O uchodźcach. I o strachu
Dużo ostatnio mówi się o strachu. Nie odbieram ludziom prawa do bania się. Każdy ma prawo bać się o swoją rodzinę, o swoich przyjaciół, o swój dom, o swoją pracę, o swój poziom życia i o swoje życie wreszcie. Bez strachu nie ma odwagi.
Tak samo, jak mają prawo bać się ci, którzy przez ostatnie cztery lata uciekają z Syrii. I mają prawo bać się coraz bardziej – nie tylko dlatego, że wojna w ich kraju się zaostrza, ale również dlatego, że tam, dokąd próbują uciec, wcale nie są mile widziani.
Ale w całej tej toczącej się od kilku dni dyskusji zastanawiają mnie dwie rzeczy.
Jedna to to, jak warunkowa jest nasza pomoc. Uchodźcy muszą dobrze wyglądać (zapłakane oczy, smutne twarze, potargane włosy, grube kołdry narzucone na cienkie ubrania, bo przecież jest zimno – są jak najbardziej w cenie). Mają budzić nasze współczucie. Tak żeby chciało nam się im pomóc. Nie widzimy w nich pojedynczych ludzi, tylko masę i najlepiej, żeby ta masa wyciągała ręce w proszącym geście. I jeszcze po sobie sprzątała, abyśmy mieli pewność, że nie przyjmujemy do siebie jakichś zacofanych obiboków, którzy nie wiedzą, gdzie wrzuca się plastikową butelkę, a gdzie papier. I nie ma znaczenia, że pewnie, jak już przekroczyłeś syryjską granicę, przepłynąłeś morze, przeszedłeś do Węgier starymi torami tak, żeby wyminąć budowany mur i zasieki z drutu kolczastego – to, kiedy po kilku dniach koczowania na dworcu, podstawiają ci autokar do Austrii biegniesz do niego ile sił w nogach, żeby mieć pewność, że nie ominie cię przepustka do świata, gdzie ktoś cię wreszcie chce. I, że wtedy zostawia się po sobie śmieci, co dla niektórych jest dowodem na niechlujstwo: niech przyjeżdżają, kiedy już nauczą się po sobie sprzątać. Bo skoro nie sprzątają to nie szanują naszych wartości.
To mnożenie warunków pomocy (czyści, grzeczni, nieszczęśliwi, tylko na czas wojny) jest po prostu paskudne. Czy tonącego też egzaminujemy z zasad dobrego wychowania zanim rzucimy mu koło ratunkowe?
A druga rzecz dotyczy naszych wartości i tego, jak łatwo przychodzi nam zmienić zdanie. Moje pokolenie to pokolenie dobrobytu. Nigdy nie było zagrożone, nigdy nie musiało o nic walczyć, nigdy nie musiało sprawdzić się w warunkach ekstremalnych (i nie chodzi tu o skok na bungee czy o nocowanie w puszczy, a o sprawdzian z człowieczeństwa). Jesteśmy dobrzy, tolerancyjni, inteligentni, pracowici, i tylko czasem trochę rozczarowani rzeczywistością wokół nas. Ale kiedy się boimy, potrafimy nakręcić się każdą złą informacją – jakbyśmy nie mieli własnego rozeznania w tym, co należy robić, kiedy ktoś woła pomoc.
Ludzie wykształceni, podróżujący (i podczas tych podróży, często korzystający z dobroci i gościnności innych), otwarci, po najlepszych szkołach, z zamożnych rodzin (i sami zamożni) piszą, że wczoraj jeszcze współczuli, a dziś się boją. FB zapełnia się historiami o gwałtach, rozbojach, pobiciach – na każdą historię o Syryjczyku zostaje przytoczona taka sama o Polaku, który zgwałcił i pobił w Polsce albo na emigracji (i to na emigracji zarobkowej, a nie na uchodźctwie). Tej licytacji nikt nie wygra. Ale budowanie obrazu świata tylko z negatywnych newsów nikomu nie wyjdzie na dobre – szybko okaże się, że jednym rozwiązaniem jest zabarykadowanie się we własnym mieszkaniu i nie wpuszczanie nawet sąsiada.
