Kocioł narodów kaukaskich jest wyjątkowo skomplikowany, zdecydowanie bardziej od bałkańskiego, głównie ze względu na to, że zamieszkuje go znacznie więcej nacji. Kolejna przyczyna leży w tym, że krzyżują się tam wpływy kultury perskiej, osmańskiej i oczywiście rosyjskiej. W tym krótkim reportażu skupię się na Abchazji – malutkiej republice na północno-zachodnim krańcu Gruzji.

Podczas planowania zeszłorocznej podróży autostopowej do państw nieuznawanych nie mogło zabraknąć Abchazji. Od początku chciałem pojechać tam z dwójką znajomych, z którymi miałem spotkać się w północno-wschodniej Turcji (a wcześniej w Kosowie, gdzie minęliśmy z powodu jednodniowego poślizgu). Jednak nasze drogi zeszły się dopiero w Zugdidi, zaledwie pięć kilometrów od ponoć najpiękniejszego skrawka Gruzji – Abchazji.

Państwa nieuznawane są intrygujące ze względu na to, że stanowią dość nowe twory, dlatego bardzo trudno jednoznacznie wypowiadać się o ich istnieniu. Nic, co z nimi związane, nie jest ani czarne, ani białe. Każda strona konfliktu (bo praktycznie wszystkie państwa nieuznawane są skonfliktowane z państwami, które roszczą sobie prawo do ich terytoriów) ma swoją wersję wydarzeń i kurczowo się jej trzyma.

W przypadku Abchazji i Osetii Południowej my, jako Polacy i Europejczycy, znamy głównie wersję gruzińską. W końcu Rosja jest naszym odwiecznym wrogiem, a Gruzja przyjacielem. Ale czy wersja Gruzinów o tym, jak Rosjanie okupują ich terytoria, jest tak jasna i oczywista? Przecież ciągle słyszymy pozytywne opinie o gościnności Gruzinów od osób tam podróżujących. Ale ile z tych osób chce usłyszeć i słyszy wersje Abchazów, Osetyjczyków czy nawet Rosjan?

Burzliwe dzieje Abchazji

Aby cokolwiek powiedzieć na temat historii Abchazji, musimy cofnąć się do czasów, gdy Imperium Osmańskie ustępowało rosnącej potędze Imperium Rosyjskiego w rejonie Kaukazu – czyli do połowy XIX wieku. Wtedy dużą część ludności Kaukazu stanowili muzułmanie zamieszkujący między innymi rosyjskie republiki kaukaskie (pomijając Osetię, która zachowała religię prawosławną) czy właśnie Abchazję. Jednak w wyniku postępowania Rosjan wiele narodów muzułmańskich, w tym także Abchazi, uciekło w głąb Imperium Osmańskiego (m.in. do Trabzonu, Samsunu i Stambułu). W Abchazji do tej pory mieszkają prawosławni jak i muzułmanie.

Gdy w 1918 roku Gruzja, Azerbejdżan i Armenia ogłosiły niepodległość, Abchazja znalazła się w państwie gruzińskim. Cztery lata później bolszewicy urośli w siłę i podbili republiki południowego Kaukazu. Wówczas Abchazja stała się republiką związkową (Abchaska SRR) i pozostała nią do roku 1931. Jednak Stalin ze względu na swoje gruzińskie pochodzenie zdecydował, aby włączyć Abchazję do Gruzińskiej SRR, rozpoczynając gruzinizację republiki. Abchaskie nazwy zamieniano na gruzińskie, abchaskie szkoły zamykano, a jedynym słusznym alfabetem i językiem był gruziński. Germanizacja, rusyfikacja – mówi Wam to coś? No właśnie.

Powoli przechodzimy do współczesności. Wraz z rozpadem ZSRR 22 lata temu Gruzja ogłosiła niepodległość. Abchazi pierwotnie chcieli pozostać w Związku Radzieckim, jednak z biegiem wydarzeń rozpoczęli dążenia niepodległościowe.

Służby UB w Abchazji

Po Abchazcji podróżowalismy autostopem .

W Sukhumi, stolicy Abchazji, doszło do niewielkich zamieszek. Gruzja wysłała trzy tysiące żołnierzy w celu opanowania sytuacji. Jednak ogromnego wsparcia Abchazom udzieliła Konfederacja Narodów Kaukaskich składająca się z rosyjskich republik kaukaskich, chcących wyjścia z Federacji Rosyjskiej (co zrobiła Czeczenia). To właśnie ich bojówki przechyliły szalę zwycięstwa na stronę Abchazji.

