Zawsze miej jakieś przekąski w sakwach. Ciastka, batony, suszone owoce. Cokolwiek. Zawsze jedz, zanim będziesz wygłodniały. Zawsze pij, zanim będziesz spragniony.

W trakcie wycieczek i długich podróży wszystkich zaskakuje to, ile jedzą i piją. Nic dziwnego. W końcu świeże powietrze i wysiłek robią swoje.

Je się wszystko, byle było tego dużo. Czasem nie musi nawet być pyszne, byle było pożywne. Najwięcej zjada się mimo wszystko makaronu i… czekolady. Masło czekoladowe jest chyba najlepszym przyjacielem rowerzysty, choć niejeden dietetyk i dentysta miałby inne zdanie. Fakt faktem – w naszym domu nigdy nie mamy ani batonów, ani masła czekoladowego, a w podróży pochłaniamy je hurtowo, często popijając… kolą.

Kto nie chce zajadać tylko makaronowych zupek, liofilizatów, wszelkich kanapek lub przydrożnych zapiekanek i kebabów, będzie się musiał nauczyć gotować. Najlepiej makarony i ryż.

Czasem wystarczy paczka makaronu, słoiczek pesto i jakieś świeże warzywo, na przykład pomidor czy choćby cebula i można to śmiało nazwać wartościową i energetyzującą kolacją.

Gotowanie, wiadomo, wymaga też czasu i wszyscy ci, którym zależy na kilometrach, będą stronili od gotowania z oczywistych powodów. Zawsze im się spieszy.

O ile przez kilka dni można zajadać tylko substytuty prawdziwych obiadów i kolacji, o tyle po kilku dniach niejeden rozmyśla o swoich ulubionych daniach, zajadając kolejną kanapkę z pasztetem.

Są jednak dobre dla wszystkich sposoby na szybsze gotowanie:

  1. Makaron. Najlepiej kupić jak najcieńszy. Nie wszystko wygląda z nim apetycznie, ale gotuje się najszybciej. W dodatku można go wcale nie gotować! Wystarczy wrzucić na wrzącą wodę, poczekać, aż woda znów się zagotuje i zestawić z kuchenki na bok. Gdy my zajmiemy się podgrzewaniem sosu, makaron rozmięknie i będzie gotowy.
  2. Ryż. Gotuje się długo, a na dużych wysokościach nigdy się nie dogotowuje, ale jest bardzo dobrym i pełnowartościowym posiłkiem. Nawet sam ryż z masłem jest fantastycznym daniem.
    Czasem warto kupić sobie ryż w przydrożnej restauracji. W Azji jest to chyba najlepszy sposób.
    Innym sposobem, by nie gotować go bardzo długo, jest namoczenie ryżu. Wystarczy do plastikowej butelki PET wsypać ryż i zalać go wodą, a potem przyczepić do sakw. Czas i słońce(podgrzeje wodę) zrobić swoje.
  3. Soczewica. Podobnie jak ryż – wymaga czasu i podobnie jak ryż – można ją namoczyć w butelce.
  4. Mleko – by podgrzać mleko w zwykłym garnku, wystarczy wstawić karton z mlekiem do gotującej się wody i chwilę odczekać.
  5. Jajka – czasem warto ugotować kilka rano przy okazji pakowania namiotu i mieć gotowe na szybkie drugie śniadanie.
  6. Herbata – jeśli masz termos, zagotuj wodę wieczorem, rano wrzucasz herbatkę, a gotujesz np. owsiankę.
  7. Kuskus – wystarczy zalać go wodą i w kilka minut jest gotowy.

Szybkie, sprawdzone posiłki

Oczywiście, że można przejechać kilkutygodniową wycieczkę zajadając jedynie gotowe dania. Kupować słoiki, puszki, torebki, ale przecież tak nie można spędzić przygody życia. Zamiast mruczeć pod nosem, że „można, można” lepiej pomyślcie jaka to frajda zajadać coś przepysznego pod koniec dnia. Coś co pachnie tak samo pięknie jak otaczający nas las.

Mamy dla Was kilka przepisów na sprawdzone śniadanie i obiadokolację.

Śniadanie

Owsianka Rower Power
Będziecie potrzebowali płatki owsiane, miód lub cukier, mleko, migdały, rodzynki i masło orzechowe.

Należy ugotować płatki na mleku (lub wodzie) w proporcji 2-1 czyli 2 szklanki mleka/wody na 1 szklankę płatków na niewielkim ogniu. Po ugotowaniu, dorzucacie rodzynki, migdały, banany i dużą łyżkę masła orzechowego. Trzeba to wszystko wymieszać, zjeść popijając świeżo zaparzoną kawą i gwarantuję wam, że przez kilka godzin nie pomyślicie o głodzie, a rower będzie sprawiał wrażenie jakby sam jechał.

