Jarek Czakański w czasie Świąt Bożego Narodzenia w 2008 roku podjął ostateczną decyzję – rusza w nieznane! Najpierw musiał tylko odłożyć trochę kasy, pożegnać znajomych, rodzinę i zacząć odkrywać świat. Sam do końca nie wie kiedy wróci. Może za rok? A może za pięć lat?

W wywiadzie Jarek opowiada między innymi o swoich marzeniach – tych, które się już spełniły i tych, które czekają na swoją kolej.

– Tak w ogóle to gdzie teraz jesteś?

– Ja jeszcze przez parę dni w Indiach, potem około dwóch tygodni w Tajlandii bo chcę się wybrać na festiwal wegetariański, a dalej to Filipiny znów, bo po ostatnim razie czuję niedosyt.

– Od dawna jesteś w drodze?

– Od lipca 2010 roku.

– Czy Twoją podróż można nazwać „poszukiwaniem własnego miejsca na ziemi”?

– Nie szukam swojego miejsca. Wydaje mi się, że takie mam i jest to Polska. Szukam ciekawych miejsc, ale nie po to by stały się one „moimi”. Bardziej też szukam ciekawych ludzi, bo to oni głównie tworzą klimat miejsc.

– Jak wygląda Twój przeciętny dzień? Jesteś cały czas w drodze, czy robisz sobie dłuższe przerwy?

– Każdy dzień jest inny, trudno zdefiniować tu przeciętność. Co do drogi to z czasem styl podróżowania zmienia się, przynajmniej w moim przypadku. Kiedyś jak wyjeżdżałem na krótsze okresy 1,5 do 2 miesięcy to wszystko było planowane wcześniej i program był dosyć napięty, żeby zobaczyć jak najwięcej.

Teraz jako że mam czas, ale i na inne rzeczy zaczyna się zwracać uwagę, staram się zostawać dłużej w poszczególnych miejscach. Oczywiście jeżeli mnie w jakiś sposób zainteresują. I nie mówię tu o dużej ilości zabytków, ale raczej o poznawanych ludziach, dzięki którym można poznać głębiej daną wioskę, miasto, region czy kraj. Oczywiście czasami jest bardzo intensywnie, bo trzeba gdzieś zdążyć lub po prostu nie czuje się potrzeby pozostania.

– I naprawdę tak ruszyłeś w nieznane bez ŻADNEGO planu?

– Co do planu to jakiś zarys był. To znaczy dookoła świata z początkiem w Azji. Plany się zmieniają dlatego raczej nazywam to ideami albo pomysłami. Mój „plan” podczas startu zakładał, że teraz powinienem być już w Australii a jak widać ja dalej w Azji, która nie chce mnie wypuścić. Ale nie jestem z tego powodu w żaden sposób zawiedziony albo nieusatysfakcjonowany.

– Co Cię tak pcha w nieznane?

– Życie jest krótkie a świat taki duży, tyle rzeczy do zobaczenia i przede wszystkim do zrozumienia. Każdy powinien starać się w danym momencie swojego życia robić rzeczy, które chce. Tak, żeby za 20 lat nie obudzić się i stwierdzić, że na niektóre pomysły jest już za późno. Ja czuję, że jest to mój czas na życie w ten sposób i tyle. Nie uważam, że każdy powinien tego spróbować, bo nie każdy czuł by się z tym dobrze. Życie w podróży ma zarówno dużo plusów jak i minusów.

Zatoka Halong w północnym Wietnamie. (Fot. Jarek Czakański)

Zatoka Halong w północnym Wietnamie. (Fot. Jarek Czakański)

– Co znajdujesz w podróży czego nie masz będąc w domu?

– Mam czas żeby celebrować śniadanie, czytać, poznawać ludzi, kultury i zwyczaje, robić zdjęcia, próbować nowych aktywności sportowych. A do tego każdy dzień przynosi coś nowego, często zupełnie niespodziewanego! To wszystko daje możliwość szeroko rozumianego poznania otaczającej rzeczywistości, ale i samego siebie. No i po prostu pełnego cieszenia się życiem.

– Na swojej stronie internetowej (Szangri-la) napisałeś, że masz kilka marzeń do spełnienia w trakcie podróży. Czy mógłbyś zdradzić jakie to marzenia?

– Marzenia są… na przykład załapać się na jacht z Nowej Zelandii do Ameryki Południowej, albo motocyklem przejechać przez Amerykę Południową, albo zaczepić się gdzieś na dłużej i pojeździć i popracować na snowboardzie, rowerem przez Indonezję…

– A jakieś marzenia już się spełniły?

– Przede wszystkim jedno wielkie – o samym wyjeździe. Do tego parę małych też można dodać: sylwester z przyjaciółmi, nie jak zwykle w śniegu w górach, a pod palmą na malutkiej wyspie. Do tego zdobywanie kolejnych stopni wtajemniczenia w nurkowaniu i kitesurfingu, dwa tygodnie na motocyklu po bezdrożach północnego Luzonu na Filipinach.

– Odkąd wyjechałeś z Polski miałeś takie chwile, że chciałeś już wracać?

Wielki Piątek na Filipinach. (Fot. Jarek Czakański)

Wielki Piątek na Filipinach. (Fot. Jarek Czakański)

– Wracać może nie, ale chciałem się zobaczyć z przyjaciółmi, których mam szczęście mieć wielu. Udało się bo 12 osób przyjechało do mnie na sylwestra do Tajlandii, a ja w czerwcu też byłem na chwilę w Polsce. Była to kontynuacja podróży, bo jeździłem z miasta do miasta i odwiedzałem znajomych, super czas! Teraz znowu się zobaczymy na sylwestra bo część ludzi już ma bilety tym razem na Filipiny. Także jak na razie nie ma problemu.

– Słyszymy, że prawie co drugi człowiek marzy o dalekiej podróży w nieznane. Dlaczego tak mało ludzi się na to decyduje i większość zostaje tylko w sferze swoich marzeń?

– Nie wiem czy co drugi człowiek tego by chciał, ale wiem, że jeśli się o czymś marzy to warto próbować to marzenie zrealizować. Nie zawsze jest to możliwe od razu, ale jeśli człowiek z pozytywnym uporem do czegoś dąży to prędzej czy później nieosiągalne staje się osiągalne. Bez względu na to, czy to będzie podróż, czy jakiekolwiek inne marzenie. Z drugiej strony może to i lepiej, że nie wszyscy podróżują, bo chcąc nie chcąc zrobił by się wszędzie straszny tłok.

– Jesteś już w drodze ponad rok. Udało Ci się znaleźć jakieś swoje ulubione miejsce na świecie?

– Na szczęście nie odnalazłem jeszcze takiego miejsca, dlatego mogę cały czas delektować się szukaniem!

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: (1)

Mateusz Widuch 4 października 2011 o 14:39

cis tam chopie !

Odpowiedz