Jak zareklamować wycieczkę do Korei Północnej? Ponurzy ludzie, niedobre jedzenie, zero swobody, brak atrakcji, zimno, daleko, a jak się przesadzi to można wylądować w obozie. O! Piwo mają dobre, ale myślę, że importowane z Niemiec, może jakaś wymiana za żeń-szeń, który prawdopodobnie jest ich jedynym bogactwem naturalnym.

Zdjęcie z wycieczki do Korei Północnej

Pjongjang o świcie. (Fot. Filip Winiewicz)

Korea to kraj równie mało istotny w Azji jak Polska w Europie. Nawet historię mamy podobną. Wciśnięta gdzieś między dwóch gigantów. Można przerobić rysunek Andrzeja Mleczki, na którym Bóg tworząc świat mówi A Korei zrobimy żart i umieścimy ją między Chinami a Japonią.

Ile wiecie o Korei Północnej? Państwo żart, kraj skansen, powrót do przeszłości, ludzie żyją dalej w latach siedemdziesiątych, a ich elita polityczna chodzi zawsze w szarych kurtkach. Cała wiedza oparta na głupich obrazkach z Internetu. Może właśnie przez tą wiedzę poleciałem do Korei w nastroju głupawo-radosnym, może miał na to też wpływ chiński alkohol spożyty w zbyt dużych ilościach poprzedniego wieczoru.

Nigdy nie chciałem tam jechać, nawet nie wiedziałem, że można. Nie lubię wycieczek krajoznawczych, z przewodnikiem, w autokarze, z planem dnia: hotel – restauracja – muzeum – hotel. Jednak rok temu, gdy znajomy Anglik, który nie miał szczęścia doświadczyć komunizmu w dzieciństwie, postanowił w Korei Północnej świętować swoje trzydzieste urodziny, zdecydowałem się mu towarzyszyć. Dawno nie byłem na wakacjach, których nie musiałbym sam organizować.

Okazuje się, że wyjechać do tego niby zamkniętego kraju jest bardzo łatwo. Podobno odwiedzana jest przez 10 tysięcy turystów rocznie, razy 1000 euro, co jest dość ważnym elementem budżetu Korei Północnej. Organizacją wyjazdu zajmuje się kilka firm, najbliższa z nich znajduje się gdzieś w Czechach. Wystarczy przelać im pieniądze na konto. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie wpisywać w tytule przelewu: Korea Północna, bo przelewy dla reżimów są automatycznie blokowane. W moim wypadku wystarczyło odebrać wizę w ponurej ambasadzie w Pekinie, a później pojawić się na lotnisku.

Wycieczka po Korei Północnej

Za miedzą rosną Chiny. (Fot. Filip Winiewicz)

Z przewodnikiem do toalety

Jak to wszystko wygląda na miejscu? Źle! Jest źle i trudno tu mówić o wakacjach. O tyle ciekawie, że można na żywo porównać sobie to co widzieliśmy w Internecie z tym jak jest naprawdę.

Wycieczka zorganizowana jest bardzo restrykcyjnie. Przez cały wyjazd towarzyszy nam dwójka przewodników, którzy nie odstępują na krok. Pójdą za mną nawet do toalety w muzeum. Przychodzi na myśl, żeby się gdzieś wymknąć, ale nikt tak naprawdę nie wie jakie mogą być tego konsekwencje.

Na miejscu okazuje się, że północnokoreański reżim to nie żart, żołnierze z kałachami się nie uśmiechają, a za nasze ekscesy przewodnicy odpowiadają głową. Nie mogę powiedzieć, że nie ma wyboru atrakcji. Pierwszego wieczoru dostajemy listę dostępnych rozrywek, z których połowa jest zamknięta z powodu urodzin któregoś z przywódców.

Atrakcje są wyjątkowo nieatrakcyjne:

  • mauzoleum,
  • muzeum wojskowe,
  • odbudowana świątynia w górach,
  • muzeum pamiątek, które otrzymali obaj przywódcy,
  • okręt wojenny,
  • wystawa kwiatów,
  • cyrk,
  • zawody łyżwiarstwa figurowego
  • i tym podobne.

Ale tak naprawdę wszyscy przyjechaliśmy tu w innym celu. Wycieczka przez cały czas wygląda tak jakbyśmy byli w jednej grupie, a przewodnicy w drugiej i obie grupy widzą coś innego. Koreańczycy próbują nam pokazać piękno i potęgę swojej ojczyzny, w której istnienie mocno wierzą. Turyści zaś przyklejeni do szyb spragnionym wzrokiem szukają biedy, głodu, obozów koncentracyjnych i egzekucji. Wiele z tego można zobaczyć.

