Przypadkowe spotkanie z Tomem Egerem Arce, który sam siebie nazywa ambasadorem nauki, zielarzem i uzdrowicielem. Pada fundamentalne pytanie: Czy jesteś szczęśliwy?, na które Piotr odpowiada: Nie wiem. Myślę że tak. I po tej odpowiedzi już wiem, że Sen powrotu to książka po prostu inna, w dobrym słowa tego znaczeniu.

Większość publikacji na półce z literaturą podróżniczą po prostu epatuje szczęściem, od okładki poczynając na epilogu o samorozwoju kończąc, ocieka przymiotnikami określającymi zachwyt i koniecznie musi zawierać listę marzeń autora, które udało się w czasie podróży odhaczyć. A Piotr po prostu jedzie (tym razem z Alaski do Patagonii), obserwuje, kreśli słowami piękne (bardzo proste w formie) fotografie. Daje sobie przestrzeń, by po prostu być. I jak się później okaże, Ushuaia, kraniec Ziemi Ognistej jest tylko pretekstem, a nie celem. A my po lekturze ostatniego paragrafu nadal nie wiemy, czy Piotr jest szczęśliwy. Ale też zadajemy sobie pytanie, czy sami tacy jesteśmy. Więc może błędem jest, że Sen powrotu znajdziemy na półce z literaturą podróżniczą. Tylko kto zajrzałby do działu z książkami filozoficznymi?

A potem? Potem było jeszcze bardziej banalnie. Banalnie, a co gorsza, bardzo przewidywalnie. Tego uporczywego, dochodzącego gdzieś zza okna wołania, będącego najpewniej jakimś psychicznym skrzywieniem, nie dało się na długo zagłuszyć. Coraz silniej i wyraźniej budziło się we mnie pragnienie powrotu, a wewnętrzny niepokój tylko się pogłębiał. Musiałem spróbować jeszcze raz. Musiałem wyjechać, bez względu na koszty. A kto wie, czy nawet nie ze świadomością ceny, jaką poniosę za swój wybór.

O czym śni Piotr, czasami „rowerowy psychopata”? Na pewno o drodze, tej którą musiał przerwać, ale do której powrócił. O drodze, która prolonguje trwanie i daje czas. O tym, by być gdzieś indziej.  Ale też o tej drodze, która już za nim – w 2008 rozbił gdzieś namiot na solarze i próbuje odnaleźć dokładnie to samo miejsce po środku solnej pustyni.

Czasami Piotr śni też o przeszłości, miejscu które nazywa domem, gdzie lampa wisi nisko nad stołem, o miejscu o którym pisze z dużym wewnętrznym spokojem. I o dziadku Mańku, który przywoził pomarańcze z Warszawy. Sny o drodze i o domu – standardowe myśli powracające do każdego podróżnika. Ale zaskakująco, Piotr czasami śni też o tym, czego nie ma – o życiu uporządkowanym i statecznym. O tym, by iść na bazar, kupić maczetę, wyciąć kawałek lasu, a potem zbudować małą chatkę, przygarnąć rudą kotkę i dowiedzieć się wszystkiego.

W czasach, kiedy pewna stacja telewizyjna w jesiennej ramówce umieszcza Azja Express (jeśli nie wiecie nic o założeniach tego programu to nawet nie sprawdzajcie), obserwacje Piotra są pełne szacunku. Szacunku do drugiego człowieka (np. do Josego, który uważa że w Europie ludzie są wyżsi, bo jedzą pszenicę), zwierząt i przyrody, a przede wszystkim (nie wiem czy to było zamiarem autora) do samego siebie – swojej przyszłości, pytań które sobie stawia, pewnych ograniczeń i tęsknot.

Jeśli istnieje coś takiego jak slow literature to Sen powrotu to właśnie jedna z takich wolnych książek. Taka, która zachęca do tego, by zamiast skupiać się na projekcjach przyszłości i wizualizacjach, delektować się na co dzień widokami, dziękami, zapachami. Taka, co sprawia że chce się siedzieć na gołej, ciepłej ziemi, słuchać, jak grube krople deszczu rozbryzgują się na blaszanym dachu i zajadać słodkie mango.

I nie ważne, czy się jedzie w skwarze, czy w deszczu i mrozie, czy pcha się rower pod wiatr. To wszystko się nie liczy. Ważne, że nikt im nie mówi co trzeba zrobić, gdzie, kiedy, na którą, po co i dlaczego; że nikt nie dysponuje ich czasem, nie narzuca, jak żyć, co zrobić z nadchodzącym dniem, z każdą jego godziną, z każdą chwilą.

Nie bierz tej książki do ręki, jeśli nie chcesz sobie stawiać żadnych pytań o cel własnej drogi. Jeśli nie masz czasu, by z tą książką po prostu być. Jeśli nie lubisz Jansonn (autorki Muminków), której cytaty towarzyszą nam przez całą Amerykę Południową. I jeśli męczy Cię poruszanie stu wątków w dziesięciu zdaniach, w czym Piotr jest mistrzem. W pozostałych przypadkach zapakuj Sen powrotu do plecaka (a jeszcze lepiej do sakwy), połóż się gdzieś, spędź trochę czasu na nicnierobieniu i dopiero potem się zaczytaj.

Piotr Strzeżysz, Sen powrotu. Wydawnictwo Bezdroża

Natalia Mileszyk

Wielbicielka uśmiechania się, spotykania ludzi, docierania w miejsca gdzie człowiekowi dech zapiera, gotowania i chodzenia boso po trawie. Kiedyś dużo rozmawiała z ludźmi prowadząc "Pocztówki ze świata", dziś więcej rozmawia z tymi spotkanymi na trasach rowerowych.

Komentarze: 2

jazdakuwolnosci 11 sierpnia 2016 o 22:40

„Powidoki” czytało mi się tak dobrze, że od razu chciałem wskoczyć na rower. Aż boję się sięgnąć po następną :) a już wiem, że warto…

Odpowiedz

Telchar 12 sierpnia 2016 o 18:27

Tove Jansson (autorka Muminków) to kobieta, Pani wielbicielko…

Odpowiedz