Wojna ostatecznie została zakończona w 1993 roku. Ciekawostką jest to, że Czeczenami walczącymi po stronie Abchazji dowodził Szamil Basajew, dowódca z II Wojny Czeczeńskiej. Kolejne wojny z 1998 i 2008 roku doprowadziły do utworzenia Abchazji w granicach, jakie deklarowała, przy znacznej pomocy Rosji.

Perypetie na granicy

Jak obecnie wygląda procedura wjazdu do Abchazji? Ponad miesiąc przed rozpoczęciem podróży ubiegaliśmy się z Wojtkiem i Kamilem o pozwolenie na wjazd wydawane przez MSZ Abchazji. Otrzymuje się je pocztą elektroniczną.

Po trzech tygodniach milczenia upomnieliśmy się, po czym zostało nam przesłane. Już w trakcie podróży dołączyła do mnie Kasia, która spontanicznie podjęła decyzję o odwiedzeniu Abchazji. Zostały wówczas zaledwie trzy dni do ostatecznej daty mojego wjazdu. W związku z tym odpowiedź MSZ na prośbę Kasi o wydanie pozwolenia była negatywna, ponieważ urzędowo potrzeba na to pięciu dni roboczych. Jednak Kasia napisała grzecznego maila po rosyjsku, uzasadniając swoją prośbę tym, że to jedyna taka okazja dla niej i po kilku dniach okazało się, że… MSZ nieuznawanej republiki wydało pozwolenie na wjazd w ciągu trzech dni! Gdyby w Polsce możliwe było przeskoczenie pewnych przepisów dla dobra ogółu…

W Zugdidi czekali na nas Wojtek i Kamil. Złapanie stopa do granicy oddalonej o zaledwie 5 kilometrów zajęło nam chwilę, po czym musieliśmy przejść kawałek pieszo. Na posterunku gruzińskiej policji zostały spisane dane z naszych dokumentów. Zostaliśmy także ostrzeżeni, że w Abchazji jest niebezpiecznie i możemy tam zginąć. Nie mogliśmy się doczekać obiecanych atrakcji!

Polecamy: Czacza wśród kamiennych wież – relacja z podroży do Gruzji

Granica gruzińsko-abchaska jest opustoszała, poruszają się po niej głównie wozy zaprzęgane w konie, przewożące ludzi. Czasami jeżdżą również samochody ONZ – spotkaliśmy nawet Polaków monitorujących sytuację. Po drugiej stronie granicy stacjonują już jedynie rosyjskie wojska. Po dotarciu na przejście graniczne naszym oczom ukazało się kilka blaszanych budek, szlaban i żołnierze przypominający jakieś bojówki. Wojtek trafnie podsumował obraz, jaki przedstawiała sobą ta granica: Wygląda to jak nasze wejście do lasu!

Rozpoczęło się przetrząsanie plecaków, ja poszedłem na pierwszy ogień. Pogranicznik znalazł w moim bagażu gaz pieprzowy i zaczął dopytywać, co to jest. Wówczas mój rosyjski ograniczał się do niewielu słów i zanim zdążyłem cokolwiek wyjaśnić, gaz został wypróbowany na… psie. Oczywiście pies wybiegł z piskiem, ja zaraz za nim, a pozostali żołnierze zlecieli się, aby zobaczyć, co się stało. I tak na około 5-10 minut zniknęła z mapy sporna granica… Dorosłe dzieci z ostrą bronią w rękach były rozbawione zaistniałą sytuacją. Przeszukiwanie kolejnych plecaków było już znacznie mniej dokładne.

Na domiar złego okazało się, że dokumenty (pozwolenia) powinny być wydrukowane. Jednak Kasia i Wojtek mieli je wyłącznie na swoich skrzynkach mailowych, a niestety punkt graniczny nie miał połączenia z Internetem. Tak więc z Kasią zostawiliśmy plecaki i pognaliśmy do najbliższego miasta, aby je wydrukować – dwoma stopami obróciliśmy w godzinę! W tym czasie Kamil i Wojtek siedzieli pod budką pograniczników, grając na gitarze i nagrywając kamerą nielegalnie przekraczające granicę krowy (a było ich co niemiara!). Nie umknęło to uwadze pograniczników, którzy wytargali Kamilowi kamerę i usunęli wszystkie te filmiki.

Uroki Abchazji

I tak po kilku godzinach prób w końcu znaleźliśmy się w Abchazji. Uczucie ulgi szybko ustąpiło, gdy okazało się, że po drugiej stronie nie ma praktycznie żadnego ruchu. Dopiero po godzinie złapaliśmy ładę i w cztery osoby wraz z plecakami i gitarą wsiedliśmy na tył samochodu.