Wycieczka, zdjęcia z Korei Północnej

Safari w Korei Północnej. (Fot. Filip Winiewicz)

To co stoi sypie się w oczach

Pjongjang naprawdę nie ma pieniędzy. To co widać za oknem musiało powstać zaraz po wojnie, gdy Korea Północna, na terenie której znalazł się cały przemysł, miała być komunistycznym rajem. Część w latach siedemdziesiątych może dobudowali bracia Rosjanie, ale od tego czasu nie buduje się nic. Nic się też chyba nie produkuje, nie ma materiałów budowlanych, narzędzi.

To co stoi sypie się na oczach. W blokach z wielkiej płyty, o fasadach pomalowanych od strony ulicy na jaskrawe kolory okna mają popękane szyby. Wszystko jest autentycznie stare, a liczne służby porządkowe robią co się da, żeby całość trzymała się kupy. Jeśli nie nastąpi przełom, myślę, że za 20 – 30 lat ze stolicy zostanie kupa gruzu.

W którymś momencie wycieczki, na skraju miasta widzimy domy z glinobitki, które są jedynymi, oprócz absurdalnego hotelu, nowymi budowlami.

Wakacje w Korei Północnej. Kaeson

Kaeson, kiedyś Goryeo, dawna stolica Korei. (Fot. Filip Winiewicz)

Na prowincji jeszcze gorzej

Jeszcze gorzej wygląda północnokoreańska prowincja. Ludzie w łachmanach, wojskowych kożuchach, dzieci patykami grzebią w zmarzniętej ziemi… Czy w poszukiwaniu jedzenia? Nikt nam nie powie.

Krajobraz jest wielkim zaoranym polem. Oprócz sypiących się chatynek nie ma nic, nie ma drzew, nie ma krzaków, płasko po horyzont, każdy nawet najmniejszy pagórek został zaorany pod uprawę, a lasy wycięte w pień wykorzystano na opał. W strefie przygranicznej, w zasięgu wzroku stoją zardzewiałe armaty, na peronie maszeruje oddział żołnierzy z drewnianymi atrapami karabinów. Nie raz wyobrażałem sobie szarżę północnokoreańskiego wojska. Milion fanatycznych wyznawców drogiego przywódcy nacierających ze sprzętem, który sypie się w rękach.

Wycieczka po Korei Północnej zorganizowana jest tak, żebyśmy nie mieli przypadkowego kontaktu z ludźmi. Z okna autobusu widzę jak kobieta na kolanach zbiera z ulicy rozsypane ziarenka ryżu.

Trudno wyciągnąć jakieś wnioski z rozmów z przewodnikami. Na ile mogą oni reprezentować przeciętnego mieszkańca tego kraju? Czy tylko oni przeszli pranie mózgu, czy te same wartości wyznają wszyscy mieszkańcy? Rozmowa nie ma większego sensu.

Patrząc na nich widać, że polski komunizm i ten koreański to dwa różne światy. Polacy stawiali opór, wiedzieli jak wygląda życie na zachodzie, wiedzieli, że jest o co walczyć. Przewodnicy zdają się wierzyć, że żyją w raju, a inni mają gorzej. Potwierdza to książka Barbary Demnick z wydawnictwa Czarne Światu nie mamy czego zazdrościć. Ludzie wychowani w tym systemie nie znają innej rzeczywistości, wierzą w propagandę. Przewodnik nie chce przyjąć do wiadomości, że jego telefon Samsunga został wyprodukowany na południu. To niemożliwe, tam jest bieda i represje. Zapytany przeze mnie o najsilniejsze gałęzie koreańskiej gospodarki, bez wahania odpowiada „elektronika”, a widać, że w tym kraju, gdzie większość fabryk stoi, nie produkuje się nawet kalkulatorów. Na ulicach widzę samochody, które znam z chińskich ulic.

Przewodników jest dwójka, nie budzący zaufania pan i śliczna dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Biała okrągła buzia i czerwone usta w kształcie serduszka, gdzieś czytałem taki opis koreańskiego ideału urody. Zero makijażu, skromne ubranie. Jadąc do Korei, wziąłem ze sobą breloczki z napisem I love Bali, wydawały mi się idealnym prezentem dla ludzi, którzy reprezentują reżim. Nigdy ich nie wręczyłem, tu nie ma miejsca na żarty.

