Chińska kolej w pięciu krokach
Podróżowanie pociągami cieszy się wśród Chińczyków ogromną popularnością. Sieć kolejowa jest świetnie rozwinięta, połączeń wiele, a pociągi w miarę punktualne i szybkie jak na tak długie trasy. Obserwując podróżujących Chińczyków ma się wrażenie, jakby pociąg był ich drugim domem. Jednak to, co dla Chińczyka oczywiste, dla turysty przebywającego po raz pierwszy w Chinach (jak my) jest, mówiąc delikatnie, zdumiewające.
Krok pierwszy – Przygotuj się do wizyty na dworcu
Cała zabawa w podróżowanie koleją po Chinach zaczyna się już w momencie kupowania biletu. Nie chcąc płacić za pośrednictwo agencji czy hosteli, nie pozostaje nic innego jak iść na dworzec i podjąć samodzielną walkę o bilet.
Na forach internetowych krążą plotki o kasach z anglojęzycznymi kasjerami – nie dajmy się jednak zwieść. Takie okienko znaleźliśmy tylko w Pekinie, w dodatku akurat było zamknięte. W innych miastach nie spotkaliśmy żadnej informacji w języku innym niż chiński. Szybko przekonaliśmy się, że pani w okienku też raczej nie będzie służyć jako informacja. Po pierwszej bezowocnej wizycie na dworcu opracowaliśmy więc taką oto strategię:
- Wchodzimy na stronę www.chinahighlights.com i tam sprawdzamy możliwe połączenia na interesującej nas trasie.
- Przy poszczególnych pociągach wyświetla się liczba wolnych miejsc. Wybieramy pociąg, na który jest jeszcze najwięcej miejsc, z nadzieją że inni nie zdążą wykupić wszystkich biletów zanim dotrzemy na dworzec.
- Spisujemy na kartkę numer pociągu, datę i godzinę odjazdu.
- Przerysowujemy na kartkę (a raczej Fryderyk przerysowuje i świetnie się przy tym bawi) nazwy stacji wyjazdowej i docelowej.
Tak przygotowana kartka z informacjami oszczędza nam pytań (po chińsku), przyspiesza zakup biletów (jeśli w ogóle są) i sprawia, że zyskujemy w oczach miejscowych. Bezcenne.
Krok drugi – wybierz miejsca
W chińskiej kolei nie ma podziałów wagonów na klasy jak w Polsce. Podróżujący wybiera za to między miejscami siedzącymi a leżącymi, które z kolei dzielą się na tak zwane miękkie (soft) i twarde (hard).
Wagony z miejscami siedzącymi są bezprzedziałowe. Z jednej strony mają po trzy, z drugiej po dwa miejsca, tworząc przejście przez cały wagon. Przy każdym komplecie miejsc jest stoliczek. Fotele są ustawione naprzeciwko siebie, więc podróżni stykają się kolanami lub depczą sobie po stopach. Cały czas pozostaje jednak dla nas tajemnicą jaka jest różnica między hard a soft sitterami – oprócz ceny i trochę innego wyglądu foteli , nic innego nie przychodzi nam bowiem do głowy.
W wagonach sypialnych każdy ma miejsce leżące. Hard sleepery są bezprzedziałowe, a w jednym pionie są trzy łóżka, co oznacza, że to trzecie jest pod samym sufitem.
Soft slipper to już typowa kuszetka z czterema miejscami leżącymi w jednym przedziale. Do tego klimatyzacja regulowana w przedziale, termos z wrzątkiem i kotarki do zasłonięcia się przed innymi podróżnymi. Luksus bez dwóch zdań.
Są też miejsca stojące, oczywiście najtańsze. Posiadacz takiego biletu może zająć wolne miejsce w wagonie z miejscami siedzącymi, o ile oczywiście takie znajdzie.
Wybór między miejscem siedzącym a sypialnym to nie tylko kwestia komfortu i ceny. To wybór między zupełnie różnymi stylami podróżowania, wybór między zupełnie innymi sytuacjami, w których będziemy uczestniczyć, więc warto się nad tym dobrze zastanowić. Ale o tym dalej…
Krok trzeci – kupujemy bilety
Dworce kolejowe w Chinach to prawdziwe molochy. Bardziej przypominają lotniska niż stacje. Żeby sprawnie się po nich poruszać należy pamiętać, że każdy dworzec ma dwie zupełnie oddzielne strefy. Jedna, ogólnodostępna – to kasy biletowe, druga – to właściwa część dworca z poczekalniami, wejściami na perony, sklepami i tym wszystkim co kojarzymy z podróżami koleją. Ta część dostępna jest jednak tylko dla osób z ważnym biletem kolejowym.
