Hanoi. Nieco mniejszy Saigon
Hanoi, stolica Wietnamu, nie cieszy się wielką popularnością wśród turystów – wielu zatrzymuje się tu tylko na chwilę, w drodze na lotnisko albo do okolicznych atrakcji turystycznych. Nie ma tu międzynarodowej atmosfery, jaka panuje w Ho Chi Minh. Można tu za to znaleźć szalony ruch uliczny, sporo dobrej architektury (i dużo koszmarnej) oraz wiele okazji do podejrzenia scen z życia codziennego mieszkańców stolicy.
Hanoi nie jest największym miastem Wietnamu, ustępuje w tym względzie Ho Chi Minh City (znanemu szerzej pod starą nazwą – Sajgon). Nie jest też biznesową stolicą kraju – tutaj także króluje Ho Chi Minh City. Nie ma nawet największego znaczenia transportowego z największym lotniskiem kraju – ponownie Ho Chi Minh. Czy chociaż jest najbardziej atrakcyjne pod względem zabytków i wartości kulturowych? Niekoniecznie. Owszem, jest blisko takich magnesów turystycznych Wietnamu, jak zatoka Halong albo znane z etnograficznego skansenu miasteczko Sapa. Samo jednak Hanoi nie przyciąga wielu przybyszy, stanowi raczej jednodniowy punkt przesiadkowy w drodze do innych lokalizacji.
Po co więc tekst o Hanoi? Żyjemy w czasach, kiedy nieporównywanie dużo osób podróżuje. Często w „bardziej atrakcyjnych” turystycznie miejscach mam wrażenie, że zyskały one nową, turystyczną tożsamość, a mieszkańcy porzucili swoje zajęcia na rzecz tego wszystkiego, co lubią podróżnicy: raftingu, hikingu, dziwacznych sportów wodnych, itp. Otóż Hanoi nie dorobiło się jeszcze turystycznej tożsamości, miasto żyje w dużej mierze swoim życiem. W najciekawszych atrakcjach stolicy Wietnamu, takich jak mauzoleum Ho Chi Minh (tak, nowa nazwa Sajgonu pochodzi od nazwiska tego polityka), spotyka się głównie turystów z innych części Wietnamu. Nad położonym w mieście jeziorem widać przede wszystkim puszczającym głośną muzykę wietnamskich nastolatków. A przy tym wszystkim można tu zobaczyć bardzo ciekawą architekturę regionu, piękne świątynie i wspomniane mauzoleum osławionego Ho Chi Minha.
Układ uliczek w Starym Mieście pochodzi podobno z XIII wieku, ale całkiem możliwe, że trzydzieści sześć starych ulic w tej dzielnicy ma aż tysiąc lat. Na pierwszy rzut oka Stare Miasto wydaje się chaotyczną plątaniną przejść i ulic, po niektórych z nich mknie nieprzerwany strumień motocykli i pojedynczych samochodów.
W przeszłości każda z trzydziestu sześciu ulic specjalizowała się w jakiejś dziedzinie handlu: w jedwabiu, obuwiu, słodyczach. Obecnie taka organizacja handlu jest widoczna w niektórych częściach dzielnicy (jest na przykład obszar specjalizujący się w sprzedaży okularów), ale w pozostałych wkradł się chaos i knajpki, sklepiki i punkty usługowe są przemieszane. W Starym Mieście są jednak nadal rozlokowane zabytkowe domy stawiane przez gildie rzemieślnicze. Zresztą gildie są odpowiedzialne za rozwój Starego Miasta od początku jego istnienia – rzemieślnicy zajmujący się jedną dziedziną tworzyli wspólnoty, w których razem mieszkali i pracowali, rozwijając stopniowo ulice, na których rezydowali. Hang Bac, jedna z najstarszych ulic dzielnicy, bierze swoją nazwę od srebra: w tym właśnie miejscu rezydowała gildia zajmująca się obróbką tego kruszcu.
Jeszcze w XIX wieku duża część budynków Starego Miasta była kryta strzechą – te domy zostały w dużej mierze zastąpione francuską architekturą kolonialną. Podczas spaceru w plątaninie uliczek można też znaleźć elementy art-deco czy neogotyku. A także buddyjskie i taoistyczne świątynie. Zdarza się niekiedy, że w wietnamskich świątyniach spotykają się Budda z Konfucjuszem oraz dodatkowymi lokalnymi bogami z wierzeń ludowych – niektóre świątynie są bardzo inkluzywne. Stare Miasto to dziś największa atrakcja turystyczna Hanoi, poza tym nadal jest to ważne miejsce handlu i usług. A także w dużej mierze ośrodek spotkań towarzyskich i życia nocnego.