Racuchy
Kto powiedział, że na wyprawie rowerowej nie można zrobić racuchów? Zwłaszcza takich jedzonych w sielankowym spokoju, przed namiotem, nad jeziorem, w samym środku wakacji.

Będziecie potrzebowali: opakowanie jogurtu naturalnego, łyżeczkę sody i łyżeczkę proszku do pieczenia, kilka łyżek mąki oraz dwóch jajek i czegoś słodkiego – na przykład dżemu lub bananów.

Jogurt mieszamy z pięcioma łyżkami mąki i resztą składników. Smażymy na oleju, na niewielkim ogniu i patrzymy jak pięknie rosną. Układamy po kilka na talerzy przekładając raz bananem a raz dżemem robiąc z nich torcik. Jemy powoli, wrzucamy kilka zdjęć na facebooka by znajomych szlag trafił, pakujemy namiot i resztę sprzętu i ruszamy w drogę.

Tościk z jajkiem
Niby nic, a bardzo łatwe do zrobienia. Zwłaszcza jeśli wczorajszy chleb jest tak naprawdę przedwczorajszy.

Będziecie potrzebowali kilka kromek chleba, masło, jajko i przyprawy. Jajko rozbijamy w garnku (na przykład widelcem, chyba, że ktoś tak jak ja wozi ze sobą malutką trzepaczkę), dodajemy przyprawy i wrzucamy do tego chleb by nasiąkł. W drugim garnku rozgrzewamy masło na niewielkim ogniu by go nie spalić. Chleb przewracamy w jajku na drugą stronę i smażymy na maśle. Pamiętajcie, żeby chleb kłaść dokładnie na środku garnka. Przecież nie chcecie by tościk przeciążył garnek i wylądował w trawie.

Obiadokolacja

Najłatwiejsza kolacja zmęczonego rowerzysty
Co może być łatwiejszego niż penne z pesto i pomidorami? Chyba tylko penne z pesto i pomidorami zrobione przez mamę.

Będziecie potrzebowali paczkę penne czyli makronu-rurek, słoiczek bazyliowego pesto i kilka pomidorów.

Gotujemy dużo posolonej wody, wrzucamy do niej penne, czekamy aż woda ponownie się zagotuje, gotujemy makaron przez 3–4 minuty na małym ogniu, wyłączamy gaz, przykrywamy makaron i czekamy kilka minut aż zmięknie.

Możemy oczywiście gotować go dalej, ale warto nauczyć się (jeszcze w domu) jak przygotować makaron trzymając go we wrzątku. W międzyczasie kroimy pomidory na małe kawałki. Odcedzamy makaron, dodajemy pesto, mieszamy by ładnie oblepiło makaron i na końcu wrzucamy pokrojone pomidory. Możemy dodać trochę pestek słonecznika.
Wykładamy na talerze, otwieramy piwo, które chłodziło się w rzeczce lub jeziorze, zajadamy ze smakiem wspominając piękno jazdy na rowerze.

Makaron parówkowy
Niektórzy rowerzyści twierdzą, że to podstawa wyprawowej diety, ale ja dowiedziałem się o tym smakołyku od Kajtostanów. Opisują go tak:

Będziecie potrzebowali paczkę makaronu (rzecz jasna, takiego który gotuje się najkrócej), przecier pomidorowy będą świeże pomidory, parówki (najczęściej kupowaliśmy paczki 6 lub 8 sztuk), przyprawy i trochę oliwy.

Gotujemy makaron z odrobiną oliwy w takiej ilości osolonej wody, by nie trzeba było odcedzać (wszystko „na oko”). Pod koniec gotowania, gdy pozostało niewiele wody, dodajemy przecież pomidorowy oraz pokrojone wcześniej parówki. Doprawiamy do smaku i napełniamy brzuchy. Potrawa bardzo smakuje dzieciakom, choć mam świadomość, że nie jest to najzdrowsze jedzenie. Przygotowywanie posiłku jest na tyle proste, że można włączyć w nie również dzieciaki, które później chętniej jedzą coś co same przygotowały.

Makaron z parmezanem i pestkami dyni
Będziecie potrzebowali makaron penne lub fusilli czyli rurki lub świderki, cebulę, ser parmezan, małą śmietankę 30%, przyprawy, pestki dyni i/lub słonecznika.

Gotujemy makaron, dodajemy do niego podsmażoną cebulę i zalewamy wszystko śmietanką ciągle mieszając. Następnie dodajemy starty parmezan lub inny, twardy ser (w pewnym szwedzkim sklepie meblowym można kupić na prawdę niewielką tarkę do sera) i znów mieszamy, aż zrobi nam się piękny sos. Wykładamy na talerze, posypujemy słonecznikiem i pestkami dyni. Możemy dodać drobno pokrojone pomidory. Najlepiej suszone.

