takie same, jak te spotykane w kościołach prawosławnych. Byłyśmy w świątyni około południa i zupełnie zachwycający był widok, jak promienie światła wpadały do mrocznego, kamiennego wnętrza. To jednak nie koniec. Ogólnie świątynia jest średniowieczna, ale kompleks sakralny założono w tym miejscu już w IV w., jako że ze skał miało wypływać święte źródło. Zachowała się mała kapliczka z tego czasu, przez którą istotnie przepływa źródełko wody.

Przy świętym źródle miałyśmy okazję być jeszcze raz. Odwiedzałyśmy trzynastowieczny, niezwykle urokliwy monastyr Noravank, który znajduje się na południu kraju. Monastyr znajduje się zupełnie na odludziu, na szczycie góry, gdzie widok jest naprawdę oszałamiający. Wiedziałyśmy, że w pobliżu znajduje się też grota z uzdrawiającym źródełkiem, nie miałyśmy jednak bliższych instrukcji, jak tam dotrzeć. Po kilkudziesięciu minutach błądzenia w krzakach, kiedy jedynymi ludźmi, jakich spotkałyśmy, była para uprawiająca seks w samochodzie, dotarłyśmy do groty. Robiła to samo silne wrażenie, jakie wywierają miejsca pradawnych kultów. W drodze powrotnej spotkałyśmy grupę ludzi z okolicy, którzy zmierzali do groty, że nabrać uzdrawiającej wody.

Wracając do Geghardu – niedaleko tego kompleksu znajdziemy inną atrakcję, pogańską świątynię Garni. Przed setkami lat oddawano się tu kultowi wojowniczego boga Mitry, później z resztą w ten kult zaangażowali się rzymscy legioniści. Podobno kiedy w Rzymie spopularyzowało się chrześcijaństwo, święta Bożego Narodzenia ustanowiono właśnie w czasie, kiedy wcześniej obchodzono święto ku czci Mitry, boga wojny. To jedyna pogańska świątynia, która przetrwała w Armenii. Ma ona hellenistyczne korzenie i taką też konstrukcję. Zasadniczo w monastyrach nie pobierano opłaty za wstęp, świątynia Garni była wyjątkiem – zapewne ze względu na swój pogański charakter. Dodać należy, że majestatyczna świątynia stoi na wzgórzu, na tle bazaltowych formacji skalnych. Żeby podkreślić sielski charakter miejsca, z głośników wokół świątyni puszczano przeboje Celine Dion. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie.

Trzy tysiące lat historii

Naród ormiański ma za sobą trzy tysiące lat historii, dysponuje swoim własnym kościołem narodowym. Jest dosyć rozproszony, diaspora ormiańska jest bardzo liczna. Pamięć bolesnych wydarzeń historycznych wywołuje silne emocje, a stosunki dyplomatyczne z sąsiadami są dość napięte. Wystarczy wspomnieć zatargi z Azerbejdżanem i konflikt o Karabach, a także trudne relacje z Turcją. W czasie swojej historii Armenia była podbijana przez Persów, Rzymian, następnie przez Bizancjum, znowu Persów, Rosjan, imperium Ottomańskie. W XX w. Ormianie padli ofiarą ludobójstwa, po którym duża część społeczeństwa uciekła z kraju i osiedliła się zagranicą. Ormiańska diaspora istniała w IV w n.e., a dzisiaj może liczyć nawet jedenaście milionów ludzi. Mimo tych wszystkich zawirowań i obcych rządów Ormianom udało się zachować założony w czwartym wieku niezależny kościół.

Armenia, niemal jak Kurdystan

Współcześnie Armenia jest dosyć jednolita etnicznie, mniejszości narodowe to głównie przybysze z innych republik sowieckich. Najbardziej liczną grupą odmienną etnicznie są tu jednak jazydzi. Spotkałyśmy ich obozy w drodze na szczyt Aragac, ale także w górach Gegham. Właśnie na stokach górskich członkowie tej społeczności spędzają lato, żyjąc w prowizorycznych obozach. Trudnią się przede wszystkim pasterstwem owiec. Zimą schodzą do dolin i osiedlają się tam, w pobliżu miast.

Jazydzi z Armenii są bliscy kulturowo Kurdom z Iraku, Turcji czy Syrii – wyznają dosyć tajemniczą religię, która jest zbliżona do pradawnego zaratustrianizmu, ale czerpie też z islamu, chrześcijaństwa i wczesnych wierzeń z tego regionu. Z zaratustrianami zetknęłam się kiedyś z Bombaju, jest to bardzo hermetyczna grupa, która pielęgnuje prastare (dużo starsze niż chrześcijaństwo i islam) tradycje. Historia zaratustrian i jazydów przypomina trochę historię Ormian – mimo rozproszenia udało im się zachować wiekowe zwyczaje, kulturę i swoją tożsamość.

Kultura Armenii jest bardzo interesująca, nawet przy niewielkiej ilości zachowanych zabytków. Być może jest bardziej niedostępna, niż w sąsiedniej Gruzji, ale na pewno jest warta uwagi.

Justyna Kucharska

Psycholożka i afrykanistka, która ostatnio podróżuje głównie po Azji. Pracuje jako trenerka freelancerka, bo dzięki temu może co roku spędzać dużo czasu w podróży. Od niedawna prowadzi blog www.justynakucharska.com.

Komentarze: (1)

Kasia 15 sierpnia 2014 o 22:00

Cerkwie w Armenii. Bez komentarza. To najstarszy kraj chrześcijański, ale ani katolicki, ani prawosławny.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.