Mateusz Widuch już niedługo ruszy w drogę, każdy dzień będzie witał w innym miejscu, ale zawsze będzie mu towarzyszył jego motocykl. Po drodze przez Mongolię i inne kraje Azji Środkowej będzie wypatrywał śladów Polaków, ale przede wszystkim sprawdzał samego siebie w trudnych warunkach.

Tymczasem możecie przeczytać wywiad z pomysłodawcą projektu At The Ends Of The World i dowiedzieć się nieco więcej o jego idei.

– Jesteś pomysłodawcą projektu AteotW. Co Cię zainspirowało do takiej podróży?

– Puszczona w ruch sekwencja wypadków doprowadziła mnie do tego właśnie miejsca… Wcześniejsze wyprawy, najpierw rowerowe, potem z plecakiem, wreszcie motocyklowe sprawiły, że kolejnym etapem odkrywania świata będzie Azja Środkowa i Mongolia, a środkiem transportu motocykl. Wyprawa do Mongolii jest częścią projektu podróżniczego AteotW.

– Samotny wyjazd bardziej Ci odpowiada niż podróżowanie z kompanem?

– Podróżowanie samotnie jest dla mnie najbardziej „klasyczną” formą podróżowania. Wjeżdżając samotnie do małej wioski np. gdzieś w Tadżykistanie nie wzbudzam tak dużego zamieszania jakbym wjechał w grupie niemieckich motocyklistów na wypasionych maszynach… W tej sytuacji to ja muszę zaufać ludziom, a nie oni mnie. I jest coś wyjątkowego w tego rodzaju gościnności. Kiedy jakaś wieś przyjmuje cię jak swego, zasypiasz spokojnie. Wiesz, że tak długo jak oni, będą żyć, ty też będziesz żył. Jest to uczucie, które daje wielki komfort. Pozwala się zregenerować przed kolejnym dniem pełnym wyzwań i przygód.

Podróżowanie z kompanem oczywiście wiąże się z większym bezpieczeństwem. Zawsze jest ktoś kto może przypilnować motocykla czy pomóc załatwić dokumenty na granicy.

Co więcej, wyprawa do Mongolii nie jest wycieczką z plecakiem po Indiach. Już sam proces przygotowań wymaga wiele wyrzeczeń. Jest to przedsięwzięcie wymagające dużej odporności psychicznej i fizycznej. Na takie wyprawy nie zabiera się kogoś z forum internetowego, a mnie nie było dane spotkać odpowiedniej osoby na żywo. Tym razem jadę sam. Może następnym razem pojawi się kompan.

– Czy przygotowujesz się jakoś merytorycznie do tej wyprawy? Wiesz gdzie dokładnie szukać Polaków?

– Do wyprawy przygotowuję się czytając przewodniki Lonely’a, wywracając Internet do góry nogami, rozmawiając z ludźmi, którzy byli w tych rejonach lub odbyli już podobną podróż.

Jeśli chodzi o Polaków… ograniczam się do informacji znalezionych w Internecie na temat polskich kościołów, wsi i stowarzyszeń w tych rejonach.

– Dlaczego chcesz poznawać życie Polaków akurat na TEJ trasie? Coś jest w niej szczególnego? Aspekt historyczny, kulturowy, czy może coś zupełnie innego?

– Poznawanie, życia Polaków na tej trasie, jest próbą wykorzystania mojego bycia tam. Nie ma w niej niczego szczególnego…. Jest to tylko dodatek to całej wyprawy, której najistotniejszą ideą jest samo „bycie w drodze”.

Sprawdzanie siebie w ekstremalnych sytuacjach, doświadczenie świata, poznawanie ciekawych ludzi – ich historii, które można opisać, sfotografować i przekazać innym. Polacy są trzecią emigracją na świecie… Jesteśmy wszędzie… Ja sam większość czasu spędzam po za granicami Polski. Chciałbym po prostu spotkać się i porozmawiać z tymi ludźmi.

Gruzini życzą wszystkim wesołej podróży! (Fot. Mateusz Widuch)

Gruzini życzą wszystkim wesołej podróży! (Fot. Mateusz Widuch)

– Jaki jest cel Twojego projektu?

– Wierzę w to, że ludzie powinni otwierać swojego głowy, ramiona i serca, a potem inspirować innych swoim życiem i pomysłami.

Chciałbym żeby żyli swoimi marzeniami. Żeby dbali o swoje pasje i poznawali nowych ludzi, bo ważne są rzeczy, które mogą wspólnie z nimi stworzyć. W trakcie podróży każdego dnia, przez cztery miesiące mój kraniec świata będzie gdzieś indziej. Gdzieś w Kirgizji, Górach Pamiru, na mongolskim stepie…

W tym czasie będę wylewał hektolitry, potu, krwi i łez. Będę walczył ze swoimi słabościami i usterkami motoru. Chciałbym, aby moja podróż była inspiracją i motywacją dla innych do ruszenia swoich czterech liter i zrobienia czegoś fajnego.