Hanoi – stara dama Orientu [ZDJĘCIA]
Wyjątkowym obiektem na mapie atrakcji w Hanoi jest mauzoleum Ho Chi Minha, obiekt wzorowany na mauzoleum Lenina w Moskwie. Niestety nie można w tym miejscu robić zdjęć, a na terenie obiektu żołnierze skrupulatnie pilnują, żeby przestrzegać regulaminu. Warto tu nadmienić, że na pierwszy rzut oka życie publiczne w Wietnamie nie jest obostrzone wieloma regułami: ruch uliczny jest mocno chaotyczny, nie ma zwyczaju ustawiania się w kolejkach do czegokolwiek, ludzie zachowują się głośno, swobodnie. Pod względem uregulowania życia zdecydowanie nie jest to Szwajcaria. Tymczasem w mauzoleum dba się o zachowanie porządku. Widziałam kilkukrotnie, jak strażnicy kazali młodym chłopcom zdejmować czapki (zakrywanie głowy jest oznaką braku szacunku wobec zmarłego przywódcy), nie rozmawiać zbyt głośno, stać równo w kolejce. Zabronione jest również trzymanie rąk w kieszeniach, krzyżowanie ramion, wchodzenie do obiektu w stroju odkrywającym nogi.
Wizyta w mauzoleum polega na tym, że stoi się w dość długiej kolejce na dworze, aby w końcu wejść do niewielkiego pomieszczenia. Tam należy się ustawić w dwójkach i płynnie przechodząc obejść (cały czas dwójkami) przeszkloną gablotę ze zwłokami Ho Chi Minha.
Gwoli wyjaśnienia: Ho Chi Minch był założycielem i wieloletnim przywódcą Komunistycznej Partii Indochin, a także pierwszym prezydentem komunistycznej Demokratycznej Republiki Wietnamu. Jego wizerunek widnieje na banknotach, przedstawia się go jako ojca współczesnego państwa wietnamskiego. Nie dziwi w związku z tym specjalny status, jaki nadano mauzoleum – w końcu kraj ciągle jest rządzony przez Komunistyczną Partię Wietnamu. Co ciekawe, ciało polityka jest podobno regularnie konserwowane w Moskwie.
Porzućmy teraz architekturę i politykę na rzecz tych spraw, które składają się na codzienny rytm życia w Hanoi. Na przykład jedzenie. Ogólnie podróżowanie po Wietnamie może być trudne dla wegetarian, ponieważ podstawą potraw jest tu mięso różnego rodzaju zwierząt – stolica nie jest pod tym względem wyjątkiem. Oczywiście znaleźć tu można knajpki z międzynarodową kuchnią. Niemniej kulinarnym sercem miasta są punkty, gdzie z wielkich garów serwuje się zupę pho oraz inne dania łączące makaron ryżowy, mięso i różnorakie dodatki. Do dyspozycji klientów są plastikowe krzesełka i stoliki ustawione na dworze.
Słynna pho jest przygotowywana na bulionie wołowym, ale oczywiście, jak na tę część Azji przystało, krowy i świnie to nie jedyne zwierzęta przydatne w kuchni. Na ulicach Hanoi widuje się stoiska, na których sprzedawane jest pieczone mięso psa, rarytasem (aczkolwiek dość drogim) jest mięso węża, łatwo też znaleźć pieczone szczury, żaby, krokodyle. Nie wszyscy przybysze spoza Wietnamu mają chęć eksplorować tego typu smaki, a w małych knajpkach trudno uzyskać informację o składzie potraw w języku innym niż wietnamski. Jeśli więc nie mamy przy sobie słowniczka kulinarnego, dobrą strategią może być zamawianie najtańszych potraw – jest duża szansa, że będzie w nich po prostu kurczak.
