Otrzymałem coś więcej niż prezent. Coś więcej niż książkę. Otwieram i dostaję piaskiem po oczach! Co więcej – cieszę się jak dziecko. Poddaję się autorowi, lekarzowi kardiologowi ze Starachowic, któremu ufam od pierwszych stron książki. Nerwowo dopytuję, gdzie jedziemy, co zobaczymy, co zwiedzimy.

Mirosław Kowalski zbija mnie z pozycji turysty i pozwala tylko zerkać do fotografii, którymi okrasza podróż w głąb Sahary. Każe stać się historykiem, antropologiem, etnografem, podróżnikiem i politologiem. Ważne – sam daje wzór postawy. Uczy wytrwałości i cierpliwości.

Gdyby żył, sam napisałby recenzję, a nawet wstęp do Szkatułki pełnej Sahelu. Ryszard Kapuściński, który czuł Afrykę, żył nią, byłby zadowolony widząc pełnego zapału obserwatora (nie turystę!), który w buszu i na piaskach dostrzega człowieka. To wzrok, wygląd, ubiór, zachowania człowieka a nie płatne safari, loty nad Czarnym Lądem i luksusowe hotele składają się na książkę.

Odbywam tę podróż niemal dwieście lat po pierwszych Europejczykach. Nie muszę się przebierać ani ukrywać. Nie muszę znać arabskiego ani żadnego z języków ludów zamieszkujących Sahel. Nie znam obyczajów Bambara ani Mossich, nie czytałem w całości Koranu. Czy człowiek będący takim ignorantem może tam wyruszyć? Pyta Mirosław Kowalski we wstępie.

Skromny z niego człowiek, z ogromną pokorą! Sądzę, że książka ta najbardziej zyskała właśnie na tej ignorancji. Jednak nastawienie to nie jest negatywne – jest pełne szacunku i estymy do Afryki, pełne ciekawości każdego ziarna piasku na Sahelu.

Pokora to towarzyszka podróży autora, który wędruje z nią przez kartki. Ja idę po śladach, które zostawiają, tropię, węszę, odkrywam. Ciągle przekraczamy granice – polityczne, kulturowe, dzikie. Kowalski nie ma zamiaru być europejskim postkolonizatorem, który z chrapką patrzy na dary Afryki. Nasza karawana przez Sahel co jakiś czas zwalnia, pozwalając na dogłębne obserwacje. Te z kolei niosą zrozumienie dla ludzi z Czarnego Lądu.

To niesamowite, jak tak książka na mnie działa. Wciąga jak ruchome piaski! Autor nie komentuje zdarzeń, zostawia mi miejsce na mój komentarz, moje przemyślenia. Dochodzę do wniosku, że zacznę podróż przez Sahel raz jeszcze. Żar leje się z nieba, sucha ziemia czeka na deszcz, piasek wysypuje się z książki. Idę. Przede mną przewodnik – lekarz ze Starachowic, Pokora i Afryka, która całą swą tajemnice skrzętnie schowała w szkatułce Sahelu.

Mirosław Kowalski, Szkatułka pełna Sahelu. Subsaharyjska ballada, wyd. Bezdroża, Gliwice 2012

Tomasz Siniew

Student dziennikarstwa podróżujący z dobrą książką pod pachą głównie po Polsce, głównie pociągiem. Nie bez powodu zwą go zatem „kolejofilem”.

Komentarze: Bądź pierwsza/y