Macie ochotę na pieczoną świnkę morską, albo mięsną empanadę? A może wolicie zjeść pączki bañuelos i popić je słodkim napojem z kukurydzy. Zapraszamy na pełne jedzenia targowiska Ameryki Południowej.

Kuchnia krajów andyjskich to mieszanka wpływów hiszpańskich z lokalną kuchnią Indian. Do tego dołóżcie  to co wniosła do niej każda nowa fala imigrantów z Europy czy Azji, która za każdym razem dodawała kolorytu do palety smaków tego celebrującego jedzenie kontynentu.

Smażona świnka morska, południowoamerykański przysmak

Jeśli pieczona świnka morska uśmiecha się do ciebie, czas odwiedzić Amerykę Poludniowa. (Fot. klapkikubota.com)

Podstawowymi miejscami kulinarnej eksploracji w Ameryce Południowej są targowiska, czyli mercado central (obejrzyjcie sobie: zdjęcia z Mrecado central w Sucre). Niejednokrotnie są to potężne instytucje, dookoła których obraca się życie miasta. Generalnie, podzielić je można na części owocowo-warzywną, mięsną, comedorie (miejsce, gdzie serwuje się gotowe posiłki) oraz sektor ze świeżymi sokami i deserami.

Comedoria z kolei dzieli się na śniadania, obiady i kolacje, gdzie dane części rynku ożywają o określonych porach. Najczęściej daną sekcję obsługuje kilka pań serwujących identyczne dania w identycznych cenach. Niemniej konkurencja jest zaciekła i gdy kroczysz między stoiskami, co i rusz dueña (właścicielka stanowiska) będzie cię nawoływać zachwalając swoje dania lub delikatnie obejmując twoje ramie zaprowadzi na ławeczkę przy swoim stanowisku.

Na śniadanie empanada

Część potraw jest wspólna dla Boliwii, Peru i Ekwadoru, inne będą dostępne tylko w danym kraju.

I tak: z rana królują drobne przekąski, takie jak empanady – mięso z warzywami w soczystym sosie, a to wszystko zamknięte w cieście na kształt pieroga lub papa reyeny, koncepcją przypominające pyzy ziemniaczane nadziewane mięsem, warzywami bądź jajkiem.

Dla tych lubiących śniadania na słodko boliwijskie mamity (pieszczotliwe określenie tutejszych kucharek) przygotowane mają gorący, słodki napój api z czerwonej kukurydzy i świeżo upieczone pączki drożdżowe, posypane cukrem pudrem, zwane tu bañuelos.

Przechadzając się ulicami, natykamy się co i rusz na oboźnych sprzedawców soków, którzy za równowartość dwch złotych uraczą cię sporą szklanką świeżo wyciśniętych pomarańczy lub grejpfrutów, a jak skończysz, zaskoczą cię jappą. Jappa to bardzo miły koncept dokładek, który dotyczy napojów, zup czy sałatek owocowych.

Będąc przy owocach należy nadmienić, że każdy w wyżej wymienionych krajów ma swoją tropikalną część, skąd praktycznie przez cały rok dostarczane są świeże, tropikalne frukty. Z nich panie na kolorowych stoiskach przygotowują salaterki pełne pokrojonych owoców oblanych pysznym, domowym jogurtem, a wieńczy to cudo bita śmietana. Z egzotycznych owoców na szczególną uwagę zasługuje kwaśne tumbo oraz gorzko-słodkie pomidory z drzewa – tomate de arbol.

… na obiad ceviche

Jako że zbliża się już pora obiadowa, warto wybrać się na kanapkę z chorizo serwowaną w Sucre na słynnym stoisku 7 lunares.

Jeśli mamy ochotę na owoce morz, watro podskoczyć na rynek w Arequipie, gdzie serwowany jest specjał Peru –ceviche, w najlepszym wykonaniu. W skrócie – koncept przypomina japońskie sushi, bo ryby, kraby i ośmiornice są surowe, niemniej marynowane w ostro-kwaśnym sosie, co pozbawia je morskiego posmaku. Danie przykryte jest sowicie cebulą, do tego podawana jest prażona kukurydza dla neutralizacji smaku oraz słodki ziemniak dla kontrastu. Jest to potrawa, która bezsprzecznie zaskoczy kubki smakowe niejednego smakosza.

Dla tych, którym z tych lub innych powodów żołądek szwankuje, polecamy wybrać się na caldo de gallina – rosół z kury, serwowany na gwarnym rynku w Cuzco. Krzepi i momentalnie stawia na nogi.

Po sytym obiedzie nasz organizm domaga się słodkiego, więc gorączkowym wzrokiem szukamy dziewcząt chodzących z tackami, na których w kolorze biało-czerwonym pysznią się kubeczki z ryżem na mleku pokrytym kisielem z owocami.

… a wieczorem anticucho

Wieczorową porą na miasto ruszają sprzedawcy ulicznych przekąsek. Najwykwintniejszym delikatesem jest anticucho, czyli pokrojone w cienkie plasterki krowie serce z grilla, pędzelkiem posmarowane olejem z przyprawami. Jeśli ów pędzel dzierży kulinarny artysta, otrzymuje się delikatne, kruche mięso, które znika szybko, zostawiając samotny patyczek.