Rozczarowani zaś mogą być ci podróżnicy, którzy lubują się w insektach i pająkach. Nie widziałam nigdzie w Hanoi pieczonych pająków, które są częste chociażby w sąsiedniej Kambodży (widziałam za to około dziesięciocentymetrową, włochatą bestię w żółto czarne pasy na ścianie w moim pokoju). Warto za to poszukać kawy Kopi Luwak. Ogólnie Wietnam znany jest z pysznych kaw i ciekawego sposobu parzenia, ale można tu też kupić najdroższą kawę na świecie. Nazwa Kopi Luwak pochodzi od wietnamskiej nazwy łasicowatego zwierzęcia, w Polsce znanego jako łaskun. Łaskuny zjadają ziarna kawy, podczas trawienia nadają im ciekawy, łagodny aromat. Przetworzone ziarna są wydobywane z odchodów łaskunów. W sklepikach z kawą w Starym Mieście oferowana jest kawa o nazwie Kopi Luwak, jednak mało prawdopodobne, że jest to autentyczna kawa od łaskunów. Ta występuje na rynku w niewielkich ilościach i osiąga bardzo wysokie ceny.
Oprócz jedzenia, ważną częścią kultury życia w Hanoi jest Bia Hoi – lekki, ważony na świeżo lager. Bia Hoi to też nazwa knajpek, w których ów lager jest serwowany; styl knajpek zależy od dzielnicy, ale często to po prostu dość obskurne pomieszczenie z prostymi krzesłami i stołami. Często też Bia Hoi działają tak, jak opisywane wcześniej knajpki z jedzeniem: wystawiają na ulicę plastikowe krzesełka i stoliki. Piwo Bia Hoi jest tanie nawet jak na warunki wietnamskie, kelnerzy na serwetkach zaznaczają kreski odpowiadające ilości wypitych piw. W lokalach poza centrum w Bia Hoiach przesiadują głównie mężczyźni, rzadko widuje się tu kobiety. Oczywiście do większych lokali z bardziej centralną lokalizacją przychodzą i kobiety, pojawiają się tu też mieszkający w Hanoi obcokrajowcy.
Ogólnie Bia Hoi to fenomen kulturowy, często słyszaną frazą jest Chodźmy na Bia Hoi. W Sajgonie jest dosyć dobrze rozwinięte życie nocne wzorowane na zachodnich klubach i barach. Życie towarzyskie Hanoi opiera się z kolei właśnie na tradycyjnych Bia Hoiach, nieliczne bary inspirowane europejskim życiem nocnym są raczej oblegane przez obcokrajowców niż Wietnamczyków.
Z kolei to, co łączy Saigon, Hanoi i wiele mniejszych miejscowości Wietnamu, to zamiłowanie do salonów piękności, punktów masażu, sauny i ogólnie przemysłu kosmetycznego. Pierwsze wrażenie po przyjeździe do któregoś z wietnamskich miast jest takie, że kobiety są tu bardzo zadbane i piękne.
Wietnam jest znany z produkcji jedwabiu, w związku z czym i na ulicach królują jedwabie (albo w tańszej wersji jego imitacje) z bardzo kobiecymi falbankami i bufkami, często z kolorowymi wzorami. Na tym polu królują kwiaty, motyle i ptaszki. We wzorach i krojach jest bardzo dużo zwiewności i dziewczęcości. W przeciwieństwie do wielu Europejek, Wietnamki chronią skórę i włosy przed postarzającym działaniem słońca i paradują po mieście z uroczymi parasolkami. Ba, niejedna piękność jeździ na skuterze dzierżąc w dłoni parasol z falbankami. Niemalże na każdym kroku znaleźć też można salon oferujący zabiegi ze świeżym aloesem, który dodatkowo neutralizuje działanie słońca.
W ogóle w niewielu chyba miejscach na świecie można spotkać takie nagromadzenie salonów piękności i punktów masażu, jak tutaj – zabiegi pielęgnacyjne to chyba kolejny ważny aspekt życia mieszkanek stolicy. Zdaje się jednak, że nacisk na dbałość o urodę dotyczy tu przede wszystkim kobiet, mężczyźni noszą zdecydowanie mniej atrakcyjne stroje. Mieszkanki Hanoi mają bardzo wielkomiejski styl, w którym bardzo silnie uwidaczniają się lokalne wzorce urody. Zdarza się też zobaczyć na ulicy piękność w długiej, jedwabnej tunice inspirowanej strojami regionalnymi. Nadal mocną pozycję ma też charakterystyczny, palmowy kapelusz, noszony tradycyjnie przez rolników. Ciągle jest w użyciu, także w ramach mody miejskiej.
Komentarze: Bądź pierwsza/y