Przeszło rok temu, w kwietniu, rozpoczęła się wędrówka Klapek Kubota w kierunku wschodnim. Plan prosty, a wykonanie finezyjne. Doceniono ich w konkursie Blog Roku 2010. Dla nas wspominają początek podróży – kierunek Turcja. Oczywiście, jak i cała reszta drogi, odbyta autostopem.

Przejazd planowany na pięć dni na trasie Gdańsk – Stambuł pokonaliśmy w dwa dni trochę oszukując, ponieważ daliśmy się skusić wygodnemu noclegowi w nocnym pociągu relacji Warszawa-Budapeszt. Dwa dni, czyli dwa i pół tysiąca kilometrów, pociąg i dziewięć stopów.

Z ciekawszych person poznanych w drodze trzeba wymienić starego Cygana z unieruchomioną jedną nogą. Pracował w Wiedniu, mieszkał w Belgradzie, a w bagażniku walały się felgi i kule do chodzenia. Nie wiem, czy pierwszą, automatyczną myślą, która pojawiła się wam w głowach, było skojarzenie złodziej-żebrak, ale co ciekawsze – mogła być ona prawdziwa. Cygan zresztą sam posługiwał się stereotypami, twierdząc, że Turcy podrzucą mi haszysz, za co trafię do więzienia, a dziewczynę-blondynę mi porwą.

Cała Wojwodina, którą z nim przejechaliśmy, usiana jest cygańskimi osadami, pełna biednych, obskurnych domków. Państwowa polityka przywiązywania Cyganów do ziemi była chybionym pomysłem. Nie ma już cygańskich taborów (swoją drogą ciekawe, jak by teraz wyglądały – pewnie byłyby to przyczepy kampingowe), a dla samych Cyganów mieszkanie jako budynek nie jest wartością samą w sobie. Tak jak Beduini, którym narzucone granice zdemolowały dotychczasowy tryb życia, tak Cyganie zostali skazani na marną egzystencję w gettach… i tylko patelni, cygańskich patelni brak!

Z granicy serbsko-bułgarskiej pomógł nam uciec lekko szajbnięty kierownik stacji benzynowej Mehmet – Turek, który sam w młodości pojechał autostopem do Bangladeszu. O dwunastej w nocy zagadał z Tahsimem, żeby zabrał nas ze sobą. Tahsim, który robił expresowy kurs Niemcy-Turcja, wyjątkowo olał 9-godzinny czas pracy, który wymusza tachograf.

Kiedy wsiedliśmy do jego TİRa, miał za sobą już dwudziestą godzinę za kierownicą i na szóstej kawie popylał z nami nocą przez bułgarskie wertepy. Czułem się w obowiązku rozmawiać z Tahsimem przez całą noc, co by nam nie zasnął. Sam zresztą walczyłem ze znużeniem niedospanych nocy, podczas gdy Maja smacznie spała z tyłu. Pomimo śladowej znajomości jakiegokolwiek języka oprócz tureckiego, gadało nam się miło i wesoło.

Tashim pokazał mi ciekawą zależność pomiędzy umiejscowieniem przy drodze restauracji, a posterunkami kontrolnymi bułgarskiej policji. Na całej trasie przy niemal każdej jadłodajni stał policyjny patrol, który łapał kierowców i jeśli ci nie opłacili się drobną łapówką, otrzymywali konkretny mandat. Sam byłem świadkiem, jak uchachany Tahsim wręczał -uwaga! uwaga! – JEDEN euro policjantowi na kawę, żeby ten odstąpił od kontroli.

Niemiecki – jakiż przydatny język w Turcji. Uświadomił mi to pierwszy stop w tym kraju z inżynierem niemieckim tureckiego pochodzenia, do którego, jak i do pozostałych osób spotkanych tutaj, nie pasuje określenie Turas. Tu są tylko Turcy – pomocni, przyjacielscy. Tak jak leciwy Turek pracujący kiedyś w Niemczech, który porwał nas do siedziby swojej firmy budowlanej, napoił herbatą i nakarmił kebabem.

