Wyjazd do Korei Południowej był całkowicie spontaniczny. Szkic trasy planowanej jeszcze w Polsce nie uwzględniał tego kraju jednakże wolność i niezależność w indywidualnym podróżowaniu daje możliwość szybkiej zmiany tych planów.

Dostać się do Korei Południowej można na wiele sposobów – ja wybrałam oczywiście tą najtańszą wersję, czyli trwający szesnaście godzin przejazd promem po Morzu Żółtym z chińskiej miejscowości Dalian do koreańskiej Incheon. Stamtąd jedną z linii metro dostałam się do samego centrum stolicy Południowej Korei – Seulu.

Centrum miasta mało kojarzyło mi się z Azją – na około kolorowe reklamy znanych, luksusowych europejskich marek, a obok amerykańskie restauracje typu Pizza Hut, KFC czy Starbucks. Do tego ludzie ubrani bardzo nowocześnie, wszyscy z najnowszymi modelami telefonów komórkowych, do których prawie każdy miał dowieszony jakiś dziwny świecący gadżet. Nawet biznesmeni rozmawiający na ulicy nie ukrywali swoich kolorowych przywieszek typu „Hello Kitty”, które w Korei są bardzo na topie.

Kaukaskie rysy i toaleta z pilotem

Ale nie tylko to jest modne, w lokalnych autobusach widnieją nawet reklamy ukazujące młode i piękne białe profile kobiet, które zachęcają do zabiegów plastycznych i zmiany swojej azjatyckiej karnacji na tą śnieżnobiałą. Nie da się ukryć, że nasza uroda jest tam w pożądaniu i nawet rodzice jako prezent na zakończenie szkoły dają pieniądze swoim pociechom na taką właśnie operację. Większość Koreanek uważa siebie za mało atrakcyjne, a kaukaskie rysy uważają za idealne. Dlatego w autobusie byłam jedyną osobą robiącą zdjęcie reklamie, która nikogo tu już nie dziwi.

Technologiczne rozwinięcie Korei Południowej widać tu na każdym kroku. Za przykład mogą posłużyć taksówki – wszystkie wyposażone w system nawigacji satelitarnej GPS oraz automatyczne zamykanie i otwieranie drzwi. Jednakże to nie taksówki zadziwiły mnie aż tak bardzo jak domowa koreańska toaleta. Pierwszy raz w swoim życiu musiałam zrobić zdjęcie temu azjatyckiemu wynalazkowi i skonsultować jego działanie z koleżanką Koreanką.

W Korei uważa się, że używanie papieru toaletowego jest niehigieniczne, a więc wymyślno toaletę z automatycznym pilotem, który po wciśnięciu odpowiedniego przycisku włącza system myjący. Pilot taki posiada cztery przyciski, pierwsze dwa myją odpowiednią część naszego ciała, trzeci suszy, a czwarty na którym namalowana nutka, wydaje melodie… Można by powiedzieć, że to taka toaleta z bidetem w jednym. Może kiedyś i u nas będzie to podstawowe wyposażenie w mieszkaniu?

Autostopem do Seulu

W Korei nikt nie narzeka na drogi czy system komunikacji. Wszystko chodzi tu jak w zegarku, a podróżowanie to czysta przyjemność choć nie ukrywam, że dość droga, szczególnie w porównaniu z innymi krajami Azji Wschodniej. Dlatego też pewnego wieczoru wracając z parku narodowego Seoraksan na wschodzie Korei, byłam zmuszona wypróbować działanie lokalnego autostopu. Karta kredytowa współtowarzyszki podróży nie zadziałała, więc nie miałyśmy wystarczającej ilości pieniędzy na bilety powrotne do Seulu.

Było już ciemno więc miejskim autobusem dostałyśmy się na drogę wylotową z miasta, a przed tym na przystanku poprosiłyśmy pewną Koreankę aby napisała nam na kartce SEUL po koreańsku. Z tą właśnie kartką stanęłyśmy na wylotówce i liczyłyśmy na szczęście.

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu już drugi przejeżdżający samochód zatrzymał się. Kierowcą okazał się starszy łysy Koreańczyk o bardzo gęstych brwiach, nie mówiący w żadnym innym języku niż koreański. Nie mogłyśmy się więc z nim porozumieć jednakże na widok naszej kartki kiwnął głową i w drogę.

Podczas podróży próbował nam coś wytłumaczyć ale niestety na nic się to zdało. Potem co chwila dzwonił gdzieś aż same nabrałyśmy wątpliwości i strachu czy aby na pewno decyzja o autostopie była poprawna. Wszechobecna ciemność i poważny wyraz twarzy kierowcy pobudzały naszą wyobraźnię do momentu kiedy Pan podał mi swój telefon komórkowy. W słuchawce usłyszałam miły głos Koreanki, która po angielsku wytłumaczyła mi, że kierowca nie może nas zawieźć do samego Seulu, ale podwiezie nas na dworzec autobusowy już niedaleko samego miasta. Okazało się, że ten oto poważny i milczący kierowca dzwonił po znajomych w poszukiwaniu kogoś mówiącego po angielsku.