Dojechaliśmy tak do samego Sukhumi. Jednak nie mieliśmy przy sobie żadnych rubli, a późnym wieczorem kantory były już zamknięte. Przypomnijmy, że byliśmy w kraju, w którym nie ma bankomatów… Przypadkowo poznanych Finów poprosiliśmy o wymianę na ruble wygrzebanych z kieszeni drobnych 7 euro. Swoją drogą owi Finowie byli jednymi z tych turystów, których strach o cokolwiek pytać.

Na drzwiach urzędu, w którym wydawane są wizy, wisiała kartka z godzinami otwarcia. Finowie przetłumaczyli sobie z dużą dozą wyobraźni słowo перерыв (przerwa) jako sobota, po czym zapewniali nas, że w sobotę możemy udać się po wizy. Gdy przyszliśmy do urzędu, strażnik kazał przebrać się nam w ubrania, które zakryją nogi i ramiona. Ja próbowałem ominąć to, przywdziewając na siebie flagę, w czasie gdy Wojtek wskoczył w elegancki dresik z adidasa… Jednak nasze starania spełzły na niczym – w sobotę pocałowaliśmy klamkę. Po wizy wróciliśmy parę dni później, bo była konieczność okazania ich wyłącznie przy wyjeździe z kraju.

Podróż przez Abchazję w Gruzji

Abchazja to dość urokliwe miejsce.

Pierwszą noc w Abchazji spędziliśmy w namiotach rozłożonych za żywopłotem w parku tuż obok toalet. Nad ranem zostaliśmy namierzeni przez czujnych stróżów prawa, próbujących uświadomić nas, że spanie w pobliżu urzędu jest karygodne (najbliższy urząd znajdował się w odległości co najmniej kilometra). Szczęśliwie już wyspani zwinęliśmy się i ruszyliśmy w kierunku słynnego jeziora Ritsa.

Gdy przemierzaliśmy Sukhumi w drodze na wylotówkę, towarzyszyły nam mieszane uczucia. Z jednej strony otaczał nas beztroski klimat nadmorskiej miejscowości, z drugiej – poniszczone budynki, ruiny i ogólne wrażenie otaczającej beznadziei. Ceny ze względu na blokadę gruzińską były wręcz absurdalne, aby zrobić kolację dla czterech osób złożoną z chleba, najtańszego sera, pomidora i mielonki zapłaciliśmy około 40 złotych.

Pop na stopa, zakonnice gratis

Mimo że w Abchazji większość kierowców (w przeciwieństwie do tych gruzińskich czy ormiańskich) oczekuje od autostopowiczów pieniędzy, to przy odrobinie cierpliwości można złapać podwózkę. Po odczekaniu swojego udało nam się złapać busa jadącego do granicy z Rosją. Po upewnieniu się, że kierowca zna reguły autostopu, zostaliśmy podwiezieni na drogę prowadzącą bezpośrednio do Parku Narodowego. Tam złapaliśmy kolejnego busa, obsługującego spływy na rzece. Kierujący pojazdem na polskiej rejestracji powiedzieli, że przewiozą nas po kryjomu przez płatną granicę parku (koszt wjazdu – 50 zł od osoby). Wysiedliśmy dwa kilometry dalej, jednak kilkanaście minut później przyjechała po nas ochrona parku wraz z policjantem i zapytała nas o bilety. Udawaliśmy niedoinformowanych turystów, mimo to musieliśmy się wrócić, aby kupić bilety.

Po dotarciu do budek rozpoczęliśmy negocjacje. Zaczynając od nominalnej kwoty 500 rubli od osoby, wynegocjowaliśmy 250, a w końcu dzięki Kasi skończyło się na wjeździe za darmo i butelce wina dla naszej czwórki. Choć było już po 18 i strażnicy proponowali nam nocleg w swej budce, udało nam się złapać stopa, aby ruszyć nad jezioro. I to nie byle jakiego – otóż złapaliśmy „popa na stopa” z zakonnicami gratis!

W rytmie uspokajającej muzyki (która bawiła nas do łez) dotarliśmy do samej Ritsy. Widok był niesamowity, tym bardziej w czasie deszczu. Zakonnice zaprosiły nas na wielką ucztę w restauracji nad brzegiem jeziora. Aby zobrazować jej przepych, wystarczy dodać, że po wszystkim dostały od właściciela trzy butelki wina! Pojechaliśmy dalej, zwiedzać kolejne, urokliwe jeziora i wodospady wśród gór i wąwozów.

