Agnieszka i Mateusz Waligóra: zyskaliśmy pokorę
Czy pamiętacie żeby kiedyś cztery dni mżawki napełniły was rozpaczą i zmusiły do kompletnej zmiany planów? Nam się to zdarzyło na pustyni, przy studni 46 CSR – piszą Agnieszka i Mateusz Waligóra w relacji na swoim blogu. Podjęli próbę przejechania na rowerach przez australijski outback drogą zwaną Canning Stock Route. Przebyli ćwierć planowanej trasy, gdy nieoczekiwane opady, małe a jednak największe od lat 70., zmusiły ich do odwrotu.
Rozmawiamy z nimi o tym jaka jest Canning Stock Route i co daje podróż, nawet gdy nie uda się osiągnąć celu.
– Dwa lata temu, przed Waszą podróżą do Ameryki Południowej mówiliście: Im mniej planowania tym więcej frajdy. Na Canning Stock Route przygotowywaliście długo i solidnie, siebie i sprzęt. Wiedzieliście, że nie będzie łatwo i nie było. To jeszcze podróż czy już trochę sportu i ekstremalnego wyczynu? Jak to czujecie?
– Z tym długo to nie przesadzajmy, niemal od zera udało nam się zorganizować wszystko w trzy miesiące (finanse, pozwolenia, logistykę, sprzęt i siebie). To bardzo mało czasu biorąc pod uwagę zamiary naszej wyprawy. Był to pierwszy raz, kiedy ruszyliśmy przed siebie z konkretnym planem – celem u końca drogi. I choć w tym przypadku to właśnie droga była celem (sic!), to odkryliśmy, że nie daje nam to takiej frajdy jak podróżowanie spontaniczne – bez zbędnej „napinki” na wynik, sponsorów, media, nagrody i medale (śmiech). Wyprawa przez Canning Stock Route wydawała nam się idealną syntezą tego co cenimy najbardziej: wysiłku fizycznego i płynącej z niego satysfakcji, odizolowanej i nieskażonej przyrody i przestrzeni oraz unikalnej kultury Aborygenów, przez której ziemie prowadzi szlak Canninga.
– Gdy myślicie teraz Canning Stock Route jakie obrazy pojawiają się Wam przed oczami?
– Przede wszystkim olbrzymia przestrzeń. Ogromna. Canning Stock Route liczy około 1800 – 2000 kilometrów. Na całym odcinku leży jedna, aborygeńska osada. Wyobraź sobie, że wsiadasz na rower w Polsce i chcesz dojechać do Rzymu, a po drodze miniesz tylko jedną niewielka wioskę. Ponadto prócz nielicznych pełnych studni nie ma wody. Co czujesz? To właśnie CSR. Plus olbrzymie czarne chmury.
– CSR jak nazwa wskazuje to droga… Jaka to droga? Ruty 40 czy Route 66 chyba nie przypomina :)
– CSR jest szlakiem wytyczonym przez Alfreda Canninga służącym w przeszłości przepędowi bydła przez australijski interior. Obecnie przemierzana głównie przez samochody terenowe 4×4. Z rzadka szaleńców – rowerzystów i pieszych. Na trasie znajduje się około dziewięciuset piaszczystych wydm, sama zaś droga w swej formie często przypomina blachę falistą do krycia dachów. Czasem warto prowadzić rower by oszczędzać tyłek. Prócz izolacji największym problemem podróżników jest dostęp do wody i ograniczone możliwości ewakuacji. Ale Ruta 40 też ma swoje smaczki.
– Jakie są Wasze ulubione ze smaków CSR?
– Wschody i zachody słońca. Rozgwieżdżone niebo południowej półkuli z Krzyżem Południa. Wieczorne posiłki przy ognisku. Woda w studniach zdatna do picia – tak pragmatycznie.
Polecamy: Na Krańcach Świata – Kordyliera Królewska w Boliwii
– Dla CSR zmieniliście swoje rowery w traktory… Nie było to chyba najłatwiejsze zadanie.
– Wymieniliśmy całe rowery. Jazda po takiej nawierzchni (sypki piasek) możliwa jest tylko dzięki bardzo szerokim, czterocalowym oponom. W takie opony wyposażone są tzw. „fatbikes” – nasz model to zmodyfikowany Surly Neck Romancer Pug. Prócz szerokich opon ma też inaczej skonstruowaną ramę i kilka innych elementów. Rower wygląda jak prawdziwy potwór – ludzie mylą go z motocyklem. Dodatkowo używaliśmy prototypowej, jednokołowej przyczepy polskiego producenta – Extrawheel, skonstruowanej specjalnie na naszą wyprawę.
– Wspomnieliście o czarnych chmurach. Na pewno były piękne, ale przyniosły też deszcz, który okazał się dość istotnym czynnikiem…
– Czarne chmury, a dokładniej intensywny deszcz rozwalił nam tę wyprawę. Musieliśmy się wycofać po pokonaniu 1/4 trasy. Takich deszczów w porze suchej nie było w tym miejscu od lat siedemdziesiątych. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Tak czasem bywa.
– Nie byłoby odwrotu, gdybyście nigdy nie wyruszyli… Jaka jest najwspanialsza rzecz jaką dała Wam ta podróż?
– Unikalne doświadczenie i pokorę.
– Pokorę w…
– Napisaliśmy w podsumowaniu wyprawy: Długi czas spędzony w Ameryce Południowej w skrajnie trudnych warunkach dał nam złudzenie, że żaden cel rowerowy nie jest dla nas niedostępny. Tymczasem granica pomiędzy porażką i sukcesem jest nieraz niezwykle cienka. I nie zawsze od nas zależna. Czas pokazał, że nie wszystko zależne jest zawsze tylko i wyłącznie od nas. I nic się z tym nie da zrobić. To cenne doświadczenie, które wynieśliśmy z przeprawy przez CSR.
By nieco przybliżyć to jakie wrażenia może dostarczyć CSR – kilka zdjęć z Canning Stock Route podpisanych cytatami z dziennika Mateusza. Więcej w relacji na nakrancach.pl.
Komentarze: Bądź pierwsza/y