Bez kimczi jeść nie wolno

Mówiąc o Korei Południowej nie sposób nie wspomnieć o kimczi – dumy koreańskich smakoszów czyli tradycyjnym daniu koreańskim składającym się z fermentowanych lub kiszonych warzyw, głównie kapusty oraz papryczek chili. Tu wszystko jest podawane z kimczi i bez kimczi w Korei jeść nie wolno.

Dla tych, którzy lubią pikantne jedzenie jest to wręcz raj. Koreański stół to swego rodzaju dzieło sztuki, bardzo kolorowe, z mnóstwem różnorodnych przystawek podawanych w małych ceramicznych miseczkach. Życie toczy się zawsze na podłodze, na której się je, z której ogląda się TV, na której się śpi, siedzi i rozmawia. Posiłki spożywane są metalowymi pałeczkami bardzo często wspólnie z najbliższymi. Kuchnia koreańska jest kuchnią zdrową, nietłustą, bogatą w minerały i witaminy. To kuchnia taoistycznej równowagi, znana jako „kuchnia pięciu przemian”. W filozofii taoistycznej uważa się, że energię chi, niezbędną człowiekowi do życia, czerpiemy z kosmosu i ziemi, a także, kiedy oddychamy i spożywamy posiłki. Według „kuchni pięciu przemian” jedzenie ma energię jin i jang. Podzielone jest na żywioły, a każdemu z nich przypisywany jest jakiś organ wewnętrzny: woda – nerki, ogień – serce, metal – płuca, drewno – wątroba, ziemia – trzustka. Jedzenie to bez wątpienia uczta dla duszy, a nie ciała, dlatego w Korei z większą starannością podchodzi się do niego.

Życie mnicha jest nie dla mnie

Podczas pobytu w Korei Południowej miałam również możliwość poznania od środka życia tutejszych mnichów w położonej na wschodzie Korei świątyni buddyjskiej Golgul.

W tej oazie spokoju dzień zaczyna się bardzo wcześnie. Pobudka o 4 rano, modlitwa na kolanach, śpiewy w świątyni i medytacja, następnie śniadanie i trening sztuki walki Sunmudo, czyli połączenia innych azjatyckich sztuk walki w jedno. Następnie wspólna herbata z mnichami i wykonanie stu ośmiu ukłonów ukazujących szacunek Buddzie. Posiłki tylko i wyłącznie wegetariańskie, spożywane na podłodze w absolutnej ciszy i zamyśleniu. W ciągu dnia spacery po świątyni, która jako jedyna posiada dwanaście jaskiń i wyrzeźbionego w skale posągu siedzącego Buddy datowanego na IX wiek. Światła gasną już o dwudziestej drugiej kiedy następuje cisza nocna i cały kompleks świątynny zanurza się w objęcia Morfeusza. Pobyt w świątyni był niezapomnianym przeżyciem podczas którego zrozumiałam, że życie mnicha nie jest dla mnie.

Korea Południowa to bez wątpienia zielony kraj, a Koreańczycy uwielbiają spędzać czas na wolnym powietrzu, szczególnie chodząc po tutejszych górach. Historia nigdy nie oszczędzała tego państwa graniczącego od zachodu z Chinami, a wschodu Japonią. Nie dziwi więc fakt, że Korea przez wieki była polem bitwy. Jednakże tak często jak sąsiedzi pragnęli ją zgładzić, Korea Południowa przetrwała i dalej będzie istnieć.

Karolina Sypniewska-Wida

Bydgoszczanka mieszkająca z rodziną w Australii. Razem z mężem prowadzą firmę Albion House - edukacja za granicą. Odwiedziła ponad 70 krajów wyznając zasadę "kto się waha, traci wiele". Jako pierwsza Europejka zamieszkała na małej wyspie w Papui Nowej Gwinei oraz wspięła się na Everest Base Camp w jeansach i adidasach. Szalone podróże, fotografia, poznawanie innych kultur, języki obce, a obecnie bycie full-time mamą, to jej największe pasje.

Komentarze: 3

Michał 20 sierpnia 2010 o 0:59

Świetny artykuł! Czy mogłaby pani napisać coś o ich zachowaniach? O reakcjach na obcokrajowców, jak się z obcokrajowcami obchodzą (bo na pewno nie traktują jak koreańczyków)?
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Karolina Sypniewska 26 sierpnia 2010 o 8:20

Młodzi Koreańczycy- szczególnie ci z większych miast są bardzo głośni i dość nieśmiali choć zdecydowanie bardziej otwarci niż Japończycy. Widok zagadującego do Koreańczyka białego często wywołuje śmiech. Problemem jest często dogadanie się- z angielskim krucho ale radzą sobie w inny sposób- kiedyś zapytany o drogę chłopak, nic nie odpowiedział ale po kilku sekundach wpisał sobie w komórkę odpowiedź, którą przetłumaczył mu internetowy translator:) Ogółem bardzo pozytywnie!

Odpowiedz

Luolei 5 czerwca 2011 o 16:03

Wszystko super, poza tym, że oni nie próbują „upodabniać się” do białych. Jak np. polka się opala to co? Chce być murzynką?

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.