Wszyscy kochają wieloryby
Wszyscy kochają wieloryby. I zieloni, i wegetarianie, i uczeni, i morscy myśliwi. Tylko miłość u każdego inna. Ten tekst nie jest jednak o miłości, a o znaczeniu wielorybów w życiu mieszkańców wschodniej Czukotki.
To było dawno. Bardzo dawno. Kiedy nie istniał Greenpeace, wegetarianizm, nie było telewizji i innych środków masowego przekazu. To było tak dawno, że nie było Moskwy ani współczesnych państw. Było to za panowania egipskich dynastii. Dokładnie w tych czasach na brzegach Czukotki narodziła się eskimoska kultura morskich myśliwych. W wiekach X-XV na Czukotkę przybywali Czukcze, których część przejęła tradycję morskich polowań. Głównym obiektem morskich polowań był wieloryb: szary i grenlandzki. Mięso, kości i wnętrzności wielorybów dawały możliwość przeżycia Eskimosom i Czukczom w ekstremalnych warunkach Północy.
Cywilizacja dotarła tutaj bardzo późno. W drugiej połowie XIX wieku, w osobach amerykańskich i brytyjskich wielorybników, a później i rosyjskich, bo przecież Czukotka była częścią carskiego imperium. Żyć po staremu już się nie dało.
Cywilizacja pożera małe narody, jak choroba. Ale jest na nią „szczepienie”. Zachować tradycję i tradycyjny sposób gospodarowania. I im bardziej tradycyjne ono będzie, tym więcej szans ma naród na zachowanie swojej odrębności. Jako-tako, ale na Czukotce w pewnym stopniu udało się zachować tradycję w prowadzeniu gospodarowania. Oczywiście powstaje wiele pytań o tradycyjność takich niuansów, jak stosowanie stukonnych silników w łodziach, czy broni palnej. Trudno je nazwać tradycyjnymi, ale jeśli popatrzeć na problem szerzej, to rodzi się pytanie – kto zabrania używania nowoczesnych środków?
Mieszkaniec Berlina czy Moskwy może dużo dywagować na temat „można czy nie można polować na wieloryby”, ale w dzisiejszych czasach nie ma on ograniczeń w hodowaniu ziemniaków czy tulipanów na swoich dwóch arach ziemi. Zabranianie tradycyjnego sposobu życia i działania wydaje mi się pomysłem absurdalnym i złym. Zwyczaje i tradycje wydające się dla Europejczyków odrażającymi, nie powinny powodować fali zakazów społeczności międzynarodowych. Te czy inne narody same powinny przejść drogę transformacji swoich obyczajów i tradycji. To jak z zakazem palenia. Zabraniajcie. Póki każdy sam nie uzna, że to złe, dowolny zakaz będzie uznawany jako ograniczanie praw osobistych.
Ale wróćmy do wielorybów. Obrońcy połowu wielorybów przez rdzennych mieszkańców Czukotki, i oni sami, w sporach z „zielonymi” używają mocnego argumentu: – Wieloryby poławiamy, aby je jeść. Jeśli nie – będziemy głodować. I jeszcze jeden: – Nie możemy żyć bez tej żywności. Organizmy nasze są tak przyzwyczajone. To tak jak wy nie możecie żyć bez chleba.
Jednak to chyba nie do końca dobre argumenty. Sam skórę wieloryba spróbowałem kilka lat temu, teraz jestem od niej „uzależniony”. Ale znany pisarz czukocki Rytheu, który całe dzieciństwo jadł wieloryby, w późniejszym życiu w Leningradzie świetnie sobie bez nich radził.
Poza tym jedzenie w sklepach jest. Co z tego, że w większości przypadków przeterminowane i bardzo drogie, ale jest. Był tragiczny okres w dziejach Czukotki, kiedy w latach 1990-2000 żywności nie było zupełnie. Na półkach sklepowych stał tylko ocet i sól. Ale dziś nikt tu z głodu nie umiera.
Dlaczego zatem poławiać wieloryby, foki i morsy? Dla mieszkańców Czukotki to coś więcej niż tylko zdobywanie żywności. Naród ma prawo do swej tożsamości. Nikt nie powinien zabraniać grupie etnicznej prawa do zachowania swej odrębności. A polowanie na ssaki morskie to właśnie taki sposób na etniczną odrębność.
Jeśli na chwilę wyobrazimy sobie, że zakażemy całej populacji morskich polowań, to co wtedy? Gdzie mają szukać pomysłu na życie? Iść pracować do zakładu (jakiego?), szkoły, szpitala? Polowanie, nawet z użyciem silników i broni, dla mieszkańców wybrzeża (Czukcze i Eskimosi) nadal pozostaje czynnikiem samoidentyfikacji ludzi. Nie będzie morskich polowań, nie będzie narodu.
Większa część Czukczy i Eskimosów żyje w maleńkich wioskach, w których żyli ich rodzice i rodzice ich rodziców. Jedynym prawdziwym zawodem w ich świadomości jest zawód myśliwego. To nie jest tylko żywiciel rodziny, ale całej społeczności. Co może być przyjemniejsze dla rodzica od usłyszenia zdania Twój syn został prawdziwym myśliwym, gdy jednocześnie widzi na smartfonie, jak jego chłopak rzuca harpunem? To lepsze niż medale olimpijskie, prezydenckie granty i tysiące puszek skondensowanego mleka.
Poprzednie części:
Społeczność – to jedyny sposób na przetrwanie w ekstremalnych warunkach Czukotki. Morskie polowania w swoich założeniach zawierają tę zasadę. Nie będzie polowania, nie będzie społeczności, nie będzie narodu. Będą obywatele, których państwo będzie utrzymywać. Ono i teraz dotuje osady, ale są to jeszcze osady narodowe, gdzie kultywuje się jakieś tradycje. Ale w przyszłości, za trzydzieści lat, jeśli by zabronić polowań, staną się one zwykłymi osiedlami, które będzie można zlikwidować. Terytoria opustoszeją. Nie ma jednak ziemi niczyjej. Może to bzdura, ale w takim wypadku wynajem ziemi amerykańskim Aleutom, Eskimosom, a nawet Chińczykom może stać się faktem. Dzika fantazje, ale w historia niejedno już pokazała.
Dlaczego warto ratować ginące i wymierające zwierzęta? Biolodzy i zieloni w tym przypadku mówią o zachowaniu różnorodności gatunkowej naszej planety. Dla planety cenny jest każdy gatunek. Z utratą, na przykład bociana czarnego, świat będzie inny. Brzmi kontrowersyjnie, ale dlaczego w takim przypadku nie odnosi się to do narodów prowadzących tradycyjny tryb życia? Z utratą każdej grupy etnicznej świat stanie się uboższy.
Wieloryby kochają wszyscy. Ale najbardziej kochają je myśliwi wschodniej Czukotki. Dlatego, że miłość ta jest już tysiącletnia.
Tłumaczenie: Leszek Szałapak
Komentarze: Bądź pierwsza/y