W materii gier i zabaw, przelecieliśmy się pierwszy raz paralotnią. Nasz stop do Oludeniz okazał się być instruktorem lotnym, który w lot pojął, że potrzebna jest zniżka studencka. Euro26 Student – karta wiecznego studenta. Wrażenia niesamowite, kolejne marzenie – odhaczone. Nowe, ulepszone marzenie – spadochron, 4000 m.

W Denizli po raz kolejny pomocny okazał się język niemiecki. Zapytawszy na stacji autobusowej lokalnego bossa o transport na wylotówkę, udało się nam załatwic rejsowy autobus do Antali za darmoszkę, a jeden z pasażerów zafundował nam w trakcie postoju konkretną ucztę.

'Turasy chcą tylko Twojej kasy´ – cytat z większości turystów. Moi drodzy, cóż się dziwić, jeśli jeździ się do miejscowości, w których maszynka do mielenia wyciska z Was dolary. Chodzące dolary nie nauczą się nawet podstawowych słów po turecku. Dla nas to już powoli obowiązek – im dalej na wschód, tym znajomość jakiegokolwiek języka innego niż turecki zanika, jak i ich świadomość, że Ty, w ICH kraju, możesz nie rozumieć, co do ciebie mowią, choć uparcie, głośno i wyraźnie powtarzają ci po parę razy to samo.

Piknik Pita Pierwsza klasa (Fot. www.klapkikubota.com)

Piknik Pita Pierwsza klasa (Fot. www.klapkikubota.com)

Z Antali do Alani zabrał nas instruktor nauki jazdy. Jako, że zaczynało zmierzchać, Bilal zabrał nas do swego domu, w którym mieliśmy się tylko przespać, a zostaliśmy na dwa dni w towarzystwie jego żony Aiszy i sąsiada – arabskiego malarza pokojowego – obieżyświata. Z łezką w oku pożegnaliśmy Bilala, według którego potrzeba desantu kolejnych Proroków w okolicach Bliskiego Wschodu wynikała ze złego usposobienia Arabów.

Następny stop skończył się ucztą z cudownej baraniny i piwa, którego od tygodni nie mieliśmy w ustach. Żeby dotrzeć do Kapadocji (urokliwa kraina, serdecznie polecamy zamiast plaży na tureckiej riwierze), złapaliśmy jeszcze dwa stopy i autobus. Autobus, który zastąpić miał hotel, a zostawił nas w kompletnej dupie o pierwszej w nocy. Kij to, uderzyliśmy do budki taksówkarzy, gdzie wybudzony cieć był ciężko zszokowany turystami. Uspokojony moim podstawowym tureckim, choć jeszcze długo nie kumał, co się dzieje, użyczył nam podłogi w swojej kanciapie.

Michał Kitkowski i Maja Szymańczak

Chcą pożreć świat wzrokiem, wymienić miliony uśmiechów i uścisnąć miliony rąk przy pomocy jednego kciuka. Blogują na Klapki kubota

Komentarze: 2

Karolina 16 maja 2011 o 19:18

Kupę czasu się spędziło w tych tureckich tirach… :-) Pamiętam pierwszy raz, tłumaczę koleżankom, które dotąd nie łapały stopa: „To nic trudnego, trzeba wyciągnąć rękę… Na pewno nikt się od razu nie zatrzyma, ale cierpliwości, kilkanaście minut powinno wystarczyć…” No i właśnie podczas demonstracyjnego „wyciągnięcia ręki” zatrzymał się pierwszy przejeżdżający samochód. :-) I te rozkminy: „To łapiemy tiry, czy chcemy być tam szybciej…?” Eeeech. Wspaniali ludzie, wielka gościnność. Dzięki za miłe przypomnienie i życzę powodzenia w dalszej podróży!!

Odpowiedz

    www.klapkikubota.com 26 maja 2011 o 19:13

    Cieszymy sie bardzo, ze odswiezamy dobre wspomnienia. Usmiech na twarzach innych osob to dla nas osobisty sukces! :) My tez tesknimi i napewno jeszcze tam zawitamy. Trzymaj sie i do zobaczenia.

    Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.