Panteon argentyńskich świętych zaludniają postaci, których darmo szukać gdziekolwiek poza Ameryką Łacińską. Są określani jako santos populares, santos poganos lub almas milagrosas i wierzy się, że posiadają moc czynienia cudów pomimo, że nie są kanonizowani przez kościół katolicki. Jednym z ciekawszych i najbardziej popularnych pogańskich świętych, jest Gauchito Gil, czyli w wolnym tłumaczeniu Kowbojek Gil.

Przemierzając drogi Argentyny prędzej czy później natkniemy się na czerwono przystrojone drzewa, czy przydrożne kapliczki w kolorze purpury – jawne znaki kultu Kowbojka. Kim był Gauchito Gil? Według legendy żył pod koniec XIX wieku i w wyniku komplikacji miłosnych wstąpił do wojska, w którym walczył przeciwko Paragwajowi. Karierę żołnierza postanowił przerwać kiedy w Argentynie rozpętała się wojna domowa. Wraz z innymi dezerterami utworzył grupę rabusiów, którzy jak Robin Hood czy Janosik nękali bogaczy, a wspierali biednych.

Pomimo, że był kochany przez prosty lud, nie umknął karzącej ręce prawa. Został pojmany i stracony w okolicach miasta Mercedes w prowincji Corrientes (północna Argentyna). I to właśnie w momencie śmierci ujawniła się cudowność Gauchita. Oficerowi przewodzącemu egzekucji przepowiedział chorobę i śmierć syna, jeśli ten nie pochowa jego ciało. Po powrocie do rodzinnego miasta oficer przekonał się o prawdziwości przepowiedni i aby ratować życie dziecka wypełnił życzenie zabitego. Oczywiście syn powrócił natychmiast do zdrowia, a wdzięczny oficer wybudował Gauchito Gilowi kapliczkę w miejscu pochówku.

Od tego czasu Kowbojek znany jest ze spełniania próśb o uzdrowienie, opieki nad podróżującymi (specjalnie upodobany przez kierowców, stąd większość kaplic znajduje się przy drogach, w miejscach odpoczynku) jak i wysłuchiwania wszelkich najbardziej przyziemnych intencji.

Argentyńczycy tak chętnie obdarowują swojego ¨świętego¨ papierosami, pustymi butelkami po alkoholu i innymi cennymi podarkami, że okolice kapliczki wyglądają zupełnie jak wielka rupieciarnia. Kierowcy pragnący przychylności Kowbojka zawieszają czerwone tasiemki na lusterku samochodu i za każdym razem pozdrawiają Gauchita klaksonem mijając go na drodze.

Dlaczego lokalny Janosik wyrósł na świętego? Argentyńskie serce zawsze skłania się ku osobom, które roztaczały opiekę nad biednymi. W świecie polityki świetnym tego przykładem jest Eva Peron, szeroko znana pod pieszczotliwym zdrobnieniem swego imienia – Evita (Ewunia).

Pomimo wielu kontrowersji wokół jej postaci Evita pozostaje ikoną dobra w oczach Argentyńczyków, dzięki swojej działalności na rzecz biednych. Wraz z mężem wprowadziła system polityczny określany peronizmem, który nadal pozostaje najbardziej popularnym, żeby nie powiedzieć populistycznym, nurtem we współczesnej Argentynie. Głównym założeniem peronizmu jest rozbudowany system socjalny jak i interwencjonalizm gospodarczy państwa. Nie przyniósł zbyt wiele dobrego Argentynie w przeszłości – gospodarka  nękana była przez szalejącą inflację i nadmierne zadłużenie, które doprowadziło kraj do bankructwa w 2002 roku. Wbrew rozsądkowi nie spowodowało to zmiany mentalności wyborców.

Współcześnie tradycje peronizmu kultywuje Cristina Kirchner – prezydent Argentyny, usilnie próbująca się podpiąć pod wizerunek Evity. Nasz przyjazd do Argentyny w sierpniu 2011 przypadł na gorący okres wyborów prezydenckich, kiedy Cristina ubiegała sie o reelekcję. Plakaty wyborcze były wszędzie, a główną zagrywką polityczną Cristiny było wprowadzenie programu podarowania każdemu dziecku w podstawówce laptopa. Metoda populistyczna, ale skuteczna. Cristina wygrała wybory z ogromną przewagą.

Przez kilka miesięcy, które spędziliśmy w Argentynie, zdążyliśmy odczuć skutki polityki głowy państwa. Inflacja rosnąca tu w niewyobrażalnym dla Europejczyka tempie 10 – 15% powodowała, że z miesiąca na miesiąc rosły koszty naszego utrzymania (konkretnie inflacja powiązana z utrzymywanym sztywnym kursem dolara). Wyśrubowane ceny importowanych towarów, jak również słaba ich dostępność spowodowana okresowymi zakazami, wężowe kolejki ustawiające się przy bankach regularnie do 20. każdego miesiąca ludzi pobierających najrozmaitsze zasiłki i zapomogi.

Wszystko to mało przystaje do obrazu ¨cywilizowanej¨ gospodarki do jakiego byliśmy przyzwyczajeni. Niemniej gospodarka argentyńska rozwija się w tempie 8 % – 10 % rocznie i z wyższością spogląda na biedną Europę pogrążoną w kryzysie, choć to tutaj na stacjach benzynowych nikogo nie dziwi kartka ¨brak benzyny¨.

