Kilka przystanków na Malcie
Dawno, dawno temu Cieśnina Gibraltarska była największym i najgłośniejszym miejscem na ziemi. Tysiące hektolitrów wody z hukiem przelewało się, tworząc gigantyczny wodospad, nieubłaganie wypełniający nieckę, którą dzisiaj nazywamy Morzem Śródziemnym. Z błotnistego dna gdzieniegdzie wyrastały potężne, wysokie na jakieś trzy kilometry góry, obecnie nie budzące żadnego szacunku, zdegradowane do pozycji wysp. Tak jak ta tutaj.
Ten tekst został nagrodzony w konkursie Białe miejsca na mapie, w którym zachęcamy do dzielenia się opowieściami o miejscach ciekawych, a rzadko opisywanych.
Odjazd!
Takim torem toczyła się rozmowa, kiedy powolnym spacerkiem nasza wyprawa zdobywała koronę Gozo. I chociaż klify sięgają w najwyższym miejscu 150-200 m.n.p.m., to widoki zapierają dech w piersiach!
Nasza Banda składała się z sześciu osób, których hersztem była Ewka. Szalona Ewka, która nie usiedzi długo w jednym miejscu, a jej nieustające szczęście zmieniło nas z gotowych na dzikie koczowanie w namiotach bez wody i gazu, na w pełni zaopiekowanych, z dachem nad głową i oprowadzonych po wszystkich zakamarkach. Couchsurfing to potęga!
Stop – Pętla Autobusowa
Na Malcie komunikacja miejska pełni rolę komunikacji krajowej. Za jakieś dwadzieścia euro można kupić tygodniowy bilet i jeździć do woli. Pełnowymiarowe autobusy mijają się na wąskich uliczkach okolonych domami lub kamiennymi ogrodzeniami zza których wylewa się kolczasta opuncja.
Niestety na wyspy dotarliśmy już po modernizacji i nie było nam dane przejechać się wysłużonymi, klimatycznymi pojazdami, dzięki którym Malta zdobyła przydomek Kuby Europy. Jak później dowiedzieliśmy się, zmiany wciąż były w toku i właściwie co miesiąc zmieniały się trasy i przystanki. Czekając na swój autobus widzieliśmy jak dyspozytor ruchu tłumaczy, pokazując na mapie kierowcom którędy mają teraz jechać.
Być może stąd niechęć do zatrzymywania się na przystankach (większość z nich jest „na żądanie”). Kiedy przypadkowo ktoś z nas wcisnął przycisk stop i autobus zatrzymał się na pustym przystanku bez powodu, zostaliśmy zaatakowani przez miejscową lożę emerytek, które bardzo dobitnie pokazały nam swoje niezadowolenie. I chociaż język maltański jest szaloną mieszanką arabskiego i włoskiego, to większość mieszkańców doskonale zna angielski (na złość Mussoliniemu, który próbował wmówić Maltańczykom, że tak naprawdę są Włochami, jednak sami zainteresowani woleli w tej sytuacji zwrócić się ku kolonialnej przeszłości). Dzieci już w szkole uczą się z podręczników pisanych po angielsku, ponieważ jest ich tak mało, że nie opłaca się drukować maltańskiej wersji. Nie mogliśmy więc udawać, że nie rozumiemy. Zbesztanym nie pozostawało nam nic innego jak pocieszyć się krajobrazem.
Next Stop – Kill’em all!
Archipelag Maltański to jedno z niewielu miejsc, gdzie w ogóle nie ma ptaków. Ani widu, ani słychu. Przez wieki Maltańczycy strzelali do pierzastych intruzów, niszczących uprawy, ale przed ich kulami nie uchroniły się także drapieżniki. I chociaż dziś nie stoi za tym nic innego jak tylko usankcjonowana przez tradycję żądza zabijania, to nie udało się ustanowić zakazu strzelania, projekt ustawy przegrał jednym głosem.
Jest to bardzo krótkowzroczna decyzja. Brak ptaków oznacza rozwój szkodników, przede wszystkim szczurów i owadów. Gryzonie już można zobaczyć jak wylegują się w cieniu kamiennych murków.
Next Stop – Why so serious?