W dużych miastach dworców będzie zawsze kilka. Najlepiej jechać na ten, z którego odjeżdża nasz pociąg. Bilety można co prawda kupować też na innych dworcach, również w innych miastach, ale ich pula jest ograniczona. Może się zdarzyć, że mimo dostępnych miejsc c w pociągu nie są one dostępne w sprzedaży w innym mieście.
Gdy pociąg, miejsce i dworzec są już wybrane jedziemy na miejsce. Już z daleka widzimy dziwne skupisko ludzi – to tam na pewno są kasy biletowe. Czasem jest ich kilka, kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt. Na wielu dworcach są oddzielne kasy biletowe sprzedające bilety na ten sam dzień i oddzielne, sprzedające na pozostałe dni. Ale…jak je rozróżnić? Są oczywiście podpisane, tyleż że po chińsku… Jedyna nadzieja, w tym że będą wyświetlać się na nich daty z użyciem arabskich cyfr.
Jak już to wszystko sprawdzimy, wybieramy kolejkę. Raczej „na czuja” niż kierując się posiadanymi informacjami. A najczęściej wybieramy po prostu najkrótszą. Teraz trzeba swoje odstać. Na mniej niż kilkadziesiąt osób przed nami nie ma co liczyć. Kolejka idzie mniej lub bardziej sprawnie, zanim jednak nie kupimy biletu nie ma co się za wcześnie cieszyć…Normalne jest, że po odstaniu czterdziestu minut w kolejce, pani z okienka idzie na obiad, albo gdy już przyjdzie nasza kolej odsyłają nas gdzieś w prawo, albo w lewo, wypowiadając przy tym dziesiątki zdań po chińsku.
Nie ma co się jednak załamywać. Wtedy trzeba po prostu wepchać się do kolejki obok – im bliżej okienka tym lepiej. I niech nas nie biorą żadne wyrzuty sumienia czy skrupuły. Nasza chwila zawahania to dziesięciu Chińczyków, którzy stali wcześniej za nami, a teraz już są przy okienku.
Jesteśmy przy kasie, pokazujemy kartkę z informacjami, nawet nie silimy się na angielski. A tu niespodzianka „May I have a look?”. Ale to raczej raz na dziesięć przypadków. Przeważnie konwersacja jest jednostronna. Dopóki mamy kartkę z informacjami i wszystko idzie sprawnie, to nie jest to żaden problem. Kasjer szuka połączeń, wyświetla możliwe opcje na monitorze. Oprócz cyferek po arabsku cała reszta jest po chińsku, więc trudno nam zweryfikować czy to jest to o co nam chodzi. Na szczęście w całych Chinach mają ten sam system, więc po pewnym czasie nauczyliśmy się na pamięć co w której kolumnie i tak mniej więcej rozszyfrowaliśmy co oni nam tam pokazują.
Wszystko się zgadza, więc kupujemy bilety. Proszą o paszport. No tak, potrzebne są paszporty wszystkich jadących. Fryderyk został gdzieś z bagażami, więc teraz szybki bieg po dworcu po jego paszport. Chińczycy z kolejki patrzą ze zdziwieniem co to za sprint, ale tylko uśmiechają się pod nosem. Ok, są dwa paszporty, jest gotówka, płacę. Mam bilety!
Krok czwarty – Nie daj się na dworcu
Naiwni ci, co myślą, że wpadną na dworzec w ostatniej chwili i wsiądą do pociągu. Co to, to nie. Tu są Chiny i tu jest porządek. To znaczy, porządek po chińsku. Żeby wejść do budynku dworca, czy też przejść dalej, musimy pokazać bilet i przepuścić bagaż przez rentgen. Na dużych dworcach bramek jest wiele, ale i tak często tworzą się kolejki. Jak już prześwietlą się ruskie torby ze zbożem i worki z sianem, grupka Chińczyków pokłóci się między sobą i poprzepycha w kolejce, w końcu możemy prześwietlić swoje plecaki i iść dalej.
W Chinach nie czeka się na pociąg na peronie, tylko w poczekalni. Jak dworzec jest duży to dodatkowo trzeba znaleźć odpowiedną poczekalnię, czy też właściwe zejście na peron, zdarza się bowiem, że każdy peron ma oddzielną poczekalnię czy też oddzielną bramkę. Jak znamy numer naszego pociągu to nie ma problemu. Wśród tysięcy komunikatów po chińsku odnajdujemy odpowiednie cyferki i idziemy w tym kierunku. Jeśli jest mniej niż godzina do odjazdu i nie widzimy tłumu Chińczyków to powinniśmy zacząć się martwić. Lepiej sprawdzić czy nasz pociąg na pewno stąd odjeżdża.
