Łaziski festiwal „Pod górę” – relacja subiektywna
II Łaziski Festiwal Górski „Pod górę” za nami. Poniżej, zaprezentuję kilka refleksji, które może zachęcą Was do wybrania się na kolejną edycję. Było bardzo fajnie i zapewne będzie jeszcze lepiej w następnym roku.
Nie do końca o górach
Pokazy nie skupiały się tylko na tematyce stricte górskiej. Rozpoczął Marcin Obałek zabierając nas do Argentyny, którą wraz małżonką Moniką przemierzał konno. W sumie nie tylko konno, bo po drodze zdarzył im się wypadek, który ten plan nieco pokrzyżował. Ameryka Północna to był początek ich projektu, którego celem jest zobaczenie również pozostałych kontynentów z perspektywy końskiego grzbietu. Nie miałem przyjemności widzieć wcześniej prezentacji w wykonaniu Marcina, mile mnie zaskoczyła, poprowadzona była w bardzo fajny i zabawny sposób.
Z kolejną prelekcją nie dotyczącą bezpośrednio gór wystąpił Marek Tomalik. Postać znana, człowiek zafascynowany Australią (napisał o niej książkę Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia), o tymże kontynencie opowiadał. Niestety nie otrzymałem tego na co liczyłem.
Miałem nadzieję na wirtualną podróż po tym intrygującym kraju, a dane mi było poczuć się jakbym z powrotem trafił na studia. W dodatku do wykładowcy, który zasypuje słuchaczy setkami dat odczytywanych ze slajdów i uprawia demagogię na rzecz swojego, jedynego słusznego, punktu widzenia. Zamiast posłuchać o Australii, słuchałem o tym jak niedobry biały człowiek skrzywdził aborygenów. Oczywiście to jest historia tego kraju, ale nie jest to nic czego nie można przeczytać w książkach historycznych. Możliwe, że nie odebrałbym tego negatywnie, gdyby ten wykład nie był przeprowadzony po łebkach i z wielkim brakiem merytorycznych argumentów. Na szczęście jeden zgrzyt nie przysłonił odbioru całego festiwalu.
Pokazu Tomka Grzywaczewskiego nie widziałem w całości, gdyż żołądek wyciągnął mnie na zwiedzanie Łazisk. Jednak to co widziałem i opinie innych widzów potwierdziły tylko, że Tomek na takich prelekcjach czuje się jak ryba w wodzie, za co wielki szacunek, gdyż przy ilości pokazów jakie prowadził wraz z pozostałymi uczestnikami Long Walk Plus Expedition, mogło mu to już się trochę znudzić. Miło widzieć, że energia ich nie opuszcza i dalej opowiadają o swojej wyprawie żywo i z zaangażowaniem.
Ruszamy w góry
Pomostem między tematyką górską, a ogólnopodróżniczą był pokaz Kuby Rybickiego, który opowiadał o swojej wyprawie na Noszak, aby następnie zabrać nas między mieszkańców Korytarza Wachańskiego.
Kubę znamy i lubimy, bo to człowiek pozytywny, a swoje pokazy prowadzi lekko i z fantazją. No jeszcze jest w nich odrobina humoru. Nie inaczej było tym razem. Fotografie i opowieść zrobiły bardzo pozytywne wrażenie na widzach, którzy, wydaje mi się, stanowili przekrój mieszkańców Łazisk.
Polecamy galerię zdjęć Kuby: Afganistan, jakiego nie zobaczycie w telewizji
Wojtek Kukuczka zaprezentował stworzony przez siebie film dokumentalny Lhotse – Rozgrywka Pokerowa. Jest to próba pokazania południowej ściany Lhotse z perspektywy jego ojca – Jerzego, który zginął właśnie podczas próby zdobycia góry.
Film niesamowity i wciskający w fotel. Ogląda się mając wrażenie, że rzeczywiście to sam Jerzy Kukuczka do nas przemawia. Dla mnie, jako laika w tematyce wspinaczki wysokogórskiej, to była możliwość choćby częściowego zrozumienia tego, co pchało go do zdobywania kolejnych szczytów, często drogami powszechnie uważanymi za niemożliwe do zrealizowania. Jeżeli będziecie mieli okazję aby film Wojtka zobaczyć to nie wahajcie się ani chwili. Zapewniam, że bez względu czy jesteście „ludźmi gór”, czy wolicie poleżeć na słonecznej plaży, ten film zrobi na was ogromne wrażenie.
Kolejna postać to Adam Bielecki – gwiazda wieczoru w Łaziskach i wschodząca gwiazda polskiego himalaizmu. Tej prelekcji byłem ogromnie ciekaw, nawet nie tyle ze względu na prezentowany temat, co ze względu na człowieka. Tematem prelekcji było pierwsze zimowe wejście na Gasherbrum I, którego wraz z Januszem Gołębiem dokonał 9 marca 2012. Opowieść o samym wejściu, jak i opowieść o miłości do gór i wspinaczki. Pasja jaka biła z każdego wypowiedzianego przez Adama zdania była niesamowita. Można nie mieć pojęcia o wielu aspektach technicznych jakie poruszał, jednak słuchało się tego z zapartym tchem.
Nie samymi pokazami festiwal żyje
Organizatorzy festiwalu „Pod górę”zadbali o to aby między poszczególnymi pokazami widzowie się nie nudzili. Zorganizowali muzykę w wykonaniu góralskiego zespołu Watra, zorganizowali świetny poczęstunek w postaci rewelacyjnego chleba z fetem (smalcem) i bardzo dobrego lanego piwa. No i były konkursy. Masa konkursów z masą nagród. Jak sami organizatorzy przyznali – trochę ich nawet za dużo było i zabrakło w pewnym momencie pomysłów na to, jak je rozdać.
Czy warto wybrać się do Łazisk? Jak już wspomniałem na samym początku: warto. Szczerze polecam ten podróżniczy festiwal, gdyż zapał z jakim go robią organizatorzy oraz wsparcie, jakie udaje im się zorganizować, jest godne pozazdroszczenie. Jest też jeszcze kwestia after party… ale to już musicie doświadczyć na własnej skórze.
Dzięki wielkie dla organizatorów festiwalu, chłopaków z Łaziskiej Grupy Górskiej oraz dla wszystkich nowych poznanych tam ludzi.
Komentarze: 4
lukas 25 września 2012 o 9:47
To był chleb z fetem, a nie fetą:)
OdpowiedzWojciech Pietrzak 25 września 2012 o 9:49
O widzisz! Dzięki za uwagę. A ogórek kiszony też miał własną nazwę?
Odpowiedzlukas 25 września 2012 o 11:58
Hmm, nie przychodzi mi nic do głowy, ale gdybyś chciał poznać więcej fajnych słów, to ekipa z gryfnie.com wspaniale nawiguje przez meandry śląskiej godki:)
OdpowiedzAvantaR 25 września 2012 o 14:29
Afterek był bardzo syty, bardzo miło było poznać przedstawiciela Peronu4 – Szwagierek przekolesiem jest! ;)
Dzięki wszystkim raz jeszcze za Festiwal, bez Was ta impreza nie byłaby na w 1% tak dobra. No i prelegenci klasa sama w sobie, zarówno na prelekcji, jak i na afterku :)
Do zobaczenia u nas za rok, ale także na innych imprezach :)
Krzysiek
Odpowiedz