Nasze couchsurfingowe ścieżki zaprowadziły nas pod dach prawdziwych wyznawców Latającego Potwora Spaghetti. Trafiliśmy akurat na wesołe, środowe spotkanie, co oznacza wspólne gotowanie, jedzenie i rozmowę. Główną myślą religii jest paradoksalnie większy dystans do wierzeń i zasad przez nie narzucanych. I chociaż u nas wyznanie to uznawane jest raczej za żart na poziomie gimbazy, to maltańscy pastafarianie naprawdę działają, chociażby organizując marsze na rzecz tolerancji i przeciwko nienawiści. I naprawdę urzekł mnie pogląd, że ludzkość pochodzi od piratów, ponieważ nasze DNA jest zgodne w 99,9%, a za globalne ocieplenie odpowiada ciągły spadek liczby kolegów Jacka Sparrowa.
Pastafarianinem może zostać każdy, na przyjęciu spotkaliśmy więc emerytowanego policjanta, pracownika korporacji, grafika komputerowego, przekrój przez całe społeczeństwo. Dodatkowo, według wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, Malta boryka się z bardzo podobnym problemem jak Polska. Oficjalnie kościół jest oddzielony od państwa, jednak w praktyce sprawuje bardzo konkretną władzę. I chociaż większość Maltańczyków jest wyznania katolickiego, to pastafarianom nie podoba się narzucanie obowiązku religijności wszystkim mieszkańcom.
Next Stop – obcy na horyzoncie!
Działania pastafarian nie są bezpodstawne. W tej chwili na Malcie pojawiły się problemy wynikające z uprzedzeń do obcych. Przeglądając Malta The Times trudno było nie zauważyć, że na wyspach dochodzi do aktów przemocy wobec emigrantów. Paradoksalnie nie chodzi o tych, którzy dopiero się pojawili. Ofiarami najczęściej padali ci, którzy już się tu zadomowili, prowadzili własne biznesy, często byli już pokoleniem, które na Malcie się urodziło.
Nie oznacza to jednak, że na Maltę nie przybywają nowi. Mario, jeden z naszych hostów, opowiadał, że pewnego dnia, na plaży nagle pojawili się ludzie. Było ich około tysiąca. Taka liczba nie robi wrażenia w porównaniu ze statystykami, którymi zasypuje się nas codziennie, jednak dla kilkusetosobowej miejscowości, był to poważny kryzys.
– Nas nikt nie uprzedził, po prostu z dnia na dzień przybyli, trzeba było szybko wszystko zorganizować. Wy sobie poradzicie, wy wiecie, że oni do was idą, zdążycie się przygotować – mówił.
Patrząc na ostatnie wydarzenia ciężko nie stracić wiary w jego słowa.
To gdzie my właściwie jesteśmy?
Malta to wyjątkowe miejsce, gdzie wszyscy doskonale się znają, albo przynajmniej mają wspólnych znajomych. Pod tym względem to taki mały, wyspiarski świat.
Szczęśliwie nikt nie kazał mieszkańcom wymieniać samochodów, więc mimo braku odpowiednio starych autobusów, na ulicy można zobaczyć wiele pięknie utrzymanych, zabytkowych pojazdów i bardziej lub mniej prowizorycznie robione pick-upy. Powiedzmy, że w ten sposób kubańska atmosfera została zachowana. Z kolei fasady kościołów ozdobione są kolorowymi lampkami, które często rozwieszone są też nad wąskimi uliczkami, wszędzie można zobaczyć malutkie kapliczki i święte figurki, co może przywodzić na myśl kolorowy Meksyk. Płaskie dachy i ciepły wiatr z południa przypominają nam, jak blisko stąd do Afryki. Fenickie łodzie z oczami pilnie obserwują kamienice z charakterystycznymi, zabudowanymi balkonami. Niby są to tylko trzy małe wyspy, a jednak mieści się na nich tyle różnych światów, że grzechem byłoby ich nie odwiedzić. Zwłaszcza, że loty na Maltę są teraz tanie!
Jeżeli podobał tekst wam się podobał, to zapraszam na mojego bloga AntyPodróże, na którym opisuję m.in. nasze przygody z maltanskim couchsurfingiem.
Komentarze: (1)
Zenka 14 października 2016 o 14:48
jakis taki chaotyczny ten tekst….
Odpowiedz