Niemniej przekąskami się nie zadowalamy i zamawiamy talerz zupy z orzechów (sopa de mani). Jest to danie pożywne i tak bogate w smaku, że nie dziwi fakt opuszczenia Boliwii przez McDonalds´a. W tym kraju ta instytucja nie ma racji bytu, gdyż w cenie gumowego hamburgera można tu kupić dwudaniowy obiad albo lomito, czyli piramidę z ryżu, frytek, mięsa i surówek, która ledwo mieści się na talerzu.

Dla tych, którzy chcieliby ucieszyć oko i podniebienie, Ekwador proponuje prosiaka, leżącego rozłożyście na blacie, z którego dueña gołymi rękoma wyskubuje różne części mięsa, dokłada przysmażone ziemniaczki i kawałki chrupiącej skórki. Ostatnim, równie ciekawym wizualnie daniem jest cuy (świnka morska), dawniej główny delikates prekolumbijskiej Ameryki. Aktualnie doprowadzony do perfekcji i serwowany w picanteriach, najczęściej na obrzeżach miast.

Ciekawostką jest, iż sporadycznie można natknąć się w Ameryce Południowej na polską kuchnię. Zwłaszcza tzw. sandwich a’la Polaco cieszy się niesłabnącą popularnością na rynku w Sucre. Dwieście kanapek sprzedanych w przeciągu dwóch godzin mówi samo za siebie.

Jeżeli czytając ten artykuł pociekła ci ślinka, jestem wielce rad z faktu, że przekonałem cię do odwiedzenia rynków Ameryki Południowej. Codziennie karmią one miliony ludzi, a ty, mam nadzieję, pewnego dnia będziesz jednym z nich.

Michał Kitkowski i Maja Szymańczak

Chcą pożreć świat wzrokiem, wymienić miliony uśmiechów i uścisnąć miliony rąk przy pomocy jednego kciuka. Blogują na Klapki kubota

Komentarze: 3

Andzia 3 stycznia 2013 o 18:06

Właśnie czytałam i słyszałam o tym, że w niektórych krajach świnka morska jest przysmakiem i to bardzo drogim. Szok mnie wtedy ogarnął, pewnie dlatego, że sama kiedyś takową hodowałam i nawet i mi przez myśl by nie przeszło że mogła bym taką zjeść, przecież tam i mięska jest niewiele. Choć przyznaje może tak pisze bo nigdy nie spróbowałam a ci co próbowali może już się oprzeć nie mogą hehehe

Odpowiedz

Arq 15 stycznia 2014 o 12:49

@Andzia – no fakt, miesa nie za duzo :) W smaku bardzo dobre, delikatne, jednak za duzo zabawy z cala swinka – trzeba obskubac cale cialko, a w dodatku w srodku mozna znalezc „niespodzianki”, na poziomie serduszka i watrobki. Raz probowalem, wiecej nie zjem (jak mowie – za duzo roboty), chociaz polecam kazdemu, kto odwiedza Peru (to takie kulinarne Machu Picchu). Co do ceny to zalezy… dla amerykanskiego, czy nawet przecietnego polskiego turysty duzo nie jest (nawet w lepszych knajpach w Cuzco to bedzie ok 40-50 zl), dla studentow podrozujacych z plecakiem, jak ja to jednak spory wydatek :D

Sama kuchnia Peru, Boliwii i Chile najlepsza nie jest – gdzie sie nie pojdzie dostaniecie caldo blanco, czyli zupa z… wody? Sam nie wiem co tam jest poza ziemniakami, ale smaku to nie ma zadnego. Ceviche jest jak polskie sledzie (za ktorymi nie przepadam), anticucho jest jak z gumy. W dodatku wszedzie lomo saltado, czyli zle przyrzadzona wolowina i ziemniaki we wszystkich mozliwych formach (z ktorych 90% jest twardych lub lykowatych). Inne „przysmaki” wymienione tutaj sa prawie nie dostepne w tych krajach, poza drogimi, nastawionymi na Amerykanow restauracjami w Limie, Cuzco, czy innym Santiago.

Ale zeby nie bylo, ze tylko narzekam – mozna sie przynajmniej najesc prawie za darmo :) wiekszosc knajpek oferuje tzw. menu del dia, w ktorego sklad wchodzi jakas zupa, drugie danie, napoj i najczesciej deser. Calosc mozna dostac za ok 5-10 soli (6-12 zl)

Odpowiedz

Anna 29 września 2014 o 11:15

Czy kiedykolwiek badali Państwo jak świnki morskie zostają przygotowane do spożycia?

Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie te zwierzęta żywe zabierane są z kojcy (wyrywają się z ręki, piszczą, próbują uwolnić) i natychmiast wrzucane do wrzątku (garnek stoi w tym samym pomieszczeniu) (proszę spróbować polać sobie palce wrzątkiem – a potem spróbować wyobrazić sobie polanie wrzątkiem całego ciała(krzyczą w garnku – wszystkie bez wyjątku – stąd pyszczek pozostaje rozwarty – podczas podawania końcowej potrawy na talerz). Żywym Kaczkom czy kurom odgina się jedynie szyję (uniemożliwia się wydawanie krzyku) i polewa po kolei odcinki ciała wrzątkiem.

W ten sposób kucharz ułatwia sobie obieranie każdej przyszłej potrawy z sierści.

Dopiero następnie rozkłada się miękkie, napuchnięte części na ruszt. Warto mieć tego świadomość – programy kulinarne czasami pozwalają te sekwencje zdarzeń obejrzeć – wiele osób nie zawsze posiada wiedzę o elementach poprzedzających finał. Czy warto to poruszać, nie wiem… daleko sięgam

a.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.