Hiszpanie mylą się, twierdząc, że dali rdzennym mieszkańcom Ameryki język. Przecież posługiwali się oni już własną mową, językiem niezwykłym, pięknie brzmiącym i bardzo trudnym do nauki dla Europejczyków, zwanym quechua.

Quechua w teorii…

Granice twojego języka są granicami twojego świata, granicami twojego poznania – głosili wielcy lingwiści Sapir i Worth. Ucząc się nowego języka, poszerzamy granice własnego świata i własne horyzonty. Bo język to nie tylko jeden z symboli tożsamości narodowej. To jakim językiem się posługujemy, warunkuje to w jaki sposób postrzegamy rzeczywistość.

Hiszpanie mylą się, twierdząc, że dali rdzennym mieszkańcom Ameryki język. Przecież posługiwali się oni już własną mową, językiem niezwykłym, pięknie brzmiącym i bardzo trudnym do nauki dla Europejczyków, zwanym quechua (czyt. keczua).

Ola Kamińska w Peru

Autorka z odświętnie ubranymi uczestnikami niedzielnej mszy w języku quechua. (Fot. Hanna Ziółkowska)

W obecnych czasach, mimo że wciąż marginalizowany, quechua ma ponad 8 milionów użytkowników. Najwięcej w Peru, gdzie razem z innym indiańskim językiem, aymara, stanowi sporą przeciwwagę dla oficjalnego hiszpańskiego. Przede wszystkim jest też wspaniałym niematerialnym dziedzictwem kulturowym.

Najistotniejsze to uświadomienie sobie, że nie wszyscy widzą świat tak samo, a relacja między językiem i kulturą jest znacząca. Różnić się może na przykład koncepcja czasu. W naszych europejskich językach, przeszłość zawsze znajduje się z tyłu, stoimy zwróceni do niej plecami, a przed nami jest przyszłość, ku której idziemy. Pomyśleliście kiedyś, że można to rozpatrywać inaczej? A może by tak spróbować… odwrotnie? W indiańskim języku quechua to przyszłość jest za nami, za naszymi plecami, poza zasięgiem naszego wzroku. Idziemy ku niej z oczami zwróconymi w przeszłość, bo to jest to, co już znamy i widzieliśmy. Niezwykłe?

W języku quechua istnieją też dwa typy przeszłości. Sufiksu -rqa- używa się dla zdarzeń w przeszłości, w których braliśmy czynny i świadomy udział lub byliśmy ich naocznymi świadkami. Sufiksu -sqa- natomiast używa się dla przeszłości, nad którą nie mamy kontroli: opowieści, historie z dzieciństwa, relacje przekazywane z ust do ust, opowiadanie snów, a nawet to co mówimy będąc pijani.

Cusco - podróż po Peru

Panorama miasta Cusco, inkaskiego „pępka świata”. (Fot. Aleksandra Kamińska)

Zadziwia bogactwo i skomplikowanie tego języka. Dla przykładu, zdanie oznaczające To jest Maria, z różnymi końcówkami:

  • Pay-qa Maria-m – oznacza, że jestem pewna, że to jest Maria.
  • Pay-qa Maria-s – nie jestem tego pewna, ale powiedzieli mi że to Maria.
  • Pay-qa Maria-ch – to prawdopodobnie jest Maria.

Odkrywanie innej wizji świata zawartej w innym, obcym, egzotycznym języku, jest dla filologa niesamowitą przygodą.

Niestety, przez długi czas język quechua był wypierany przez hiszpański. W obecnych czasach zyskuje z powrotem znaczenie, bo nie da się zbagatelizować 8 milionów użytkowników języka i jego żywotności. Coraz częściej ludzie mówiący w quechua mają szansę porozumieć się w swoim języku u lekarza, czy w urzędzie, a dzieci używać go w szkole. Wciąż jednak jeszcze długa droga przed nimi do tego, by stał się on równorzędny z językiem hiszpańskim.

… i w praktyce

Po kilku lekcjach z języka quechua na uczelni w Limie, ze zniecierpliwieniem i radością wyruszam w długą podróż w głąb Peru, aby posłuchać na żywo mowy, którą posługiwali się Inkowie.

Wielogodzinna jazda autobusem po serpentynach wznoszących się coraz wyżej, kończy się w Cusco. Ombligo del mundo, „pępek świata” dla Inków, obecnie archeologiczna stolica świata. Nazwa miasta pochodzi oczywiście z języka quechua (qosqo – pępek). Biorę głęboki oddech i w głowie mi się kręci od nadmiaru historii, wiedzy, inkaskiego ducha i emocji zawartych w tym miejscu… Choć może to po prostu efekt zbyt małej ilości tlenu w powietrzu.

– Cusco nie jest jak Lima. Tu nie jest niebezpiecznie, a ludzie są dobrzy, nie musicie tak uważać – przekonuje nas taksówkarz.

