Jadąc przez Guilin i przepiękne okolice Yangshuo można poczuć się jak w baśni. Naprawdę warto wybrać oglądanie świata z siodełka roweru, będąc w tej okolicy.

Jedne z najpiękniejszych terenów w niezwykle urokliwej prowincji Guangxi leżą nad Rzeką Li, która przepływa przez wyżynę zbudowaną głównie ze skał wapiennych. To właśnie takie wapienne skały są idealnym podłożem dla płynącej wody i, poddając się jej, pozwalają wyrzeźbić malownicze krajobrazy. W wyniku erozji wodnej, a konkretnie zjawisk krasowych, powstają bajkowe wprost formacje skalne. Dzięki temu, majestatyczne ostańce skalne, kręte i głębokie jaskinie oraz liczne źródełka ozdabiają okolice Yangshuo, nadając im baśniowy charakter.

Z kilku powodów region ten najprzyjemniej poznawać z perspektywy roweru. Wbrew pozorom najbardziej interesujący obszar nie jest ogromnie rozległy, a najciekawsze tereny rozciągają się w promieniu siedemdziesięciu kilometrów od miejscowości Yangshuo. Ta jest niemal centralnie położona w rejonie krasowienia i stanowi doskonałą bazę do jednodniowych wypadów po okolicy.

W ciągu czterech dni udało nam się przejechać w sumie trzy pętle rowerowe po tzrydzieści – sześćdziesiąt kilometrów i przejść odcinek o długości dwudziestu pięciu kilometrów. Choć zdarzył się nam jeden bardzo nieprzyjemny incydent (o kradzieży piszemy na blogu), to trzeba przyznać, że poruszanie się w tym rejonie na rowerach to czysta przyjemność. Jeżdżąc po okolicy, ma się okazję podziwiać nie tylko niezwykłe formy krasowe, ale również biegnące wolno życie chińskiej prowincji.

Na wsiach wre praca w polu, w sadach pomarańczowych i grejpfrutowych można załapać się na okazjonalny prezent, a w przyulicznych barach – poobserwować grę w madżonga czy chińskie szachy.

Jeżdżenie po okolicy rowerem ma jeszcze tę ogromną zaletę, że możemy wyrwać się od wszechotaczającej komercyjnej atmosfery. Warto nadmienić, że Chińczycy są mistrzami w komercjalizacji wszystkiego, co warte jest zobaczenia – i nawet za wejścia do parków miejskich często każą sobie płacić.

Tu także co rusz napotykamy jakąś Jaskinię Smoczą, Źródełko Motyli, Jaskinię Wodną albo Wzgórze Księżycowe, które od innych okolicznych atrakcji nie różni się niczym… Z  wyjątkiem opłaty od 30 do 100 yuanów (15-50 zł). Niestety Chińczycy są również mistrzami kiczu, więc jeśli w wyżej wymienionych miejscach nie stoi akurat 10-metrowa plastikowa statua motyla, to z pewnością są one otoczone górą innej tandety.

My wszystkie takie atrakcje oglądaliśmy z daleka, po prostu jadąc przed siebie w poszukiwaniu coraz to ciekawszych krajobrazów i miejsc. Dzięki temu w większości udało nam się również uniknąć niezliczonej rzeszy chińskich turystów przybywających w te rejony.

Trzeba przyznać, że przemysł turystyczny w Chinach kwitnie i w większości interesujących miejsc można spotkać znacznie więcej turystów z samych Chin niż z zagranicy. W szybko bogacących się Chińczykach tętni już chęć poznawania świata, ale ze względu na wciąż bardzo ścisłe ograniczenia wyjazdowe muszą się oni zadowolić turystyką wewnętrzną.

W samych Chinach atrakcji nie brakuje, ale – niestety – co piękniejsze miejsca, jak np. okolice Yangshuo, tętnią już zgiełkiem, tandetą i pamiątkami. Nie zmienia to jednak faktu, że ich piękno nadal zniewala czystą formą, której niestety czasami trzeba tylko trochę dłużej poszukać.

Rafal Sigiel

A gdyby tak wszystko zostawić, choćby na chwilę, dajmy na to na rok i ruszyć przed siebie w poszukiwaniu przygody? Sprawdźcie: vagabundos.pl.

Komentarze: Bądź pierwsza/y