Zawsze chciałem pojechać do Kaszmiru słynącego z pięknych krajobrazów i bajkowej scenerii jeziora Dal. Kaszmir był dla mnie słowem – zaklęciem, marzeniem, które nie pozwalało zapomnieć, a każde marzenie – jak powiedział pewien mądry człowiek – jest nam dane wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia. Musimy tylko bardzo chcieć je zrealizować.

Podróż do stolicy Kaszmiru – Śrinagaru nie odbyła się jednak bezproblemowo. Już na starcie, prześladujący nas od wielu dni strajk kierowców, uniemożliwił nam dalszą podróż. Utknęliśmy w Dżammu, nieciekawym i niebezpiecznym mieście, położonym przy granicy z Pakistanem. Na ulicach pełno obwarowanych posterunków wojskowych. Czujemy się nieswojo, maszerując po pustych ulicach ze świadomością, że turyści zaglądają tu tylko przypadkiem. Ustalamy, że następnego dnia pojedzie zastępczy autobus do Śrinagaru.

Rano meldujemy się o wyznaczonej godzinie i doznajemy szoku. Takim pojazdem w życiu nie jechaliśmy. W tylnej szybie dziura wielkości plecaka, nie ma również kilku szyb bocznych, a siedzenia lepią się z brudu. Zrobimy jednak wszystko, by się stąd wydostać. Po pół godzinie jazdy łapiemy gumę i mamy uzasadnione obawy, czy nasz „autokar” poradzi sobie na górskich zakrętach. Przez całą drogę kierowca pędzi jak szalony wyciskając z autobusu maksymalne moce. Wreszcie po 12 godzinach docieramy na miejsce. Jako, że byliśmy jedynymi białymi w autobusie, po przybyciu na dworzec, rzucił się na nas tłum naganiaczy oferujący noclegi. Dajemy szansę młodemu chłopakowi i nocujemy na jego łodzi za 300 rupii (10 zł).

Śrinagar

W stolicy Kaszmiru turystów jak na lekarstwo. Wiadomo, region jest niebezpieczny ze względu na ciągle tlący się konflikt pomiędzy Indiami i Pakistanem. Obecna granica między obydwoma państwami (tzw. Linia Kontroli) przebiega wzdłuż linii zawieszenia broni z wojny w latach 1948/49. Panujący wówczas w Kaszmirze władca hinduski, przyłączył się do Indii, pomimo tego, że zdecydowana większość ludności była muzułmańska. Obie strony ponoszą ogromne koszty stacjonowania wojska ale żadna nie chce odpuścić. W latach dziewięćdziesiątych liczono, że koszty stacjonowania wojska po stronie indyjskiej wynosiły pół miliona dolarów dziennie. Ktoś powie, że dla ponad miliarda ludzi są to niewielkie koszty, ale żeby właściwie ocenić tę skalę wydatków trzeba zobaczyć indyjską biedę i uświadomić sobie czego można dokonać za taką kwotę.

W hotelach pustki. Można przebierać w ofertach i bez większego targowania uzyskać bardzo korzystną cenę. Turystów w zorganizowanych grupach praktycznie w ogóle nie widać. Sporadycznie tylko przemyka jakiś podróżnik z plecakiem.

Stolica regionu nie jest zachwycającym miastem. Przypomina raczej typowe prowincjonalne miasto indyjskie z jego wszystkimi wadami. Jedyną korzyścią przebywania w Śrinagarze jest możliwość zwiedzania prowincji, a przede wszystkim odpoczynek nad pięknym jeziorem Dal.

 

Jezioro Dal

Następnego dnia wyruszamy nad jezioro, które otoczone jest wysokimi górami. Wynajmujemy na trzy godzinny rejs ozdobną łódź – szikarę i oddajemy się rozkoszy nic nie robienia, podziwiania przyrody i delektowania się ciszą.

Nasza łódź mknie bezszelestnie w pobliżu ogromnych połaci kwiatów lotosu oraz łodzi mieszkalnych spełniających rolę hotelików na wodzie. Niestety większość jest pusta, a ich właściciele z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy nad jezioro przyjeżdżały tłumy turystów z całego świata. Od czasu do czasu nasz spokój zostaje zakłócony przez podpływających do nas sprzedawców srebra, pamiątek, żywności lub napojów, którzy próbują wcisnąć swój towar.

Łodzie mieszkalne na jeziorze Dal pojawiły się pod koniec XIX w. dzięki Brytyjczykom, którzy chcieli uciec od letniego skwaru nizin i ominąć wydany przez maharadżę Kaszmiru zakaz posiadania ziemi przez cudzoziemców.

Na jeziorze Dal łodzie są jedynym środkiem komunikacji zapewniającym kontakt ze światem. (Fot. Andrzej Juda)

Pływając po jeziorze dociera się również do ciekawych wiosek, w których domy porozrzucane są na wysepkach lub budowane są na palach tkwiących w wodzie. Łodzie są tu jedynym środkiem komunikacji zapewniającym kontakt ze światem.

Jesteśmy jedynymi białymi pływającymi po jeziorze i zastanawiamy się z czego utrzymują się nastawieni dawniej na turystykę mieszkańcy. W końcu zdajemy sobie sprawę, że wszakże turystów zabrakło, ale stacjonuje tu przecież kilkaset tysięcy indyjskich żołnierzy, których trzeba zaopatrzyć w różne dobra. Ogromnej ilości wojska nie można nie zauważyć. Po drodze mijaliśmy takie rejony, w których żołnierze stali co kilkanaście metrów przez wiele kilometrów mijanej drogi.

Gospodarz u którego śpimy, prosi byśmy powiedzieli jak największej liczbie osób, że w Kaszmirze jest już bezpiecznie. Ale my dobrze wiemy, że jakiekolwiek ochłodzenie stosunków między Indiami i Pakistanem, w pierwszej kolejności odbije się na tutejszym regionie. Często przeprowadzane zamachy bombowe, nawet w odległych regionach Indii, nie sprzyjają tutejszej turystyce. Niestety będąc już w Nepalu dowiedzieliśmy się o kolejnych  zamachach bombowych przeprowadzonych w lipcu 2008 r. Nie były to jeszcze te, które nieco później przeprowadzono w Bombaju. Takie wydarzenia powodują, że wszystkie przewodniki turystyczne odradzają zapuszczanie się w te rejony Indii.

Po spędzeniu kilku dni w Śrinagarze wyruszamy w kilkuset kilometrową trasę. Zmierzamy w stronę Lech – stolicy Ladakhu. Ale o tym opowiem już następnym razem.

Andrzej Juda

Prawnik i historyk. Doktorant historii. Z zamiłowania podróżnik.

Komentarze: Bądź pierwsza/y