Michał Pater w swojej nowej filmowej serii postanawia opowiedzieć prawdę o Calais. Tyle że wybiera się tam bez wiedzy o filmowanym temacie, a na miejscu nie kłopocze się rozmową ze spotkanymi ludźmi. Stanowią oni raczej rolę eksponatów w kiepskim filmie, który przypomina bardziej bezmyślną zabawę, niż coś stworzonego przez ciekawego świata podróżnika.

Łatwo dostępny internet i tania elektronika sprawiły, że tym co widzimy i myślimy, możemy się podzielić z całym światem w przeciągu minut. Veni, vidi, post. Kto nie wrzucił choćby jednego zdjęcia z wakacji? Norma. Są też tacy, którzy postanawiają wykorzystać te narzędzia, by uświadomić innym jak jest naprawdę.

Odpowiedzi na niełatwe pytania o różnego rodzaju prawdy od dawna szuka się w formach wymagających pewnego wysiłku, zarówno od twórcy i odbiorcy, takich jak reportaże, badania naukowe czy sztuka. Zaufanie mają także relacje bliskich – ludzi, których znamy i wiemy czy ich słowom ufać. Wiele treści publikowanych przez autorów w sieci tworzy osobną kategorię – ma masowy zasięg, ale trudną do zweryfikowania wiarygodność. Odbiorca musi ocenić samodzielnie to co przekazujemy. Nie inaczej ma się sprawa jeśli chodzi o podróże do nieznanych miejsc czy portrety ludzi z innych krajów. Czy nierzetelnie ukazany obraz wykrzyczany przez internetową tubę może szkodzić?

 

 

Michał Pater to młody entuzjasta podróży, zwłaszcza autostopowych, który sam siebie określa mianem „prawdziwego podróżnika”. Podróżując kręci filmiki kamerką na kijku i wrzuca na swój kanał youtube, który ma tysiące fanów. Ostatnio postanowił zrobić serię pod tytułem Jak jest? i na pierwszy ogień wybrał się do nieoficjalnego obozu migrantów w Calais we Francji. Najnowszy film kończy się podsumowaniem autora: Ludzie w Polsce jak zobaczą ten materiał, to dostaną majndfaka. W naszym przypadku zdecydowanie to nastąpiło. Wielokrotnie.

Tytuł Jak jest: W ciapatowie? W tym momencie odruchowo zamknęłabym przeglądarkę, gdyby nie przekonanie Grześka, że muszę to obejrzeć. Zatem oglądam.

(Filmiku nie zamierzamy linkować – kto widział, ten widział, kto bardzo chce, to znajdzie. Zamieścimy za to komentarze do cytatów.)

Dwóch chłopaków (Michałowi towarzyszy kolega) przechadza się z kamerką na kijku i kamerką przypiętą na piersi po obozie w Calais. Głośnymi okrzykami komentują to co widzą, bo widzą to pierwszy raz w życiu, a poza tym obawiają się, że ktoś im złoi skórę. Są namioty oraz sklecone z blachy i sklejki baraki poobklejane folią, bo nieustannie leje deszcz, kilka słupów elektrycznych, tam gdzie nie ma żwiru – błoto po kolana. Mniej więcej to, raczej mniej, co pokazują fotoreportaże z Calais od prawie roku. Chociażby ten z Getty Images, którym ilustrujemy ten tekst.

 

 

No zobacz, fury mają! Tuż za bramą chłopaki trafiają na kilka aut, które jak wynika z toku ich wypowiedzi nieopatrznie biorą za własność migrantów. Emocjonuje ich także widok sanitariatów, żwiru na drodze, placu zabaw, szkoły. Wygląda na to, że nie doczytali przed wypadem o kilkunastu organizacjach pomocowych, które próbują zapewnić minimum znośnych warunków w obozowisku i zapobiec rozwijaniu się chorób (przed ich pojawieniem się sytuacja była na skraju epidemii) przez ostatnie kilka miesięcy.

Przecież tu się normalnie gospodarka rozwija. Czysty, nieopodatkowany, antysystemowy zysk. Chłopcy wielokrotnie wyrażają zdumienie, że ludzie w obozie nie siedzą z założonymi rękami, ale w prowizorycznych budkach organizują sobie podstawowe usługi: jedzenie, prysznic, fryzjer.

Myślisz, że oni płacą podatki? Oczywiście, że nie! Nie można zaprzeczyć. Jako migranci bez statusu prawnego, nawet jakby chcieli, to nie mogą Zresztą ze sprzedaży kebsa w obozie nie załapaliby się we Francji nawet w najniższy próg podatkowy.

 

 

Cała wycieczka zdaje się kosztować młodzieńców dość sporo energii, bo nie tylko boją się o swoje bezpieczeństwo, ale jak sami przyznają – nie wiedzą co o myśleć o rzeczywistości tak różnej od ich wyobrażeń.

Jedyne co możemy zrobić to wyśmiewać to jak przekłamany jest obraz, który możemy obserwować w telewizji. Sądząc po tym co mówią oraz poziomie angielskiego jaki prezentują, chłopcy nie są w stanie swobodnie korzystać z anglojęzycznej ani francuskiej prasy, w której pojawiają się rzetelne, regularne doniesienia o sytuacji w Calais. Zatem obraz Calais jako tajemniczego, ukrywanego na mapach Google miejsca, gdzie mieszkają niebezpieczni ludzie, którzy szturmują Europę pochodzi prawdopodobnie z polskich mediów i internetu, w dodatku z jakiejś ich specyficznej części. Dziwi trochę, że Michał, który doskonale poradził sobie z dojechaniem na Syberię i z powrotem, nie potrafi skorzystać z wyszukiwarki internetowej, by znaleźć garść informacji przed wyruszeniem do Calais. To co prezentują na filmiku ani nie wyśmiewa, ani nie kontruje tego, co pojawiło się dotąd w mediach.

