Czy zwracacie uwagę na tytuły książek, które czytacie? Owszem, pamiętacie je i stosujecie do identyfikacji. Wiecie, co mam na myśli mówiąc Pan Tadeusz, ale czy kiedykolwiek zadaliście sobie pytanie, dlaczego nie Ksiądz Robak albo Panna Zosia? W końcu Robak więcej wie o zabijaniu, a Zosia ładniejsza i ma słynnego męża.

Ja należę do tej grupy, która na tytuły uwagi nie zwraca, co może tłumaczyć fakt, że gdzieś dopiero w połowie lektury reporterskiego dzieła Hoomana Majda zorientowałem się, że dla czytelnika z Zachodu „demokracja ajatollahów” brzmi jak oksymoron. Jaka demokracja w teokratycznym, totalitarnym państwie?

Antyamerykańskie graffiti w Teheranie

Grafitti na murze dawnej ambasady USA w Teheranie nie pozostawia wątpliwości, co tu się sądzi na temat polityki Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, USA długo były sprzymierzeńcem Iranu w jego próbach wyzwolenia się spod wpływów Rosji i, głównie, Wielkiej Brytanii, nienawidzonej za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy państwa.

Co my właściwie wiemy o Iranie? Że to arabskie, muzułmańskie państwo w Azji, że rządzą nim duchowni, że to wróg Ameryki i Izraela, że chce zbudować bombę atomową i znajduje się, wraz z Irakiem i Koreą Północną, na zdefiniowanej przez G.W.Busha „Osi zła”. Za homoseksualizm grozi tam śmierć, kobiety chodzą w burkach i nie wolno pić alkoholu. Sądzę, że to dość pełny obraz, który wykształciła sobie osoba, która zna Iran z nagłówków.

Teraz pytanie: co z powyższego wiemy, a co „wiemy”? Niejeden czytelnik zapewne zazgrzytał zębami czytając niektóre z bzdur wypisanych przez mnie w poprzednim akapicie. Inne rzeczy, które wspomniałem, są faktami, ale większość trzeba by skomentować słowami: To złożona sprawa.

Demokracja ajatollahów jest książką dla ludzi, których owa irańska złożoność interesuje. Punktem wyjścia są prezydenckie wybory z czerwca 2009 roku, w których zwyciężył urzędujący, ultrakonserwatywny prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad. W pokonanym polu pozostawił przede wszystkim głównego kandydata liberalnej opozycji Mira Hossejna Musawiego. Ponieważ natura owego zwycięstwa budziła poważne wątpliwości – mówiąc wprost, wiele wskazywało, że wyniki sfałszowano – Irańczycy wylegli na ulice.

Władza protesty stłumiła bijąc, więżąc a nawet mordując. Przez mniej więcej miesiąc wydarzenia z Iranu gościły na pierwszych stronach zachodnich gazet i serwisów informacyjnych. Interpretacja była raczej prosta: uciskany naród w końcu buntuje się przeciw opresji fundamentelistów.

Majd pokazuje, że ogólnie to prawda, ale w szczegółach to złożona sprawa. Próbuje rozjaśniać zagmatwanie nie tylko irańskiej polityki, ale też i współczesnej kultury, w której granice między prawdą a fałszem, zgodą a zakazem, prywatnym a publicznym potrafią być zarazem i ostre, i nieprecyzyjne. Zależy kto akurat podejmuje decyzje. Jeśli brzmi to skomplikowanie to spróbuję inaczej: to, co dozwolone, może się zmienić z dnia na dzień, ale jeśli się ktoś pomyli i przekroczy aktualnie obowiązujące zasady, to drogo za to zapłaci.

Panorama jazd w Iranie

Panorama starego Jazd, konserwatywnego miasta, które wydało takich liberałów jak Mohammed Chatami. Typowa irańska (pozorna) wewnętrzna sprzeczność. Z okolic Jazdu pochodzi też Hooman Majd. Charakterystyczne „kominy” to badżiry, starożytny system klimatyzacyjny. Nie ma w nich żadnych ruchomych części, a jednak powietrze jest w nich chłodzone i ściągane do wnętrza budynku. (Fot. Johna Markovich)

Co zatem jest złożonego w tych protestach? Może to, że Musawi długo był lojalnym i wysoko postawionym reprezentantem reżimu? Może to, że na ulicach przeciwko rządzącym mułłom skandowano, że Allach jest wielki? A może to, że w niejednej kwestii protestujący całkowicie popierają Ahmadineżada?

W Polsce, pewnie ze względu na naszą historię, mamy wiele sympatii dla narodów buntujących się przeciwko opresji. Mam jednak wrażenie, że popełniamy często błąd utożsamiając naturę dyktatorów, a także motywacje i cele protestujących, z tymi, jakie sami poznaliśmy z bliska. Prowadzi to do zbytnich uproszczeń albo poczucia niezrozumienia. Majd pozwala dostrzec, że mylimy się, jeśli sądzimy, że obalenie aktualnego reżimu koniecznie oznaczać będzie zlaicyzowanie społeczeństwa czy wyrzeczenie się ambicji uzyskania energii jądrowej. Idea islamskiej demokracji, „rządów uczonego prawnika” nadal ma w Iranie szerokie poparcie. Spór toczy się o to, głos których ajatollahów słychać będzie najgłośniej – czy konserwatystów, tak jak jest teraz, czy może liberałów. Co ciekawe, również ci drudzy mają dojście do ucha tak ludu, jak i Najwyższego Przywódcy Ali Chameneia. Świadczy o tym choćby dwukrotna prezydentura i dalsza aktywna obecność w debacie publicznej Mohammeda Chatamiego. Sprawa jest złożona.