Agnieszka Waligóra

Podróżniczka od niedawna, marzycielka od zawsze. Przerwała obiecującą karierę w audycie, żeby wyruszyć z mężem na rowerze w podróż Na Krańcach Świata

Komentarze: 6

Sallow 30 kwietnia 2012 o 7:27

Aga,
dzięki za wyjaśnienie – tajemnica, z którą nie potrafiliśmy sobie poradzić, rozwiązana!
Trzymamy kciuki za powodzenie dalszych etapów Waszej podróży!
S.

Odpowiedz

Mariusz Jajesniak 30 kwietnia 2012 o 18:40

rzeczywiście zmiana jest bardzo duża z tego co opisuje Agnieszka. My byliśmy tam od września do listopada 2010 i wyglądało wszytko zdecydowanie „normalniej” – choć w Buenos kolejki do bankomatów to norma.

co do tych świętych i kapliczek to zastanawiały nas jeszcze miejsca przy drodze z dziesiątkami butelek z wodą ustawionych tuż obok kapliczki.

Odpowiedz

Agnieszka Waligóra 1 maja 2012 o 13:59

Święta od butelek to Difunta Correa. Jej historia także sięga XIX w. Wraz z niemowlęciem podążała za mężem-żołnierzem przez pustynne tereny. Kiedy wyczerpały się zapasy wody kobieta i dziecko były skazane na śmierć. Jednak niemowlę przeżyło żywiąc się mlekiem nieżywej już matki, co uznano za cud. Kult Difunty podobnie jak Gauchita jest szczególnie silny wśród kierowców. Opiekuje się tymi, którzy przemierzają pustynne tereny. Stąd też butelki, które skądinąd strasznie zaśmiecają krajobraz.

Odpowiedz

Mariusz 2 maja 2012 o 12:07

Wielkie dzięki o właśnie o to chodziło. Opowiadał nam to (w mocno uproszczonej formie) pewien Chilijczyk – ale nie był zbyt zorientowany w temacie – zresztą w Chile nie widzieliśmy tych kapliczek – może dlatego, że byliśmy tam dość krótko.

Odpowiedz

tomek 21 października 2013 o 1:23

„Głównym założeniem peronizmu jest rozbudowany system socjalny jak i interwencjonalizm gospodarczy państwa. Nie przyniósł zbyt wiele dobrego Argentynie w przeszłości – gospodarka nękana była przez szalejącą inflację i nadmierne zadłużenie, które doprowadziło kraj do bankructwa w 2002 roku. Wbrew rozsądkowi nie spowodowało to zmiany mentalności wyborców.”
Kurcze czytam to i spadają mi skarpetki ze stóp-ja rozumiem, ludzie w Polsce mają pewną wizję ekonomii-„jest zdroworozsodkowy kapitalizm” i wszystko w nim gra. Ale to jest trochę prymitywna wersja historii ekonomicznej.
Jeśli mówimy o populizmie, który doprowadził do krachu w 2002 (był to kryzys zadłużenia) to chyba to zły adres. Najpierw dyktatura wojskowych, i nabranie olbrzymich pożyczek, oraz otwarcie kraju na świat (ograniczenie barier, co jest ok, ale doprowadziło to do spadku PKB bo wiadomo brak ochrony produkcji narodowej barierami celnymi prowadzi do upadku istniejących lokalnych fabryk (mniej efektywnych pewnie tak) spadek konsumpcji wewnętrznej, firmy mają mniej zamówień, zwalniają ludzi etc.)Jednocześnie wzrósł import. A z importem to tak, że albo zbilansujesz go eksportem lub kupujesz na kredyt. A tu były kredyciki, chyba z FMI itp. Następnie polityka finansowa ministra ekonomii de La Hoz, doprowadziła do tego, że firmy argentyńskie brały pożyczki dolarowe za granicą na procent niższy niż wynosiło oprocentowanie w Argentynie (zyskami z depozytów w Argentynie spłacały pożyczki za granicą, a kraj miał co raz większy dług prywatny. I to się tak toczyło, a kraj oczywiście leciał na r….. I oczywiście musiało się to skończyć krachem. Bo przecież później cudownie państwo przejęło odpowiedzialność za dług prywatny-świetny kapitalizm nie? Taka polityka doprowadziła też do koncentracji dochodu w wąskich grupach społecznych co jest tak typowe wśród krajów Ameryki Płd. Potem oczywiście dalsze ”reformy” neoliberalne” w okresie demokracji (wymiana 1 do 1 peso/dolar -popierana przez FMI (a to nie jest lewicowa organizacja-chyba?), o których nie chcę tu pisać bo to nie cel. i 2002-więc laska nie był to efekt polityki populistycznej „lewicowej”. Oczywiście możesz mówić o „populizmie lewicowym” w okresie rządów Kirchner po roku 2002, ale to jest całkiem inna historia.

Odpowiedz

Agnieszka Waligóra 27 października 2013 o 21:29

Mój tekst nie miał wyjaśniać genezy bankructwa Argentyny, która jest wielowątkowa i złożona. Wielu ekonomistów nadal spiera się co do jego przyczyn. Faktem jest, że rządy Juana Perona w latach 50 XX w. (od których termin „peronizm” się wywodzi) spowodowały ogromny wzrost zadłużenia państwa, z którym borykały się kolejne rządy. Zapewne dobrze jest się poczuć guru wiedzy ekonomicznej na tle „laski”, ale obawiam się, że Twój wywód jest co najmniej bezzasadny.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.