 

 

Wycieczka trwa, idziemy dalej. Chwilę wcześniej chłopaki zatrzymali się w baraku, gdzie grupa ludzi ogrzewała się przy ogniu i szybko nawiązali dialog przy wódce. Jedni mieli trochę we flaszcze, drudzy też, kieliszki w ruch. Wesoło jest, radośnie. Aż kończy się flaszka. W dalszej części filmiku chłopaki poświęcają sporo czasu rozważaniu jak to się stało, że gdy skończyła się flaszka, ich towarzysze oczekiwali, by Polacy postawili kolejną. Nie dość, że – jak sugerują autorzy – poprzednią migranci pewnie ukradli, to jeszcze żeby dwóch autostopowiczów miało kupować wódkę dla sześciu innych osób – przecież trzeba by było się wykosztować na to wszystko.

Pojawia się i wytłumaczenie, wynikające być może z podróżniczych doświadczeń Michała: Ludzie którzy przybywają z centralnej Azji (…) swojego rodzaju gościnność mają we krwi. Ale ponieważ tutaj są tymczasowo, to to jest taka dość powierzchowna gościnność. Ta myśl okazała się tak zaskakująca, że jej nie potrafimy skomentować. Do tej pory wydawało nam się, że jeśli Azjata przyjechał do Europy, to tym razem on jest gościem. Być może autostopowiczom umknął fakt, że Calais nie jest nowym miejscem zamieszkania tych ludzi, lecz punktem, w którym utkwili podczas swojej podróży.

Dzień zbliża się ku końcowi i choć nie dowiedzieliśmy się o Calais nic więcej niż podczas pierwszych kilku klatek filmu, to emocji jest co niemiara. Kolega Michała gubi nakrętkę od butelki z wodą, którą pomaga mu znaleźć jeden z mieszkańców obozu. I czym mu poświecił? Czym, czym? Ajfonem szósteczką. Owszem migrant to człowiek, który może mieć i-phone’a. Żadna z aplikacji nie ratuje przed bombami, nie daje paszportu ani nie chroni przed prześladowaniami.

 

 

Po kilku godzinach w obozie Calais czas na wieczorne podsumowania przytoczone w niewybrednych, jak i cała narracja, słowach. Chłopcy tłumaczą jak bardzo obóz w Calais ich zaskoczył (nikt ich nie zabił ani nawet nie próbował), kto odpowiada za jego powstanie (*** politycy) oraz dlaczego ludzie się w nim znaleźli (No umówmy się, przyjechali za hajsem.), czyli wszystko czego moglibyśmy oczekiwać od materiału wyjaśniającego Jak jest?

Gratisem dostajemy nawet mądrością uniwersalną, a nawet dwiema: po pierwsze migranci to normalni ludzie, a po drugie Ta cała poprawność polityczna, ta cała zabawa w multikulti doprowadziła do tego, że oni rzeczywiście przyjechali tutaj po lepszy świat. W czasie, gdy Michał Pater publikował ten filmik, w Aleppo zbombardowane zostały kolejne szpitale, w tym ostatni funkcjonujący odział dziecięcy, który nie był bynajmniej pusty. Raczej to będzie miało większy wpływ na decyzje tysięcy ludzi, a nie zabawa w multikulti.

Całość tej emocjonującej dla autorów superprodukcji nasuwa pytanie, czy ta zabawa w reportera nie poszła o krok za daleko i nie odbywa się kosztem innych. Żądza poznania i zobaczenia na własne oczy nie zwalnia od zachowania choć minimum etyki i uwagi na słowa. Popularność w sieci nie dodaje prawdziwości słowom, ale rozdmuchuje w niekontrolowany sposób te źle wypowiedziane.

Nawet jeśli autorzy nie mieli intencji stworzyć negatywnego obrazu spotkanych ludzi, ich komentarze powtarzają bezmyślne opinie, budują nieufność i oskarżenia. Brak im wiedzy o filmowanym temacie i umiejętności rozmowy z ludźmi, których traktują raczej jak eksponaty, niż partnerów. Całości bliżej do kiepskiego filmiku nastolatków z wycieczki do zoo, niż czemukolwiek związanemu z ciekawością świata podróżnika. A jednak film obejrzało już kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a nazwisko autora widnieje wśród gości Festiwalu Podróżników National Geographic. Czy to najlepsze co mogą zaoferować młodzi polscy podróżnicy? Chyba nie.

Calais to dramatyczne doświadczenie dla tysięcy ludzi, kilkoro z nich kosztowało życie. Wielu wolontariuszy z wysiłkiem próbowało zapewnić choćby minimalną pomoc; fachowi reporterzy nakręcili filmy, zrobili zdjęcia, napisali reportaże. Dzięki niektórym z nich udało się coś poprawić – pojawiły się werdykty sądu, fundusze, konkretne działania. Czy ten filmik zmieni coś na plus poza ilością lajków na profilu Michała?

Polecamy: 11 dobrych książek o migracjach, islamie i wojnie w Syrii

PS. W środę, 4 maja, dowiedzieliśmy się, że Michał Pater jednak nie wystąpi na festiwalu National Geographic. Organizatorom również nie spodobały się jego najnowsze filmy z Calais.

Jagoda Pietrzak

Lubi ciekawe historie i zmieniający się krajobraz. Od pewnego czasu próbuje wrócić z Bliskiego Wschodu. Robi mapy i Peron4.