Kolejna szczęśliwa rodzinka udowadnia, że z dziećmi da się podróżować. Rozmawiamy z Olą Wysocką, mamą dwójki dzieciaków, z którymi wraz z mężem wybrali się w półroczną podróż po Stanach Zjednoczonych. Wsiedli w przyczepę i jeżdżą, a Kalina (trochę ponad pół roku) i Maciek (3,5 roku) poznają świat na żywo. 8 Stóp przemierza USA, a wirtualnie spotkaliśmy się z nimi na Florydzie.

– Jak czuje się synek?

– Zdecydowanie lepiej, dzięki. Mieliśmy trzy dni z gorączką, ale na szczęście skończyło się na czopkach i nie trzeba było iść do lekarza.

– Pewnie to są najbardziej stresujące momenty wyjazdów z dziećmi?

– Chyba tak, zwłaszcza że mamy nie najlepsze doświadczenia – Maciek jak był malutki to zaliczył dwa razy szpital (raz zaraz po urodzeniu – upojne dwa tygodnie w Centrum Zdrowia Dziecka, i potem jak miał cztery miesiące, to miał zakażenie układu moczowego – kolejne dwa tygodnie – w warszawskim szpitalu na ul. Niekłańskiej), więc zawsze bacznie go obserwujemy, czy to „tylko” gorączka, czy coś poważniejszego się nie dzieje.

– Ciężkie chwile, a mimo to zdecydowaliście się z nim podróżować?

– Szpitale są wszędzie, w niektórych krajach nawet lepsze niż w Polsce…

– W takim razie jedną z najistotniejszych kwestii jest ubezpieczenie? Na blogu dość obszernie to opisujecie.

– Na wszelki wypadek wykupiliśmy porządne ubezpieczenie. Jak podróżowaliśmy sami, to się nie przejmowaliśmy takimi rzeczami, od kiedy mamy dzieci wolimy nie ryzykować.

– Rozumiem, sami jeździmy z maluchem.

– Jakoś nie mieliśmy chyba takiego momentu zastanawiania się, czy z dzieckiem się da czy nie.  Po prostu, Maciek się urodził, a my zaplanowaliśmy kolejne wakacje ;)

– Czyli kwestia jeżdżenia z dziećmi dla Was to po prostu naturalna kolej rzeczy?

– Chyba tak. Chociaż jeśli chodzi o wątpliwości to były, raz. Kupiliśmy bilety na Dominikanę z dużym wyprzedzeniem. Potem się okazało, że jestem w ciąży z Kaliną i że Kalina będzie miała w chwili wyjazdu trzy miesiące. Próbowaliśmy przekładać bilety, zastanawialiśmy się czy sobie nie odpuścić. To miał być pierwszy wyjazd z dwójką i to od razu tak daleko… ale w końcu polecieliśmy i zdecydowanie było warto. Nawet mimo huraganu, w który się wpakowaliśmy.



– Czytałam, że czarujecie i wszystkie tragedie to Wasza sprawka. Teraz też macie chyba nieco niespodziewaną pogodę jak na Florydę?

– Dziś w nocy temperatura ma spaść do O stopni Celsjusza! Wczoraj nasi chwilowi gospodarze powiedzieli, że miło, że przyjechaliśmy, ale ten deszcz moglibyśmy zabrać.

– Czyli Wasza sława dotarła nawet tam?

– Niestety… ;)

– Mam nadzieję, że w przyczepie macie niezależne ogrzewanie, skoro na Florydzie macie zimę?

– Całe szczęście mamy, choć zdążyło nam się już zepsuć, ale naprawiliśmy i działa.

– Całe szczęście. Czytałam o waszych rozterkach w kwestii transportu (przyczepa czy camper). Wybraliście przyczepę i już chwilę w niej żyjecie. Czy to był trafny wybór? Na co zwracać uwagę przy wyborze środka transportu na tak długą podróż z dziećmi?

– To był bardzo dobry wybór. Właśnie skończyliśmy artykuł na ten temat dla Peronu4, tam będzie szerzej o samym wyborze, ale na pewno przyczepa oznacza większą wygodę. Można ją rozstawić i traktować jako bazę wypadową, bo nie wszędzie da się wjechać z przyczepą czy motorhome’em. To jest też ta przewaga przyczepy nad motorhome’em, przyczepę zostawiamy i mamy niezależny samochód.

Jeśli chodzi o koszty to zależy. Wszystko da się zrobić drogo, jak się śpi na wypasionych kempingach albo tanio, jak śpi się na dziko lub u kogoś. My zaczęliśmy od Florydy, gdzie za bardzo nie ma miejsc, żeby rozbijać się na dziko, więc musieliśmy korzystać z kempingów. Szukaliśmy najlepszych ofert i najtańsze, co znaleźliśmy, to 120 dolarów za tydzień. Ale teraz odbijamy na północ i liczymy na pierwsze noclegi na dziko raz na jakiś czas.

