Dorota i Przemek swoim tandemem dotarli do Amazonii. Część trasy pokonali autobusem, skorzystali też ze statku, ale większość czasu nadal na siodełkach. Dla nas relacjonują tę część swojej podróży…

Spotkanie z sympatycznym, uśmiechniętym leniwcem. (Fot. Dorota Muszyńska)

Spotkanie z sympatycznym, uśmiechniętym leniwcem. (Fot. Dorota Muszyńska)

Wyruszyliśmy z Barreirinhas w stronę Maraby. Podróż trwała 16 dni, w czasie których przejechaliśmy ok. 1200 km.

Rower po gruntownym przeglądzie i wymianie zużytych części wreszcie sprawował się bez zarzutu, jednak przez pewien czas droga dała nam porządny wycisk, gdyż podjazdy były tak strome, że ciężko było nawet pchać rower pod górkę. Na jednym ze zjazdów osiągnęliśmy rekordową, jak do tej pory, prędkość 84 km/h mając tylko jeden sprawny hamulec i nie koniecznie będziemy próbowali ten rekord poprawić.

Jechaliśmy drogą BR 222, a potem od miejscowości Estreito drogą BR 230, która częściowo prowadzi przez teren rezerwatu Indian. Świetna droga do jazdy rowerem – cisza, spokój, bardzo mały ruch. Trzeba tylko pamiętać o zapasach prowiantu i filtrze do wody, gdyż początkowy odcinek tej drogi to całkowite pustkowie.

Transamazonica

Znowu spotkaliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy udzielali nam schronienia i dzielili się posiłkiem i również dzięki ich pomocy udało nam się wreszcie dotrzeć do Maraby.

Nie ominęły nas również spotkania ze zwierzętami, np. sympatycznym leniwcem, którego znaleźliśmy na poboczu. Słynną drogę Transamazonica pokonaliśmy już autobusem, gdyż przejazd rowerem zająłby zbyt wiele czasu a poza tym nie wiadomo czy nasz pojazd wytrzymałby ok. 1400 km jazdy drogą bez asfaltu. Nie żałujemy tej decyzji – droga nie oferuje żadnych niezwykłych widoków, można ją przejechać jedynie wyczynowo, a tym nie jesteśmy specjalnie zainteresowani.

Oczywiście nie obyło się bez przygód. Najpierw próbowano nas naciągnąć na dworcu, chcąc sprzedać nam droższy bilet i w dodatku wysadzić prędzej, następnie w nocy autokar ugrzązł w błocie i trzeba było go pchać, żeby móc jechać dalej, potem trafiła nam się manifestacja na drodze i przymusowe jedenastogodzinne czekanie w autokarze.

Jakby tego było mało podczas nocnej jazdy otworzyły się drzwi bagażnika i pogubiliśmy część bagaży, których potem kierowcy szukali na drodze, oczywiście wszystkiego nie znaleźli i tak przepadł mój kask. Takim sposobem przejazd z Maraby do Santarem trwał 48 godz zamiast 30 godz. W końcu jednak dotarliśmy i na szczęście rower też przetrwał tę podróż. Cena biletu na autobus była za to gigantyczna: 225 R$ za osobę.

Santarem specjalnie nas nie zachwyciło. (Fot. Dorota Muszyńska)

Santarem specjalnie nas nie zachwyciło. (Fot. Dorota Muszyńska)

Santarem

Santarem specjalnie nas nie zachwyciło, choć może jest nieco spokojniejsze i mniej hałaśliwe. W porcie po raz pierwszy zobaczyliśmy Amazonkę, która łączy się z rzeką Tapajos w zadziwiający sposób. Przez pewien odcinek ich wody się nie mieszają lecz płyną obok siebie, tworząc nurty w dwóch kolorach – Tapajos bardziej niebieskim a ogromna Amazonka w odcieniu brunatnym.

Statki stojące w porcie są tak wielkie jak statki morskie. Na przeciwko portu znajduje się dzielnica handlowa, gdzie można kupić dosłownie wszystko po bardziej przystępnych cenach. Zaopatrzyliśmy się tu w hamaki, niezbędne podczas rejsu statkiem do Manaus.

Alter Do Chao

Z Santarem do małej, spokojnej miejscowości Alter Do Chao jest zaledwie ok. 30 km. Jechało nam się przyjemnie, drogą przez las, można też dojechać miejskim autobusem z Santarem (bilet w cenie R$ 2,50).

Alter z małej wioseczki przekształca się w turystyczny kurort ale na razie wciąż jest sympatyczne. Doskonałe miejsce do odpoczynku od hałasu dużych miast i poleniuchowania na plaży. Alter jest otoczone lasem i położone nad rzeką Tapajos i jeziorem Lago Verde. Woda jest czysta, a piaszczyste plaże zachęcają do kąpieli. Miejscowość nie ma może specjalnie wyszukanej oferty turystycznej ale na nas wywarła bardzo pozytywne wrażenie i warto tu zajrzeć w drodze do Manaus.

Na jeziorze jest wysepka, przy której znajdują się piaszczyste plaże oraz restauracyjki, które serwują świeże rybki i napoje chłodzące niemalże wprost do wody, gdyż goście często siedzą przy stolikach, mocząc nogi w wodzie. Na wyspie jest też górka, na którą można dojść ścieżką przez las i cieszyć oko widokiem na okolicę i potężną rzekę Tapajos. W zależności od stanu wody na wyspę można się dostać łodzią lub wpław. Jest też możliwość wypożyczenia łodzi (cena od R$ 15 za dzień w zależności od sezonu i umiejętności targowania się) lub kajaka (R$ 15/h ).

