W 2003 roku skończyło się panowanie Al-Kaidy i innych ugrupowań terrorystycznych w północnym Iraku. Kurdystan, który przeżył wcześniej reżim Saddama Husseina, wojnę Irak-Iran oraz wojnę domową między dwiema najważniejszym partiami kraju stał się rejonem w miarę bezpiecznym – i tym samym otworzył się również na turystykę.

Rodzi się ona jednak powoli, społeczność międzynarodowa wciąż nieufnie patrzy na podróżowanie po Kurdystanie, utożsamiając go z Irakiem. Jednak coraz liczniejsi są miłośnicy turystyki alternatywnej, którzy pragną przeżyć przygodę, decydują się na przyjazd w te strony.

Najczęściej eksplorowana jest zachodnia część Irackiego Kurdystanu, podczas gdy wschodnia wciąż cieszy się złą sławą – niedawno stacjonowały tu całe oddziały Al-Kaidy, a zaminowane góry nie dają zbyt wielu możliwości poruszania się. Tymczasem właśnie na wschodzie można odkryć perełki znane tylko przez nielicznych zapuszczających się w te rejony. I to właśnie na wschodzie znajduje się przepiękny krajobraz górski regionu Hawraman, który to jest mikrokosmosem samym w sobie.

Hawraman w irankim kurdystanie

Wioski w rejonie Hawraman były niegdyś bazą Al-Kaidy. (Fot. Gosia Drewa)

Wiosna w Hawramanie - Iracki Kurdystan

Wiosna w rejonie jest podobno najpiękniejsza. (Fot. Gosia Drewa)

 

* * * * *

Mi przyszło zamieszkać właśnie na wschodzie kraju, kilkanaście kilometrów od granicy z Iranem, w miasteczku Halabdża, które znane jest głównie ze względu na swoją tragiczną historię. W 1988 wojska Husseina zrzuciły na miasto gaz, mordując tym samym ponad pięć tysięcy ludzi jednego dnia.

Społeczność regionu do tej pory nie może się otrząsnąć z traumy po tamtych wydarzeniach. Nic w tym dziwnego – niemal każdy stracił wtedy bliskich, zdrowie, dom. Dlatego też Halabdża, jak również jej okolice, nieco różnią się od reszty kraju, który wyraźnie odrodził się po zniszczeniach wojennych i rozwija się w niesamowitym tempie. Tymczasem tu, w regionie Hawraman, wszystko dzieje się trochę wolniej, a lokalna społeczność wciąż jest bardzo tradycyjna. Ma to dobre strony – globalizacja zawitała w te strony w bardzo ograniczonym stopniu. Na co dzień można się napić coca-coli, przeciętny nastolatek posiada smartfona, ale jeśli przyjrzeć się bliżej, można zauważyć, że Hawraman jest dużo silniejszą ostoją kurdyjskiej tradycji niż inne rejony kraju.

Kurdyjska wioska w Iraku

Charakterystyczna bliskowschodnia architektura, w której wioski tworzy się na zasadzie tarasów. (Fot. Gosia Drewa)

 

I nie tylko kraju, ponieważ Hawraman jest rejonem podzielonym – część znajduje się w irackim Kurdystanie, a część po drugiej stronie granicy, w Iranie. Mieszkańcy Hawramanu czują się Kurdami, ale zdają sobie sprawę z odrębności i są z nich bardzo dumni – dlatego też podczas wędrówek po okolicy nietrudno spotkać mieszkańców ubranych w tradycyjne ubrania Hawrami (zwłaszcza charakterystyczne są białe ręcznie robione buty oraz kamizelki ze specyficznym wykończeniem na ramionach – wszystko to nieco cieplejsze niż inne tradycyjne stroje kurdyjskie, jako że Hawraman, który jest wyżej położony niż na przykład Erbil, ma znacząco niższe temperatury, co bardzo chwali się latem), czy też kobiety wypiekające nani hawrami – tradycyjny regionalny, cienki jak papier chleb.

Wielu mieszkańców wyznaje również starodawną religię Kurdów – kakais, która obecnie jest mocno wyparta przez islam, ale wciąż można spotkać wąsatych (cecha charakterystyczna) wyznawców. O kakais niewiele wiadomo. Wyznawcy mocno dyskryminowani przez muzułmanów przyjęli zasadę milczenia o własnej religii, więc raczej nie dzielą się jej tajnikami z innowiercami.

Polecamy: Iracki Kurdystan. Przepraszam, czy tu biją?

Język Hawrami również znacząco różni się od dominujących w kraju innych dialektów kurdyjskich. Hawrami z dumą podkreślają fakt, że jest dużo bardziej skomplikowany, a odmiana sprawia problemy każdemu, kto próbuje się go nauczyć (ale takich jest niewielu, w związku z tym język ten powoli zanika). Większość, jeśli nie wszyscy, irackich Hawrami jest dwujęzyczna – swobodnie porozumiewają się w dialekcie dominującym w tej części kraju, Sorani, ale między sobą rozmawiają niemal wyłącznie Hawrami.

