Na turystycznej mapie świata Rzym jest z pewnością jedną z najchętniej odwiedzanych europejskich stolic i cieszy się opinią atrakcyjnego, bogatego w historię, zabytki i kulturę miasta. I całkiem słusznie – oprócz niezliczonych, wartych odwiedzenia kościołów, placów, parków i innych zabytków, włoska stolica jest nie tylko piękna, ale i posiada niesamowitą atmosferę. Niestety, po spędzonym tu tygodniu mam wrażenie, że większość przyjeżdżających  turystów tego nie zauważa.

Rzym odwiedza rocznie ponad 8 milionów osób, które przybywają tu tłumnie z całego świata, i prawie każda z nich gdzieś się spieszy. Liczne zorganizowane wycieczki wypełniają w biegu ambitny plan przewidujący szybkie zwiedzenie i obfotografowanie od kilku do kilkunastu atrakcji dziennie. Podróżujący na własną rękę biegają z nosem w przewodniku, starając się dotrzeć do kolejnej pozycji z listy Top 10.

Strategia zwiedzania Rzymu

Efektem tego jest strategia zwiedzania Rzymu, która przypomina sposób w jaki 95% turystów zwiedza Muzea Watykańskie.  Polega on na szybkim przemierzaniu długich korytarzy, ignorując znajdujące się w nich ciekawe i często bezcenne dzieła sztuki, tylko po to by jak najszybciej dotrzeć do głównej atrakcji – Kaplicy Sykstyńskiej – a potem z powrotem do wyjścia.

Faktem jest, że mało które miasto w Europie ma zwiedzającym do zaoferowania aż tyle – jeśli chodzi o miejsca najbardziej warte zobaczenia, powinniśmy mówić tu nie o Top 10, ale przynajmniej o Top 30.

Do tego tak samo jak my, tysiące innych turystów chcą dotrzeć do tych samych atrakcji, czego rezultatem są niestety kilometrowe i kilkugodzinne kolejki. Z jednej strony można więc zrozumieć szybki krok i lekko przerażony wzrok mijanych na ulicy turystów, których goni niezwykle napięty grafik zwiedzania. Z drugiej strony jednak jest mi ich żal, bo w swoim chaotycznym pośpiechu tracą całą przyjemność z przebywania we włoskiej stolicy i nie dostrzegają jej piękna i atmosfery jako całości. Jak więc nie wpaść w tą pułapkę i nie zredukować rzymskich wakacji do turystycznego, wykańczającego maratonu?

Rzym na piechotę, czyli rozglądać, zaglądać i oglądać

Po pierwsze, uważam że dobrym pomysłem jest spojrzeć na Rzym nie jak na zbiór słynnych zabytków rozsianych w promieniu wielu kilometrów, takich jak Koloseum czy Watykan, ale jak na bardzo atrakcyjną całość.

Dlatego całe ogromne centrum Rzymu warto przemierzać na piechotę, i to nie z nosem zanurzonym w przewodnik, i nie prawie w biegu. Zauważymy wtedy setki pięknych kamienic o eleganckich fasadach, urokliwe boczne uliczki, niezwykle oryginalne wystawy sklepowe czy ogrody na dachach.

Warto też zaglądać przez otwarte bramy, ponieważ wiele budynków posiada wewnętrzne podwórza zaskakujące fontannami, marmurowymi rzeźbami czy egzotycznymi ogrodami. Szczególnie polecam rozpoczynająca się przy Plazza del Popolo ulicę Via del Babuino, która w turystycznych przewodnikach opisana jest jedynie jako ulica z drogimi butikami, a w rzeczywistości jest doskonałym miejscem do spaceru i odkrywania wszystkiego, czego nie znajdziemy w przewodniku.

Klimatyczne wieczory na piazzach

Po drugie, przeznaczmy wieczory na „bezcelowe” spacerowanie po centralnej części Rzeymu. Nawet bez mapy, z pewnością trafimy na efektownie podświetlone zabytki i prędzej czy później na któryś z licznych placów, na których kwitnie nocne życie.

