Podczas wyprawy Awantura w kraju kangurów emocje wiązały się przede wszystkim z dziką i nie zawsze przyjazną przyrodą, prawdziwym australijskim outbackiem, w którym trzeba było mierzyć się z upałem, brakiem wody i zdobyczy cywilizacji oraz gorączką złota, która żywa kiedyś, udzieliła się i mi.

Wyprawa do Australii nie byłaby jednak pełna bez choćby próby zbadania tutejszych winnic i posmakowania ich owoców. I jak podczas wielu innych moich przygód, tak i w trakcie tej, nie obyło się bez kilku niespodzianek i ciekawych spotkań.

Dębowe beczki do lamusa

Pierwsze winnice zobaczyłem już jadąc do Zachodniej Australii. Mijałem wówczas z zachmurzoną Mildurę. Słoneczny skwar Booligal, które opuściłem, jeszcze tego samego dnia zastąpiły ciężkie cumulonimbusy, zwiastujące deszcz. Przywitałem je z ulgą.

Rozpościerające się  po horyzont pola pszenicy wymieniały się w krajobrazie z ciągnącymi się nieraz przez kilometry połaciami winnic. Czasem widać było rzędy kilkupiętrowych silosów ze stali nierdzewnej, a w nich miliony litrów królewskiego trunku. Tak produkuje się wina na wielką skalę!

W takich miejscach nikt nie „bawi się” w dębowe beczki. Żeby uzyskać odpowiedni bukiet producenci eksperymentują dodając do moszczu dębowe wióry, nasiona, przyprawy, aż w końcu uzyskają pożądany efekt. Australia zrezygnowała też z dębowych korków. Wiele dostaw nie wytrzymywało długiej podróży statkiem, a słabej jakości korek dyskwalifikuje całą butelkę. W australijskich winach ominują więc niezawodne zakrętki z uszczelką.

Tradycjonaliści na pewno są zawiedzeni… Jednakże taka skala produkcji i upraszczanie procesów daje ogromną elastyczność. Australijscy winiarze są w stanie wyprodukować wino na każdą kieszeń, a ich jakość jest często lepsza od europejskich win z tej samej półki cenowej. Nie bez powodu Australia jest czwartym co do wielkości eksporterem wina goniąc Francję, Hiszpanię i Włochy.

Winna Yarra Valley

W swych poszukiwaniach postanowiłem udać się ku małym rodzinnym winnicom, których jest w Australii sporo. Tak trafiłem do Yarra Valley, gdzie na słonecznych pagórkach dojrzewają grona shiraz, chardonnay pinot noir, pinot grigio, merlot i cabernet sauvignon. Ciepła niedzielna pogoda wygania mieszkańców Melbourne na leniwe lunche poza miastem, połączone z degustacją win. W pięknym otoczeniu winnic czas płynie niespiesznie, toteż i ja miałem okazję docenić różne odcienie smaków lokalnych produktów tutejszych estates.

Szukałem okazji by porozmawiać z właścicielami lub choćby menedżerami niewielkich winiarni, od których mógłbym dowiedzieć się nieco więcej o ich pracy. Z doliny Yarry los przygnał mnie na Półwysep Mornington. Tam zaskoczeniem były dla mnie wina pinot grigio pochodzące ze wczesnych zbiorów. Były niewiarygodnie klarowne i miały w sobie pewną nutę… aromatu marihuany.

W T’Gallant, winiarni specjalizującej się w produkcji win z tego gatunku gron, rozmawiająca ze mną Lisa potwierdziła moje spostrzeżenia, ale nie dowiedziałem się od niej nic więcej.  Skierowała mnie za to do leżącego dalej na południe majątku rodziny Aylward, gdzie miałem nadzieję poznać jego właścicieli.

Małe, znaczy wyjątkowe

Ocean Eight to mała winnica. Prowadzi ją rodzina Aylward, która od blisko dwudziestu lat zajmuje się sztuką winiarską. Gdy ich biznes zaczął się rozrastać – sprzedali jego część, aby zachować osobistą kontrolę każdego z procesów produkcji, co nie byłoby możliwe przy większej skali działalności. Obecnie ich winnice rozpościerają się zaledwie na 17 hektarach.

Polecamy: Vanem przez Australię

W rodzinnym majątku przywitał mnie Mike – syn właścicieli, który osobiście odpowiada, za kompozycję smakową win, ich produkcję i sprzedaż. Jego blond czupryna i młody wiek bardziej kojarzą się z australijskim przystojnym surferem ze Złotego Wybrzeża niż z wytrawnym winiarzem. Jednak od pierwszych słów naszej rozmowy mogłem odczuć, że mam do czynienia z człowiekiem, który o winach wie w zasadzie wszystko.