Jeśli chodzi o samą podróż… Zatrzymaj się na chwilę i wyobraź gigantyczną przestrzeń. Step, mieniący się tysiącami kolorów i tysiącem zapachów, które delikatnie głaszczą twoje nozdrza (zapachy są bardzo ważne bo przywołują wspomnienia). Przestrzeń tak daleką i odległą, że nie jesteś w stanie złapać ostrości. Zimny wiatr owiewający twarz. Jesteś już po pierwszych dwóch tygodniach kiedy tęsknisz za tym co zostawiłeś.

Jesteś już też za kolejnymi dwoma tygodniami, kiedy walczysz z otaczającą cię rzeczywistością. Po miesiącu pogodziłeś się z wszystkim. Jesteś ciekaw co przyniosą kolejne dni… Usłyszałeś w końcu swój wewnętrzny prawdziwy głos, który cały czas próbował ci o sobie przypomnieć… Nie próbujesz przezwyciężyć kolejnych kilometrów na motorze, kolejnych problemów z noclegiem, jedzeniem i ludźmi… zaczynasz nimi żyć.

Godzisz się i delektujesz każdą chwilą. Nie masz niczego. Wszystko sprowadza się do kawałka płaskiego gruntu gdzie możesz rozbić namiot, tego czy masz co zjeść na kolacje, tego czy z motorem wszystko ok. Życie, pomimo, że na końcu świata i w samotności, staje się życiem które cię nie przygniata.

Wyobraź sobie, że delikatnie łączysz kciuk i palec wskazujący dłoni. Tak delikatnie, że czujesz leciutkie muśnięcie. I to jest właśnie ta chwila, to muśniecie… A chodzi o to, żeby każde takie muśnięcie sprawiało Ci wielgaśną frajdę!

Podróż dla mnie, to niekończąca się seria muśnięć… A najlepiej kiedy buty są mokre od paru dni, kiedy niedojadasz od jakiegoś czasu, kiedy ręce i twarz puchną od przemęczenia, kiedy ciało oklejone jest warstwą kurzu i potu, kiedy bateria w telefonie padła.

Jadę do Mongolii po to żeby codziennie doświadczać takiego stanu. Jadę po to żeby wrócić z bagażem nowych doświadczeń z dyskiem zapełnionym zdjęciami i materiałem filmowym. Wszystko po to by zorganizować kolejną wyprawę lepiej, jeszcze lepiej dalej i na dłużej.

– A czego najbardziej jesteś ciekaw w tej podróży, nie umiesz się doczekać?

– Obszar Azji Środkowej i Mongolia to jedne z najbardziej nieskażonych destynacji turystycznych na świecie. Jest to spowodowane przede wszystkim słabo rozwiniętą infrastrukturą oraz problemami z otrzymaniem wiz.

Najcenniejsze rzeczy w Mongolii nie są w muzeach czy galeriach, są natomiast w uśmiechach nomadzkich rodzin, w zapachu stepu i cieple ogniska, którego doświadczę po całym dniu spędzonym w siodle bestii (motocykla). Marzę o sytuacji, kiedy będąc gdzieś w Mongolii, wyciągam kawę przywiezioną jeszcze z Polski.

Bo „Mongolia zachwyca, szokuje, zastanawia, zdumiewa. cieszy. Przede wszystkim spełnia marzenia tych, którzy śnią i niezmierzonych przestrzeniach, tajdze i dzikich górskich rzekach, końskim rżeniu wśród stepów, wyciu wilka w tundrze, szamańskich obrzędach….”

– Mateusz, który jedzie na koniec świata – kim jest na co dzień?

– Niepoprawnym marzycielem i optymistą, ogarniętym pasją poznawczą, pędzony nieokreślonym przymusem. Zarażony bzikiem ciekawości. Człowiekiem który wierzy w to, że tylko wielkie plany mają w sobie magię i potrafią sprawić, że krew szybciej płynie. Małym chłopczykiem, który popełnia jeszcze bardzo dużo błędów i nie robi wszystkiego tak dobrze jak chciałby zrobić.

Chciałby, aby ogień w jego oczach nieustannie płonął i żeby pozwolił mu żyć na pełnej… i nie marnować czasu, pozwolił mu każdego dnia robić krok do przodu, zmieniać i kształtować rzeczywistość.

O wcześniejszej motocyklowej wyprawie Mateusza możecie co nieco przeczytać tutaj: Życie w drodze. Zapiski z dziennika motocyklisty

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: Bądź pierwsza/y