Poza tym właśnie zaczęliśmy korzystać z boondockingu – to taka kamperowa wersja coachsurfingu. Staramy się ciąć koszty jak się da, bo benzyna trochę nas kosztuje. Duży samochód ciągnący przyczepę pali sporo. Ale coś za coś. Poza tym koszty życia są porównywalne do warunków w Polsce.

– Wyobrażam sobie… A teraz trasa, czy macie konkretną trasę czy tylko punkty zaczepienia, a wszystko na spontanie i zależnie od pogody?

–  Trasa… hmm ;) Powoli wycofujemy się z Florydy i będziemy kierować się w stronę Kalifornii, odwiedzając po drodze co ciekawsze parki narodowe. Na przyszły tydzień mamy zaklepane noclegi boondockersowe pod Nowym Orleanem. Ale chcemy też zobaczyć Seattle, Nowy Jork, Waszyngton i parę innych miejsc. Zobaczymy jak nam to wyjdzie w praniu. Póki co raczej spontan.

– Jakie odległości średnio pokonujecie i jak sobie radzicie z dłuższymi trasami?

– Jeśli zostajemy gdzieś na parę dni, to staramy się nie jeździć na wycieczki dłuższe niż trzy godziny w jedną stronę (chociaż różnie nam to wychodzi). Jak się przemieszczamy, to jedziemy na przykład przez cały dzień.

– A jak dzieciaki to znoszą? Kalina pewnie jeszcze sporo śpi w ciągu dnia, ale Maciek pewnie już woli inne rozrywki?

– Kalina znosi to bez problemów, a z Maćkiem bywa różnie. Staramy się go zabawiać jak możemy. Ostatnio uczymy go literek, czytamy książeczki, mamy trochę przydatnych zabawek. Jak ma dobry dzień, to gada, zadaje milion pytań, śpiewa, a jak ma gorszy, to nic nie pomoże…

– Jak w życiu. Co do zabawek to macie swoje typy? Co warto ze sobą mieć?

– Puzzle, trochę książeczek i samochodzików, tabliczki do rysowania i ścierania, książeczki z naklejkami…

Polecamy: W pogoni za szczęściem, czyli jak okrążyć świat z maluchem

– Książki dobre na wszystko. Pisałaś o „waszych chwilowych gospodarzach”. Jak miejscowi reagują na Was, na Waszą podróż z dziećmi?

– Większość tych boondockowych gospodarzy (jak i w ogóle kamperowców) to ludzie po sześćdziesiątce. Ci, u których jesteśmy teraz, zanim przyjechaliśmy przeczytali, za pomocą translatora, artykuł o nas w natemat.pl, a potem całego bloga. Bardzo wspierają, chętnie słuchają, radzą, dopytują, itp. Bardzo pozytywnie odnoszą się do nas i do wyjazdu z dzieciakami. Tutaj (w przeciwieństwie do Polski) pierwszą reakcją jest nie A skąd wy na to macie kasę?Chyba zwariowaliście!, tylko Super!.

– To bardzo ważne. Czy możecie liczyć na pomoc przy dzieciach? Na przykład żeby wrzucić coś na bloga?

– Właśnie w tym momencie ich wnuki zabawiają Maćka, a wczoraj oglądali z nim bajki. Dzisiaj rano natomiast zaprosili nas na śniadanie.

– Ktoś mi kiedyś powiedział, że samotne podróżowanie otwiera drzwi i łatwiej nawiązuje się kontakty, ale moim zdaniem jazda z dziećmi otwiera je jeszcze szerzej.

– Dokładnie! Sama jeździć nie lubię, jestem zbyt nieśmiała i zamknięta w sobie, a z dzieciakami nie da rady się zamykać. W Stanach podróżowanie, nawet ze stadem dzieci, jest dość normalne. Sporo ludzi pakuje swoją szóstkę dzieciaków do przyczepy, zapisuje się do jakiegoś programu homeschoolingu i jedzie.

– U nas takie podróżowanie z dzieciakami nadal jest jakimś fenomenem… Czy uważacie, że warto popularyzować ideę podróżowania z dziećmi?

– Tak, warto. Kiedy byłam w ciąży z Maćkiem, to zaczęłam przeglądać fora, blogi itd. Jak znalazłam gdzieś bloga ludzi, którzy w roczną podróż dookoła świata wyruszyli jak ich bliźniaki miały dziesięć miesięcy to uznałam, że damy radę. Nadal pozostanie spora grupa uważająca, że z dzieckiem to tylko na wczasy do resortu, ale to są przeważnie ludzie, którzy bez dzieci też nigdzie nie wyjeżdżali. Jest też spora grupa osób, które nie wiedzą czy się da. Kilka dni temu napisała do mnie dziewczyna, która ma małe dziecko, że jest zaproszona do znajomych do Portugalii i nie wie czy lecieć, bo nie może znaleźć bezpośredniego lotu i w ogóle się waha.