Każdego wieczoru na piazzach w centrum Rzymu znajdziemy mimów, klaunów, śpiewaków i wiele innych zaskakujących atrakcji. W moją pamięć najbardziej zapadły dwa przedstawienia; pierwszym był występ włoskiego śpiewaka, który bez zapowiedzi wyszedł w marynarce na środek placu, postawił na ziemi stary magnetofon i do akompaniamentu muzyki z kasety zaczął śpiewać operowe arie – i to głosem, którego nie powstydziłby się profesjonalny włoski tenor. Przechodzący ludzie zatrzymywali się by go posłuchać, otwierały się okna w sąsiednich kamienicach i pojawiały się w nich głowy kolejnych widzów, w tle szemrała fontanna i unosiły się zapachy z pobliskich restauracji – i to jest właśnie moim zdaniem prawdziwa włoska atmosfera.

Innym razem na Piazza de Navona, wśród straganów jarmarku z obrazami, niepozornie wyglądająca Włoszka przyciągnęła tłumy dmuchając ogromne bańki mydlane – ogromne, czyli mające metr lub i więcej średnicy!!!

Targi pod gołym niebem – egzotyczna mieszanka smaków i zapachów

Chcąc zakosztować rzymskiej atmosfery warto również przejść się na jeden z włoskich targów, chociażby na centralnie położone Campo di Fiori. Jest tu kolorowo, głośno i chaotycznie, w powietrzu unoszą się apetyczne zapachy z pobliskiej piekarni, a na straganach znajdziemy mnóstwo ciekawostek.

Są tu egzotyczne owoce i warzywa, suszone pomidory w pięciu odmianach, świeże mieszanki przypraw do 100 rodzajów spaghetti, trufle w najróżniejszych postaciach. Często kupienie tu czegoś jest lepszym pomysłem na pamiątkę lub prezent z Rzymu niż zakupy w typowym sklepie z pamiątkami.

Wędrując między straganami można lepiej zrozumieć fenomen włoskiej kuchni – zrobiona z tak świeżych i dorodnych składników nawet najzwyklejsza kanapka z serem mozarella i pomidorami po prostu musi smakować wyjątkowo.

Jest to też dobre miejsce na zrobienie małych zakupów spożywczych na uzupełnienie podawanych w rzymskich hotelach śniadań, które chyba na całym świecie słyną ze swojego małego rozmiaru i… niejadalności.

A może dzień poza granicami Rzymu

Zwiedzanie jest trochę jak sport – ciekawe, przyjemne, zdrowe i wskazane – o ile go nie przedawkujemy, co w Rzymie jest bardzo łatwe. Jakie są tego objawy? Nasz mózg przestaje już przyjmować i przetwarzać kolejne dostarczane mu obrazy, męczą nas wszechobecne tłumy i więcej uwagi poświęcamy naszym bolącym łydkom niż arcydziełom architektury. Innymi słowy nasze ciało wysyła nam wyraźny sygnał, że musi odpocząć – a na to najlepszym pomysłem jest dzień poza granicami Rzymu i jego tłumami.

Ponieważ samo miasto jest aż tak bogate w atrakcje, prawie żaden przewodnik nie poświęca więcej niż dwie strony na ogólnikowy opis tego, co warto zobaczyć poza jego granicami. A szkoda, bo taka jednodniowa wycieczka jest doskonałym odpoczynkiem od intensywnego zwiedzania i dobrym sposobem na regenerację.

Wokół Rzymu jest sporo ciekawych miejsc, odpowiednich na połączenie relaksu i zwiedzania. Niecałe 30 km od stolicy Włoch leży sławne miasteczko Tivoli z Willą Hadriana, niedaleko jest też Cerveteri ze słynnym Nekropolis i pozostałościami po cywilizacji Etrusków oraz sławne z produkcji win i pięknych posiadłości Frascati. Sieć pociągów wokół Rzymu jest dobrze rozbudowana, a rozkłady jazdy dość czytelne, nie jest więc trudno zorganizować taką wycieczkę.