Tłum podróżnych tłoczący się przy bramkach to dobry znak. Na początku myśleliśmy „po co się pchać, przecież mamy miejsca, każdy zdąży wsiąść”. Taaa… Wsiąść zdąży każdy, ale żeby bagaż położyć, to może już być trudno. Jak przepuścisz innych to potem okazuje się, że w odległości dziesięciu miejsc do przodu i do tyłu nie ma ani centymetra wolnego miejsca na plecak. Tylko niech nam nie przyjdzie do głowy stawiać bagaż na podłodze!
Krok piąty – Przetrwaj w pociągu
Kupiliśmy bilety, będziemy jechać! Podróż hard slipperem to rozsądny konsensus. Z jednej strony zapewniamy sobie komfortowy transport, z drugiej serwujemy pewną dawkę obcowania z Chińczykami. Chyba najlepsze jest miejsce środkowe. Co prawda nie można na nim wygodnie usiąść, bo miejsce nad nami nie pozwala się wyprostować, ale za to mamy gwarancję, że nikt nie będzie na nim przesiadywał razem z nami. Bo to, że mamy dane miejsce, nie oznacza, że nikt tam nie będzie siadał – ogólnie panuje zwyczaj, że osoby mające miejsca drugie i trzecie goszczą na tych najniższych w ciągu dnia. Tak jest i już.
Wsiadamy do pociągu. Do odjazdu jeszcze piętnaście minut. A pierwsze przekąski już idą w ruch. Absolutny „must have” to zupka. Nie ma jazdy chińskim pociągiem bez zupki. Standardowa zupka to tekturowy kubełek z suchym makaronem, „smakiem” w woreczkach i plastikowym widelczykiem.
Siedząc w pociągu ma się wrażenie, że Chińczycy jedzą non stop. W czasie kilkunastogodzinnej podróży robią dziesiątki kursów po wrzątek, którym zalewają kolejne zupki, herbatki i inne wynalazki produkowane z myślą o podróżnych. W Chinach rozwinęła się chyba cała gałąź przemysłu spożywczego tylko pod kątem podróży pociągiem. Pestki słonecznika, dyni, suszone owoce, kawałki mięsa. Wszystko porcjowane tak akurat na jeden raz i pakowane w próżniowe torebki. Nasz faworyt to kurze łapki w panierce. Bierze się taką łapkę do buzi i wysysa… Potem można zagryźć jeszcze parówką. A łuski z pestek, plastikowe opakowania, czy folia z parówek lądują od razu na podłodze.
Dobra rada – do toalety najlepiej chodzić na początku podróży. Jak Chińczycy zjedzą już te wszystkie zupki i zagryzą parówkami, to wizyta w toalecie może być traumatycznym przeżyciem. Choć bez podwinięcia nogawek i tak trudno się obyć…
Chińczycy są mistrzami w wytwarzaniu wokół siebie bałaganu w różnej postaci. Rzucają na podłogę wszystko, co nie jest im już potrzebne. Puste butelki i zużyte chusteczki walające się po wagonie to jednak najmniejszy problem. Gorzej gdy jedzie z nami małe dziecko. Takie małe dzieciaki nie noszą pieluchy, tylko mają po prostu rozcięcie w spodenkach. No i możemy być pewni, że prędzej czy później maluch nasika na podłogę, przy całkowitej aprobacie rodziców i otoczenia. A skoro nie ma przedziałów to jest duża szansa, że do nas doleci. I właśnie dlatego nigdy nie stawiamy bagaży na podłodze! Oczywiście prowadnik ciągle sprząta. Ale to sprzątanie to bardziej przemiatanie z jednego końca wagonu na drugi. Do tego dochodzi wszechobecna, specyficzna woń, na którą składa się zapach zupki, dymu papierosowego i fetoru z toalety.
Prawdziwa przygoda zaczyna się w nocnym hard sitterze. O ile w dzień każdy siedzi mniej więcej na swoim miejscu, tak gdy zbliża się wieczór przed każdą stacją zaczyna się polowanie na miejsca. Najlepsze są trójki, z których wysiadają wszyscy pasażerowie. Oczywiście nie ma gwarancji, że na danej stacji nie wsiądzie ktoś na to miejsce. Stali bywalcy pociągów jednak wiedzą, na których stacjach jakie jest obłożenie i z zadziwiającą wprawą zajmują zawsze te miejsca, po które nikt się potem nie zgłasza. Najgorzej mają osoby w trójkach przy przejściu. Nie mogą oprzeć głowy o ścianę wagonu, stoliczek do nich nie sięga. Jedyna rekompensata to możliwość wyprostowania nóg. Ale z tym też nie można przesadzać, bo ryzykujemy przejechanie przez wózek z jedzeniem. Nie pytajcie po co wózek z jedzeniem kursuje całą noc. I dlaczego Chińczycy łażą w tę i z powrotem o trzeciej nad ranem. Po prostu nie wyciągajcie za bardzo nóg.
