Łucja Matusiak: na rowerach w poprzek przejedziemy Afrykę
Dwanaście tysięcy kilometrów i sześć miesięcy w siodełku. Już za kilka dni rusza rowerowa wyprawa Dakar – Dżibuti. Łucja Matusiak, jedna z uczestniczek ekspedycji opowiada o planowanej trasie i czekających wyzwaniach.
Maciej Czapliński ma już na swoim koncie afrykańską wyprawę rowerową. Dwa lata temu na rowerze przejechał Czarny Ląd od Egiptu po RPA. Podróż tę opisał w książce pt. Afryka – przekrój podłużny. Teraz przyszedł czas na przekrój poprzeczny. Już za kilka dni wraz z Łucją Matysiak wyruszy ze stolicy Senegalu – Dakaru w kierunku Dżibuti. Po drodze odwiedzą miedzy innymi Mali, Kamerun i Etiopię. Ale zanim rozsiądą się wygodnie na swoich rowerach, zadaliśmy Łucji kilka pytań.
- Na bieżąco będziemy sprawdzać, jak jest sytuacja w danym regionie. Od tego będą zależeć ewentualne modyfikacje trasy. (Fot. Maciej Czapliński)
- W razie większej usterki Maciej i Łucja będą liczyć na pomoc miejscowych. (Fot. Maciej Czapliński)
– Skąd w ogóle wziął się pomysł na zdobywanie Czarnego Lądu na rowerach?
Łucja: – To wszystko przez Maćka. Ciągle go nosi z miejsca na miejsce, a od kiedy dwa lata temu wrócił z wyprawy, podczas której przemierzył na dwóch kółkach Afrykę wzdłuż – od Egiptu po RPA, jest nie do wytrzymania. Ciągle mówił i mówił o tej swojej Afryce w poprzek – no i jedziemy.
– Wahaliście się, czy tym razem Afrykę przemierzać ze wschodu na zachód czy z zachodu na wschód. Ostatecznie wybraliście drugą opcję. Co zaważyło na tej decyzji?
Łucja: – Głównie sprawy organizacyjne i prywatne. Z początku chcieliśmy jechać ze wschodu na zachód, ale wtedy musielibyśmy wyruszyć dwa miesiące wcześniej, by ominąć porę deszczową. Okazało się to niemożliwe i dlatego rozpoczynamy naszą podróż w Dakarze, kierując się z niego na wschód.
– Trzonem wyprawy jesteście Wy – Łucja i Maciej. Ale na pierwszym i ostatnim etapie, tj. Dakar-Bamako i Addis Abeba – Dżibuti mogą Wam towarzyszyć inne osoby, które zgłosiły się do udziału. Ile osób ostatecznie będzie z Wami pedałowało? Dlaczego tylko te etapy? Przyjmowaliście każdego, kto się zgłosił?
Łucja: – Na całą trasę postanowiliśmy jechać tylko we dwoje. Ale sześć miesięcy razem to strasznie długo, więc zdecydowaliśmy się zaprosić chętnych do udziału w pierwszym i ostatnim etapie wyprawy. Kilkoro chętnych się zgłosiło i wcale nie są to tylko ludzie, którzy jeździli z nami na różne wcześniejsze wyjazdy. Ogłoszenie zamieściliśmy na stronie Welocypedy.pl, więc właściwie każdy mógł (i nadal może) do nas dołączyć.
W Senegalu i Mali będą z nami jeszcze trzy osoby. A ostatni etap jest wciąż otwarty. Nie wiadomo jeszcze, ile osób do nas dołączy, ale kilkoro chętnych już mamy. Ciekawe, że może się okazać, że będzie to etap – niespodzianka. Jeszcze nie wiemy, gdzie skończymy naszą trasę. W dużej mierze zależy to od sytuacji politycznej w mijanych państwach i tego, jak i kiedy (jeśli w ogóle) uda nam się dojechać do Etiopii.
– Jak wygląda zaplecze logistyczne – czy wiecie już gdzie będziecie spali, gdzie jedli, czy po prostu planujecie „spontan”?
Łucja: – O ile spontan można planować, to tak właśnie zamierzamy zrobić. Wszystko zależy od warunków, drogi, pogody etc.
– A sprawy techniczne? Rower przecież może się popsuć, a o warsztat będzie trudno…
Łucja: – Maciek na szczęście jest już wprawiony w bojach, bierzemy masę części zapasowych, a jeśli będzie bardzo źle, poprosimy o pomoc miejscowych. Rowery są w Afryce dosyć popularnym środkiem transportu, więc mamy nadzieję, że uda się naprawić usterkę.
