Rowerowy Dom Kultury to podróż wzdłuż polskiej granicy – trzy tysiące pięćset jedenaście kilometrów, dwie dziewczyny i trzydzieści warsztatów prowadzonych w przygranicznych miejscowościach. I co najważniejsze, próba odpowiedzi na pytanie o granice – i te dosłowne, i te powstające w naszych głowach.

Ula Ziober i Zuza Kubiak to animatorki ze stowarzyszenia Zielona Grupa i zapalone rowerzystki. W kwietniu wyruszyły w podróż dookoła Polski, a w ich sakwach oprócz ciuchów, narzędzi i kosmetyczki można znaleźć materiały niezbędne do prowadzenia warsztatów dla różnych grup wiekowych. Teraz są już na półmetku trasy. Losy dziewczyn oraz spotkanych ludzi najlepiej śledzić na ich funpage’u Rowerowy Dom Kultury.

IMG_4430

Rowery i granice. (Fot. Ula Ziober)

Z Ulą spotkaliśmy się jeszcze przed wyjazdem, by porozmawiać o granicach, jeździe na rowerze, wyobrażeniach o Polsce i crowdfundingu.

– Jakie są Twoje granice?

– Przez najbliższe trzy miesiące będę zadawała to pytanie spotykanym po drodze ludziom, a chyba sama na to sobie jeszcze tak do końca nie odpowiedziałam… Od zawsze chciałam być podróżnikiem, ale zazwyczaj, gdy to komuś mówiłam, to kończyło się na komentarzach, że powinnam znaleźć sobie jakąś porządną pracę i zacząć normalne życie. I przez długi czas to była taka moja wewnętrzna granica – to czego oczekują ode mnie inni.

Aż pewnego dnia zaczęłam robić po prostu to, co chciałam – skończyłam studia artystyczne, spełniam się w pracy animatorki, piszę i ilustruję książki dla dzieci. A co do podróży to wszystko zmieniło się w zeszłym roku, gdy wzięłam udział w Rowerowym Jamboree – przypomniało mi to jak bardzo kocham podróże i że siedzenie za biurkiem to nie dla mnie. Pojechałam, mimo że wiele osób zastanawiało się, czy dam sobie radę. Udowodniłam innym, ale przede wszystkim sobie, że potrafię. Przekroczyłam granicę. I teraz to, co robię – robię już tylko dla siebie. Nie muszę spełniać niczyich oczekiwań.

– Co to dla Ciebie znaczy być podróżnikiem?

– Kiedyś myślałam że chodzi o wyjeżdżanie bardzo daleko. Teraz jestem przekonana, że współcześnie coraz trudniej być podróżnikiem – podróżnik to stan umysłu, sposób w jaki podchodzimy do drogi i procesu przemieszczania się, do napotkanych ludzi i przyrody. Nie chodzi o zdobywanie, ale o poznawanie. Dzisiaj bardzo wielu ludzi podróżuje, bo dotarcie nawet w najdalsze rejony świata nie musi już być wyzwaniem, ale tylko nieliczni są prawdziwymi podróżnikami.

– Dlaczego Polska? Nie marzyłyście o czymś bardziej odległym i nieznanym?

– Polska jest dla mnie nieznana! Myślę, że trzeba pojechać bardzo, bardzo daleko, np. do Indii, żeby docenić to, co się ma w domu. Podobno Polska to kraj dla każdego – pora się przekonać, czy to prawda.

IMG_4087

A to Polska właśnie. (Fot. Ula Ziober)

– To masz w głowie jakieś wyobrażenia o tej nieznanej Polsce?

– Piękne lasy na wschodzie – trochę się naczytałam, trochę nasłuchałam. Myślę, że to świat odmienny od tego zachodniego, wielkopolskiego, który jest mi bardziej znany. Zobaczymy.

– Nie łatwiej byłoby Wam podróżować samochodem?

– Rower to moim zdaniem jeden z najlepszych sposobów podróżowania – nie ograniczają nas rozkłady jazdy, ani droga. Poza tym rower zmniejsza dystans między nami a ludźmi, których spotykamy. Wzbudza pozytywne emocje w ludziach – to dobry pretekst by zainicjować pierwszy kontakt.

– Czy rower jest dla każdego?

Zdecydowanie tak. Jestem tego najlepszym przykładem – jakby ktoś dwa lata temu zapytał mnie, czy przejechałabym góry Tadżykistanu, to bez wahania odpowiedziałabym, że nie. A później po prostu wsiadłam na rower i pojechałam. To, czy przejedziemy daną trasę to przede wszystkim kwestia głowy, a nie mięśni.

–  Rowerowy Dom Kultury to efekt długiego procesu – jak przygotowywałyście się do drogi?

