Dolce far tutto – wakacje we włoskiej Ligurii
Co Ty na to by obudzić się w gospodarstwie agroturystycznym kilkaset metrów nad poziomem morza (ale tylko dwa kilometry od niego) i zjeść na śniadanie ciasto upieczone przez gospodarzy tego samego poranka? Podczas jedzenia owoców (zerwanych z drzewka obok) obserwować jak kolejne promienie słoneczne wkraczają zza góry na podwórko. Po posiłku wybrać się na dwugodzinną pieszą wycieczkę starą rzymską drogą, wzdłuż winnic, po lesie, potem po grani z zapierającym dech w piersiach widokiem na morze. Następnie zjechać samochodem do jednego ze średniowiecznych miasteczek na pranzo i spacer, a popołudniem pogrzać się przez godzinę na plaży i zjeść najlepsze na świecie lody. Brzmi bajecznie? To czytaj dalej…
Wijąca się wzdłuż zachodniego wybrzeża Włoch Liguria, znajduje się tuż przy granicy z Francją. Zdominowana przez pobliski Mediolan i Toskanię, jest trzecim najmniejszym regionem Włoch i rzadko wybieraną destynacją przez turystów. Gdy pytałam przed wyjazdem znajomych (również Włochów), mało kto był w stanie mi cokolwiek tam polecić. W przewodniku znalazłam tylko zdawkowe informacje o kasynach i turystach z elity finansowej (do Monte Carlo można dojechać w dwadzieścia minut). Chyba dniami odsypiali oni hazardowe noce, bo nie zauważyłam nigdzie złotych łańcuchów ani kostiumów od Prady. W ogóle, poza fanami rowerów górskich, niewielu urlopowiczów zostało przeze mnie zaobserwowanych.
Sezon turystyczny w Ligurii przypada między czerwcem a wrześniem. W pozostałych miesiącach obieżyświatów obserwuje się ilość śladową. Za to słońce jest stałym bywalcem.
W tekście tym świadomie pomijam Genuę, Portofino i Cinque Terre, które to punkty są na liście każdego must see w Ligurii. Poniekąd, dlatego że i tak pewnie każdy tam trafi, ale również, ponieważ dobrze jest czasem pojechać do Włoch i nie wejść do żadnego muzeum ani kościoła, tylko spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy.
Natura i piesze wycieczki
Wybrzeże Liguryjskie słynie ze swego mikroklimatu – rosną tu palmy, spotykane następnie dopiero na południu, w okolicach Rzymu. Śniegu tu nie znają, bo jest zbyt wilgotno od morza. Na niebie widać głównie słońce, czasem zdarza się że pada (głównie w styczniu).
Wyjątkowej urody są wzgórza pomiędzy autostradą A10 a morzem. Poprzedzielane głębokimi, prostopadłymi do morza dolinami, przeplecione drogami wijącymi się nieprawdopodobną ilością serpentyn. Bogate są również w doskonale oznakowane ścieżki piesze (sporadycznie wykorzystywane również przez rowerzystów).
Bez względu na to, które gospodarstwo agroturystyczne wybierzecie (zdecydowanie polecam mieszkanie poza miastem, apartamenty w miejscowościach należą do tych najbardziej komercyjnych, pozbawionych klimatu, za to z wysokimi cenami), będziecie blisko wejścia na pełne uroku szlaki turystyczne. Niech nas nie dziwi rzymski most, średniowieczny erem, czy tablica upamiętniająca żołnierzy drugiej wojny światowej. Te ścieżki nie są wyznaczane przypadkowo, zawsze dotykają kawałka historii i wyprowadzają w cieszące oko widoki.
Szczególnie godne polecenia na piesze wędrówki okazały się okolice Verzi (bogate również w uprawy winorośli) oraz ścieżki przy Noli (łatwe, krótkie, z widokiem na morze).
Je się do czternastej
Włosi nie jadają późnym popołudniem. Wybierając się do Italii należy mieć zawsze w pamięci, by zdążyć zjeść przed czternastą, później może okazać się, że musimy się zadowolić piadiną. Pranzo, czyli włoski obiad, to trochę mniejsza porcja naszego drugiego dania. Dla autochtonów – przekąska, główny posiłek dnia jadają wieczorem.
Restauracje najłatwiej znaleźć w centri storici. To pełne wąskich uliczek historyczne dzielnice ze średniowieczna zabudową i wyłączonym ruchem samochodowym. W wielu przypadkach okrążone są wysokim murem.
