Road trains, to ogromne ciężarówki, które krążą dostojnie po drogach Australii. Im bardziej zapuścimy się w głąb tej krainy, tym większe pojazdy spotkamy. Dlaczego?

Największe road trains, jakie do tej pory spotkaliśmy, to te na drogach Terytorium Północnego – dystanse ogromne, ludzi niedużo, kopalń za to bardzo wiele. Te trzy czynniki sprawiają, że to w NT można spotkać „pociągi drogowe” z kategorii NAJ . Tonaż tych największych sięga 180-200 ton i daje im zaszczytne miejsce nr 1 w kategorii najcięższych (legalnych) ciężarówek na świecie.

Co ciekawe road trains mają swoje limity. Na drogach stanów Nowa Południowa Walia oraz Wiktoria tych największych spotkać nie można, bo prawo stanowe tego zabrania. W stanie Qeensland limity już są trochę niższe. Nie wiem jeszcze jak jest w Zachodniej Australii, ale też podejrzewam, że bez dużych ograniczeń.

Co wozi się pociągami po australijskich drogach? Głównie są to wszelkiej maści minerały, które wydobywane są w tutejszych kopalniach. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby wieźć i inny towar: bydło (czasem kiedy nocujemy na przydrożnych parkingach, to budzi nas charakterystyczny zapach!), drewno oraz paliwo.

Pamiętam kiedy jechaliśmy na Cape York i gdy „udało” mi się zakopać samochodem w rzece, to właśnie kierowca „road traina” wiozącego diesla pożyczał nam taśmy do wyciągania. Powiedział, że jedzie z okolic Brisbane, aby zawieść dwie cysterny do wioski Aborygenów. Zapytałem go, jak często tam jeździ? Raz na rok! – odparł bez namysłu. No i z głowy!

Gdy przypłynęliśmy do Darwin, kapitan naszego jachtu dał mi jedną wskazówkę – Uważaj na road trains! Kiedy zapytałem go dlaczego – odparł enigmatycznie: Sam zrozumiesz!

No i zrozumiałem. Drogi w outbacku są zwykle bite, często dość wyboiste i co najważniejsze mają zwykle tzw. miękkie pobocze. Dla tych bestii to żadna różnica, czy jadą po asfalcie czy po drodze bitej, no może poza tym, że kiedy jadą po tej drugiej to w lusterka raczej nie patrzą. Tumany kurzu jakie za sobą ciągną sprawiają, że jadąc z naprzeciwka musimy się zatrzymać, a przynajmniej porządnie zwolnić samochód – przez kilkanaście sekund nie widać wokoło niczego poza chmurą pyłu.

Nasz samochód, jak przystało na terenówkę, jest wyposażony w CB Radio. Czasem gdy nam się nudzi, to włączamy CB i słuchamy sobie o czym to kierowcy road trains rozmawiają. Laseczki (przepraszam tutaj kobiety, ale używam oryginalnej terminologii), szybkie fury i wolne samochody – to trzy główne tematy. Tym trzecim tematem czasem stajemy się my.

Jedziemy krętą drogą, limit jest do 110 km/h, a my jedziemy 90 (optymalna prędkość naszego staruszka). Wtedy zwykle też włączamy CB Radio i co słyszymy: This fuc… 30 years old wagon should be alredy between wrecks! (Ten [tu wypikane] trzydziestoletni samochód powinien już dawno być na złomowisku!) Po moim trupie – nie oddam!

Albo, gdy jechaliśmy z Townswille w stronę Brisbane jest taki długi odcinek, gdzie droga wije się jak szalona przez lasy i górki… wtedy naprawdę ciężko wyprzedzić. Nasz samochód ma tendencję do przegrzewania się, więc szybko nim nie jeździmy no i stało się – byliśmy atrakcją drogową numer 1!

Po kilku kilometrach utworzył się za nami sznurek (bez przesady) około 100 samochodów w tym 1/3 to road trains. Kanał 40 CB Radio wręcz wrzał od domysłów, kto tak blokuje drogę. Pierwszy road train, który nas wyprzedził dał znać swoim kolegom, kto jedzie tym 30-letnim autem, słowami: This is again fuc… backpackers! (To znów [tu wypikane] turyści!) Znaczy się chyba, że nie tylko my jeździmy wolno po drogach tego kraju, ale też te setki zdezelowanych falconów, vanów i innych dają się we znaki kierowcom road trains, którym zawsze się spieszy…

Ooo… przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz, którą wiózł kiedyś road trian – był to dom. Tak, dobrze przeczytaliście – DOM, taki w którym się mieszka tylko był rozkręcony na dwie części. Przed takim pociągiem drogowym jechał wtedy samochód ostrzegawczy z tabliczką: Uwaga! Pojazd, ponadwymiarowy! I faktycznie, nie dość, że długi to jeszcze szerszy niż zwykle, bo w końcu wiezie dom, prawda?

Road trains podobno można też spotkać w USA, Kanadzie i Meksyku. Tam nas jeszcze nie było, więc jak sprawdzimy to damy znać. Na razie musicie wierzyć Wikipedii ;)

Andrzej Budnik

Lubi poznawać nowe miejsca, stykać się z nowymi kulturami - to go rozwija i zabija codzienną monotonię. Od połowy 2009 roku w trasie dookoła świata - LosWiaheros.

Komentarze: (1)

Tomasz 2 lutego 2014 o 1:33

Fajnie wyglądają te „road trains”. Słyszałem, że w Australii cysterny wożą ciekły azot i ciekły wodór do miejsc, do których trudno byłoby inaczej dostarczyć energię. W wyniku reakcji azotu z wodorem powstaje oczywiście amoniak i uwalnia się energia, która zamieniana jest w prąd elektryczny. Amoniak wiezie się z powrotem, a następnie poddaje rozbiciu znowu na azot i wodór, co wymaga energii. I tak cykl się zamyka.

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.