Żeby tego było mało, zakonnice zabrały nas na kąpiel do gorących siarkowych źródeł. Na koniec tego pełnego przygód dnia trafiliśmy do luksusowego domku położonego 50 metrów od morza (oczywiście, że należał do zakonnic!). Mieliśmy do użytku nawet maszynkę do robienia lodu. I oczywiście odpowiednie do tego trunki…

Następnego dnia wypoczęci i wyspani udaliśmy się na iście królewskie śniadanie składające się z trzech dań (przed nami było jeszcze wiele takich posiłków). Długo by opisywać, co kosztowaliśmy… od krewetek po przeróżne mięsa przyrządzane na przeróżne sposoby. Nie dało się odmówić, w skutek czego cierpieliśmy prawdziwe męki z powodu nadmiaru w jedzeniu, jak i piciu. Tak, barek zakonnic był bardzo dobrze zaopatrzony – znalazła się tam nawet rosyjska czacza. Jednak w najgorszej sytuacji była Kasia. Została zmuszona do tłumaczenia dla zakonnic przepisów z polskiej księgi kucharskiej. W czasie gdy my pluskaliśmy się w ciepłym morzu, Kasia siedziała godzinami i tłumaczyła.

Nad morzem w AbchazjiAtmosfera w tym przedziwnym zakonie pełnym przepychu, w jakże biednym kraju była wyjątkowa. Wszystko, co powiedziała Matka (główna dowodząca) było święte i od razu wykonywane przez jej podopieczne. Nawet pop był do jej usług. Czuliśmy się niezręcznie, będąc obsługiwani niczym szlachta. Sprawiało to wrażenie cywilizowanego niewolnictwa. Przy Matce nikt z jej świty praktycznie się nie odzywał, zachowując grobową twarz. Dopiero gdy Matka znikała, osoby z jej otoczenia powoli nabierały barw, emocji, charakteru i co najważniejsze – uśmiechu.

Przed wyjazdem, a w zasadzie odwiezieniem nas przez popa pod sam urząd, gdzie wydawane były wizy, mieliśmy okazję zwiedzić cudowną jaskinię Nowoatońską. Otrzymaliśmy od zakonnic także po 100 dolarów na głowę i obiecaliśmy wysłać im po powrocie do Polski proszek do pieczenia, którego w Abchazji i chyba też w okolicznym rejonie Rosji nie ma (wysłaliśmy je w grudniu).

Po kupieniu wiz udaliśmy się w stronę granicy. Po drodze reanimowaliśmy wodą przegrzany silnik, a pewien kierowca wyrzucił ze swojego auta psa, żebyśmy mogli wejść. Po dotarciu do granicy już bez większych problemów wróciliśmy do Gruzji. To były zaledwie trzy noce i cztery dni abchaskiej przygody, a przede mną i Kasią był jeszcze ponad tydzień wspólnej podróży (mojej ponad miesiąc). Wojtek z Kamilem niedługo później udali się do Iranu.

Perspektywy separatystycznej republiki

W tej części podróży historia znajdowała się w odległym tle. W Abchazji temat wojny nie jest szczególnie ważny. Granica, w przeciwieństwie do pobliskiej Osetii, przebiega z dala od dużych skupisk ludzi. Sukhumi jest ponad 80 kilometrów od granicy, w czasie gdy na przedmieściach Cchinwali (stolica Osetii Południowej) jest już strefa wojny.

Mieszkańcy Abchazji nie czują na sobie oddechu Gruzji tak jak Osetia, która co roku w okolicach lata toczy raz większe, raz mniejsze boje w obronie swojej państwowości. Abchazi są już oswojeni ze swoją niepodległością i traktują ją jako coś naturalnego. Próbując oprzeć swoje młode państwo na turystyce, zwiększają swoje szanse na przetrwanie – fizyczne jak i ekonomiczne. Rosji zależy na tym, aby posiadać satelity po południowej stronie kaukaskich gór, tym bardziej jeśli przyciągają rosyjskich turystów, którzy latem zdają się stanowić większość etniczną. Jednak Abchazi marzą o tym, aby w pełni uniezależnić się od Rosji. Jeden z naszych kierowców prosił nas, żebyśmy dalej przekazywali informacje o istnieniu ich państwa. Abchazi chcą, żeby cały świat dowiedział się o ich dążeniach do pełnego uznania na arenie międzynarodowej.

Czy zobaczymy kiedyś na mapie świata państwo z odrębną, dosyć śmieszną flagą, przedstawiającą otwartą dłoń przeplataną biało-zielonymi paskami? Na pewno nie szybko, ale jestem przekonany, że Abchazja na długie lata pozostanie niepodległa kosztem gospodarczego zastoju i suwerenności oddanej w putinowskie ręce.

 

Piotr Ryczek

Pierwszy raz przekroczył granicę w wieku 16 lat, potem już wszystko potoczyło się szybko. Po krótkiej emigracji wrócił do ojczyzny i kilka razy w roku stara się włóczyć po świecie. Ma za sobą autostopowy równik, uwielbia historię. W te wakacje wraz z Kasią wyrusza w podróż na Syberię, do Mongolii i Azji Środkowej: www.thumbingthestans.com.