Majd – Irańczyk, który większość życia spędził w USA – szczególną uwagę poświęca też relacjom między swoimi dwoma ojczyznami. Nie ukrywając, jakie ma przekonania (jest ateistą i liberałem, który głosował na Musawiego), jednocześnie bierze w obronę Iran. Pokazuje hipokryzję państw Zachodu, w szczególności Stanów Zjednoczonych, które niby chcą dla Irańczyków wolności, ale jednocześnie obawiają się na Bliskim Wschodzie siły, która nie zamierza im się podporządkowywać i która już teraz prowadzi aktywną, samodzielną politykę zagraniczną. Z kolei władze Iranu potrafią okazywać USA nienawiść, ale też szacunek i sympatię (np. po wyborze Obamy na prezydenta) albo współczucie (Iran to pierwszy muzułmański kraj, który złożył oficjalne wyrazy współczucia po atakach z 11.09.2001).

Isfahan - ormiańska katedra Vank

Ludy Księgi, chrześcijanie i żydzi, a także monoteistyczni zoroastrianie, są w Iranie dyskryminowani, przynajmniej według europejskich standardów, ale jednak mogą w miarę normalnie funkcjonować. Nie są obiektem prześladowań. Inaczej ma się sprawa z bahaitami, uznawanymi za odstępców od Islamu. Na zdjęciu ormiańska katedra Vank w Isfahanie. (Fot. Johna Markovich)

Złożona jest też sprawa stosunków Iranu z Izraelem. Radykalny antysyjonizm współistnieje w Persji z brakiem antysemityzmu. Żydzi z Iranu nie mają pełni swobód, ale (podobnie jak chrześcijanie) nie są też obiektem prześladowań. Ich przedstawiciel zasiada w parlamencie i osiąga sukcesy. W ciągu ostatnich lat uchylono kilka dyskryminujących praw, np. związanych z dziedziczeniem.

Majd, syn wysokiego dyplomaty jeszcze z czasów szacha Pahlawiego, krewniak wspomnianego eks-prezydenta Chatamiego, ma dostęp do ludzi i informacji, które trudno byłoby uzyskać osobie niezakorzenionej w Iranie. Być może czasem nieco za daleko posuwa się w interpretacji anegdoty, plotki czy wyrazu twarzy rozmówcy, ale i to pozwala uzyskać lepszy wgląd w politykę państwa, w którym subtelności, teorie spiskowe oraz zadawnione urazy i kompleksy odgrywają nieprzeciętną rolę. W tym sensie Demokracja ajatollahów staję się zresztą nie tylko fascynującą książką o Iranie, ale też i o polityce w ogóle.

Jeśli coś miałbym jej zarzucić, to drobne błędy, odpowiedzialnością za które nie wiem kogo obarczyć – redaktora amerykańskiego lub polskiego, tłumacza, a może samego autora? Lyndon B. Johnson z pewnością nie był Republikaninem, mianem „Mały Szatan” określany jest Izrael, nie Wielka Brytania, a żadna znana mi matematyka ani retoryka nie pozwolą powiedzieć, że między 12 a 17 czerwca „minął niemal miesiąc”.

Może jest tych błędów więcej, tyle wyłapałem. Nie przekłamuje to treści książki, ale i nie powinno się zdarzyć. Nie jest też dla mnie jasne, dlaczego konsekwentne trzymanie się polskiej transkrypcji irańskich nazw i nazwisk nie sięga okładki. Skutkiem taki absurd, że autor nazywa się Majd, a w tekście spotykamy jego kuzyna Madżda.

Na plus za to – i to duży – tradycyjnie w Karakterze doskonała szata graficzna i dobór kroju czcionki. Nie znam innego wydawnictwa, w którym „normalne” książki (tzn. nie albumy itp.) wyglądałyby tak ładnie i przejrzyście.

No ale i bez tego Demokrację ajatollachów zdecydowanie warto przeczytać. Lekki w stylu, a ciężki w treści reportaż, który pozwoli rozbić niejeden stereotyp na temat Iranu, polityki i demokracji.

* * * * *

 

Jan Marković

Człowiek, który nie zna się na podróżowaniu, ale od czasu do czasu to robi - dlatego, że lubi dni, które pamięta się w całości, a o takie łatwo w drodze. W trakcie swoich wycieczek zdobył wiele wrażeń. Niektóre spisał.

Komentarze: 5

Varod 17 listopada 2011 o 17:11

Iran nie jest krajem arabskim!
To tak, jak by powiedzieć, że Polska to Rosja…

Odpowiedz

    janyugo 18 listopada 2011 o 14:57

    …a kobiety nie chodzą w burkach, ja przynajmniej ani jednej takiej nie widziałem. Zwracam jednak uwagę na akapit następujący po tym, do którego się odwołujesz.

    Odpowiedz

    m sadurski 20 listopada 2011 o 0:30

    Hm, a kto powiedział, że jest?
    Wydaje mi się, że po prostu nieuwaźnie przeczytałeś ten kawałek.

    Odpowiedz

boney 18 czerwca 2013 o 14:49

to są wierze wiatrowe nie kominy, ale to mniejsza o to. One nie chłodzą powietrza a jedynie zasysają zimne i wypychają ciepłe do góry… :)

Odpowiedz

Jagoda Pietrzak 18 czerwca 2013 o 18:21

Boney, dlatego właśnie „kominy” są w cudzysłowie :D
A chłodzić chłodzą – powietrze, które przez nie wpada jest kierowane do podziemnych zbiorników z lodem lub wodą, gdzie jest chłodzone, a następnie kierowane do części mieszkalnej domu. Bo z zewnątrz budynków w Iranie jest raczej trudno zassać zimne powietrze, a poza tym ciepłe powietrze ma taką fizyczną właściwość, że jest rzadsze i idzie do góry :)

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.