To co było kiedyś jego dorywczą pracą, stało się pełną oddania fascynacją. Od niego dowiedziałem się, że  kluczem do utrzymania się na rynku jest bardzo osobiste podejście do każdego elementu wytwarzania trunku – od zebrania gron po ostateczną filtrację. To właśnie takie traktowanie produkcji i personal touch są fundamentami Ocean Eight. Ich produkty są kupowane przez wąską listę restauracji w Melbourne, które od lat mają zaufanie do rodziny Aylward.

Mike powiedział mi, że wiele małych winnic funkcjonuje w podobny sposób. Produkują  bardzo limitowane serie win przeznaczone wyłącznie na lokalny rynek i wyszukują nisze nielicznych, ale świadomych i oddanych odbiorców. Nierzadko z winnic o wysokiej renomie znaczna część butelek jest zakontraktowana i sprzedana kolekcjonerom i pasjonatom wina jeszcze przed ich faktycznym wyprodukowaniem.

Choć w Ocean Eight, tak jak w innych winiarniach, korki odeszły do lamusa, to nadal używa się tu beczek z francuskiego dębu. Rodzina Aylward sprowadzała je specjalnie z Europy, łącząc tym samym wielowiekową tradycję z własnym nowatorskim podejściem.

Mike sporo podróżuje – podpatruje najlepszych mistrzów winiarskich i trendy zarysowujące się w tym biznesie w różnych stronach świata. Zaskoczeniem było dla mnie, że w tym celu odwiedził niedawno Chiny.

– W Chinach moda na konsumpcję wina bardzo szybko się rozpowszechnia. Już w tej chwili importują więcej australijskich win niż Wielka Brytania i USA razem wzięte. Za cztery, pięć lat będą produkować wino z własnych, zakładanych kilka lat temu winnic i na pewno staną się trudnym konkurentem – podsumował.

Smak Pinot Noir

Przez cały czas naszej rozmowy towarzyszył nam Ocean Eight Pinot Noir. Grona pinot noir, są niełatwe w uprawie. Mają bardzo cienką skórkę, co czyni je wrażliwymi na gwałtowne zmiany pogody, o które w stanie Victoria nietrudno. Mike pozbawił wino ostatecznej filtracji, by zachować jak najwięcej jego oryginalnego uroku i aromatu. Nie ma wątpliwości, że to była najlepsza decyzja. Te ceglaste w kolorze, bogate w taniny i lekko mętne wino to kwintesencja Ocean Eight.

Kieliszek Ocean Eight Pinot Noir zdradza początkowo dominujący zapach malin i wiśni, po chwili dopiero ustępuje mniej oczywistym nutom gałki muszkatołowej i goździków. Bogata woń tworzy wrażenie świeżego i nieco pikantnego wina. Paleta smaków podtrzymuje wrażenie świeżości, ale choć jest to dość młode wino, to już zaczęło ujawniać jedwabisty charakter, z którego Pinot Noir jest znane.

W Ocean Eight produkuje się też znakomite Chardonnay. Te z kolei jest bardzo subtelne, z delikatną nutą orzechową i lekko wyczuwalną wonią przypraw, pochodzącą z dziesięciomiesięcznej fermentacji w dębowych beczkach. Smak ujawnia swój cytrusowo-mineralny charakter czyniąc te wino doskonałym uzupełnieniem potraw z owoców morza.

Mike Aylward, żegna się ze mną. Nie udało mi się namówić go na otwarcie podwojów jego pomieszczeń produkcyjnych rodzinnej firmy.

– Tu nikt tego nie zrobi dla ciebie. Utrzymanie szczegółów produkcji w sekrecie to jedna z podstaw tego biznesu – uśmiecha się, z przymrużeniem oka.

Cenne wino, bezcenne wspomnienia

Moja dwudniowa eskapada po winnicach Victorii jest niczym wisienka na torcie australijskich przygód, esencjonalnych jak nasączony rumem biszkopt, gęstych i intensywnych niczym orzechowy krem. Pinot noir na długo pozostawi w mojej pamięci świeży posmak, przypominając mi o jednej z tych rzeczy, dla których warto tutaj wrócić.

Opuszczam Australię nie tylko z dwiema butelkami zacnego trunku, ale z wieloma bezcennymi wspomnieniami i wciąż żywymi emocjami. Otwierając je, wraz z unoszącym się aromatem wina będę ponownie chłonął zieleń bezkresnych winnic Mildury, ciepło słońca ogrzewającego wzgórza Yarra Valley i szum morza rozbijającego się o klify Półwyspu Mornington.

Więcej o przygodach Tomka dowiecie się na jego blogu Awantura w krainie kangurów.

Tomasz Pakula

Podróżnik z pasji, muzyk i publicysta z zamiłowania. Niepoprawny optymista, dla którego nie ma rzeczy niewykonalnych. Aktualnie przygotowuje męską wyprawę pod hasłem "Awantura w kraju kangurów".

Komentarze: Bądź pierwsza/y