– I do tych warto dotrzeć i podpowiedzieć jak… Jakieś dobre rady dla początkujących?

– Na początek na pewno warto jechać w jakieś „cywilizowane” miejsce, może niekoniecznie od razu za ocean. Nam się udało z Maćkiem pojechać do znajomych do Izraela na trzy tygodnie, miał wówczas cztery miesiące. Na początek chyba lepiej jechać gdzieś, gdzie jest ciepło – chociaż może inni rodzice nie mają problemów z ubieraniem dziecka w zimę – ja mam… Ale przede wszystkim nie słuchać krytycznych głosów! Że nie da się podróżować z dziećmi, że niebezpiecznie, itd.

– Jazda po Polsce też jest inspirująca i piękna, i chyba to najłatwiejszy pierwszy krok w podróżowaniu z dziećmi.

– Pewnie, my z Kaliną, jak miała trzy tygodnie, wyskoczyliśmy na weekend na Mazury i było świetnie. Do polskiego morza mam trochę uraz, bo jak tam byliśmy ostatnio, pierwszy raz od piętnastu lat, to w całej Polsce była fala upałów, a tam pięć stopni…

– Najważniejsze, że z dzieciakami też się da?

– Dokładnie, da się, dziecko nie choroba ani kula u nogi. Ludzie mają dzieci wszędzie. Dzieci dużo lepiej się adaptują do nowych warunków. Kalina pierwsze trzy miesiące ryczała, przestała dopiero na Dominikanie.

– Powiedz mi jeszcze czy wyobrażacie sobie podróże bez dzieci?

– Hmm, podróże bez dzieci… może odpowiem tak. To trochę jak porównywanie jabłek i pomarańczy, to dwie różne rzeczy. Ostatnio tak się złożyło, że byliśmy w dwóch miejscach, gdzie bez dzieci byłoby zupełnie inaczej – Everglades i Key West. Bez nich popływalibyśmy na kajakach, poszaleli po knajpach. Ale mamy dzieci, więc póki co jeździmy z nimi. Nie wyobrażam sobie zostawienia ich na miesiąc u babci i wyjazdu bez nich. Kajaki i knajpy poczekają do emerytury albo przynajmniej do czasu, aż dzieci zaczną wyjeżdżać na obozy harcerskie. Na pewno z dzieciakami nie jest łatwo, ale to po prostu zupełnie inny rodzaj podróżowania. Bycie rodzicem w ogóle nie zawsze jest łatwe, no ale przecież jak się już nim jest to nie ma co narzekać.

– A marzenia podróżnicze z dziećmi i bez nich?

– Nie byliśmy jeszcze nigdzie w Azji południowo-wschodniej – popularny kierunek, chętnie pojedziemy. Ameryka Południowa – ja byłam w Peru, z Pawłem byliśmy w Gwatemali, chcemy więcej. Po Dominikanie marzą nam się Karaiby, w każdej ilości. Przez najbliższych parę lat z dziećmi, potem niech dzieciaki same sobie jeżdżą, na te obozy harcerskie na przykład, a my sami. Bo nie wszystko się da, ale mamy czas. Nie teraz, to następnym razem, jak dzieciaki dorosną.

– Ja ostatnio stwierdziłam, że na wyjeździe jest łatwiej ogarnąć dzieciaki… W tym sensie, że one mają fochy również w domu, ale w podróży, w innym środowisku więcej się dzieje, jest więcej interesujących, nowych rzeczy, które można im pokazać… Więc doszłam do wniosku, że w podróży czasem nawet lepiej niż w domu.

–  To prawda, w podróży jest bardziej zadaniowo, chociaż czasem też się złościmy, gdy jesteśmy w jakimś super miejscu, a Maciek smęci, że chce jeść (on zawsze chce jeść), i już nie chce, i chce wracać… Ale potem się dopytuje czy możemy jechać tam jeszcze raz. Najważniejszy jest wspólnie spędzony czas.

Zapraszamy do śledzenia bloga 8 Stóp

Ola Fasola Pająk-Gałęza

Geografka i mama. Wsiąknięta w literaturę. Cieszy się, bo cieszyć się lubi, a ostatnio najwięcej radości odczuwa na rowerze. Woli przestrzeń niż ludzi, dlatego bliżej jej do Azji Centralnej niż Azji Południowo-Wschodniej. Obecnie korektorka na zasłużonym urlopie wychowawczym.

Komentarze: (1)

Agroturysta 5 kwietnia 2013 o 14:23

Jak najbardziej należy zabierać dzieci ze sobą, dzięki temu one lepiej się rozwijają i poznają świat. Większość ludzi zostawia dzieci i sami udają się w podróże – pewnie jest to wygoda, natomiast ja wychodzę z założenia że jak podróż to tylko z dziećmi. Jakie wy macie zdanie na ten temat?

Odpowiedz