Robb Maciąg w ostatnim czasie wydaje książkę za książką (Podręcznik przygody rowerowej już czeka, aby pojawić się na półkach). Tysiąc szklanek herbaty to kolejna opowieść o ludziach napotkanych po drodze. Tym razem podczas wyprawy Jedwabnym Szlakiem.

Zacznę od małej „złośliwości”. Ale mam nadzieję, że odebrana zostanie z przymrużeniem oka, bo taki jej zamysł, a Robb na szczęście nie należy do osób, które napinają łydę. Jakiś czas temu, rozmawiając z jedną z redakcyjnych koleżanek na temat jego najnowszej książki, doszliśmy do wniosku, że jeszcze do niedawna Robb Maciąg był panem od rowerów (to ten gościu co był w Indiach na rowerze. W Chinach też był. No wiecie, on wszędzie jeździ na rowerze!). Teraz można by rzec, że jest specjalistą od spotykania dobrych i bardzo pozytywnych ludzi (rower nadal jest, ale jakby na drugim planie). Nie wiem czym będzie się specjalizował w przyszłości (słuchy chodzą, że wraca do rowerów), ale faktem jest, że pozytywne i mocno zarażające książki, to on potrafi pisać. I taką jest też Tysiąc szklanek herbaty.

Robb Maciąg - Tysiąc szklanek herbaty

Robb Maciąg – Tysiąc szklanek herbaty

W praktycznie każdym kraju na drodze Ani, Robba i towarzyszącego im Bena – Syrii, Turcji, Iranie, Turkmenistanie, Uzbekistanie, Tadżykistanie, Chinach – picie herbaty jest w pewnym sensie rytuałem. Więc okazja ku temu, aby przystanąć i napić się z miejscową ludnością herbaty nadarzała się co chwilę. Czasami nawet zbyt często. I nie kończyła się tylko na herbacie. Zdarzały się i takie historie, gdy zwykłe pytanie o możliwość rozbicia namiotu przeradzało się w ogromną kolację, w której uczestniczyła cała rodzina z ośmioma braćmi gospodarza na czele (historia Abdul Aziza spotkanego w Syrii). Takich opowieści znajdziecie tu sporo.

Niby nie ma w tych historiach nic niezwykłego, bo przecież wiele podróżniczych książek wydawanych w ostatnim czasie, jest do siebie podobnych. Śledzimy w nich trasę autora, przemieszczamy się oczami wyobraźni razem z nim. Ale… No właśnie, Robb należy do tych osób które potrafią ciekawie i bardzo barwnie (choć nie koloryzując, a jeśli nawet to nie odczuwa się tego :)) opowiadać przeżyte historie. Ma też drugą umiejętność. Potrafi przelać swoje opowieści na papier. A to już nie jest takie proste. Delektuje się rzeczami z pozoru błahymi, wynosi je na piedestał, tak jak tytułowe picie herbaty, ale dzięki temu ukazuje urok i bardzo charakterystyczne cechy danego miejsca, co sprawia, że wyobraźnia czytelnika działa jeszcze lepiej.

No i są jeszcze wszechobecne spostrzeżenia Robba dotyczące wielu różnych kwestii współczesnego życia, które pojawiają się w każdej jego książce. Niby bardzo proste i prozaiczne, ale coraz bardziej charakterystyczne dla jego książek i maksymalnie szczere.

Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca. Podróżowanie zwraca nam życie. Zabiera nas do istoty rzeczy, zabiera nas w przeszłość, do czasów, gdy to nie współzawodnictwo rządziło światem, ale współpraca. Jedność i zaufanie. Bez tego nie można było przeżyć zimy, powodzi, zarazy.

~~
Jak powiedział kiedyś mój kolega z pewnego kraju w Azji Środkowej: „Ja wszystkim tłumaczę, że do nas to tylko gołodupce przyjeżdżają. Jak któryś ma pieniądze, to jedzie do Egiptu i na pewno nie na rowerze.
Fakt.
Naszym majątkiem nie był portfel.
Naszym majątkiem był wolny czas.
I mijani ludzie – to oni byli naszym prawdziwym wspomnieniem i to od nich zależało, jaka ta podróż będzie.

Czytając tę książkę (prostokątną, bo każda książka jest prostokątna, ale akurat ta jest prostokątną w taki sposób, że tam gdzie powinna być węższa, to jest szersza, a tam gdzie powinna być szersza jest węższa :)) nie odczuwa się, że autor, jest wielkim odkrywcą tego co już odkryte i że dociera w maksymalnie ukryte miejsca. On tam jest raczej przy okazji, a głównym bohaterem jego opowieści są spotkani ludzie i ich historie, a nie sam fakt podróżowania.

Podsumowując, podejrzewam, że nawet Mariuszowi Jajeśniakowi, naszemu ulubionemu krytykowi książek podróżniczych Tysiąc szklanek herbaty przypadłoby do gustu. Zatem śmiało możemy ją polecić.

* * * * *

Robb Maciąg, Tysiąc szklanek herbaty, Wydawnictwo Bezdroża, Kraków 2012 r.

Polecamy: 
Przez Turkmenistan – fragment książki Tysiąc szklanek herbaty
Świat jest pełen dobrych ludzi – wywiad z Anią i Robbem Maciągiem
Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę – recenzja książki

Komentarze: 6

łukasz kędzierski 24 maja 2012 o 16:08

przychylam się do recenzji -> warto po nią sięgnąć, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie jednak sądzę, że wiele osób będzie zadowolonych z jej lektury

Odpowiedz

Robert Robb Maciąg 24 maja 2012 o 22:17

Ollox Bollox napisał recenzję :)
Powiem autorowi, że nawet przychylną ;)
dzięx

Odpowiedz

Grzegorz Król 24 maja 2012 o 22:47

po znajomości pewnie.

Odpowiedz

Robert Robb Maciąg 25 maja 2012 o 23:18

Nie inaczej :)

Odpowiedz

ania 15 stycznia 2013 o 13:36

„Pan od rowerów” popełnił bardzo fajną książkę. Kończę ją właśnie czytać i cóż… Sama bym porowerowała Jedwabnym Szlakiem :-)

Odpowiedz

Jagoda 16 stycznia 2013 o 15:20

Robb, ta twoja książka to może i ma hipsterski format, ale czytania w łóżku to on nie ułatwia. W środkach lokomocji publicznej to sobie tego nawet nie wyobrażam :D Z czym on jest kompatybilny, z wielbłądem?

Odpowiedz