Przewodniczka pyta mnie o Polskę, wie że u nas też był komunizm, a jesteśmy krajem katolickim. Próbuję jej wytłumaczyć, że u nas było inaczej, nie wybraliśmy sobie tego ustroju, zawsze z nim walczyliśmy, a kościół tę walkę wspierał. Widzę, że tą wypowiedzią dużo w jej oczach straciłem, nie potrafi lub nie chce tego zrozumieć.

Oprócz tej dwójki nie poznajemy bliżej nikogo.

Korea Północna. Na granicy z Koreą Południową

Amerykanie nie wychodzą bo zimno. (Fot. Filip Winiewicz)

Czy warto jechać do Korei Północnej

W czasie zwiedzania metra mijamy zwykłych mieszkańców Korei Północnej i nie są to chyba aktorzy. Mogę im pierwszy raz spojrzeć w oczy. Wydaje mi się, że czuję nienawiść i nie wiem czy to zazdrość ludzi wiedzących, że żyjemy w lepszym świcie, czy nienawiść do mieszkańców wrogich państw kapitalistycznych.

Jedną z ostatnich atrakcji jest wyjazd do strefy granicznej. Jest okrutnie zimno. Po stronie północnej, bez mrugnięcia okiem, stoją groźni strażnicy, po stronie południowej nie ma nikogo. Stoi tylko nowoczesny lustrzany budynek oklejony kamerami, Amerykanie nie chcą stać na mrozie. Bardzo podoba mi się scenka, którą widzę w autobusie. Do jadącego z nami, starszego oficera podchodzi Anglik, który chce mu wręczyć prezent w postaci kartonu Marlboro. Wojskowy patrzy na pudełko i mówi: – Nie chcę.

Czy warto jechać do Korei Północnej na wakacje? Wydaje mi się, że nie. Wyjazd polecam jak kurację na głowę tym Polakom, którzy tęsknią za komuną. 4000 złotych za trzy czy cztery noce ekstremalnych wrażeń, z głodowymi porcjami marnej jakości jedzenia. Jeśli jechać, to raczej z nastawieniem uczestnika ekspedycji naukowej niż podróżnika.

Wyjazd do Korei Północnej trochę przypomina to Safari. Gdy Kim Dzong Un przejął władzę, miałem nadzieje, że coś się zmieni, może Korea otworzy granice i podniesie się standard życia. Być wtedy w okolicy, dostać się do kraju, na własną rękę móc zwiedzić ten kraj, mogłoby być porównywalne z lądowaniem na księżycu, Rowem Mariańskim czy wierceniem w lodzie na biegunie północnym. Tyle miejsc gdzie czas się zatrzymał, miejsca, na które nie miały wpływu ostatnie wynalazki, McDonald ’s, Internet. Przygoda życia.

Poza tym, co tak naprawdę znajduje się poza ściśle wyznaczoną trasą wycieczki nikt nie wie. Czy to co widzimy to prawdziwa Korea Północna, czy jest to „to” co Pjongjang chciałby, żebyśmy widzieli. Czy za najbliższą górką jest lepiej czy gorzej?

Bo kto wie, czy cały ten skansen nie stoi tylko na pokaz, żeby ciągnąć pieniądze zza granicy, a gdzieś dalej od drogi nie toczy się normalne życie. Tak się złożyło, że od roku pracuję w południowokoreańskiej firmie. Lubię się czasem podroczyć ze współpracownikami mówiąc im, że Korea Północna jest przynajmniej wolna, a oni od tylu lat pod amerykańską okupacją.

Marnie widzę przyszłość tego kraju. Południe nie chce zjednoczenia z biednym sąsiadem. Wydaje mi się, że jedyną przyszłością byłoby wchłonięcie tego kraju przez Chiny. Mieszkańcom dałoby się jakoś wytłumaczyć zjednoczenie z komunistycznym Państwem Środka, powrót do macierzy, tylko jaki interes miałby w tym Pekin? Lepiej mieć pod ręką nieobliczającego dyktatora ujadającego na Amerykę.

Dokładniejszą relację z wyjazdu można przeczytać na moim blogu: W Korei Północnej.

Pekin, 20.04.2013
Korea 22.02.2012

Filip Winiewicz

Architekt od ponad dwóch lat mieszkający w Chinach, autor bloga www.iloveyourmici.pl. W maju planuje wyruszyć na Chiński Zwiad, motocyklową podróż wokół Chin.