Niezły Meksyk
Ok, ok, przyznaję bez bicia: podróżowanie z jednym dzieckiem, w porównaniu do podróżowania z dwójką dzieci, to jak podróżowanie bez dziecka! A tak na serio: chyba wreszcie po czterech tygodniach w Ameryce Środkowej złapaliśmy rytm.
Początek nie był łatwy: szalony jet lag, choroba małej, huragan i kupowanie samochodu w tym samym momencie w Meksyku to niezły wyczyn. Ale udało się, jesteśmy na trasie. Odwiedziliśmy już małpki w dżungli, kupiliśmy hamaczek, spędziliśmy Dzień Zmarłych z Majami i nawet przekroczyliśmy granice z Gwatemalą, ale nie wszystko jest jeszcze na blogu, bo jak już pisałam: podróżowanie z dwójką to nie podróżowanie z jedynką. Jakoś rąk więcej potrzeba.
Ale też budzimy jeszcze większe zaufanie i zainteresowanie. Nas pytania o możliwość robienia zdjęć nie dotyczą. Zanim wyjmiemy nasz aparat, wszyscy wokół pstrykają już foty naszym blondyneczkom.
Jak na razie tylko raz się przestraszyliśmy – w gwatemalskich najwyższych górach, w pokoju obok nocowali panowie z lufami większymi niż nasza Mila. Zmieniać pokój, uciekać? Postanowiliśmy zapytać panów wprost: czy istnieje prawdopodobieństwo, że okażą się dla nas niebezpieczni? Powiedzieli, że nie. No to nie, bien, buenas noches!
A więcej o tym, co słychać w południowym Meksyku i Gwatemali (a potem Belize, Hondurasie, Salwadorze, Nikaragui, Kostaryce i Panamie), na naszym blogu: The Family Without Borders.
Komentarze: (1)
Anna Alboth 17 grudnia 2011 o 18:31
ej, ten podpis pod zdjeciem to nie moj, jakby co (Ania)
Odpowiedz