 We wrześniu pojechałyśmy na dwa tygodnie nad morze, na taką „rozgrzewkę” – jak wiadomo nad morzem jest płasko (śmiech). Nic bardziej mylnego. Starałyśmy się jechać jak najbliżej granicy, co często kończyło się tym, że jechałyśmy mało przejezdnymi leśnymi ścieżkami albo pchałyśmy rowery po plaży.

Po tym wyjeździe już wiemy, że wyruszenie w trasę dookoła Polski to miesiące przygotowań. Ale nie chodzi tylko o przygotowanie trasy. W naszym projekcie wyzwaniem jest przede wszystkim logistyka warsztatów, umawianie ich, organizowanie. Społeczność musi być przygotowana na to, że się u nich pojawimy. Wiemy też, że nasze odcinki dzienne nie mogą mięć więcej niż pięćdziesiąt – siedemdziesiąt kilometrów. Po dwóch tygodniach nad polskim morzem i jeżdżeniu ponad sto kilometrów dziennie z ciężkimi sakwami i przyczepką byłyśmy bardziej wykończone niż po przejechaniu gór Pamiru.

IMG_4545

Warsztaty w jednej ze szkół. (Fot. Zuza Kubiak/Ula Ziober)

– W drogę ruszacie z warsztatami. Nie chciałyście po prostu, ot tak, objechać granicy Polski. Jak te zajęcia będą wyglądały?

Chciałyśmy, żeby ta podróż była nie tylko dla nas. Prowadząc warsztaty nie tylko bierzemy, ale też dajemy coś od siebie ludziom spotkanym po drodze. Będziemy pracowały z różnymi grupami wiekowymi, ale zawsze głównym tematem naszych zajęć będą granice. Dla dzieci przygotowałam m.in. teatr ilustracji – w którym poruszamy temat uchodźców, ludzi którzy muszą przekraczać granice państw, aby przetrwać. Dlatego też będziemy prezentowały im bajkę o kocie-uchodźcy – historia będzie smutna, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Z młodzieżą będziemy pracowały metodą dramy, polegającą na wcielaniu się w różne role. Chcemy przede wszystkim dotknąć granic, które narzucają nam pewne role społeczne. Z dorosłymi będziemy rozmawiać, prezentować nasze zdjęcia z podróży. Wszystkim uczestnikom chcemy zadawać pytanie, czy granice są nam potrzebne. Zapewne tak – pytanie brzmi, jak i gdzie je wyznaczać.

– Zdecydowałyście się na na społecznościowe finansowanie Waszego projektu i zbieranie funduszy na Polak Potrafi. Jakie są Wasze przemyślenia po tym doświadczeniu?

Ula: Okazało się, że crowdfunding jest trudniejszy niż nam się wydawało. Zebrałyśmy 5000 zł. Wydawało nam się, że wystarczy jeśli każdy z naszych znajomych zapłaci po 10 zł i że to na tyle mała kwota, że nie będzie z tym problemu. Okazało się, że jest inaczej.

Po tym doświadczeniu wiem już, że w Polsce nadal brakuje nam świadomości na temat finansowania społecznościowego – że można dawać pieniądze nawet obcym ludziom na realizację projektu, którego cele są nam bliskie. Crowdfunding to też ciężka praca – spotkania, pisanie maili, telefony, nawiązywanie relacji.

IMG_3717

Chwile odpoczynku. (Fot. Ula Ziober)

– Dlaczego więc się na to zdecydowałyście?

– Bardzo podoba nam się idea finansowania społecznościowego – chciałyśmy budować wokół naszego projektu grupę osób zaangażowanych i to, naszym zdaniem, jest świetne narzędzie ku temu. Choć proszenie o pieniądze na projekt było kolejną granicą do przekroczenia.

– Myślicie już o tym, co dalej? Wrócicie z trasy i co?

– Chcemy zorganizować Mobilny Dom Kultury – idea jest taka, by przygotowywać warsztaty i wydarzenia artystyczne w miejscach, gdzie dostęp do kultury na co dzień jest bardzo ograniczony. Chcemy uczestnikom pokazać, że kultura jest nie tylko dostępna, ale też że tak naprawdę każdy może tworzyć kulturę i sztukę. Jednym z elementów będzie np. akcja Zaproś sobie Dom Kultury, podczas której każdy będzie mógł do nas napisać i zaprosić do swojej miejscowości.

– Życzymy Wam więc by Rowerowy Dom Kultury (i kolejne projekty) był okazją do przekroczenia wielu granic dla Was i spotkanych ludzi.  

Natalia Mileszyk

Wielbicielka uśmiechania się, spotykania ludzi, docierania w miejsca gdzie człowiekowi dech zapiera, gotowania i chodzenia boso po trawie. Kiedyś dużo rozmawiała z ludźmi prowadząc "Pocztówki ze świata", dziś więcej rozmawia z tymi spotkanymi na trasach rowerowych.

Komentarze: Bądź pierwsza/y