Europejskie wina… myślimy: słoneczne stoki Portugalii, Włoch, Hiszpanii… Ale warto zajrzeć również w inne rejony! Nawet takie, których nie podejrzewalibyśmy o winną tradycję.

Siedzimy na tarasie, dzień jest wyjątkowo słoneczny i mrużymy oczy, by móc zobaczyć etykiety na kolejnych przynoszonych przez znajomą przewodniczkę butelkach. Rozlewa do naszych kieliszków jasne, różowe wino i z nieukrywaną dumą oznajmia, że to właśnie Pinot Noir (Camel Valley 2009 Pinot Noir Rosé) otrzymało miano najlepszego różowego musującego wina świata na międzynarodowym konkursie Bollicine del Mondo, organizowanym przez włoski magazyn winiarski. Delektujemy się delikatną, lekko truskawkową wonią, leniwie wpatrując się w rozciągającą się przed nami uprawę winorośli.

Słoneczne stoki.... Wielkiej Brytanii! (Fot. Ewa Klewar)

Słoneczne stoki…. Wielkiej Brytanii! (Fot. Ewa Klewar)

Angielskie wino?

Przez chwilę trudno mi uwierzyć, że spędzam to urokliwe popołudnie w słynącej z deszczu, mgły i pubów serwujących ciemne piwo Wielkiej Brytanii. Angielskie wino? A i owszem, a urocza kornwalijska winiarnia Camel Valley to tylko jeden z licznych i wciąż mnożących się przykładów. Obecnie w Anglii i Walii działa ponad 400 winiarni, które w 2010 roku wyprodukowały ponad cztery miliony butelek trunku, którym raczyli się już starożytni bogowie.

Kiedy opowiadam o tym znajomemu Grekowi, ten, jak przystało na stereotypowego przedstawiciela spływających słońcem regionów śródziemnomorskich, wybucha śmiechem. Wino w Anglii to jakiś żart, mówi, dodając, że dobre wino potrzebuje słońca, wino powinno się robić w Bordeaux.

Łyk historii

Być może i żart, ale poczuciem humoru musieli odznaczać się już Rzymianie, którzy podejrzewani są o sprowadzenie na Wyspy Brytyjskie pierwszych odmian winorośli. Niestety, nawet jeżeli udało im się stworzyć prosperujące winnice, uległy one zniszczeniu wraz z przybyciem Anglów, Saksonów i Jutów. Jednak już w VI wieku winiarskie tradycje powracają do życia wraz z rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwem, które jak wiadomo, wykorzystuje wino w swoim obrządku. Odnalezione przykłady przyświątynnych winnic z X wieku świadczą, że winiarstwo powoli zadomawiało się na brytyjskiej ziemi.

Trend ten utrzymał się też w czasach Wilhelma Zdobywcy i inwazji Normanów, przybyłych w towarzystwie francuskich zakonników, doskonale obeznanych ze sztuką uprawy winorośli i pozyskiwania wina. W skrupulatnie sporządzonym spisie podatkowym (Domesday Book), odnaleźć można 42 zapisane winnice. Ta dobra passa przerwana została na kolejne, długie sześćset lat niosących ze sobą epidemię dżumy zwanej czarną śmiercią, przyszła zmiana klimatu, a z nią więcej deszczu, chłodniejsze lata i łagodniejsze zimy i ogólny spadek zainteresowania winem.

Odrodzenie winiarskich tradycji w Anglii datuje się dopiero na połowę XX wieku, szczególnie podkreślając wkład trzech osób. Ray Brock, Edward Hayms i George Ordish – to im zawdzięcza się badania nad różnymi odmianami winorośli i możliwością ich uprawy w klimacie panującym na Wyspach, liczne publikacje i książki, z których do dziś, pomimo upływu czasu i szybko zmieniających się rozwiązań technicznych, korzystają tutejsi winiarze. A o tym, że wychodzi im to na dobre, świadczą liczne nagrody, jakimi przez ostatnie kilka lat obdarowano angielskie wina, między innymi na prestiżowym konkursie win musujących Effervescents du Monde.