Wielką niewiadomą jest zawsze temperatura, jaka będzie panowała w wagonie. Może być duszno, może być przeraźliwie zimno. I nijak się ma do tego co za oknem. Polary i śpiwory pomogły nam przetrwać niejedną noc. Chińczycy radzą sobie inaczej: a to przykryją się narzutą z siedzenia (nie pierwszej świeżości), a to zerwą zasłonkę z okna. Albo zjedzą kolejną, pikantną zupkę. Powodzenia!
Peron4 objął patronatem projekt Off The Track – co miesiąc będziecie mogli przeczytać teksty Moniki i Fryderyka. Ich wyprawę można śledzić na blogu Off The Track.
Komentarze: 7
Tomek Gryka 10 września 2012 o 14:47
Hej!
OdpowiedzPięknie ujęte!:))
Powodzenia w Drodze!
tg
Andrzej 10 września 2012 o 15:17
No i nie mam się do czego przyczepić! Gratuluję! :))
OdpowiedzMonika (offthetrack) 11 września 2012 o 3:41
Dzięki za miłe słowa! Dziś znów jechaliśmy pociągiem, 24h z Xining do Chengdu…I z radością rano wysiedliśmy…
OdpowiedzPiotrek 12 września 2012 o 10:57
Bardzo fajny artykuł. Ahh wracają wspomnienia ;-)
OdpowiedzKrzysiek 12 września 2012 o 13:42
Piękne oddanie klimatu pociągowego. Mi kiedyś Chińczycy ustąpili miejsca jak zobaczyli, że białas stoi :P
OdpowiedzMichal 17 września 2012 o 5:03
Hej,
Treba przyznac, ze spora czesc sie zgadza. Wlasnie siedze sobie w hard sleeperze relacji Pekin – Shenzhen. Trasa trwa 24 godziny, wiec mam czas pisac. ;)
Zakup biletow.
Bilety mozna kupic na 10 dni przed odjazdem pociagu. Czasami szybko sie koncza, dlatego zeby nie mozna bylo ich odsprzedawac potrzebny jest paszport. Numer tego dokumentu drukowany jest tez na bilecie. Nie mozna wejsc czasami do poczekalni, jak numer sie nie zgadza.
Jest mozliwy zakup przez internet z duzym (>10 dni) wyprzedzeniem, ale prowizja jest spora – 75zl.
Na stacji nie ma prowizji, bilety kupujemy ponizej 10 dni przed odjazdem, ale kolejki sa olbrzymie.
Jest trzecia opcja, male miejskie kasy biletowe. W kazdym hostelu wiedza gdzie jest najblizsza. Zasady jak na stacji, ale nie ma kolejek, a prowizja jest mala 4-7 zl.
Planujmy podroz 10 dni wczesniej, zwroty biletow sa mozliwe do max jednego dnia przed odjazdem. Dostaniemy 90-95% wartosci biletow.
Nazw stacji sami nie zrozumiemy, ale kazdy pociag ma numer i latwiej sie odnalezc niz w PL, bo nie musze wiedziec jaka spolka obsluguje pociag.
Czasami w hard sleeperach jest prad. W soft jest zawsze. Jedzenie warto miec swoje, ale kupic mozna cieply posilek, albo owoce. Wazne info, zawsze w pociagach mamy wrzatek, wiec kawke, czy zupke mozna zrobic.
Pociagi sa czyste, ze swieza posciela – przynajmniej na poczatku. Pozniej jest ciut syfu, ale w normie.
Toalety jak ktos przetwal polskie, to luzik. Tutaj gorzej nie jest, tylko trzeba… Wiecie… „na małysza”
Podsumowujac, nie ma sie czego bac. Siedzace mumiehsca do 12h sa ok, potem warto brac kuszetki. Podroz w nocy praktyczna, oszczedzasz czas i koszt hostelu.
Ps. Wlasnie zjadlem pociagowy obiadek – ok, za 10 zl ryz, kapusta i troche miesa ze sosem. W miscie mozna taki cos dostac 6zl ale na pociag to cena ok.
Pozdr!
OdpowiedzNomada 20 czerwca 2013 o 17:58
A osoby, które spóźnią się na pociąg (mi się to zdarzyło) niech nie panikują. Bilet można zwrócić i potrącają (o ile dobrze pamiętam) 20% ceny. Nie dajcie się też oszukać przez dworcowych naciągaczy, którzy z chęcią od Was takie bilety odkupią (zazwyczaj za śmieszne pieniądze). Bilet zwraca się w odpowiednim do tego okienku (kasie).
Odpowiedz