– A jak formalności? Przejeżdżać będziecie przez różne państwa – do wszystkich potrzebujecie wiz, nie każdą można zdobyć na granicy, a do Konga, które jest na Waszej mapie, nie tak łatwo się dostać…
Łucja: – Oprócz wizy do Senegalu, której notabene nie potrzebują kraje Unii Europejskiej ze starej Piętnastki, a którą wyrobiliśmy sobie w Berlinie, o całą resztę będziemy się starać na miejscu. Nie możemy tego zrobić od razu, ponieważ nie sposób przewidzieć, kiedy do danego kraju wjedziemy i kiedy go opuścimy. Nie mówiąc już o tym, że dziś właściwie nie wiemy, którędy ostatecznie pojedziemy. Ale jakoś to będzie. Przecież to nie wyścig.
– Trasa wiedzie przez kraje, z których docierają ostatnio same złe wieści, na przykład przez Mali i Nigerię. A i o etiopskiej Depresji Danakilskiej było ostatnio głośno z powodu porwania turystów. Nie boicie się?
Łucja: – Na bieżąco będziemy sprawdzać, jaka jest sytuacja w danym regionie. Od tego będą zależeć ewentualne modyfikacje trasy. Na pewno nie zamierzamy (zanadto) ryzykować i pakować się w kłopoty tylko po to, by sprawdzić, jak to jest (chociaż jeśli idzie o Maćka, to wcale nie jestem taka pewna). A czy się boimy? Trochę, ale nie na tyle, żeby rezygnować z tego pomysłu.
– Jak długa będzie Wasza wyprawa?
Łucja: – Przewidujemy, że całość potrwa pół roku, ale nie można wykluczyć zdarzeń losowych, które zmuszą nas do skrócenia trasy. A może wydłużenia?
– Czy na jakieś miejsca wyjątkowo się cieszycie?
Łucja: – Ja cieszę się na całą trasę, nigdy jeszcze nie byłam w Czarnej Afryce. Czas pokaże, które miejsca utkwią na dłużej w mojej pamięci, po których zostaną miłe wspomnienia, a po których – nie.
- Maciej Czapliński ma już na swoim koncie wyprawę afrykańską wyprawę rowerową. Dwa lata temu na rowerze przejechał Czarny Ląd od Egiptu po RPA. (Fot. Łucja Matusiak)
- Maćka i Łucję czeka 12000 km drogi. (Fot. Maciej Czapliński)
– Maciek pisał w swojej książce pisał: Powoli wykluwa się nowy pomysł – a gdyby tak… przejechać Afrykę rowerem? W poprzek. Przejechaliśmy już brytyjską linię KK (Kair – Kapsztad), pora na francuską linię DD (Dakar – Dżibuti). Podobno Afryka Zachodnia jest zupełnie inna. Warto by się przekonać. Czyli pomysł wyprawy Dakar-Dżibuti powstał… na rowerze, na afrykańskich bezdrożach?
Łucja: – To chyba nie do mnie pytanie… Ale zdaje się, że ten typ tak ma, to znaczy – jeszcze na dobre skądś nie wróci, a już myśli, dokąd by się wybrać.
– Czego oczekujesz od tej wyprawy?
Łucja: – Nowych wrażeń, konfrontacji z tym, co tak dalekie i obce jeszcze dla mnie w tej chwili. Myślę, że będzie to też powrót do marzeń o wielkiej przygodzie, na którą do tej pory brakowało mi odwagi.
– Cały czas będziecie siedzieli w siodełkach?
Łucja: – Przewidujemy spływ Nigrem i być może Nilem. Nastawiam się również na intensywne zwiedzanie oraz chodzenie po górach, ale to będą wypady parodniowe. Taka miła odmiana, po siedzeniu w siodełku.
– A w Dżibuti samolot i do domu?
Łucja: – Nie, chyba coś zjemy przedtem. A jak będzie w rzeczywistości? Kto wie… Na razie nie mamy jeszcze biletów powrotnych.
A zatem życzymy… połamania szprych i przebitych dętek! Peron 4 objął patronat nad wyprawą Macieja i Łucji i zapraszamy do śledzenia ich przygód. Bardzo mocno trzymamy za nich kciuki i czekamy na wieści z Afryki!
Komentarze: Bądź pierwsza/y