Tunezja od paru dobrych lat wydawała się być turystycznym rajem. Ciepło, czyste morze, piękne piaszczyste plaże, przyzwoite hotele. I przede wszystkim tanio. Turyści przyjeżdżali tu nawet zimą, kiedy temperatury spadają poniżej 20 stopni. Nie opuszczając okolic hoteli, przywozili z powrotem obraz Tunezji jako wspaniałego miejsca.

Ukryte problemy

Prawda niestety nie jest taka, jak się wielu osobom wydawało. Wystarczyło bowiem wyjść spoza ośrodków typowo turystycznych, żeby zobaczyć, że życie Tunezyjczyków nie jest usłane różami. Ubóstwo i bezrobocie, ograniczenie swobód obywatelskich i cenzura – te problemy od lat były zamiatane pod dywan. Rządzący od dwudziestu trzech lat prezydent Zine al-Abidine Ben Ali nie miał zamiaru wprowadzać jakichkolwiek reform, bo jemu i elicie rządzącej żyło się jak u Allaha za piecem.

Turyści w Tunezji proszeni są o pozostanie w pobliżu hoteli i unikanie zamieszek dla własnego bezpieczeństwa. (Fot. Ewa Serwicka)

Turyści w Tunezji proszeni są o pozostanie w pobliżu hoteli i unikanie zamieszek dla własnego bezpieczeństwa. (Fot. Ewa Serwicka)

 

Edukacja w Tunezji do szesnastego roku życia jest obowiązkowa i bezpłatna. Wiele osób po ukończeniu szkoły średniej dostaje się na studia i kończy uczelnie wyższe. I bardzo dobrze, niestety tym osobom państwo nie ma nic do zaoferowania. Społeczeństwo tunezyjskie jest bardzo młode, a najwyższy odsetek bezrobotnych jest właśnie wśród absolwentów uniwersytetów. To niezmiernie frustrujące.

Doliczmy do tego wszechobecną korupcję i praktycznie bezkarność władzy, a także wspomnianą już cenzurę. Z tym ostatnim problemem mógł się spotkać każdy turysta przyjeżdżający tu na wakacje. Chcąc obejrzeć w internecie film na youtube dostawał informację, że strona ie istnieje. Podobnie z dailymotion czy vimeo. Youtube w Tunezji zablokowane jest od 2007 r. Nie można też oglądać stron pornograficznych, poblokowane są serwery proxy i strony niewygodne dla władzy.

Jednocześnie Tunezja ma opinię jednego z najbardziej postępowych krajów muzułmańskich. Według tego, jaki obraz przedstawiają władze, kraj ten jest ostoją demokracji i stabilnego wzrostu. I przez ostatnie lata panował tu spokój, ponieważ społeczeństwo godziło się na pewne ograniczenia pod warunkiem zapewnienia mu rozwoju i godnych warunków życia. Z tym ostatnim nie było jednak ostatnio tak pięknie.

Wystarczyła iskra

W ostatnich miesiącach ceny żywności w Tunezji zaczęły szybko rosnąć. Podobnie jak frustracja spowodowana bezrobociem. 17 grudnia 2010 r. w miasteczku Sidi Bouzid stało się coś, co doprowadziło do wrzenia tutejsze społeczeństwo.

Młody, bezrobotny absolwent uniwersytetu Mohammed Bouazizi chciał na ulicach swojego miasta sprzedawać warzywa i owoce. Jednak władze zakazały mu tej działalności, ponieważ nie miał pozwolenia na handel. Chłopak w akcie desperacji dokonał samospalenia. Zwróciło to uwagę na problem biedy i bezrobocia. Po tej samobójczej próbie rozpoczęły się demonstracje, podczas których ich uczestnicy głośno, ale pokojowo wyrażali sprzeciw dla polityki rządu i prezydenta. Domagali się przeprowadzenia niezbędnych reform.

Policja odpowiedziała ogniem. Wywołało to wściekłość i wybuch niekontrolowanej agresji. Jednak władze do tej pory twierdzą, że podjęcie tak drastycznych środków było konieczne. Pokojowe marsze zamieniły się w burdy i zamieszki. Protestujący zaczęli podpalać samochody, banki i posterunki policji, bezkarnie plądrować sklepy. Oficjalnie starcia z policją doprowadziły do śmierci dwudziestu trzech osób. Nieoficjalnie mówi się o ponad sześćdziesięciu ofiarach śmiertelnych.