W Italii zasada im dalej od placu lub im węższa ulica tym lepiej, taniej, lokalniej, nie zawsze działa. Szczególnie w większych miastach łatwo (najłatwiej w Genui), zupełnie przypadkiem, znaleźć się w dzielnicy, gdzie bardzo dosłownie zorientujemy się, dlaczego w języku polskim etymologia słowa określającego najstarszy zawód świata, pochodzi od włoskiego zakrętu.
W tych miasteczkach jest historia
Dziś Liguria nie należy do głównej sceny światowych wydarzeń, czego zupełnie nie można powiedzieć o czasach rzymskich, gdy właśnie tędy wiodła droga do Galii i na Półwysep Iberyjski. Dzięki temu na każdym kroku napotkać możemy rzymskie drogi i fortece, które nawet jeśli są średniowieczne lub późniejsze, to powstały na fundamentach z początków naszej ery. Najłatwiej natknąć się na pozostałości cesarskiej infrastruktury – drogi, wiadukty, mosty. Jest tu także kilka miast – średniowiecznych perełek. Najlepiej po nich po prostu spacerować.
- Położone nad samym morzem Noli przez wieki było niezależną republiką. W mieście są dwa kościoły, których mury pamiętają tamte czasy (Paragorio i Pietro), w czwartki odbywa się tu targ z lokalną żywnością. Z miasta warto wyjść na wijącą się po okolicznych wzgórzach ścieżkę, z której widok rozpościera się nie tylko na lazur morza, ale również na samo miasto.
- Do Finalborgo, które położone jest nieco w głębi lądu, dojeżdża się przez Finale Ligure. Finalborgo było jego miastem – satelitą oddalonym od wybrzeża z uwagi na możliwość saraceńskich ataków z morza. Średniowieczne miasto otoczone jest murami, nad miastem dominuje forteca Castel San Giovanni, pamiątka po hiszpańskiej dominacji w regionie. Z wielu lodziarni w Finalborgo wybierzcie bar Centrale na głównym placu, lody tu zjedzone zapadną Wam w pamięci na zawsze.
- By dotrzeć do Dolceaqua trzeba oddalić się od morza na wysokości Ventimiglia. Miasto położone jest na wzgórzu, uliczki pną się prawie bliskowschodnimi zaułkami (z tą różnicą, że jest czysto). Gdzie byście nie zaszli, na posiłek obowiązkowo powinniście wrócić na plazza Garibaldi 2, do restauracji Casa e Bottega. Cokolwiek z karty zamówicie (cały zestaw składający się z trzech dań, kosztuje ok. 30 euro), okaże się idealnie skomponowane i sprawi, że miasto wpadnie do pierwszej dziesiątki ulubionych lokali gastronomicznych na świecie.
- Varigotti mediewiści się nie zachwycą, ale łowcy ujęć pocztówkowych już tak. Kolorowe domy rybaków stoją tu na plaży, a jeśli akurat trafimy tam w porze przypływu, mamy szansę wygrać foto konkurs na widokówkę z wakacji. Miasta należy unikać we wtorki, kiedy to WSZYSCY mają wolne, a każdy lokal jest zamknięty.
W miejscowościach nadmorskich, które obecnie siłą rzeczy stały się mniejszymi lub większymi kurortami, wzdłuż brzegu morza ciągną się bagni (kąpieliska) usytuowane w barach. Nie należy ich unikać, łatwiej w Ligurii o garnek złota na końcu tęczy, niż o dziką plażę. W bagni plaże są czyste, strzeżone, można wypożyczyć sprzęt plażowy (czasem odpłatnie, czasem nie), skorzystać z przebieralni, toalety lub prysznica. Przy okazji zjeść lub napić się kawy bądź szprycera.
Pausa, chiuso, tranquillo
To trzy słówka, które dobrze przyswoić, bo usłyszmy je podczas włoskich wakacji na pewno nie raz. Pierwsze jest konsekwencją drugiego, a trzecie jest odpowiedzią na pierwsze i drugie.
W krajach hiszpańskojęzycznych popularna jest popołudniowa przerwa od pracy zwana sjestą. We Włoszech by ktoś sobie zrobił przerwę (pausa) nie musi czekać do popołudnia. Po prostu zamyka (chiuso) sklep/bar/stację benzynową/okienko na poczcie. Jeśli poddenerwowany turysta zacznie wypytywać w okolicy, gdzie podział się ten, co stanowisko pracy opuścił, lub sam zbieg na stanowisko powróci, pierwszym słowem jakim usłyszymy będzie tranquillo.
Moja rada to całkowicie dostosować się do włoskiego stylu życia i być tymi, którzy te trzy słówka wypowiadają, a nie je słyszą.
Komentarze: (1)
Jagoda 20 stycznia 2015 o 22:27
No bo czym się tu przejmować? Mogłoby być przecież chiuso fino a domani. Albo dopo domani;)
Odpowiedz