Mimo, że Ankara pełni funkcję stolicy Turcji, jest miastem konsekwentnie pomijanym przez podróżnych, którzy zazwyczaj traktują ją tranzytowo, względnie zatrzymują się na pojedynczy nocleg w oczekiwaniu na kolejny środek transportu. Faktycznie w powietrzu wisi tutaj coś, co każe sądzić, że prócz pełnienia typowo administracyjnych funkcji, nie jest to miejsce którym można się delektować.

Z drugiej jednak strony, nie można dogłębnie poznać kraju nie zatrzymując się choć na moment w jego stolicy, nawet jeśli jest to kraina dyplomatów i biznesmenów – stanowią oni część tureckiej współczesności.

W Ankarze jak nigdzie indziej rzuca się w oczy podział na starą i nową część miasta, czego zasadniczym powodem jest fakt, że to stare jest dosłownie rozpadające się, a nowe uderzająco współczesne. Nie może być inaczej, jeśli stołeczną funkcję miejsce to zyskało niecałe dziewięćdziesiąt lat temu i od tamtej pory rozrosło się od kilkudziesięciotysięcznego miasteczka na prowincji do ponad czteroipółmilionowej metropolii.

Znamienita większość zabudowy Ankary pochodzi zatem z ostatnich dziesięcioleci i składają się na nią głównie postmodernistyczne biurowce oraz współczesne budownictwo mieszkaniowe. Oglądając panoramę Ankary z górującego nad miastem Anıt Kabir – mauzoleum wiecznie żywego pierwszego prezydenta Atatürka można przekonać się o tym osobiście. Centrum stolicy jest zatem miejscem do pracy, jej przedmieścia natomiast tymczasową lub stałą noclegownią dla Turków i przyjezdnych robiących karierę w dyplomacji czy wielkim tureckim biznesie.

Stara Ankara u stóp cytadeli

Nieco inaczej ma się rzecz ze wspomnianą starą częścią Ankary, nad którą góruje powiewająca nad murami cytadeli czerwona flaga z białą gwiazdą i półksiężycem. Można odnieść wrażenie, że jest to miasto w mieście, dzielnica która chętnie ogłosiła by niepodległość mimo lokalizacji w stołecznym centrum.

Czas po trochu zatrzymał się w uliczkach pod cytadelą, do tego miejscy włodarze nie wiążący dużych ambicji z tutejszą turystyką, zdali się kompletnie zapomnieć o jakichkolwiek działaniach renowacyjnych w odniesieniu do stojących tu budynków. Na samym szczycie twierdzy można odnieść wrażenie teleportacji na turecką wieś.

Po przekroczeniu dawnych miejskich murów dopada nas gromada umorusanych biednych dzieci, wykrzykujących dobrze znaną z wielu krajów o niskim standardzie życie mantrę – „One lira! One lira!” Zabudowa przypomina o czasach ottomańskiej świetności, jednak przez ściany wielu domów dawno już hula wiatr, a zbite okna są roboczo wypełniane tekturą lub blachą falistą. Widoki z równie poniszczałego tarasu są jednak fascynujące – Ankara na dłoni. W dźwięku nawoływań muezinów, które roznoszą się echem po sam horyzont, chwila ta wywołać może dreszcze.

Turcy uwielbiają gry towarzyskie

Męskie rozgrywki w osiedlowej knajpie. (Fot. Krzysztof Dopierała)

Wieczorami dokładnie widać migające światła nowoczesnych osiedli na przedmieściach, które tak mocno kontrastują z widokiem rodzin spożywających w milczeniu kolację na tym zapomnianym wzgórzu. Podobnie jak na całym świecie – współczesność bezlitośnie obnaża swe kontrasty. Schodząc po krętych schodach w dół, mapę można swobodnie schować do kieszeni. Ulice, które rozciągają się tuż pod cytadelą to labirynt, na którego opanowanie z pewnością nie wystarczy jedno popołudnie.

Tutaj miejsce niskich, skropionych wapnem domów zajęły kamienice rodem wyjęte z powieści Orhana Pamuka – dumne, nostalgiczne i przerażające – milczący świadkowie historii tureckich rodów, które w czasach przedwojennych pędziły tu całkiem dostatni żywot. Gdy wieczorami w Ramadan ulice milkną przyciągając wiernych do meczetów, zabudowa ta sprawia wrażenie planu filmowego do starego czarno-białego dreszczowca.

Za dnia jednak życie toczy się tu pełną parą, choć w zupełnie innych realiach. Rolę błyszczących centrów handlowych zajmują nadal tradycyjne bazary, gdzie targować można się o wszystko ze wszystkimi, a kawiarnie tak popularne wśród nowomiejskich studentów z dzielnicy Kızılay to w dalszym ciągu gęsto ustawione miniaturowe stoliki w cieniu kilku drzew, gdzie starsze pokolenie Turków ze spokojem celebruje czaj spalając kolejne paczki papierosów.