Obóz syryjskich uchodźców w irackim Kurdystanie – galeria zdjęć
I z ręką na sercu – czy nikt z was nigdy nie wściekł się stojąc w korku w upalny dzień? Nie zatrąbił na zbyt powolnego kierowcę („to na pewno kobieta”– sama tak czasem mówię), nie pokazał fucka i nie zaklął pod nosem? Czy nikogo nie zalewała krew, kiedy stał w kolejce w supermarkecie a kasjerka nie potrafiła nabić kodu, potem skończyła jej się rolka, a na koniec płacącemu zablokowała się karta? Sami mamy emocje na wierzchu z o wiele bardziej błahych powodów niż długa podróż przez morze, próby przedostania się prze granice, wściekłe twarze policjantów wymachujących pałkami i wspomnienia domu, który leży w gruzach.
Takie incydenty, jak obrzucanie autokaru butelkami i gównem są karygodne. I budzą zrozumiały strach. Ale nie powinny nam odbierać rozumu. Nie można oceniać całej grupy uchodźców na podstawie zachowania dziesięciu, pięćdziesięciu a może nawet i setki chłopaków, którzy zdemolowali autokar. To tak, jakby inne narody opisywały Polaków na podstawie zachowania kiboli na meczu piłkarskim.
Ci, którzy ten autokar zniszczyli, i wszyscy ci, którzy dopuszczają się czynów niezgodnych z prawem powinni zostać ukarani (w sądzie). A my spróbujmy zrozumieć skąd ta agresja się bierze. Bo nasza agresja – na razie tylko słowna (przecież uchodźców w Polsce nie za wielu), ale na Węgrzech już konkretna w postaci młodych byczków straszących koczujących na dworcu Keleti – bierze się najpewniej ze strachu. Dokładnie tak samo jak agresja uchodźców.
Ja też się boję. Boję się głupoty, boję się fanatyzmu, boję się ludzi, którzy ślepo podążają za tym, co mówią przywódcy. Boję się terrorystów (dla mnie terroryzm to nie rasa, ani nie religia ale stan umysłu). Boję się wojny. Ale strach nie usprawiedliwia (nikogo). I nie jest powodem do odrzucenia wartości, o których mówimy, gdy czujemy się spokojni albo, gdy żądamy czegoś dla siebie. Solidarność, dobroć, godność, wolność, rozwój. Humanizm.
Jeśli wierzymy w solidarność, w humanizm i w dobroć to właśnie oblewamy egzamin.
Odwaga to zachowywanie się przyzwoicie pomimo strachu. A przyzwoitość to nic więcej, jak widzenie w innym człowieka takiego, jak my sami. I pomaganie mu, kiedy woła o pomoc. Co on z tym zrobi to już jego sprawa. Jest wolny, a pomoc nie może go zniewalać. Jedyne, co mogę zrobić w całej tej sytuacji, jedyne na co mam wpływ – to wymagać od siebie tego, żeby zachowywać się jak człowiek.
PS. A jeśli nie przekonuje was odwołanie się do humanizmu, który jako Europa święcie wyznajemy, to może pomoże argument cyniczny. Jeśli my im okażemy dobroć, jeśli o nich zadbamy, jeśli prawdziwie ich zasymilujemy, jeśli nauczymy ich dzieci naszych języków a rodzicom tych dzieci zapewnimy pracę i bezpieczeństwo, to może – kiedy już wreszcie skończy się wojna i wrócą do siebie – może wtedy nie dołączą do dżihadystów właśnie dlatego, że będą wiedzieć lepiej od nich jacy jesteśmy: my, Europejczycy. I, że nie będą się bać nas ani naszej religii.