Tą ulicą Yasmine Hammamet przeszedł wczoraj tłum osób cieszących się z obietnic prezydenta. Dzisiaj panuje tu spokój. (Fot. Ewa Serwicka)

Tą ulicą Yasmine Hammamet przeszedł wczoraj tłum osób cieszących się z obietnic prezydenta. Dzisiaj panuje tu spokój. (Fot. Ewa Serwicka)

Chwilowa euforia

Prezydent Tunezji, próbując opanować sytuację w kraju, zdymisjonował ministra spraw wewnętrznych i obiecał stworzenie dodatkowych trzysta tysięcy miejsc pracy. To jednak nie zadowoliło demonstrantów. W czwartek, 13 stycznia, w swoim przemówieniu do narodu prezydent Ben Ali wypowiedział więc kilka obietnic. Przede wszystkim zapewnił, że nie będzie dążył do zmiany konstytucji, która pozwoliłaby mu w 2014 r. ponownie ubiegać się o urząd głowy państwa. Czyli, że zrezygnuje wtedy z kierowania krajem.

Ponadto zapewnił, że podejmie działania zmierzające do obniżki cen żywności. Powiedział też, że skończy się w Tunezji cenzura internetu. Rzeczywiście, niektóre strony – jak symboliczny youtube – były już wczoraj wieczorem odblokowane. Pierwsze reakcje na przemówienie były entuzjastyczne. Ulicami Yasmine Hammamet przemaszerowali ludzie wiwatujący i cieszący się z takich zapowiedzi. Od jutra będzie w Tunezji dobrze, mówili.

Jednak już w nocy pojawiły się pierwsze głosy, że obietnice prezydenta są tak naprawdę pustymi słowami. Że powinien ustąpić ze stanowiska natychmiast. W piątek na ulice Tunisu wyszło ponad pięć tysięcy ludzi, skandujących hasła typu Ben Ali, odejdź!. Maszerują, domagając się rezygnacji Ben Alego już teraz, bo inaczej nic się nie zmieni. Póki co demonstracja przebiega spokojnie.

Turyści siedzą w hotelach

Do czwartku sytuacja w turystycznych kurortach była spokojna, choć przyjezdnym odradzano samodzielne wypady poza hotele, do centrów miast czy w miejsca, gdzie może być niespokojnie. Tunezyjczycy zapewniają, że nie mają nic przeciwko zagranicznym turystom, ale w przypadku gwałtownych zamieszek nawet niewinna osoba może dostać rykoszetem.

Po wystąpieniu prezydenta wydawało się, że sytuacja trochę się uspokoi. Jednak mimo to, znany touroperator Thomas Cook ogłosił, że rozpoczyna ewakuację tysiąca ośmiuset swoich brytyjskich gości i dwóch tysięcy Niemców z tunezyjskich kurortów dla ich bezpieczeństwa. Rzecznik prasowy brytyjskiego Thomasa Cooka powiedział: Chociaż nasi turyści nie spotkali się z żadnymi konkretnymi problemami, ich bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze. Dlatego, na wszelki wypadek, zdecydowaliśmy się na sprowadzenie ich z powrotem do Wielkiej Brytanii najszybciej jak to możliwe.

Inne biura podróży póki co nie informują o zamiarze ewakuacji swoich gości z Tunezji. Cicho jest też na temat turystów z Polski. Wszyscy czekają z niecierpliwością na rozwój wypadków, licząc, że wszystko skończy się dobrze i spokojnie.

Aktualizacja – 14 I, godz. 17.15

Po południu policja użyła gazu łzawiącego żeby rozpędzić demonstrację w Tunisie. Wprowadzono stan wyjątkowy: godzinę policyjną od 17 do 7, zakaz zgromadzeń więcej niż trzecg osób i możliwość użycia broni jeśli ktoś nie zastosuje się do poleceń policji.

Wieczorem prezydent Tunezji ustąpił ze stanowiska i uciekł z kraju, prawdopodobnie do Francji. Władzę przejął premier, który obiecał zaprowadzić porządek, przestrzegając konstytucji.

Dzisiaj nikt nie świętuje na ulicach, ale spotkani Tunezyjczycy mówią, że cieszą się z takiego rozwoju sytuacji i wierzą, że teraz to już na pewno będzie lepiej.

Ewa Serwicka

Zamieniła korpopracę na turystykę. Lubi patrzeć na świat przez obiektyw aparatu. Bloguje na Daleko niedaleko.

Komentarze: Bądź pierwsza/y