Woda w jeziorze Lago Verde jest czysta. (For. Dorota Muszyńska)

Woda w jeziorze Lago Verde jest czysta. (For. Dorota Muszyńska)

Należy jednak pamiętać, że korzystanie z piaszczystych plaż możliwe jest w sezonie. Jeżeli odwiedzicie Alter wcześniej niż we wrześniu, większość plaż będzie znajdować się pod wodą ale za to ceny są niższe.

W okolicy znajduje się też ogród botaniczny i herbarium, gdzie można obejrzeć ciekawe okazy tutejszej flory. Miłośnikom roślinności i lasu polecamy też wycieczkę do rezerwatu Flona, znajdującego się ok. 40 km od Alter. Podczas spaceru w dżungli można zobaczyć ogromne drzewa samaumeira i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy dotyczących tutejszej roślinności. I uwaga – na wycieczkę możecie wybrać się z Polakiem!

Krzysztof od kilkunastu lat mieszka w Brazylii, a obecnie w Alter i zajmuje się między innymi organizacją wycieczek do rezerwatu, a w dodatku oferowane przez niego ceny są niższe niż te w lokalnej agencji turystycznej! Oprócz tego Krzysztof jest w stanie udzielić mnóstwa ciekawych informacji o życiu w Brazylii. Namiary na Krzysztofa: tel +55 93-91130505, e-mail: kopciasty@wp.pl. Krzysztof mówi po polsku, portugalsku, hiszpańsku, angielsku i rosyjsku.

My do Flony wybraliśmy się oczywiście rowerem. Krzysiek polecił nam bardzo fajnego przewodnika Luisa, który niestety nie mówi po angielsku jednak bardzo się starał i sporo zrozumieliśmy z tego co nam pokazywał w lesie. Po południu wybraliśmy się jeszcze z Luisem na wycieczkę łodzią po zalanym lesie. Czasami można tam spotkać delfiny rzeczne, jednak my nie mieliśmy takiego szczęścia. Na obiad żona Luisa przyrządziła nam smakowitą rybkę, zostaliśmy też poczęstowani plackami z tapioki i kawą z tapioką.

Ogromne drzewa samaumeira w rezerwacie Flona. (Fot. Dorota Muszyńska)

Ogromne drzewa samaumeira w rezerwacie Flona. (Fot. Dorota Muszyńska)

Następnego dnia wracaliśmy rowerem do Alter, kiedy w drodze złapała nas ulewa. Po deszczu na drodze zrobiło się takie błoto, że musieliśmy spory kawał prowadzić rower, bo nie dało się jechać. W dodatku zasychające między szprychami grudy błota prawie urwały nam przerzutkę! Skończyło się na tym, że mocno się pogięła ale znów spędziliśmy sporo czasu na drodze, a Przemek męczył się, żeby ją wyprostować. Oczywiście już nie działa tak jak powinna i przy najbliższej okazji będzie trzeba kupić nową. Koszty wycieczki: przewodnik (obowiązkowo) – R$ 40, wstęp do parku – R$ 5 za osobę za dzień, wycieczka łodzią – R$ 8.

W Alter mieszkaliśmy w Alberque de Floresta, polecanym w przewodniku LP i choć zwykle raczej unikamy tych miejsc, tym razem to był dobry wybór. Mimo reklamy w Lonely Planet cena się nie zmieniła (R$ 15 za hamak), a miejsce jest sympatyczne, czyste, z dostępem do kuchni i lodówki i przede wszystkim fajnie położone – w ogrodzie, który sprawia wrażenie dżungli. Nie wiemy jak wygląda sprawa z miejscami w pełni sezonu ale w miasteczku jest też pousada Claudia w tej samej cenie (pokój z łóżkiem ale bez dostępu do kuchni).

Po kilkudniowym odpoczynku i leniuchowaniu w Alter wróciliśmy do Santarem, a stamtąd popłynęliśmy promem do Manaus. Podróż trwała prawie dwa dni i dwie noce na statku w hamaku. Na naszym pokładzie była klimatyzacja i żadnej głośnej muzy. Tak więc pełen komfort.

Amazonka wywarła na nas wrażenie swoją wielkością. Jednak krajobraz niewiele się zmienia. Można obserwować brzegi, porośnięte lasem, gdzie od czasu do czasu pojawia się rybacka osada. Czasem uda się dojrzeć z łodzi jakieś nadwodne ptaki albo też rzeczne delfiny. Jednak one trzymają się na dystans od dużych łodzi i można co najwyżej zobaczyć z daleka pluskanie we wodzie. Jak dla nas dwa dni płynięcia to aż nadto i zdecydowanie woleliśmy wrócić na rower.

Bilety na prom kupuje się w porcie i zawsze należy pytać o „discount”, gdyż jest kilka firm przewozowych i przeważnie dają jakąś zniżkę, żeby zyskać klienta. Ogólnie ceny za bilet wahają się od R$ 90 – 120 /osobę. Podobnie jest z biletem z Belem do Santarem i nie jest prawdą, że dzielenie całego rejsu na dwa odcinki podnosi jego koszt. Tak więc znacznie taniej wychodzi podróż statkiem niż autobusem lecz trwa trochę dłużej. Posiłki na statku w cenie R$ 8.

Podróżujesz? Chcesz się podzielić swoimi opowieściami z innymi? Marzysz o tym, by Twój tekst znalazł się w książce podróżniczej? Zapraszamy do udziału w konkursie Opowieści spoza utartego szlaku.

Dorota Muszyńska i Przemek Złotkowski

Małżeństwo z Bydgoszczy. Na tandemie przemierzają Amerykę Południową.

Komentarze: Bądź pierwsza/y