Miałam szczęście zatrzymać się tu na dłużej, zawrzeć znajomości, co umożliwiło mi również wędrówki w góry. Przeciętnemu turyście nie jest to dane, a przynajmniej nie uznałabym tego za dobry pomysł ze względu na ogromną liczbę min przeciwpiechotnych. Na szczęście każdy lokalny mieszkaniec wie, które miejsca są bezpieczne, dlatego też wypadki zdarzają się dziś niezwykle rzadko.

Trudnością są nie tylko miny, ale również bliskość granicy z Iranem. Kilka lat temu trójka amerykańskich turystów przekroczyła ową granicę, nie zdając sobie z tego sprawy, i wylądowali w irańskim więzieniu. Dopiero po wpłaceniu przez rząd amerykański znacznej sumy pieniędzy, odesłano ich do domu. Cała sprawa jest do tej pory tajemnicza, wiele niewiadomych sprawia, że istnieje kilka wersji zdarzeń (bo cóż amerykańscy turyści robili w zaminowanych okolicach bez przewodnika? Trochę trudno uwierzyć, że tylko sobie górołazili…).

Dlatego też, jeśli skusi nas wizja połażenia sobie po górach, warto pamiętać o ostrożności. Jako że Kurdowie są narodem niezwykle przychylnym i pomocnym – na pewno będą nieocenionym wsparciem przy odkrywaniu regionu.

* * * * *

W zasadzie jedyną oficjalną atrakcją Hawramanu, powszechnie odwiedzaną przez lokalnych oraz zagranicznych turystów, jest przepiękny wodospad Ahmad-Awa, który jest również podstawowym źródłem doskonałej wody pitnej w okolicy. Tu turystyka zdołała się nieco rozwinąć i pokazać swoje najczarniejsze strony. Śmierdzące toalety, niewspółmiernie drogie restauracyjki, które tak naprawdę nie mają nic specjalnego do zaoferowania, góry śmieci oraz tony sklepików z badziewiem made in China przypominają, jak tragiczny może być rozwój turystyki. Ahmad-Awa jest wciąż urokliwym miejscem, a przejażdżka serpentynami, które do wodospadu prowadzą, jest atrakcją samą w sobie. Mimo to jednak spacery po górach otaczających okoliczne wioski oraz odwiedzenie samych wiosek okazuje się dużo bardziej atrakcyjne – nie ma w nim turystycznej sztuczności, a gościnność mieszkańców nie jest sztucznie zaprogramowana przez przemysł.

Mieszkam w Halabdży przez kilka miesięcy. Większość obcokrajowców oblega raczej większe miasta – najbliższym jest Sulejmanija, mniej więcej półtorej godziny drogi stąd. W samym Hawramanie obcokrajowców mieszkających mniej lub bardziej na stałe, można policzyć na palcach jednej ręki, co sprawia, że sama bywam atrakcją turystyczną…

Ale czy zdecydowałabym się tu mieszkać na stałe? Nie wiem, raczej wątpię. Życie w świecie z bardzo wyraźnie zarysowanymi rolami kobiet i mężczyzn, bardzo konserwatywnym podejściem do ubioru, rozrywek i tym podobnych, może być trudne. Na pewno jednak będę tęsknić za tym przepięknym miejscem, które zdecydowanie wyróżnia się kulturą w świecie, gdzie cały region bez jednego centrum handlowego, to naprawdę ewenement.

Gosia Drewa

Polonistka z wykształcenia, która rzuciła wszystko i całkowicie oddała się swojej podróżniczej pasji. O poznawaniu różnych kultur pisze na Swoją drogą .

Komentarze: 6

emes 8 maja 2014 o 14:32

Ja tak w kwestii technicznej – czy przejścia graniczne z Iranem w tym rejonie są otwarte dla obcokrajowców? Oczywiście zakładam, że mam już wizę.

Odpowiedz

Gosia 8 maja 2014 o 18:28

Najbliższe przejście graniczne w mojej okolicy to miejscowość Tavela, ale tam jest tylko ruch tranzytowy. Jak się chce jechać do Iranu, to całkiem niedaleko jest przejście Penjwin, zupełnie niedaleko, podobno w ogóle najbezpieczniejsze przejście Irak-Iran (tak twierdzą lokalsi).

Odpowiedz

Remus 8 maja 2014 o 22:20

A jaka to wiza na kilka miesiecy? I jaki cel takiego pobytu? Praca?

Odpowiedz

Gosia 9 maja 2014 o 5:22

Praca, praca… Jak się ma na miejscu osobę, która za nas zavouchuje, to załatwienie karty stałego pobytu to mały pikuś (miałam pracę załatwioną zanim tu przyjechałam, więc nie było problemu).

Odpowiedz

mirek 6 czerwca 2023 o 7:26

sranie w banie

Odpowiedz

mirek 6 czerwca 2023 o 7:26

sranie w banie………

Odpowiedz