My zdecydowaliśmy się na odwiedziny w Castel Gandolfo, malowniczo położonym nad jeziorem Albano miasteczku znanym jako miejsce letniego wypoczynku papieży. Dojeżdżając (praktycznie pustym!) pociągiem podmiejskim do małej stacji w połowie wzgórza, stajemy przed wyborem zejścia na dół, nad sam brzeg jeziora, lub wdrapania się krętą drogą pod górę.

Chociaż niewielka plaża na dole oferuje przyjemne widoki, odświeżającą bryzę i całe mnóstwo lodziarni, to jednak warto wdrapać się na szczyt, gdzie znajduje się niewielkie centrum. To stąd roztacza się najpiękniejsza panorama na całe jezioro, a niezwykle urokliwy plac i główna uliczka pełne są przytulnych, typowo włoskich knajpek, idealnych na relaksujący obiad i spotkanie z autentyczną, nieturystyczną kuchnią tego regionu. Jest tu cicho, przestrzennie i nie ma tłoku – zupełnie inny świat, mimo że od Rzymu dzieli nas tylko dwadzieścia pięc kilometrów.

Byle tylko nie dać się zwariować…

Rzym jest naprawdę pięknym miastem, ale wątpię żeby ktoś był w stanie to zauważyć skupiając się jedynie na „zaliczeniu” w biegu wymienionych w przewodniku głównych atrakcji turystycznych. Stojąc w ciągnących się w nieskończoność kolejkach do Koloseum czy Muzeów Watykańskich owszem, doczekamy się w końcu wejścia do nich (oczywiście warto), ale ograniczając się tylko do tego nie poczujemy wyjątkowej atmosfery tego miasta.

Nie jest możliwe obejrzeć wszystko, co Rzym ma do zaoferowania, w jeden weekend, tydzień czy nawet dwa, ale nie jest to absolutnie powód do frustracji. Nawet kilka dni wystarczy na zobaczenie wybranych zabytków oraz nacieszenie się atmosferą, klimatem i kuchnią włoskiej stolicy – o ile tylko nie damy się zwariować…

Agnieszka Zakrzewska

Podróżować, odkrywać, fotografować i pisać - to nie tylko jej pasja, ale i recepta na szczęście. Poznaje nowe kraje nie tylko podczas podróży, ale również mieszkając w nich.

Komentarze: 3

Dorota 23 listopada 2010 o 15:34

Miałam takie same spostrzeżenia po pobycie w Rzymie „Byle zaliczyć i zrobic fotke na dowód” ;/ Sama nie dałam się wciągnąć w ten komiczny maraton. Spacery po urokliwych uliczkach przeplatane były rozkoszowaniem się owocowymi lodami siedząc u stóp jednej z wielu fontann, czy chrupiącym panini na wysokich schodach. Niezapomniane espresso pite tradycyjnie na stojąco przy barze obserwując szybkie, a wręcz gwałtowne ruchy włoskiej barmanki. Udało mi się poczuć atmosferę Rzymu, ale nadal mam niedosyt, wiem że to jeszcze wiele rzeczy mnie ominęło. W pamięci wrył mi się także nieprzyjemny obraz: na przeciwko Panteonu z McDonalda wyszła dziewczynka w wielkim McKubkiem, który bezmyślnie wyrzuciła na środek brukowanego placu, tuż obok zabytkowej fontanny. Turyści potykali się o niego, niektórzy kopali… bez komentarza

Odpowiedz

Krzycho 24 czerwca 2013 o 7:12

Dziwię się ludziom którzy zwiedzanie traktują jak odhaczenie listy to-do
Byłem zdjęcie dla potwierdzenia następne miejsce. W taki sposób człowiek nie może poczuć klimatu zwiedzanego miejsca.

Odpowiedz

zagubieniwrzymie 18 kwietnia 2014 o 13:43

Zgadzam się z autorką, iż wieczory dobrze jest przeznaczyć na zwiedzanie bez mapy. Powiem więcej: dobrze jest przeznaczyć na to nawet jeden cały dzień. Tylko gubiąc się w Rzymie jesteśmy w stanie poczuć jego prawdziwą atmosferę :-)
Pozdrawiam i do zobaczenia w Rzymie :-)

Odpowiedz