Makaron testowany na Rowerowym Rajdzie Dookoła Polski
W 2014 roku, zrobiliśmy stację żywienia kolegów w okolicach Kowar w trakcie RRDP i oto co ugotowaliśmy.

Będziecie potrzebowali makaron, puszkę pokrojonych pomidorów, czerwoną soczewicę, przyprawy i garść włoskich orzechów.

Gdy makaron dochodzi do miękkości w garnku, gotujecie czerwoną soczewicę w stosunku 2-1 czyli porcje wody i 1 porcja soczewicy. Gdy soczewica będzie już ugotowana, dodajecie do niej puszkę pomidorów robiąc gęsty sos. Na suchym garnku prażycie, jak najdrobniej pokrojone włoskie orzechy, które dodajecie do sosu. Zalewacie tym wszystkim makaron, a po pół godzinie przejeżdżacie kolejne sto osiemdziesiąt kilometrów. Sprawdzone – działa.

Niezbędnik rowerowego kucharza, czyli odrobina luksusu:

  • przyprawy: sól, pieprz, chili, cynamon, mieszanka ziół (do makaronu z oliwą i czosnkiem);
  • sos sojowy (do sałatek);
  • kostki rosołowe, nasza baza do zup;
  • mleko w proszku, lekkie i wydajne, baza do owsianki;
  • oliwa do sałatek i makaronów;
  • miód, taka większa odrobina luksusu, ale jak miło po ciężkim dniu napić się z nim dobrej herbaty;
  • herbata i kawa.

Ale najważniejsze w naszych sakwach są przegryzki. O nich nie powinniśmy zapominać!

Suszone owoce, orzechy, czekoladowe batoniki, herbatniki pełne cukru zawsze powinny gościć w naszej torbie na kierownicę, bo to właśnie dzięki nim mamy siłę i energię, by podjechać pod kolejną przełęcz lub dojechać do sklepu, lokalnej knajpki na obiad albo kolację!

A kto to wszystko pozmywa?

Wyobraźmy sobie, że przypaliliśmy ryż lub inne wyśmienite kempingowe danie, a nasz zestaw kuchenny nie ma warstwy teflonu, ilość wody jest ograniczona, jest ciemno i nie mamy ochoty na półgodzinne zmywanie. Co robimy? Zalewamy wszystko wodą na noc. Rankiem zmywanie będzie łatwe i przyjemne.

Jeśli mamy do dyspozycji żwir lub piasek, posłuży nam jako druciak przy szorowaniu garnków.

Lekko tłuste bądź mokre garnki wystarczy powycierać papierem toaletowym i umyć je następnego dnia przy okazji znalezienia kranu z bieżącą wodą.

Jeśli mamy pod dostatkiem wody, warto zdecydować się na szybkie zmywanie przed pójściem spać. Choćby po to, żeby nie zaczynać kolejnego dnia naszej przygody od zmywania garów. Lepiej, oczywiście, myć wszystko na bieżąco, brudne garnki w sakwie pozostawią po sobie niezapomniany zapach. Zwłaszcza w pięknych i gorących krajach.

Dokąd na zakupy?

Na krótsze wycieczki wyjeżdżamy z domu na ogół dobrze zaopatrzeni. Jednak na długie, egzotyczne i dalekie wyjazdy nie da się zabrać wszystkiego i trzeba czasem coś „upolować”. Oczywiście, jeżeli ktoś nie ma do tego smykałki, zawsze może się wybrać na bazar i do lokalnego sklepiku.

Bazary świetnie nadają się do kupowania przypraw. To tutaj znajdziemy cynamon, kardamon, chili, suszone owoce daktyli, moreli, orzechy. To tutaj możemy kupić świeżutkie warzywa.

W małych sklepach w zależności od kraju dostaniemy: ryż, makaron, kaszę gryczaną, kuskus, owsiankę albo płatki ryżowe w zamian. Oliwę i wszelakie lokalne specjały w puszkach.

Łatwo, szybko i tanio najemy się w różnych przydrożnych restauracyjkach. W Chinach czy Indiach w ogóle nie opłaca się gotować samemu. Na ulicy jest po prostu taniej i wygodniej.

Możemy zjeść na miejscu lub (zwłaszcza wieczorem) zabrać jedzenie na wynos. Wtedy gotowanie kolacji mamy z głowy! W takim przypadku bardzo dobrze jest mieć swoje plastikowe wielorazowe zamykane pudełko.