Na prowadzeniu wino musujące

Przekonani już do faktu, że wino w Anglii da się zrobić, przejdźmy do szczegółów. Dominującym i szybko rozrastającym się sektorem jest tu bezapelacyjnie wino musujące. O ile w zeszłym roku wyprodukowano tu około trzech milionów butelek nobliwego trunku z bąbelkami, to ich szacowana liczba na 2015 rok sięga już pięciu milionów. Dlaczego?

Pierwszy powód jest bardzo prozaiczny. Brytyjczycy, jako społeczeństwo bogate i konsumpcyjne, zawsze lubowali się w kojarzonym z celebracją i luksusem szampanie. Jeżeli coś bardzo podobnego, a jednocześnie po bardziej okazyjnej cenie można wyprodukować na miejscu, to jest to pomysł na wagę złota.

Australijska awantura? Nie bez wina

Prócz tego mamy też powody czysto pragmatyczne. Weźmy na przykład winogrono szczepu Pinot Noir (wraz z Chardonnay, Pinot Meunier i Bacchus, najczęściej uprawiane winogrono w Anglii), wykorzystywane przy produkcji win musujących. Angielski klimat idealnie mu odpowiada, ponieważ nadmiernie wysokie temperatury sprawiają, że winogrono staje się zbyt dojrzałe, a tym samym za słodkie na to, by produkować z niego musujące wina. Chłodniejszy klimat zapewnia za to idealną równowagę między mocą, cukrem i kwasowością, czyli dokładnie to, na czym smakoszom zależy.

Zwykle zbiory winogron przeznaczonych na wina musujące odbywają się nieco wcześniej niż pozostałych winogron, aby uniknąć nadmiernej dojrzałości owoców, natomiast w angielskich warunkach wręcz trudno byłoby taką dojrzałość osiągnąć. Dodatkowym atutem pochwalić może się Sussex, gdzie gleba i klimat są bardzo zbliżone do tych w Szampanii, czego następstwem jest możliwość stworzenia bardzo konkurencyjnych dla szampana win musujących.

A liczba winiarni rośnie…

Wciąż rosnąca w Wielkiej Brytanii liczba winiarni to także szansa na przyciągnięcie turystów. Oferowane są degustacje, pracownicy oprowadzają gości, pokrótce wyjaśniając cały proces prowadzący do otrzymania gotowego do spożycia produktu.

Jednak ci, którzy oczekują spotkania z przyjaznym rolnikiem, znawcą ziemi, który z romantycznym oddaniem troszczy się o swe winne grona, mogą się trochę rozczarować. Zaglądając do brytyjskich winnic, odnieść można wrażenie, że są to miejsca modne i niemal luksusowe. Tak jak znajdująca się w zachodniej części Sussex Bolney Estate, z idealnie przystrzyżoną trawą, równiutkimi rządkami winorośli i przytulną kafejką, zapraszającą gości do rozgoszczenia się w jej wiklinowych, ciemnozielonych fotelach. Kiedy docieram na miejsce, przewodnik w odprasowanej, czerwonej niczym wino koszuli oprowadza właśnie wycieczkę eleganckich emerytów, którzy zaproszenia otrzymali od swych dzieci na zeszłoroczne święta.

Czas na morał. Zdecydowanie optymistyczny, bo jeśli w krainie smażonego bekonu i szarpanych wiatrem, powyginanych na drugą stronę parasoli, udało się zrobić naprawdę dobre wino, to „chcieć” zdecydowanie równa się „móc” i być może dla niektórych historia brytyjskiego wina okaże się bardziej inspirująca niż – tak modne ostatnio – podręczniki do samorozwoju.

Ewa Klewar

Studentka psychologii i iberystyki. Zafascynowana Hiszpanią i kinem Almodovara. Najbardziej lubi być w drodze, lub właśnie ją planować, namiętnie kupuje kolejne przewodniki.

Komentarze: Bądź pierwsza/y