Nieodłącznym elementem starej dzielnicy Ulus są także liczne stoiska pucybutów, którzy zdaję się mieć swoje postoje równie liczne jak tutejsi taksówkarze. Akcesoria stosowane do tej pozornie prostej usługi przenoszone są w szkatułkach o kolorze złota rozsuwanych na boki jak dawne skrzynki na nici i agrafki. Profesja ta budzi spory podziw, patrząc jak panowie prześcigają się w doprowadzaniu trzewików do przejrzystości lustra.

Wśród tego teatru rozmaitości dodać jeszcze należy całe mnóstwo sklepów z wyrobami złotopodobnymi oraz niezliczone punkty serwujące kebab w co najmniej kilkudziesięciu odmianach – porcje tak duże, że zadowolą najbardziej wymagających.

Czy to też jest Turcja?

Kierując się ze starego miasta na południe stanowiącym oś miasta bulwarem Atatürka, zbliżamy się powoli do dzielnicy Kızılay, czyli miejsca gdzie panuje skrajny muzułmański liberalizm. Mało, która kobieta nosi tutaj chustę, nie wspominając o bardziej konserwatywnych czadorach czy burkach. W kawiarniach randkują młodociane pary niczym nie różniące się od tych z Warszawy czy Paryża, a ciągle gdzieś pędzące osobniki z mrówczego tłumu siadają na chwilę odprężenia w jednym z wielu sieciowych fast foodów.

Dodając do tego fakt, że przez wysoką zabudowę obwieszoną billboardami nie widać stąd niemal żadnego minaretu, mało faktów świadczy o tym że znajdujemy się w Turcji. W tej rozrywkowej części miasta życie toczy się intensywnie i nowocześnie niemal całą dobę w kawiarniach, barach, klubach. Powietrze przesiąknięte jest atmosferą ciągłej pracy i szczerze powiedziawszy, nie jest to odpowiednie miejsce na spędzenie urlopu.

Mauzoleum Atatürka i meczet Kocatepe

Nowa część Ankary ma zasadniczo dwa istotne w swej wymowie miejsca, którym warto poświęcić uwagę. Pierwsze to wspomniane już wzgórze z wielkim marmurowym mauzoleum, w którym pochowano wielkiego tureckiego przywódcę Atatürka. Warto wybrać się tam korzystając z darmowego wstępu, choćby po to by uzmysłowić sobie jakim szacunkiem darzona jest w Turcji ta postać ponad osiemdziesiąt lat po swojej śmierci.

Przede wszystkim obiekt imponuje rozmiarami – ogromny plac otoczony kolumnadą, na którego czołowym miejscu wznosi się również opasana kolumnami bryła, gdzie pod wielotonowym katafalkiem spoczywa pierwszy prezydent. Do obiektu dojść można szeroką aleją ozdobioną licznymi rzeźbami lwów, które stanowią symbole tureckiej potęgi. Wszystko przedstawione zgodnie z zamiarami – minimalistycznie ale z rozmachem.

Meczet Kocatepe, Ankara, Turcja.

Nowe mury meczetu Kocatepe. (Fot. Krzysztof Dopierała)

Drugim miejscem wartym chwili refleksji jest położony niedaleko jeden z większych, ale przy tym niezmiernie nowy, meczetów świata – Kocatepe. Budowla ta, z daleka sygnalizowana przez cztery potężne minarety, podobnie jak mauzoleum budzi respekt poprzez rozmiary. Mimo, że całość jest bardzo surowa i od strony budowniczej zdaje się jeszcze ociekać betonem, wyłożone dywanami i wpuszczające światło przez liczne witraże wnętrze przynosi zadumę nad bogobojnością wyznawców islamu.

Ankara z pewnością zainteresuje osoby po prostu ciekawe świata, nie jest to jednak miasto do którego powraca się z nostalgią. Nie dziwi bardzo fakt, że stolica pomijana jest konsekwentnie we wszelkich publikacjach dotyczących tureckiej turystyki, znacznie przyjemniejsze pejzaże niesie z pewnością znajdująca się w pobliżu Kapadocja czy równie niedalekie wybrzeże Morza Czarnego. Dysponując jednak niezobowiązującym czasem, przysiądźmy przy gorącym czaju w Ulus, choćby po to, by uzyskać własną opinię na temat licznych porównań stolicy aktualnej do tej dawnej, stambulskiej.

 

Krzysztof Dopierała

Logistyk z wykształcenia, podróżnik z zamiłowania. Mapa świata w pokoju daje mu kopa do ciągłego planowania. Może kiedyś objedzie glob rowerem? Albo opłynie łódkostopem?

Komentarze: Bądź pierwsza/y