Warto nauczyć się nazw kilku dań w języku kraju, w którym przebywamy, albo wziąć ze sobą rozmówki. Czasami zdarza się, że karta dań ma formę albumu fotograficznego (Chiny) i warto zrobić sobie kilka zdjęć, by móc je później pokazywać.

W Chinach nie ma problemu, by wejść do restauracyjnej kuchni i pokazać palcem, na co się ma ochotę.

Wegetarianin w podróży (w bardzo dużym skrócie)

Bardzo często podczas naszych podróży spotykaliśmy ludzi, którzy stronili od posiłków z mięsem. Podczas wspólnych rozmów często okazywało się, że nie robili tego dlatego, że chcieli zostać wegetarianami. Po prostu bali się jeść mięso, skoro nie wiedzieli, w jaki sposób było ono przyrządzane, jak długo wisiało w sklepiku na otwartym powietrzu albo czy jest po prostu zdrowe. Robili to dla własnego zdrowia. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zmienili stylu życia „od razu” i potrafili wzbogacić swoją dietę w proteiny. Jeśli tak nie jest, szybko się chudnie i słabnie. Trochę to trwa, zanim ciało przestawi się na nowe menu.

Bycie wege w podróży nie jest łatwe dla osób, które żyją tak na co dzień. Zwłaszcza w krajach muzułmańskich. Na każdym rogu znajdziemy kebab albo szaszłyk czy ryż z baraniną. Trudno jest natomiast znaleźć po prostu ugotowany ryż lub grillowane warzywa. Trzeba gotować samemu.

Polecamy: Bezmięsne Chiny – mini przewodnik

Trudne są także Chiny. Dla niemal każdego Chińczyka skwarki, smalec czy też mięso mielone to nie mięso. Pokazanie zdania w rozmówkach, że nie jecie mięsa, nie wystarczy. Najlepiej pokazać, że nie je się tłuszczu zwierzęcego, bo się jest na to uczulonym. W 99% powinno zadziałać.

Za to w Indiach… można poczuć się jak w raju. Karta dań to trzy i pół strony propozycji stricte wegetariańskich.

* * * * *

Tekst pochodzi z drugiego wydania Podręcznika przygody rowerowej, napisanej przez Robba i przyjaciół książki, którą Peron4 objął patronatem. 

Robb Maciąg

Rocznik 1974. Najlepiej mu w drodze i to nieważne czy rowerowej do Chin czy pieszej po lasach dookoła domu. Wierzy, że w podróżach najważniejsi są spotkani ludzie i ICH historie. Autor kilku książek podróżniczych i strony Ku Słońcu.

Komentarze: 6

Karol Werner 17 sierpnia 2016 o 17:13

Hah, a dziś zacząłem robić post o biwakowym gotowaniu :D

Odpowiedz

    Robb Maciąg 17 sierpnia 2016 o 18:40

    Karol … tylko bez plagiatów ;)

    Damianie .. byłem „sławnym pisarzem” zanim ukazało się drugie wydanie Podręcznika.
    I do tej pory nie umiałem gotować makaronu z parówkami ;)

    Odpowiedz

Damian 17 sierpnia 2016 o 17:15

Jakże nisko upadła polska literatura podróżnicza, skoro autor opisuje jak ugotować makaron z parówkami..Eh, przykro się to czyta. Pudelek dla podróżników, podawanie wszystkiego na tacy. I po co to, dla kilku pln w portfelu? Dla sławy, dla bycia pisarzem?
I jeszcze patronat od Peron 4 – jednego z niewielu portali, które do tej pory trzymają mocny poziom i wybijają się z bezsensownych treści na 99% podróżniczych blogów.
Weźcie się ludzie zreflektujcie.

Odpowiedz

    Robb Maciąg 17 sierpnia 2016 o 18:41

    Damianie .. byłem „sławnym pisarzem” zanim ukazało się drugie wydanie Podręcznika.
    I do tej pory nie umiałem gotować makaronu z parówkami ;)
    Być może, w trzecim, opiszę jak się robi bułkę z masłem … bezlaktozowym i bezglutenową. Kto wie w którą stronę pójdzie świat.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz

    Grzegorz Król 30 sierpnia 2016 o 8:43

    Damian, bądź spokojny, nadal będziemy się starać trzymać dobry poziom. A „Podręcznik…” jest poradnikiem, a nie literatura podróżniczą, tak ze luuuuuzzz…

    Zdrowia.

    Odpowiedz

Kajtostany La Ruta 17 sierpnia 2016 o 20:12

Klasyk parówkowy to klasyk i tyle;) A że z dzieciakami jeździmy to jak dziecku wytłumaczyliśmy jak zrobić;) Smacznego.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.