Rower to idealny środek transportu. Prędkość przemieszczania się nim pozwala na dokładny ogląd otaczającej rzeczywistości. Pozdrowienie ludzi, zatrzymania się i pstryknięcie pięknego kadru.

Jedną z wielu możliwości rowerowania weekendowego jest wyprawa na duńską wyspę Bornholm. Promy odpływają z Kołobrzegu każdego dnia o świcie. Po dwóch godzinach kołysania przybijamy do portu w Nekso i już czujemy powiew innego świata. I nie chodzi mi o rześkość powietrza, ale uprzywilejowaną pozycję roweru na drodze.

Bornholm ma pięćset osiemdziesiąt osiem kilometrów kwadratowych powierzchni, sto czterdzieści kilometrów linii brzegowej. Trzy dni starczą by przejechać tą malowniczą wyspę wzdłuż i wszerz poznając wszystkie niesamowitości, które tam na nas czekają. Poruszać się możemy po ponad 200 kilometrach ścieżek rowerowych. Po zwykłych drogach możemy również, samochodów wielu tu nie uświadczymy.

Swoją wyprawę zaczęliśmy od pojechania na północ od Nekso szosą wzdłuż morza. Przez urocze miejscowości dojeżdża się do huty szkła Baltic Sea Glass w miejscowości Gudhejm, gdzie znajduje się sklep (bajkowy, zupełnie jak muzeum) oraz pracownie. Można się oczarować kształtami i kolorami pięknymi szklanych wyrobów i zacząć planować listę prezentów ślubnych.

Parę kilometrów za Gudhejm, znajduje się z kolei Muzeum Bornholmu, gdzie możemy dowiedzieć się wielu regionalnych ciekawostek (które oczywiście okazują się jak na przeszłość dość globalne, gdy zaczynają się historie o Wikingach, czy sowieckiej okupacji wyspy).

Drogę przez Bornholm umilają sielskie widoki wiatraków (generują tu one energię), kolorowych, na skandynawską modłę domów. Możemy zatrzymać się też na licznych pomostach, w kawiarniach czy lodziarniach. Danii jak wiadomo dobrze się ekonomicznie wiedzie, co znajduje swoje odzwierciedlenie w cenach, dobrze jest przynajmniej częściowo zaopatrzyć się więc w suchy prowiant.

Przy praktycznych informacjach pozostając – noclegi na wyspie Bornholm są mocno zróżnicowane. Najlepiej oczywiście spać pod chmurką, więc obowiązkowo przydadzą się namiot, śpiwory i czołówka. Kemping kempingowi na wyspie nierówny. Znajdziemy zarówno miejsca pięciogwiazdkowe, w wyposażeniu i cenie (łazienki, którymi byśmy się we własnym domu nie powstydzili oraz równe parcele na rozbicie przenośnego pokoju, w pełni wyposażone kuchnie i kulturalni Skandynawowie za sąsiadów).

Jednak ja bym poleciła zwracanie uwagi na tabliczki naturcamp. To rodzaj pola namiotowego przy gospodarstwie, na którym dostęp mamy jedynie do bieżącej wody. Trzeba być zaopatrzonym we własny palnik gazowy do przygotowanie ciepłego posiłku, można też rozpalić ognisko (w wyznaczonym do tego miejscu), a teren nie zawsze jest równy. Trzeba być tam również opornym na typowe zapachy wsi. Jednak cena kusi. Wynosi tyle co kawa w barze w Sandkas (na wschodzie wyspy).

Przy dobrej organizacji w pakowaniu rzeczy, drugiego dnia z samego rana docieramy na północ wyspy do Parku Narodowego w Sandvig. Mamy szansę dać odpocząć siedzeniu rowerowemu i własnemu, pozostawiając rower (zapięcia są na Bornholmie zbędne, nikt tu rowerów nie kradnie), by wybrać się na godzinny spacer, podczas którego podziwiać można ryty naskalne sprzed trzech tysięcy lat idąc ścieżką dydaktyczną. Prawdziwa to gratka dla miłośników paleontologii.

Tych mniej zainteresowanych sztuką prehistoryczną powinny zadowolić skrzekot mew oraz widok morza i kutrów rybackich. Po powrocie do pojazdów ruszamy dalej w drogę zachodnim wybrzeżem, gdzie po wyśmienicie oznakowanych drogach w przeciągu paru kwadransów dojeżdżamy do Hammershus, zamku z systemem fortyfikacji z XIII wieku. Była to jedna z najpotężniejszych twierdz ówczesnej północnej Europy. Absolutne must see na wyspie.

Po zapieraniu tchu w piersiach reliktami przeszłości wracamy na doskonałe ścieżki rowerowe. Zachodnia część wyspy to lasy. O Bornholmie mówi się, iż jest to Dania w pigułce. I rzeczywiście – wschód to pola, północ – skały z klifami, na zachodzie lasy, a południu piaszczyste plaże i wydmy. Toż to Europa nawet, a nie sama Dania.

Na samym południu można sobie urządzić prawdziwy plażowy popas i nabrać sił przed ostatnim odcinkiem i powrotem lub zaszaleć w doskonałych warunkach na windsurfingu, bardzo tu popularnym. Okolica wybrzeża nie różni się bardzo od Krynicy Morskiej, z wyjątkiem takim, iż kiedy ja tam byłam (w sierpniu) była ona cudownie wyludniona.

Jak wszystko w Skandynawii promy są dostosowane do turystów i powrotny do Kołobrzegu odpływa późnym wieczorem.

Magdalena Bodnari

Archeolog, muzealnik, pasjonatka ludzi i świata. Zawodowo koordynuje projektami kulturalnymi w Polsce, a czasem w Europie. Z pasji robi zdjęcia, nie tylko podczas podróży. Prowadzi bloga: magdalenabodnari.blogspot.com.

Komentarze: 3

Łukasz 24 sierpnia 2013 o 11:12

Objechałem w podobny sposób i polecam : )

Odpowiedz

Ewelina 28 sierpnia 2013 o 16:56

Bornholm jest rewelacyjnym miejscem dla rowerzystów. Drogi, ścieżki, spokój, wiele ciekawych miejsc i pięknych widoków. Objechałam całą wyspę z koleżanką, a teraz chciałabym to wszystko pokazać mężowi :)

Odpowiedz

Magda 3 września 2013 o 16:21

Ja też byłam w sierpniu tego roku: http://www.haloomy.blogspot.com/search/label/Denmark Bornholm to zdecydowanie miejsce, gdzie chcę wrócić :-)))

Odpowiedz