Wkrótce okazuje się, że to prawda. Zachwycam się atmosferą tego miasta-perełki, nazwanego kiedyś przez znajomego andyjskim Krakowem. Przechadzam się wąskimi uliczkami artystycznej dzielnicy San Blas, dotykając ogromnych wiekowych kamieni, które tworzą mury. Głazy dopasowane są idealnie jeden do drugiego bez żadnej przerwy, najsłynniejszy z nich jest bodajże dwunastokątny, a idealnie komponuje się z całością. Jak tego dokonali budowniczy inkascy pozostaje zagadką, jednak to dopiero początek zachwytów nad ich kamiennymi cudami.

Zwiedzam Qorikanchę, inkaską „świątynię ze złota”. Na jej gruzach Hiszpanie wybudowali dominikański klasztor. Podczas wielkiego trzęsienia ziemi w Cusco cały klasztor się zawalił, nietknięty pozostał tylko solidny, inkaski mur. Uliczkami miasta przechadzają się też kolorowo ubrane Indianki, ciągnąc na sznurkach przystrojone pomponami lamy o mięciutkiej wełnie. Zarabiają, pozując do zdjęć z turystami, których jest tu od groma.

Spotykam jedną z takich Indianek następnego dnia, przy wejściu do ruin Tambomachay w niewielkiej odległości od Cusco. Klękam koło niej na ziemi, kładzie mi na kolanach malutką lamę. Cały czas mówi coś żywo do swojej towarzyszki w skomplikowanym języku.

– ¿Habla usted quechua? Mówi pani w quechua? – pytam oczarowana.

Przytakuje. Robię zdjęcie, podaję jej pieniądze.

– Sulpayki – na odchodnym dziękuję Indiance w jej własnym języku.

Eksplorując kolejne ruiny wokół Cusco, odkrywam jednocześnie co oznaczają ich tajemnicze, egzotyczne, trudne do zapamiętania nazwy. Wszystkie w języku quechua. Pukapukara, „Czerwona Twierdza” zawdzięcza swoją nazwę czerwonawym kamieniom, z których jest zbudowana. Q’enqo to „labirynt”, „zygzak”, co ma sens gdy zwiedza się ceremonialne korytarze, miejsca dawnych religijnych rytuałów.

Z Q’enqo do Sacsayhuamán udajemy się już nie pieszo, a konno, z sympatycznym, młodym lokalnym przewodnikiem spotkanym na trasie.

– Tak, oczywiście, że mówię w quechua – potwierdza chłopak. – Wiecie co oznacza “Sacsayhuamán”? To „usatysfakcjonowany sokół”. To dlatego, że po zaciętej bitwie Inków z Hiszpanami w tym miejscu drapieżne ptaki miały dużo pożywienia.

Zostawiamy konie na ranczo w pobliżu fortecy w Sacsayhuamán. Zanim pójdziemy zwiedzać imponujące ruiny, kupujemy od lokalnego rzemieślnika wisiorek z wyrzeźbionym krzyżem andyjskim, zwanym w quechua tawa chakana (“cztery schodki”). Faktycznie, każdy z czterech boków jest schodkowy, a w środku znajduje się koło – centrum, pępek świata, qosqo. W kosmowizji andyjskiej każdy z rogów krzyża, po każdej ze stron, oznacza coś ważnego. Święte zwierzęta: kuntur (kondor), puma (puma), amaru (wąż). Światy: Hanaq pacha (świat wyższy, niebiański), Kay pacha (świat ziemski, ludzki), Ukhu pacha (świat podziemny). Wartości: yachay (nauka), munay (miłość, wola, pragnienie), llamkay (praca). No i inkaskie przykazania: Nie kłam. Nie kradnij. Nie bądź leniwy.

Podziwiamy monumentalne mury twierdzy, miejsca, gdzie do tej pory co roku w czerwcu odbywa się wielkie inkaskie Święto Słońca, Inti Raymi. Oglądamy panoramę Cusco, ale na koniec z ruin przegania nas krótkotrwały deszcz. Musimy wrócić do centrum miasta taksówką. Przyznaję się taksówkarzowi, że uczymy się quechua.

– Jest bardzo trudny, jeszcze niewiele umiem – wyjaśniam i wygłaszam dwa klasyczne zdania, czyli jak mam na imię i skąd pochodzę – Aleksandram sutiyqa, Poloniamantam hamuni.

To wystarczy, aby go uradować i zachwycić. Nic dziwnego. Przez tyle lat język ten był wypierany przez hiszpański, a w powszechnej świadomości narodu posługujący się nim człowiek miał przypinane łatki: złodziej, oszust, obibok, Indianin. Mówienie w quechua było wstydem, mówienie po hiszpańsku nobilitacją. Tego rodowitego mieszkańca Cusco musiało niezwykle ucieszyć, że jego marginalizowany język wzbudził takie zainteresowanie przybyszki z odległego, europejskiego kraju.

Ola Radzio

Studentka filologii hiszpańskiej UJ, z pasją poznawania innych kultur. Przez jakiś czas mieszkała w Limie, prowadzi bloga o Peru: ¡Hola Perú! - Ola w Peru.

Komentarze: Bądź pierwsza/y